1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Filmy
  4. >
  5. „Skomplikowani” z Dakotą Johnson brutalnie obnażają absurdy współczesnych związków. Widzowie: „To najzabawniejszy film roku”

„Skomplikowani” z Dakotą Johnson brutalnie obnażają absurdy współczesnych związków. Widzowie: „To najzabawniejszy film roku”

„Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe)
„Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe)
Wszelkie międzyludzkie konflikty, dramaty, nieporozumienia, w tym romanse i zdrady, to coś, co z natury uwielbiamy obserwować, o ile oczywiście nie dotyczą one nas samych. Kiedy życie stawia nas jednak w ich centrum, nie jest już nam tak bardzo do śmiechu, podobnie jak bohaterom „Skomplikowanych”, nowej komedii pomyłek z Dakotą Johnson. Oni się męczą, ale my za to bawimy się przednio.

Nuda w związku zabija wiele relacji, dlatego aby śmierć związku nie stała się faktem, pary chwytają się różnych rozwiązań. Co zatem robić, gdy małżeństwo się sypie? Czy zawsze warto podejmować najbardziej radykalne kroki? Czy otwarte związki mają sens? Czy da się żyć w wolnej relacji, jeśli tak naprawdę nikt nie chce być tym drugim lub tą drugą? Na wszystkie te pytania próbuje, niestety z różnym skutkiem, odpowiedzieć nowa komedia pomyłek o związkach spod znaku „to skomplikowane”.

Czytaj także: Nudzi cię twój związek? A może to samą sobą jesteś znudzona? – pyta Katarzyna Miller

Carey i Ashley są małżeństwem od roku. Pewnego dnia kobieta niespodziewanie prosi jednak o rozwód. Swoją decyzję argumentuje krótko: „Spokojna egzystencja mnie przeraża. Nie chcę, aby moje życie tak wyglądało”. Zrozpaczony Carey szuka więc pocieszenia u przyjaciół, Paula i Julie, którzy żyją w otwartym związku. Ona godzi się na jego skoki w bok, a on przymyka oko, gdy żona ma ochotę na mały romans. W teorii wszystko wygląda idealnie. Sprawy się jednak komplikują, gdy nasz rozwodzący się bohater spędza noc z Julie. Wtedy cała emocjonalna konstrukcja zaczyna sypać się jak domek z kart. Teoria o otwartym związku podlega weryfikacji, a cała czwórka ląduje na rollercoasterze skrajnych emocji.

„Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe) „Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe)

„Skomplikowani”: komediowe studium związków w kryzysie. Recenzja filmu z Dakotą Johnson

„Skomplikowani” upatrują źródło otwartych związków w nieleczonych chorobach wieloletnich miłości: znudzeniu i spowszednieniu. Koncepcja wolnych relacji to jednak dla twórców jedynie pretekst, aby opowiedzieć o miłosnych problemach współczesnego świata: wiecznym relacyjnym nienasyceniu, uczuciu zamknięcia i idącej za nim potrzebie wolności, strachu przed opuszczeniem, wybujałym ego, braku szczerości oraz grze pozorów. A wszystko to ubrane w ramy komedii z odrobiną slapsticku.

Wbrew tytułowi, bohaterowie są tu bardziej pogubieni w swoich pragnieniach i poszukiwaniach, niż skomplikowani. Dążą do czegoś, ale sami nie wiedzą do czego. Z jednej strony chcą stabilizacji, ale aby ją utrzymać godzą się na rozwiązanie, które w żadnym wypadku jej nie zapewnia, a wręcz przeciwnie: zamiast szczęścia i spokoju, daje wyłącznie cierpienie. Chcą nowości, a jednocześnie tego, co już znane. Chcą zarówno żyć w otwartym związku, który daje pozorne poczucie wolności, ale też nie dopuszczać nikogo do drugiej strony. Dopiero, gdy znajdują się w sytuacji dramatycznej, zaczynają odkrywać, że rutyna to nie przekleństwo, a błogosławieństwo, i że nawet najbardziej postępowe układy nie chronią przed uczuciem zranienia.

„Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe) „Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe)

Jeśli chodzi o formę, film przypomina nieco sztukę teatralną. W ten specyficzny klimat wchodzi się, muszę przyznać, dość trudno. Po kuriozalnym otwarciu, które dla głównego bohatera jest prawdziwym wstrząsem, a u widza wywołuje nieprzyjemne ciarki żenady, historia zaczyna jednak nabierać ciekawych kształtów, a intryga rumieńców. Duża w tym zasługa scenariusza autorstwa Michaela Angela Convina i Kyle’a Marvina (na ekranie wcielają się w Paula i Carey’a), którego główną cechą jest skrajny przesadyzm – i nie jest to w żadnym wypadku zarzut.

Mamy tu bowiem nagromadzenie wątków i perspektyw, wyolbrzymianie problemów, przerysowany humor, przeciąganie scen (najlepszym przykładem jest brawurowo nakręcona sekwencja z bójką), mnogość bohaterów i masę zwrotów akcji, które działają trochę na zasadzie śniegowej kuli, a także notoryczne zderzanie sobą sprzecznych postaw i charakterów. Nawet proces, w którym nasza czwórka dochodzi do wniosku, że radykalne rozwiązania nie zawsze są najlepsze, jest rozciągnięty do maksimum. Trzeba jednak przyznać, że to kurczowe trzymanie się zasady „im więcej, tym lepiej” w jakiś magiczny sposób znakomicie się tutaj sprawdza.

Czytaj także: Mało znane komedie romantyczne. Nie pożałujesz ich odkopania

Po drodze bohaterów spotyka też mnóstwo komicznych sytuacji (są nawet żarty z papieża Polaka!). Komedię budują też niedopowiedzenia i dialogi, w tym niesamowicie dowcipne one-linery. Humor ten nie podejdzie jednak wszystkim. Niektóre sceny wywołują śmiech, inne – dyskomfort, a nawet solidny cringe. To po prostu festiwal niewygodnego żartu i trzeba się do tego przyzwyczaić. Na ekranie błyszczy natomiast aktorski czworokąt: Covino jako Paul pokazuje cały wachlarz emocji, Marvin jako Carey to klasyczny everyman w stylu Chandlera Binga, wcielająca się w Julie Dakota Johnson – która zalicza ostatnio serię zaskakująco udanych występów (patrz: „Materialiści”) – po raz kolejny zachwyca naturalnością, a Adria Arjona jako Ashley wprowadza dodatkową dawkę pożądanego chaosu.

„Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe) „Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe)

Owszem, nie wszystko jest tu idealne i można mieć pewne zastrzeżenia – że twórcy bardziej stawiają na zabawę formą niż skupiają się na postaciach; że cały ten układ relacyjny jest nieco nierealny i zbyt przewidywalny, a to, co miało być opowieścią o granicach w związkach, sprowadza się jedynie do postrzelonych gagów. Największą siłą „Skomplikowanych” jest jednak umiejętny balans. Humor jest jednocześnie błyskotliwy, ale też jedzie „po bandzie”. Aktorzy są powściągliwi, ale kiedy trzeba uderzają w tony przerysowania. Twórcy w komediowym stylu obnażają paradoksy relacji międzyludzkich, ale robią to również w bardzo przyziemny i ludzki sposób. Tempo narracji raz przyspiesza, raz zwalnia. Z jednej strony nie jest to wielkie kino, ale nie nie można też powiedzieć, że nie ma ono żadnej głębi, treści czy autorefleksji. I właśnie dlatego „Skomplikowani” działają tak dobrze.

„Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe) „Skomplikowani” (Fot. materiały prasowe)

Czy do kin ściągną tłumy? Zapewne nie, a szkoda, bo to naprawdę świetna rozrywka, która wciąga, nie przynudza i ma na siebie pomysł. Jest nieokiełznana, nieco zagmatwana, trochę dziwna, momentami niekomfortowa, ale całkiem zabawna i ładna w obrazku. Nie niesie co prawda prawd objawionych w dziedzinie relacji (chociaż nieśmiało przypomina, jak bardzo potrafimy się pogubić, próbując być aż nadto otwarci), ale bawi i zaskakuje lekkością. Przymknijcie oko na niektóre scenariuszowe absurdy. Kiedy to zrobicie, „Skomplikowani” wypadają naprawdę nieźle. To kolejny powód, dla którego czasem lepiej udać się do kina na komedię, która rozbraja humorem niż ciężki dramat czy pretensjonalny arthouse.

„Skomplikowani” w kinach od 3 października.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE