- Są tacy, którzy marzą o złotym kiblu, ale innym wystarcza pewien poziom - mówi biznesman, Dominik Kaznowski. - Już samo szukanie pracy jest luksusem – dodaje komiczka, Karolina Norkiewicz. Czym jest praca poniżej kompetencji i jak wygląda korporacyjny teatr? Dlaczego pracownicy coraz częściej odrzucają ścieżkę awansu, a rozmowy kwalifikacyjne porównują do najgorszych randek? Zapraszamy na 7. odcinek podcastu „zaTASKowani”.
Z jednej strony słyszymy, że mamy tzw. rynek pracownika, niskie bezrobocie, starzejące się społeczeństwo, czyli ubywa pracujących, a z drugiej szukanie pracy trwa już średnio od trzech do sześciu miesięcy i dłużej, bo maleje liczba etatów i coraz więcej CV przypada na rekrutację - jak wynika z ost. Monitora Rynku Pracy, agencji Randstad. O tym paradoksie i swego rodzaju klinczu rozmawiamy z Dominikiem Kaznowskim, wieloletnim menadżerem w branży internetowej i nowych technologii m.in. w Naszej Klasie, PZU i Agorze, a teraz CEO agencji DigitalWE oraz Karoliną Norkiewicz, komiczką, która bezlitośnie wyśmiewa korporacje wprowadzając do nich tzw. Wikunię Psiapsię z openspejsa oraz scenarzystkę m.in. przy czwartym sezonie „The Office PL” i menadżerkę ds. repertuaru i promocji w Klubie Komediowym w Warszawie.
Rynek pracy się kurczy, jak pokazują dane Głównego Urzędu Statystycznego: rokrocznie (rok ubiegły vs 2023) o 6 proc., a kwartalnie (czwarty kwartał '24 vs trzeci) już o 20 proc. Na to nakłada się mniejsza liczba ofert pracy, bo ze względu na inflację i niepewną sytuację geopolityczną pracodawcy ograniczają zatrudnianie. Mamy więc do czynienia z rekordową liczbą pracowników poszukujących pracy, przy jednoczesnym utrzymaniu niskiego poziomu rotacji. Potwierdzają to wpisy na Linkedin jak ten Tomasza: „Rozpocząłem siódmy miesiąc poszukiwań pracy. Niestety ze względu na to, że moje zapasy finansowe się kończą, postanowiłem zrobić krok w tył i zatrudnić się jako kierowca na aplikacje typu Volt, Uber”. Czy taki „krok w tył” czeka każdego z nas?
„Ja od dziesięciu lat pracuję poniżej moich kompetencji” – mówi wprost Dominik, menedżer z imponującym doświadczeniem. Przez lata zasiadał wysoko w hierarchiach ponad czterdziestu organizacji. Na papierze – sukces. W praktyce – frustracja. „Excel to nie jest sense of my life” – podkreśla i opowiada, że jego codzienność na wysokich stanowiskach często sprowadzała się do wypełniania arkuszy, zestawień, raportów. Choć miał realny wpływ na procesy i strategie, większą część czasu zajmowały mu tabelki. To doświadczenie wielu pracowników korporacji, którzy czują, że ich potencjał został sprowadzony do roli narzędzia w niekończącej się machinie raportowania.
Dominik nie ma złudzeń: „W korporacjach uprawiasz politykę, mówisz coś, bo wiesz, że trzeba tak powiedzieć”. To zdanie podsumowuje kulturę pracy w dużych firmach. Na pewnym poziomie kariery – jak zauważa – liczy się nie tyle merytoryka, ile zdolność rozgrywania gier słownych i gestów.
„Gra na słowa odbywa się na różnym levelu. Dlatego coraz częściej ludzie nie chcą być menedżerami” – dodaje. Ścieżka awansu, która jeszcze dekadę temu była synonimem prestiżu, dziś coraz częściej jawi się jako pułapka. Presja, stres, brak realnej sprawczości i konieczność uczestniczenia w politycznych gierkach skutecznie zniechęcają do obejmowania kierowniczych stanowisk.
Dominik trafnie ironizuje również o nowych korporacyjnych trendach: „Agile? To modne słowo, pod którym kryje się: damy ci więcej pracy”. Zwinne zarządzanie, które miało oznaczać większą efektywność i elastyczność, w praktyce bywa tylko przykrywką.
Na to nakłada się drugi problem – poszukiwanie pracy. Karolina, komiczka, mówi: „Szukanie pracy jest luksusem”. W czasach niepewności gospodarczej, rosnących kosztów życia i presji finansowej, możliwość spokojnej zmiany pracy nie jest oczywistością, lecz przywilejem. Do tego dochodzi sama forma rekrutacji, którą Karolina porównuje do „najgorszych randek ever”. Kandydaci przychodzą z nadzieją na dobre dopasowanie, a wychodzą z poczuciem zmarnowanego czasu i masą niezręczności.
Dominik dodaje z własnej perspektywy menedżera: „Nigdy nie ściągam CV-ek od ludzi”. Jego zdaniem dokumenty aplikacyjne w niewielkim stopniu oddają faktyczne umiejętności kandydata. To kolejny przykład rozdźwięku między oficjalnym językiem rynku pracy a jego codzienną praktyką.
W tle rozmowy pobrzmiewa refleksja, że żyjemy w kulturze ciągłego „więcej”. „Jest nieustanny wyścig do przodu. Muszą być coraz lepsze wyniki” – podkreśla Dominik. To oczekiwanie nie tylko firm, ale i społeczeństwa, które często nagradza za tempo, a nie za jakość czy sensowność działań. „Są tacy, którzy marzą o złotym kiblu, ale są też tacy, którym wystarcza jakiś poziom” – mówi Dominik. Obraz jest dosadny, ale oddaje istotę problemu. Dla części pracowników celem jest nieustanny wyścig: większe mieszkanie, lepszy samochód, kolejne awanse. Dla innych – stabilizacja i równowaga, które nie wymagają spektakularnych symboli statusu.
Zdaniem rozmówców młode pokolenie coraz częściej odrzuca ten wzorzec. „Młodzi mają odwrócony model szczęścia” – stwierdza Dominik. W praktyce oznacza to, że sukces nie jest już definiowany przez tradycyjne symbole awansu i prestiżu, ale przez czas wolny, samorealizację czy równowagę życiową.
To zjawisko budzi niepokój wśród starszych menedżerów, którzy dorastali w kulturze linearnego wzrostu i wspinania się po drabinie kariery. Ale trudno zaprzeczyć, że w obliczu wypalenia zawodowego i kryzysu zdrowia psychicznego, taka zmiana perspektywy staje się coraz bardziej konieczna.
„Albo wygrywasz, albo się uczysz” – powtarza Dominik i zaprasza do zmiany perspektywy. To przewrotne pocieszenie dla wszystkich, którzy czują, że nie pasują do opresyjnych struktur. Nie każdy musi iść w górę, nie każdy musi być menedżerem. Czasami krok wstecz bywa najzdrowszą decyzją.