Obiekty pożądania, symbole statusu, finansowe koło ratunkowe dla największych domów mody. Od City Balenciagi, 2.55 Chanel i Baguette Fendi aż po Lady Dior – najsłynniejsze It Bags wracają w nowych kolekcjach. Już nie jako dodatki, a dowody rzemieślniczego kunsztu. Czy to wystarczy, by w kryzysie luksusu pomóc markom odbudować reputację?
„Nie hołd, lecz rekalibracja” – tak Pierpaolo Piccioli skwitował swoją pierwszą kolekcję dla Balenciagi. Rzeczywiście – kokonową sylwetkę Sack Dress obciął do fasonu tuniki, popisową tkaninę Cristóbala, gazar, zmiękczył, a słynną monochromatyczną paletę barw rozświetlił soczystą fuksją i głębokim szafirem. Rekalibracja, w której dziedzictwo Cristóbala projektant przepisał na nowy język elegancji, przez prasę nazwany „new chic”, objęła praktycznie całą damską linię, od szerokich, zaokrąglonych płaszczy po płaskie baleriny z ostrym noskiem.
Jednej rzeczy nie tknął – City Bag, pomysłu Nicolasa Ghesquière'a z 2001, ikony stylu grunge-glam tamtych lat, wówczas znanej jako Motorcycle Bag, teraz z nowym imieniem – Le City. Wznowiony w 2024 przez Demnę model, w tym sezonie po raz pierwszy pokazano w świetle reflektorów, na wybiegu, do tego w bogatej palecie kolorów, na przykład śliwkowej purpurze czy apetycznej czekoladzie. Noszoną do wszystkiego – czy jako mocny akcent koloru do czarnych sukienek, czy do postarzanych dżinsów i skórzanych kurtek. O kształcie i proporcjach identycznych jak pierwowzór sprzed 20 lat. W rekalibracji Picciolego nie tyka się perfekcji.
(Fot. Spotlight/Launchmetrics)
Inni projektanci też postawili na sprawdzone hity. Nowy dyrektor kreatywny Diora, Jonathan Anderson, zadebiutował z nową wersją słynnego modelu Lady Dior o luźniejszej, zaokrąglonej konstrukcji, między innymi w miękkim zamszu, a także kuferka Boston Bag z lat 90. (dziś Groove) i wprowadzonego przez Marię Grazię Chiuri shoppera Book Tote. To samo w marce Bottega Veneta – Louise Trotter proponuje powiększoną i odświeżoną wersję Lauren, kopertówki, którą Lauren Hutton nosiła w filmie "Amerykański Żigolo". Matthieu Blazy w Chanel nie tylko odświeżył model 2.55, ale potraktował go jako punkt wyjścia do swojej pierwszej kolekcji. W końcu w Fendi, dyrektorka kreatywna Silvia Venturini Fendi kończy swoją kadencję wzbogacając kultowy model Baguette o przewijające się w kolekcji kwiaty margeretki, czy to z kamieni, czy koralików.
(Fot. Spotlight/Launchmetrics)
Wielki reset, o którym mówiło się w odniesieniu do tego sezonu, w przypadku toreb okazał się wielkim odświeżeniem, ostrożną próbą przypomnienia najpopularniejszych torebek domów mody. Te same modele, które królowały w latach 90. i 2000., dziś znów stają się głównym wątkiem w kolekcjach nowego pokolenia dyrektorów kreatywnych. Co jest takiego w It Bags, że wracają jak bumerang?
Idea It Bag sięga lat 50. XX wieku. Wtedy torebki, dotychczas widziane przez pryzmat ozdoby, mało praktycznej kopertówki bądź sztywnego kuferka wykańczającego stylizację, zyskały coś nowego: funkcję. Zarówno praktyczną, jak i symboliczną. Ta pierwsza to zasługa Chanel – tak się składa, że Coco nie znosiła wspomnianych puzderek. „Miałam dość trzymania torebki w dłoni” to jej słynny bon mot, który oddaje ideę rewolucyjnej 2.55 – pierwszej torebki wyposażonej w pasek na ramię, zwalniający damskie ręce, pozwalający kobietom w jednej ręce trzymać papierosa, w drugiej drinka, a wszystko to w trakcie tańca. Mężczyźni byli w szoku.
Wymiar symboliczny torebce dała inna ikona, Grace Kelly. Aktorkę, już wtedy księżną Monako, wraz z księciem Rainierem III na nowojorskiej ulicy sfotografowali znienacka paparazzi. Ta była w początkowym stadium ciąży. Z mężem nie podali jeszcze tej nowiny opinii publicznej, dlatego księżna instynktownie zasłoniła już rysujący się brzuszek. Tym, co miała pod ręką: dużą skórzaną torbą Hermèsa, znaną pod prozaiczną nazwą „Sac à dépêches” (teczka, dosł. torba na depesze). Był to prezent od kostiumografki Edith Head, pamiątka po zdjęciach do „Złodzieja w hotelu” Hitchcocka.
(Fot. Spotlight/Launchmetrics)
Jak się okazało, bardzo intratny dla marki. Zdjęcie to, opublikowane w magazynie „Life”, obiegło świat, a klientki Hermèsa zaczęły masowo prosić o "Kelly". Dwadzieścia lat zajęło marce żeby oficjalnie uznać nową nazwę. W ten sposób, dzięki spontanicznemu gestowi i potędze mediów, torebka stała się nie tylko symbolem dyskrecji i statusu, ale przede wszystkim obiektem globalnego pożądania. Tak idea It Bag, torebki-ikony zapisała się w popkulturze.
Przez dekady marki luksusowe doskonaliły tę formułę, łącząc unikalny design ze sprytnym marketingiem. Gucci miało Jackie (dzięki Jackie Kennedy Onassis), Louis Vuitton lansowaną przez Audrey Hepburn Speedy, a Karl Lagerfeld w Chanel stworzył Classic Flap, która stała się symbolem logomanii schyłku XX wieku.
Pod koniec lat 90. do równania wkroczył jeszcze jeden ważny czynnik – marketing. W 1997 roku Sylvia Venturini Fendi stworzyła małą i prostą torebkę, do noszenia pod pachą, tak jak Francuzi niosący do domu świeże bagietki. Od razu postanowiono, że będzie to „hero-item”, najważniejszy, ikoniczny produkt marki. Torebkę wypuszczono w 700 wariantach, sam kształt oraz logo na sprzączce wystarczyło, aby ją rozpoznać. Iskrą zapalną do sukcesu okazał się serial „Seks w wielkim mieście” i słynny okrzyk Carrie Bradshaw – "It's not a bag, it's a Baguette!". Schemat bagietki – unikalny design, silne skojarzenie z gwiazdą i rozpoznawalność w popkulturze – stał się do dziś stosowanym przepisem na sukces dla It Bags.
(Fot. Spotlight/Launchmetrics)
Dziś torebki dosłownie utrzymują domy mody – w Louis Vuitton przychody z torebek to aż 75%, w Diorze galanteria skórzana przynosi 60%, a w Gucci – 50%. W podcaście The Debrief na łamach Business of Fashion, Simone Stern Carbone tłumaczy ten fenomen ich rolą „totemicznych produktów” – najbardziej rozpoznawalnych symboli marek. To również punkt wejścia do świata luksusu – powszechnie rozumiany, widoczny symbol statusu. Dżinsy Bottega Veneta raczej nie zostaną rozpoznane na ulicy, jej pikowana Cassette – owszem. To dlatego Balenciaga produkuje mniejszą, tańszą wersję wspomnianej Le City, ledwo 33 x 20 cm – i nazywa ją First Bag. To klucz do zrozumienia tego zjawiska – małe torebki są tworzone po to, aby być pierwszą „dorosłą” torebką nowego pokolenia klientek luksusowej mody.
Ale małe torebki to olbrzymie pieniądze. Potrafią uratować nawet nie markę, a cały koncern, którego jest częścią. Przykładem takiej historii jest Teckel (z francuskiego "jamnik") marki Alaïa, podłużna, elegancka torebkę na ramię pomysłu Pietera Muliera, wprowadzona w ubiegłym roku. Szybko stała się hitem wśród redaktorów mody i influencerek, wyprzedając się na pniu. Jej sukces był kluczowy dla Richemont (właściciela m.in. Cartier i IWC Schaffhausen), ponieważ koncern mierzył się wtedy z trudnościami: sprzedaż zegarków spadała na łeb na szyję, moda i dodatki na stratach. Wyniki marki Alaïa był tak wysoki (dwucyfrowy wzrost), że pomógł zrównoważyć straty. Mały jamnik uratował wielki biznes.
Dla modowych koncernów, It Bags mają być czymś jeszcze – wytrychem do portfeli pokolenia Z. Jak się okazuje, Zetki mają w zwyczaju dogłębnie badać produkty, zanim wydadzą na nie pieniądze. Ponadto, aż 62% Gen Z i 56% milenialsów preferuje second-hand, szukając unikalności, personalnego stylu i autentycznej historii, której nowe reedycje często nie mają. Te pokolenia nie kupują mitu, stawiają konkretne pytania, przez analityków zwane „przesłuchiwaniem” marki: dlaczego to tyle kosztuje? Czy cena znajduje uzasadnienie w jakości? Czy jest tańsza alternatywa?
To uzasadnione pytania. Sektor luksusowy jest w środku "burzy doskonałej" kryzysów. Ceny szybują w górę, nawet gdy marki wracają do starych modeli, nierzadko obniżając jakość. Do tego dochodzi kwestia ujawnionych w minionym roku skandali. Włoskie sądy ujawniły nielegalne szwalnie pod Mediolanem i Prato, prowadzone przez chińskich przedsiębiorców, gdzie migranci szyli produkty Diora, Armaniego, Valentino czy Loro Piany. Płacono im 4 euro za godzinę, przy 90 godzinach tygodniowo. W ciągu ostatnich dwóch lat sektor luksusowy stracił 50 milionów konsumentów.
To tłumaczy, dlaczego obserwujemy dziś wszechobecny renesans rzemiosła. Marki chcą odrobić straty, obiecując powrót do korzeni. Pierpaolo Piccioli jeszcze w Valentino słynął z pedantycznego wykonania akcesoriów. Dziś to samo przywiązanie do detalu ma wnieść do Balenciagi. Notatki prasowe z pokazu podkreślały "kunszt na poziomie couture" oraz "bogate tekstury i najwyższe rzemiosło". Podczas gdy poprzednie wersje Le City (z 2024 r.) były krytykowane za gorszą jakość, Piccioli wykorzystał wysokiej jakości, miękkie skóry cielęce, a także zredukował też efekt podniszczenia, tak lubiany przez swojego poprzednika. Torba powoli trafia do sprzedaży, a pierwsze recenzje potwierdzają: Le City jest przyjemniejsza w dotyku i bardziej "maślana".
(Fot. Spotlight/Launchmetrics)
Powrót It Bags nie musi być dowodem wyczerpania wyobraźni. Dla wielu domów mody to bardziej coś w rodzaju pojednawczego gestu — próba odzyskania równowagi po latach chaosu. W świecie, w którym luksus stał się masowym towarem, powrót tych ikonicznych form przypomina, czym miał być: rzemiosłem, jakością, trwałością. W tym znaczeniu kryzys, który uderzył w sektor luksusowy, okazał się potrzebny. Po latach inflacji cen i spadku zaufania marki nie mają wyjścia – albo wrócą do korzeni, albo zginą. Dziś perfekcyjne wykonanie, rzemiosło i szacunek dla detalu znów staje się walutą, nie dodatkiem do logotypu. Zamiast powrotu do archiwów, powrót do sedna. W tym sensie Piccioli miał rację – to nie hołd, lecz rekalibracja. A ta, jak każda dobra torebka, zaczyna się od środka.