1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. „Tam, gdzie większość ludzi przyspiesza kroku, ja zatrzymuję się i patrzę uważnie”. Spotkanie ze streetartowym artystą Przemkiem Szopnym

„Tam, gdzie większość ludzi przyspiesza kroku, ja zatrzymuję się i patrzę uważnie”. Spotkanie ze streetartowym artystą Przemkiem Szopnym

Szopeen z jedną ze swoich pierwszych prac przed opuszczonym pawilonem handlowym. (Fot. Aga Bilska)
Szopeen z jedną ze swoich pierwszych prac przed opuszczonym pawilonem handlowym. (Fot. Aga Bilska)
Tych miejsc się nie zauważa, omija się je szerokim łukiem. Przemek Szopny, streetartowy artysta, odwzorowuje je jednak w najdrobniejszym szczególe i oprawia w ramy. Tworzone przez niego dioramy to fragmenty Warszawy, która odchodzi, skrawki świata, którego już nie ma albo który lada moment zniknie.

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 5/2025

„Tam, gdzie większość ludzi przyspiesza kroku, ja zatrzymuję się i patrzę uważnie”

Do niedawna tuż przy budynku dworca Warszawa Śródmieście, vis-à-vis Pałacu Kultury i Nauki, stała nieczynna od lat charakterystyczna stara czerwona budka pokryta graffiti. Dziś pewnie mało kto by o niej pamiętał, gdyby nie diorama Przemka Szopnego, który w zeszłym roku uwiecznił to miejsce, uwzględniając każdy szczegół, nawet wciśnięte za framugi okien i rzucone obok budki niedopałki papierosów. Zawsze stara się jak najwięcej dowiedzieć o opuszczonych lokalach, które uwiecznia. – Właściciele zazwyczaj już nie żyją, ale w internecie można znaleźć wzmianki o ich działalności. Czasem, kiedy wrzucam zdjęcia kolejnej dioramy na mój instagramowy profil @szopeen_czlowieku, odzywają się do mnie ludzie, którzy pamiętają te miejsca z dzieciństwa, widzieli je tętniące życiem albo znali tych, którzy w nich pracowali, i dzielą się ze mną swoimi wspomnieniami – opowiada. Tak właśnie poznał historię czerwonej budki ze Śródmieścia.

– Jeden z moich followersów napisał mi, że rok wcześniej prowadził wywiad z bezdomnymi z okolic dworca i dowiedział się od nich, że mężczyzna, który sprzedawał w tej budce smażone kiełbaski, dawał im jedzenie za darmo, a często był to jedyny posiłek, jaki tego dnia jedli. Pomyślałem sobie wtedy, że tworząc tę dioramę, przez przypadek uchwyciłem wszystkie kontrasty Warszawy, nie tylko te estetyczne, ale również społeczne.

Tylko kto z nas przy współczesnym tempie życia ma jeszcze czas na refleksję nad tym, co było? Warszawa zmienia się tak dynamicznie, że właściwie każdego dnia jakaś jej część bezpowrotnie znika. – Dlatego nie interesują mnie ładne współczesne obrazki, zależy mi na tym, żeby przedłużyć życie miejsc, od których bije pewna nostalgia i które przyciągają moją uwagę, mimo że są okropnie zaniedbane, brzydkie i odpychające. Tam, gdzie większość ludzi przyspiesza kroku, ja zatrzymuję się i patrzę uważnie, żeby wyłapać i odtworzyć każdy detal – mówi Przemek. Jako miłośnik graffiti zwraca też uwagę na tagi lokalnych writerów i wszelkiego rodzaju wlepki.

Na placu Zbawiciela w Warszawie. Szopeen stoi przy fotobudce, której miniaturę trzyma w dłoniach. (Fot. Aga Bilska) Na placu Zbawiciela w Warszawie. Szopeen stoi przy fotobudce, której miniaturę trzyma w dłoniach. (Fot. Aga Bilska)

Sztuka uliczna, człowieku

Warszawiak z dziada pradziada, doskonale zna stołeczne enklawy streetartu dzięki zajawce na kulturę hip-hop, a głównie muzykę i graffiti. – Dość wcześnie zacząłem zwracać uwagę na czcionki, w szkolnych zeszytach zamiast notatek miałem różnego rodzaju napisy i rysunki. Rodzice nie byli zachwyceni – przyznaje. Jednak wyrabiany od małego warsztat teraz procentuje w pracy. Przemek od pięciu lat wykonuje również tatuaże i od niedawna prowadzi własne studio na Żoliborzu. A skąd pomysł na dioramy? – Modelarstwem zainteresowałem się jeszcze jako dzieciak, dzięki wujkowi, który prowadził jeden z pierwszych sklepów modelarskich w mieście.

Mało kto wówczas się tym interesował, więc wujek działalność zamknął, ale w swojej piwnicy przechowywał masę rzeczy, które zostały po sklepie. Kiedy do niego przyjeżdżałem, zawsze dostawałem żołnierzyki, paczki farbek, zestawy do samodzielnego sklejania i kombinowałem w domu, co z tego zrobić – wspomina. Porzucił tę zajawkę, kiedy został aktywnym grafficiarzem. Ale kiedy poznał uznanego malarza Grzegorza Worpusa-Budziejewskiego, z którym pracował przy budowie scenografii, wrócił do dawnej pasji tworzenia swoich „małych światów”. – Nauczyłem się od Grześka mnóstwa rzeczy, ale dioramy to rodzaj sztuki, który tak naprawdę skupia w sobie wszystkie moje życiowe doświadczenia i pasje – przyznaje.

Artysta podczas pracy nad nową miniaturą. (Fot. Aga Bilska) Artysta podczas pracy nad nową miniaturą. (Fot. Aga Bilska)

Trójwymiarowy obraz przypomina widzianą przez lupę makietę. Dzięki realistycznym technikom malowania każdy element jest wierną kopią rzeczywistości. Nie pokazuje jednak całej bryły budynku, tylko jej część. Diorama to przestrzeń przecięta na pół, widziana w przekroju 180 stopni, zamknięta ramą, dzięki temu można ją powiesić na ścianie, jak obraz. – Nazywam to formą rzeźboobrazu, choć czasem staram się ożywiać swoje prace, wprowadzając do nich jakiś element interaktywności. W niektórych witrynach czy oknach miniaturowych kamienic, które tworzę, po zmroku zapalają się światła. Taka diorama może więc pełnić również funkcję klimatycznej lampki nocnej – podpowiada. Dba jednak o to, by jego prace były przede wszystkim sztuką, a nie dekoracją, pamiątką czy zabawką, choć i tak bywają kojarzone.

Artysta na ulicy Grzybowskiej 46 w Warszawie. W tle zabytkowa kamienica, która grała w kultowej komedii „Poszukiwany, poszukiwana” i miała zostać wyburzona na początku 2025 roku. (Fot. Aga Bilska) Artysta na ulicy Grzybowskiej 46 w Warszawie. W tle zabytkowa kamienica, która grała w kultowej komedii „Poszukiwany, poszukiwana” i miała zostać wyburzona na początku 2025 roku. (Fot. Aga Bilska)

W procesie zmiany

– Moje dioramy to sztuka bez ograniczeń wiekowych, która przyciąga ludzi z różnych światów i środowisk. Na Instagramie obserwuje mnie mnóstwo młodych ludzi, ale ostatnio jedną z moich prac kupiła sześćdziesięcioparolatka, czyli kobieta z pokolenia, które street art postrzegało bardziej jako wandalizm niż sztukę. Inna diorama pojechała z kolei do mężczyzny, który od trzydziestu kilku lat mieszka w Norwegii i chciał mieć tam skrawek miasta, z którego pochodzi. Warszawy, jaką zapamiętał sprzed trzech dekad. Z kolei kilkulatkom, które przychodzą na moje wystawy, kojarzą się z domkami dla lalek – opowiada.Ich tworzenie to jednak nie zabawa, ale precyzyjne, wielogodzinne, mozolne zajęcie. – Bywa tak, że kiedy moja dziewczyna wychodzi z domu przed ósmą, ja już od godziny siedzę w pracowni. Ona wraca, idzie na angielski, siłownię, robi mnóstwo innych rzeczy, zasypia, a ja tworzę kolejne detale dioramy. Kiedy następnego dnia rano pokazuję jej efekty swojej pracy, czasami trudno jej powiedzieć, co się zmieniło – mówi. Odwzorowanie klamki czy jednej witryny potrafi zająć pół dnia.

Diorama żółtych drzwi, inspirowana miejscem ze Stanów Zjednoczonych, praca dodatkowo świeci(Fot. Aga Bilska) Diorama żółtych drzwi, inspirowana miejscem ze Stanów Zjednoczonych, praca dodatkowo świeci(Fot. Aga Bilska)

Lista miejsc, które chciałby zatrzymać i zamknąć w swoich dioramach, jest długa, problem polega na tym, że relikty przeszłości szybko znikają z mapy Warszawy. Raz, przygotowując się do pracy nad dioramą i robiąc dokumentację fotograficzną kamienicy, która zagrała w kultowym filmie „Poszukiwany, poszukiwana”, usłyszał, że budynek ma zostać wyburzony ze względu na poszerzanie ulicy Grzybowskiej. Kiedy pojechał tam następnym razem, faktycznie na miejscu zastał już płoty budowlane i tabliczkę z napisem „Zakaz wstępu”. – Byłem pewien, że tym razem nie uda mi się skonfrontować gotowej dioramy z prawdziwym miejscem, bo zanim skończę pracę, kamienica przestanie już istnieć. Ale nagle postanowiono, że budynek zostaje, ponieważ został wpisany na listę zabytków – wspomina.

Kiedy odtwarza jakieś miejsce, ono tak naprawdę cały czas się zmienia. Pojawiają się na nim nowe napisy, naklejki, ogłoszenia, plakaty. Takie drobnostki z jednej strony zaburzają koncept pracy, z drugiej tworzą niepowtarzalną historię i pokazują dynamikę miasta, w którym nawet pozornie opuszczone miejsca wciąż żyją swoim rytmem, choć większość z nas tego nie zauważa.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze