„Flamenco umożliwia rozwój twórczy i osobisty – jest sztuką dostępną dla każdego” – mówi instruktorka i tancerka Magdalena Siwecka. Nam opowiada o terapeutycznej mocy tradycyjnego andaluzyjskiego tańca w inkluzywnej odsłonie, takiej, która nikogo nie wyklucza.
Wywiad pochodzi z miesięcznika „Sens” 1/2025
Wiemy, jak wygląda taniec flamenco, czym jednak jest flamenco inkluzywne? To nadal sztuka tańca czy może metoda terapeutyczna, rozwojowa albo działanie przeciwko wykluczeniu?
Flamenco inkluzywne to po prostu nauka tańca flamenco, otwarta na wszystkich, bez ograniczeń. Podstawą mojego pomysłu było założenie, że wszyscy uczestnicy zajęć – włącznie ze mną, prowadzącą – mają w sobie gotowość zrozumienia drugiego człowieka, otwartość na wszystko to, co przynosi on ze sobą na to spotkanie.
Każdy z nas jest inny i ta inność, różnorodność jest dla mnie czymś bardzo pozytywnym, dającym inspirację. Z każdych zajęć flamenco inkluzywnego wychodzę bogatsza o nowe emocje, myśli, inspiracje, wzruszenia.
Taniec generalnie jest i terapią, i rozwojem, nie zawsze zabawą – wiele zależy od naszego nastawienia. Niestety, przez lata uczeni jesteśmy bycia doskonałymi, nieustająco lepszymi, dążymy do stworzonego przez społeczeństwo ideału i jeśli coś nam nie wychodzi, to złościmy się na siebie, czujemy rozczarowanie. W rezultacie tracimy naturalną, pierwotną i nieskrępowaną emocjonalność, która jest wpisana w naturę tańca. Co ciekawe, osoby z niepełnosprawnościami umieją to w sobie ocalić i to od nich można na nowo nauczyć się autentyczności i spontanicznego wyrażania emocji.
Flamenco jest sztuką dostępną dla każdego – umożliwia rozwój twórczy i osobisty bez względu na kondycję i sprawność. Mogą je praktykować dorośli, dzieci, seniorzy, osoby z alternatywną motoryką, z niepełnosprawnością intelektualną, neuroatypowe, z niepełnosprawnością wzroku, a także osoby z niedosłuchem. Doświadczenie osób zepchniętych na margines społeczeństwa czy wręcz wykluczonych odciska piętno na tworzonej przez nich muzyce i tańcu flamenco. Są one wyrazem bólu, rozpaczy i tłumionych emocji, krzykiem cierpienia, protestem przeciw niesprawiedliwości, ale także sposobem przekazywania kolejnym pokoleniom odwagi, nadziei i sił do walki przeciw odrzuceniu i zapomnieniu. Dlatego dziś, mówiąc o flamenco, możemy mówić o tak wyjątkowej ekspresji i uniwersalnych dla każdej osoby wartościach – sztuce u swych podstaw pierwotnej, prawdziwej, organicznej.
Za twórcę flamenco inkluzywnego uważa się tancerza i choreografa Joségo Galána. W jego założeniach ważne są empatia i indywidualne podejście do każdego uczestnika. José jako choreograf i pedagog widzi możliwości, a nie ograniczenia. Aktywnie wkracza w świat swoich tancerzy – wspólna praca opiera się na wzajemnym zrozumieniu, szukaniu wspólnego mianownika. Rozmawiając z Josém, ale także analizując własną praktykę taneczną i pedagogiczną, zrozumiałam, że flamenco jest niezwykle organiczne, naturalne i witalne. Akceptuje każdego. Oprócz Joségo Galána w Hiszpanii są zresztą też inne zespoły i artyści, którzy pracują z osobami z niepełnosprawnościami, jak na przykład wybitny tancerz i choreograf Antonio Najarro.
Jaka była pani droga do flamenco inkluzywnego?
Myślę, że zrozumienie znaczenia pracy z tańcem przychodziło do mnie stopniowo, wraz z dojrzałością i doświadczeniem. Moją przygodę z tańcem rozpoczęłam jako sześciolatka i choć to właściwie nie był mój pomysł, tylko mamy, to po pierwszych zajęciach wyszłam zakochana w tańcu – podobały mi się struktura lekcji, muzyka, praca z rytmem, ćwiczenia. Byłam zafascynowana impulsami, które przepływały między moją głową a ciałem. Tak jakby energia, która wcześniej trochę bez ładu krążyła po moim ciele, znalazła wreszcie swój rytm i porządek. To było piękne doświadczenie.
Czytaj także: Twoja dusza jest tancerką, ruch jest lekiem. Rozmowa z certyfikowanym trenerem metody Pięciu Rytmów
Przełomowy był dla mnie dzień, kiedy jedna z dziewczynek przyniosła na zajęcia lalkę z Hiszpanii, ubraną w jaskrawoniebieską suknię do flamenco. Było w niej coś magicznego i hipnotyzującego dla mnie – pożyczałam ją od owej koleżanki, dając jej w zamian cukierki. Wiedziałam, że chcę mieć kiedyś taką sukienkę, chcę być taka sama jak ona. Mama wytłumaczyła mi, kogo przedstawia ta lalka, i od tego momentu marzyłam o nauce tańca flamenco, co w końcówce lat 70. XX wieku, w PRL-u, było w Polsce praktycznie nieosiągalne. Poznawałam więc balet klasyczny, taniec ludowy i współczesny, wierząc, że zaprowadzi mnie to w końcu do ukochanej techniki, co udało mi się zrealizować dopiero, kiedy skończyłam 28 lat. Wtedy rozpoczęłam naukę w flamenco w Polsce oraz po raz pierwszy wyjechałam uczyć się do Sewilli. Potem poświęcałam temu każdą wolną chwilę, przeznaczałam na to wszystkie oszczędności – to był mój indywidualny rozwój i byłam w tym bardzo szczęśliwa.
Jednak nie skończyło się na samym tańczeniu. Z czasem zaczęłam prowadzić zajęcia w szkołach tańca. Przekazywanie miłości do flamenco dalej, obserwowanie, jaką radość sprawia innym nauka, jak odkrywają siebie w tańcu – stało się równie ważne, a z czasem nawet ważniejsze od mojej kariery scenicznej.
Po każdych zajęciach analizowałam w głowie, co się wydarzyło, co się zmieniło, jaka metoda zadziałała, jak najlepiej wytłumaczyć zasady ruchu czy rytmu. Szukałam, nieustannie szukałam, bo widziałam również, z czym mierzą się uczestnicy zajęć, i zastanawiało mnie, jakie są zależności między osobistym doświadczeniem, nieraz traumatycznym, a trudnościami w przyswojeniu konkretnych ruchów. Ludzie przynoszą na zajęcia z tańca zaklęte w ciele traumy, smutki, radości, frustracje… dosłownie wszystko! Te energie między nami krążą, czasem trzeba wiele spokoju i cierpliwości, czasem stanowczości, żeby być dobrym przewodnikiem w świecie tańca. Zdarza się, owszem, że podczas nauki tańca emocje odblokowują się szybko, ale niektórzy uczestnicy są zamrożeni latami. Ważne było dla mnie, by im pomóc, otoczyć opieką, dać poczucie, że każdy ma swój czas i swoją ścieżkę rozwoju. W tym procesie ogromne znaczenie ma siła grupy, bo tańczenie razem flamenco to budowanie wspólnoty i atmosfery zaufania, co uwalnia od poczucia osamotnienia.
W grupie powstaje bezpieczna przestrzeń, w ramach której uczestnicy mogą w każdej chwili wyrazić swoje emocje, co jak wiem, przyciąga wiele osób na zajęcia. W tej niewielkiej społeczności wszyscy uczestnicy mają równorzędną pozycję, co sprzyja przezwyciężaniu lęków oraz pozwala poczuć własną siłę, zdobyć pewność siebie, zaś ustalona forma taneczna, w której pracujemy, pozwala uwolnić napięcie oraz przyczynia się do lepszego rozumienia granic, zarówno tych indywidualnych, jak i społecznych. W miarę powtarzania ruchu systematycznie, na każdych zajęciach, można go oswoić, znaleźć dostęp do siebie i do swoich emocji – ten indywidualny rozwój to kolejny etap w pracy z tańcem.
Co bezpośrednio skłoniło panią, by zrobić kolejny krok?
Historia życia mojej mamy, lekarki, wspaniałej i pięknej kobiety, która była osobą z niepełnosprawnością nabytą w wyniku długoletniej choroby. Obserwowałam, jak ktoś tak niezwykły i wcześniej aktywnie niosący pomoc innym traci swój świat przez bariery i ograniczenia. Ta bezradność wobec świata bez dostępności była naprawdę wielkim dramatem jej życia. Postanowiłam więc, że w ramach mojej pracy zacznę działać na rzecz zmiany i inkluzji społecznej. Jestem przekonana, że jeśli każdy z nas w ramach swoich możliwości wykona taką pracę, to zmiana jest możliwa.
Mówimy o więzi, która tworzy się w grupie. Jak wygląda pani więź z uczestnikami?
Te relacje są dla mnie ogromnie ważne. O to, kim staję się dla uczestników zajęć, trzeba by zapytać bezpośrednio ich, jednak dla mnie oni są wielką wartością i inspiracją. Czekam na te spotkania, a kiedy mamy przerwy wakacyjne czy świąteczne, tęsknię.
Nieustannie poszukuję pomysłów na nowe elementy, które wzbogacą zajęcia i sprawią, że staną się one jeszcze bardziej użyteczne i interesujące. Wciąż czytam o projektach prowadzonych na świecie, koresponduję ponadto z twórcami z innych krajów. To wszystko także buduje mnie jako człowieka.
A w tańcu?
Gdy tańczę, mam w sobie cały świat: przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Mam zapisane w ciele łzy, śmiech, wzruszenia, radości, ale też wspomnienia, o których nie chcę pamiętać, i uczę się z tym mierzyć. Podczas tańca opowiadamy o tym razem – moje ciało i moje myśli. Do tego dochodzi potężny ładunek emocji zapisanych w muzyce flamenco, że wprost nie można pozostać obojętnym wobec niej. To tak jakby moja własna historia spotykała się z historiami innymi ludźmi przez zawarte we flamenco opowieści życia jego twórców, ale także tych, którzy przez wieki przekazywali je dalej, dodając swój wątek.
Czy ten projekt to także narzędzie do pani osobistego rozwoju?
Oczywiście, że tak. Uwielbiam się uczyć. Mam tu na myśli zarówno tak zwaną naukę życiową, którą przynosi każdy dzień, ale też zdobywanie wiedzy naukowej. Zatem z jednej strony lubię myśleć o tym, co się wydarzyło, co mi to dało, czy chciałabym doświadczyć tego jeszcze raz albo czy wolałabym takiego doświadczenia w przyszłości uniknąć, z drugiej – biorę udział w konferencjach i webinarach, żeby jak najlepiej poznać doświadczenia innych pedagogów tańca inkluzywnego. Wiedza jest tak potrzebna! Czasem jedno zdanie przeczytane w książce czy usłyszane podczas konferencji może zaowocować wspaniałym pomysłem czy inicjatywą. To inspiruje i daje motywację do działania. Na przykład od lat marzyłam o studiowaniu choreoterapii. Z różnych względów musiałam realizację tego planu odkładać przez wiele lat i w końcu się udało. Kosztowało mnie to dużo pracy i wiele nieprzespanych nocy przed egzaminami, ale w lipcu z radością i dumą odebrałam dyplom ukończenia studiów podyplomowych.
Czytaj także: Metoda Lowena, taniec intuicyjny, tai chi, Pięć Rytmów – jak pozbyć się blokad z ciała?
Czy naprawdę taniec inkluzywny jest dla każdego?
Zapraszam na zajęcia, dowodem jest sam taniec osób z niepełnosprawnością. Każdy uczestnik jest indywidualnością, ma swój charakter, swoje możliwości, a jednocześnie jesteśmy w tańcu wspólnotą, zbudowaną na wzajemnej cierpliwości i otwartości. Jak już wspominałam wszyscy razem posługujemy się tymi samymi „narzędziami”, które daje flamenco. Najważniejszym z nich jest rytm, który nawiguje po uczuciach zawartych w różnych stylach flamenco. Wymaga skupienia, obserwacji, wrażliwości, czujności, koncentracji, uważności, ale także wsłuchania się w siebie i innych. Jest zmienny, wciągający, transowy. Wpływa na dynamikę, tempo, temperaturę muzyki i ruchu. Kiedy we flamenco jest określony rytm, to reszta, czyli śpiew, muzyka i taniec, jest odpowiedzią dla niego i może mieć bardzo indywidualny charakter. Flamenco nie ma zapisu nutowego. Nauka i zrozumienie rytmu polega na powtarzaniu struktury rytmicznej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, tworząc niewidoczną dla oka nić. Ta struktura daje poczucie bezpieczeństwa i stabilności dla tańczących.
Podążenie za rytmami to podążenie za prawdą, za ukrytymi w tej sztuce opowieściami, dramatami, cierpieniami i radościami, ale to także za każdym razem dodawanie do niej własnej historii. Bo flamenco wyraża przede wszystkim uczucia, emocje, a one zawsze są prawdziwe.
Magdalena Siwecka tancerka, instruktorka flamenco, historyczka sztuki, choreoterapeutka. Od ponad 20 lat zajmuje się flamenco. Kształciła się w Polsce i w Hiszpanii. Jej projekt „Flamenco inkluzywne: warsztaty tańca flamenco w inkluzywnej grupie uczestników” zdobył wyróżnienie w piątej edycji konkursu Impuls Kultury – Mazowiecka Nagroda Inspiracji Kulturalnych 2024.