Posłuchajmy pary, chciałoby się powiedzieć, typowej, a w każdym razie przychodzącej na terapię z problemem, który często bywa źródłem konfliktów, a nawet przyczyną rozstań – proponuje prof. Bogdan de Barbaro.
Słowo „wolność” nie przypadkiem zajmuje znaczące miejsce w słowniku opisującym współczesność. Używamy tego pojęcia w szerokim zakresie: począwszy od reaktywnych cząsteczek lub atomów, zawierających niesparowany elektron, a zwanych wolnymi rodnikami (skądinąd gdy są w nadmiarze, przyspieszają proces starzenia się organizmu), aż po kontekst polityczno-społeczny (demokracja czy autokracja? kraj wolny czy zawłaszczony przez zaborców?). Cenimy sobie wolność, a niektórzy cenią ją tak bardzo, że aż mylą to pojęcie ze swa-wolą. Z kolei współcześni myśliciele, za brytyjskim filozofem Isaiahem Berlinem, porządkują zagadnienie wolności poprzez rozróżnienie między „wolnością od” a „wolnością do”. Ta pierwsza to wolność od przymusów, na przykład od cenzury czy innych form przemocy, podczas gdy „wolność do” (wolność pozytywna) wyraża się prawami, możliwościami, na przykład prawem obywatelskim uczestniczenia w wyborach czy prawem do życia wolnego od nędzy ekonomicznej. Z tymi wolnościami w różnych państwach i społeczeństwach różnie bywa, a dzisiejszy cyberświat dostarcza nam wielu przykładów, jak skomplikowany jest to problem. Czy media społecznościowe poszerzają nam „wolność do”, skoro dzięki nim możemy obserwować świat w tak wielu jego przejawach? A może jest tak, że owe media zabierają nam wolność, skoro niektórych skazują na uzależnienie od TikToka, a innych zamykają w bańce informacyjnej, osłabiając możliwość pogłębionego rozumienia rzeczywistości?
Doświadczenie terapeuty rodzin i par wskazuje, że w relacjach małżeńskich czy partnerskich może pojawić się szczególny problem z „wolnością od”. Niedostatek tego rodzaju wolności w swojej istocie ma charakter uniwersalny, a w szczególności dotyczy tego, co się dzieje między dwiema osobami.
Oto pani Anna skarży się na swojego partnera:
„Mój Bronek udaje takiego łagodnego, a tymczasem często wybucha, jest wobec mnie agresywny, czepia się o byle co! Jak tak dalej pójdzie, to ja tego nie wytrzymam i wszystko się skończy. A przecież go kocham!”.
Tymczasem komentarz pana Bronisława jest zgoła inny: „Ania to dobry człowiek, ale jest jej, że tak powiem, za dużo. To ona o każdy drobiazg się czepia, wszystkiego chce dopilnować; ja wiem, że to płynie z jej dobroci, ale tego jest naprawdę za wiele. Więc kiedy ja mam tego dość, to jej mówię, żeby się tak nie czepiała, no a wtedy to już mleko się rozlało. Krzyczy, że jestem agresywny. Może rzeczywiście mówię to nieco za głośno, ale, na miłość boską, co to ma wspólnego z agresją?!”. Na to pani Anna reaguje, zwracając się do terapeuty: „No, sam pan teraz widzi, o czym mówię. Nie trzeba wiele, żeby Bronek wpadł w gniew. Panie doktorze, niechże mu pan wytłumaczy, że nie wolno tak się zwracać do kobiety”.
W tym momencie terapeuta zauważa sprzężenie zwrotne między ich wzajemnymi pretensjami i grę, jaką toczą: „To ty jesteś nie w porządku”. Jednak sama diagnoza sytuacji, owo uwikłanie we wzajemne pretensje, jeszcze nie rozwiązuje problemu. Potrzebne jest dotarcie do genezy: dlaczego dwie osoby, będące ze sobą blisko, kochające się, chcące być razem, wpadają w destruktywny i zagrażający związkowi konflikt.
Żeby zrozumieć sytuację, terapeuta zaprasza do rozmowy na temat ich rodzin pochodzenia. „Opowiedzcie coś o swoich rodzicach, o tym, jak wyglądały relacje między wami a rodzicami oraz między rodzicami”. Stopniowo, w trakcie kolejnych sesji terapeutycznych, z opowieści pani Anny i pana Bronisława wyłania się obraz dwóch rodzin. Okazuje się, że ojciec pani Anny jest osobą łatwo wpadającą w gniew, zdarzało mu się być agresywnym słownie, a nawet fizycznie wobec swojej żony, a kilkakrotnie – wobec pani Anny, gdy była dzieckiem. Natomiast matka pana Bronisława była, i nadal jest, osobą niezwykle przywiązaną do swojego syna. Gdy pan Bronisław był jeszcze chłopcem, była wobec niego niezwykle opiekuńcza, dbała o to, by miał wszystko, czego tylko sobie zażyczył. Z biegiem czasu, z kolejnymi latami, Broneczek dorastał i stawał się Bronkiem starającym się o własną niezależność. Lecz gdy próbował się zbuntować na maminą nadopiekuńczość, ta tonęła we łzach i słowami w rodzaju: „Ty mnie już nie kochasz, ja tego nie wytrzymam”, sprawiała, że nastolatek rezygnował ze swoich wyborów, chociażby z wieczornych wyjść z kolegami.
Tak więc pani Anna żyła pod ciężarem gniewnego i agresywne go ojca, zaś pan Bronisław nosił w sobie tłumiony gniew na matkę oraz czujność i obawę, by nie być zawładniętym przez kogoś bliskiego. Gdy się spotkali, na energii zakochania zachwycili się sobą i zaczęli budować trwały związek. Lecz owe zranienia z wczesnych lat zaczęły się w końcu ujawniać – paradoksalnie, ale nie przypadkowo – właśnie wraz z narastającą bliskością. Bo to właśnie w bliskim związku pani Anna doświadczyła od mężczyzny agresji, podobnie jak pan Bronisław w bliskim związku z kobietą doświadczył osaczania uczuciowego. Nic więc dziwnego, że ta para nie mogła zaznać wolności w relacji: między nimi były inne osoby, które im siebie poniekąd zasłaniały.
W tym związku brakuje „wolności od”: od tych doświadczeń z przeszłości, które, trwając w psychice, zasłaniają realność. Wolność partnerów jest zniewolona poprzednimi, jakże ważnymi relacjami. Doświadczają siebie nawzajem nie bezpośrednio, lecz przez pryzmat doświadczeń niegdysiejszych. W uczuciowości pani Anny silny jest zapis o tym, że mężczyźni bywają agresyw ni, zaś w sercu pana Bronisława trwa zapis, zgodnie z którym kobiety to osoby, które osaczają i trzeba się bronić przed ich zachłannością. Pani Anna, patrząc na partnera, widzi w nim nie tylko ukochanego Bronka, lecz także potencjalnie groźnego mężczyznę. Zaś pan Bronisław widzi swoją ukochaną Anię przez pryzmat doświadczeń z matką zabierającą mu samodzielność.
Dlatego oboje doświadczają swego rodzaju zamieszania emocjonalnego: w psychice mężczyzny osoba matki zlewa się z osobą żony, w psychice kobiety osoba męża zlewa się z osobą ojca. To swoiste zamieszanie – w słowniku terapeutów mówilibyśmy o przeniesieniu – sprawia, że wszystko, co się dzieje MIĘDZY NIMI, jest zniekształcone, rzec można – zniewolone doświadczeniami z dzieciństwa. Brakuje wolności od tamtych przeżyć.
Pojawia się szansa: czasem poprzez terapię, czasem dzięki pogłębionym rozmowom w cztery oczy para może budować dojrzałe spojrzenie na siebie i wolność od zniekształceń emocjonalnych. Przybywa „wolności od”. Spojrzenie wolne – a ściślej: przeżywanie wolne – to swego rodzaju dojrzałe spojrzenie na drugą osobę. „Przeżywaj mnie takim, jakim jestem” – mógłby powiedzieć pan Bronisław. „Chętnie – odpowie pani Anna. – Ty też mnie przeżywaj taką, jaką jestem”.
Parafrazując piękną książkę Hermanna Hessego o starości, „Im dojrzalsi, tym młodsi”, można by w tym przypadku po wiedzieć: „Im dojrzalsi, tym bardziej wolni we wzajemnym spojrzeniu na siebie”.
Bogdan de Barbaro, psychiatra, psychoterapeuta, superwizor psychoterapii i terapii rodzin. W latach 2016–2019 był kierownikiem Katedry Psychiatrii Uniwersytetu Jagiellońskiego – Collegium Medicum. Współpracuje z Fundacją Rozwoju Terapii Rodzin „Na Szlaku”.