Co tydzień słucha ich średnio kilkadziesiąt tysięcy słuchaczy, a na niedawne spotkanie w Warszawie przybyły tłumy. Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński edukują o historii Stanów Zjednoczonych, tłumaczą współczesną Amerykę, ale też uczą krytycznego myślenia, fact-checkingu i niedoszukiwania się we wszystkim analogii. Za swoją działalność otrzymali już Nagrodę Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego.
Tekst pochodzi z magazynu „Zwierciadło” 4/2025
Zacznę od włożenia kija w mrowisko: czy wasz podkast jest o Trumpie?
Łukasz Pawłowski: Jest także o Trumpie, bo nie da się mówić o Stanach Zjednoczonych, pomijając tę postać. Donald Trump jest w amerykańskiej polityce i amerykańskim życiu obecny od 2015 roku, a tak na poważnie od listopada 2016 roku, kiedy pierwszy raz wygrał wybory prezydenckie.
Piotr Tarczyński: Mówimy o Trumpie, bo zajmujemy się bieżącą polityką Stanów Zjednoczonych, a tak się składa, że bieżąca polityka Stanów Zjednoczonych to Donald Trump, czy nam się to podoba, czy nie. Przez trzy lata kadencji Joego Bidena było go w naszym podkaście trochę mniej – i nie mogę powiedzieć, żeby nam było z tego powodu źle – ale wrócił, kiedy zaczęły się prawybory republikanów. Kolejne cztery lata zapowiadają się bardzo „trumpowo”, ale nie zamierzamy relacjonować jego każdej decyzji czy wypowiedzi. Chyba nie mamy na to siły, słuchacze też, dlatego częściej będziemy sięgać w przeszłość i planujemy sporo odcinków historycznych.
Jako słuchaczka lubię je chyba najbardziej. Paradoksalnie najlepiej tłumaczą mi współczesne Stany.
Piotr: Każdy słuchacz czy słuchaczka mają coś, co ich najbardziej kręci i bawi, i zwykle chcieliby, by takich odcinków było najwięcej. Rzeczywiście dużo entuzjastycznych komentarzy mamy pod odcinkami historycznymi, bardzo rzadko się zdarza, żeby ktoś pisał: „Róbcie więcej bieżącej polityki, więcej demokratów i republikanów, więcej Trumpa”…
Łukasz: A potem to te odcinki mają najwyższą słuchalność.
Trudno nie mówić o Trumpie, bo jest on też uosobieniem kierunku, w jakim niebezpiecznie skręca sama Ameryka, ale też świat. Powiedziałabym, może trochę na wyrost, że wasz podkast w jakiś sposób tłumaczy też Polskę. Słuchając o tym, jak Amerykanie radzą sobie z frustracją po ostatnich wyborach, lepiej rozumiemy niezadowolenie z klasy politycznej w naszym kraju. Rzeczy, które tam są nabrzmiałe, u nas też nabierają rozpędu.
Piotr: Moim zdaniem ten kierunek jest wręcz odwrotny. Czyli rzeczy, które dzieją się u nas, dopiero potem docierają do Stanów. To najpierw w Europie, ale i w naszym kraju, do władzy doszli prawicowi populiści. Ja generalnie nie lubię doszukiwania się analogii na siłę, w czym przodują niektórzy publicyści, zwłaszcza alt-leftowi. Nie da się przekładać tego, co dzieje się w amerykańskiej polityce, na to, co dzieje się w polskiej. Republikanie to nie jest PiS, a demokraci to nie Platforma Obywatelska. W dodatku jak człowiek podąża za jakąś analogią, to zwykle bardzo nagina fakty, by mu pasowały do tezy.
Łukasz: No tak, ale niektóre rzeczy są rzeczywiście podobne i tak jak mówi Piotr, one najpierw kiełkują na naszym poletku, zanim rozkwitną w Stanach. Dla mnie taką rzeczą było choćby to, że Trump przez cztery lata mówił nieprawdę, że wygrał poprzednie wybory, a je przegrał, podczas gdy w Polsce takim powtarzalnym kłamstwem bez pokrycia była i jest cała narracja smoleńska.
Z drugiej strony – co też często podkreślacie – Stany są krajem, w którym występują problemy, jakich nie ma nigdzie indziej.
Łukasz: To nie jest nasza teza, my ją tylko powtarzamy. Po pierwsze, kwestia dostępu do broni i negatywnych konsekwencji z tym związanych. Po drugie, kwestia braku lub ograniczonego dostępu wielu amerykańskich obywateli do podstawowej opieki zdrowotnej – problem szerzej nieznany wśród bogatych krajów Europy. Nawet jeśli narzekamy – i słusznie – na naszą służbę zdrowia, bo to jest obszar, w którym zawsze brakuje i ludzi, i pieniędzy, to w Polsce opieka zdrowotna na szczęście nie podlega logice rynkowej, czyli jednak chodzi o to, by ludziom pomagać, a nie by na tym zarabiać, natomiast w Stanach zostało to zupełnie odwrócone i stało się ogromnym problemem.
Piotr: Trzecim problemem, właściwie zupełnie nieznanym poza Stanami Zjednoczonymi, są długi studenckie. Ludzie, którzy skończyli studia trzydzieści lat temu i mają całkiem niezłą pracę, wciąż spłacają tam kredyty zaciągnięte na poczet studiów. Barack Obama spłacił swój dług studencki zdaje się na krótko przed tym, jak został senatorem. Dobrze mówię, Łukaszu?
Łukasz: Myślę, że jeszcze później. Marco Rubio, obecny sekretarz stanu, spłacał swój dług studencki jeszcze jako senator, a kongresmenka Alexandria Ocasio-Cortez wciąż go spłaca.
Piotr Tarczyński i Łukasz Pawłowski twórcy "Podkastu amerykańskiego" (Fot. Szymon Szcześniak/Visual Crafters)
A czy coraz bardziej pogłębiającą się polaryzację wśród amerykańskiego społeczeństwa, o jakiej mówicie, ale i piszecie w swoich książkach, można by odnieść do tej, jaka ma miejsce w Polsce?
Łukasz: To jednak wciąż nie ta skala. Spójrz choćby na nas, jak tu razem siedzimy. Oprócz tego, że wszyscy nosimy okulary, to jesteśmy biali i mamy jednak podobny background kulturowy, choć oczywiście te różnice są większe niż jeszcze parę lat temu. Na przykład Piotr jest gejem, o czym pewnie czterdzieści lat temu nikt by otwarcie nie mówił…
Piotr: Czterdzieści? Jeszcze dwadzieścia, może nawet dziesięć lat temu. To znaczy, ja i dwadzieścia lat temu mówiłem...
Łukasz: No dobrze, jeszcze dwadzieścia. Ale nawet mimo tego skala zróżnicowania ludzi w Stanach jest znacznie większa niż w Polsce. Co swoją drogą długo było siłą Amerykanów, bo sprawiało, że polaryzacja polityczna nie była tak duża – ktoś mógł być republikaninem, ale jednocześnie czarnym i w dodatku katolikiem, czyli jednocześnie miał wiele tożsamości. Teraz tożsamość partyjna staje się dla wielu osób absolutnie fundamentalna, więc skala polaryzacji się zwiększa i na przykład rzadko się zdarza, aby ktoś był jednocześnie czarną kobietą i republikanką.
Polaryzacja zwiększa się także dlatego, że Amerykanie nie mają jak przenieść poparcia na inne partie. W Polsce człowiek niezadowolony z PO i PiS-u może zagłosować na Lewicę, Trzecią Drogę czy nawet na Konfederację i w ten sposób upuścić trochę frustracji, jaką wywołują u niego dwa największe ugrupowania. Tymczasem w Stanach są albo demokraci, albo republikanie, nie ma innej możliwości.
Piotr: Zwróćcie jeszcze uwagę, jak to wygląda na poziomie czysto formalnym. Jeśli jesteś mieszkańcem Warszawy i masz poglądy prawicowe, to wprawdzie prezydent nie jest „twój”, rada miejska w większości też nie jest „twoja”, ale masz przynajmniej jakiegoś posła z Warszawy, który nie jest z Platformy.
Tymczasem w podobnej sytuacji w Stanach miałbyś absolutną dominację jednej partii. I jeśli masz prawicowe poglądy, a mieszkasz w San Francisco, to naprawdę nie wiem, czemu jeszcze się stamtąd nie wyprowadziłeś, bo nikt cię tam nie reprezentuje, i to na żadnym poziomie: od rady dzielnicy do władz stanu. Jeśli jesteś lewicowym mieszkańcem niektórych części Alabamy czy Mississippi – podobnie. Co sprawia, że ludzie zamykają się w swoich bańkach i mają poczucie oblężenia czy absolutnego dyktatu jednej strony. To jest właśnie największa waga systemów dwupartyjnych, czego u nas na szczęście nie ma.
A jednak amerykańska polityka jest fascynująca, ogląda się ją nieraz jak dobry serial. Zresztą to właśnie od tej fascynacji zaczął się wasz podkast.
Piotr: Pierwsze odcinki zaczęliśmy wypuszczać w 2020 roku, właściwie z okazji wyborów prezydenckich. Był początek pandemii, wszyscy tworzyli wtedy podkasty, a ponieważ z Łukaszem rozmawialiśmy wyłącznie o amerykańskiej polityce, to uznaliśmy, że może spróbujemy to nagrać i zobaczymy, czy kogoś zainteresuje. Po wyborach, kiedy kampania się skończyła, stanęliśmy przed decyzją, co dalej, czy zawiesić ten projekt na kołku, czy jakoś go rozszerzyć. Uznaliśmy, że spróbujemy i poszerzymy tematykę „Podkastu amerykańskiego” o zjawiska społeczne i historyczne, ale polityka jest jego ważnym elementem – i zawsze będzie. To nigdy nie stanie się podkast tylko społeczny czy tylko historyczny.
Łukasz: A już tym bardziej nie zamieni się w podkast o kulturze.
Piotr: Zwłaszcza że jeśli chodzi o filmy czy seriale, to my się właściwie w niczym ze sobą nie zgadzamy.
Wiem, co prawda, o niewielu różnicach między wami, ale przyznam, że są one tym, co podkręca moje zainteresowanie waszym podkastem. Na przykład nie zgadzacie się w kwestii najpiękniejszego budynku w Waszyngtonie.
Łukasz: Piotr ma dziwne gusta, ja wolę bardziej klasyczne budynki, nawet trochę „bezowe”.
Piotr: Żeby kolumny miały…
Łukasz: W Waszyngtonie jest Eisenhower Executive Office Building, czyli budynek administracyjny znajdujący się tuż przy Białym Domu, w stylu Napoleona III, ma tam swoje biuro Elon Musk. Albo inny budynek, który kiedyś był pocztą, a dziś mieści się w nim hotel Waldorf Astoria. Też bardzo go lubię. Natomiast Piotr uważa, że oba są brzydkie, bo… Właściwie nie wiem, dlaczego.
Piotr: Bo ja lubię modernizm i brutalizm, czyli na przykład Edgar Hoover Building, w którym mieści się siedziba FBI.
Jako najlepszy serial o amerykańskiej polityce wskazałeś „Veep” („Figurantkę”), a Łukasz – „West Wing” („Prezydencki poker”.)
Łukasz: „Veep” też lubię, nawet wróciłem do niego ostatnio i jak robię coś w kuchni lub wieczorami prasuję, to leci sobie w tle, ale trudniej go oglądać z dziećmi ze względu na wulgaryzmy. Natomiast „West Wing” może być równie dobrze familijną rozrywką, co ma swoje plusy. Myślę, że różnimy się tylko trochę…
Piotr: Różnimy się, ale różnimy się pięknie.
Łukasz: Na przykład ostatni film o Trumpie – „Wybraniec” podobał nam się obu.
Skoro znów go wywołaliście, to spytam, parafrazując trochę Wojciecha Chmielarza, który robił z wami wywiad z okazji 100. odcinka: kiedy dotarło do was, że Trump wygra po raz drugi?
Łukasz: Cały czas dopuszczaliśmy taką możliwość. Różnice między kandydatami do czasu fatalnej debaty Biden – Trump, a potem między kandydatem a kandydatką – były bardzo niewielkie. Kiedy popatrzymy na wybory z 2008 roku, nie mówiąc o wyborach z roku 1980 czy 1984, wtedy przewaga jednego kandydata nad drugim była znacznie większa – zarówno w stosunku głosów od wyborców, jak i w stosunku głosów elektorskich. Nie dajmy się więc zwieść narracji, że wygrana Trumpa była wielkim triumfem, że kompletnie zmiótł drugą partię ze sceny politycznej.
Piotr: Natomiast jeśli pytasz o moment, w którym dotarło do nas, że Trump wygrał, to ja w przerwie między występami w telewizjach zdrzemnąłem się na godzinę na kanapie w jednej stacji, przykryłem się płaszczem i szalikiem, po czym obudziłem się właściwie tuż przed wejściem na wizję i wtedy, podczas makijażu, spojrzałem na wyniki.
Łukasz: Ja obudziłem się o piątej nad ranem i wtedy sprawdziłem wiadomości w telefonie. Było już pozamiatane.
Zajmujecie się polityką od lat. Czy ona jest jeszcze w stanie wywoływać w was silne emocje, czy raczej podchodzicie do niej na chłodno, okiem eksperta? W podkaście wasze opinie są raczej wyważone.
Łukasz: Kiedy pracowałem w „Kulturze Liberalnej” jako publicysta i dziennikarz, chodziłem do mediów komentować nie tylko amerykańską, ale i polską politykę. I mój tata, który nierzadko mnie oglądał, przekonywał, że jak się człowiek tym za bardzo emocjonuje, nie wypada wiarygodnie. W podkaście staramy się tę politykę tłumaczyć i ją rozumieć, prywatnie mamy dużo emocji, ale niekoniecznie chcemy je uzewnętrzniać na antenie. A i tak często zarzuca się nam, że jesteśmy przechyleni w jedną stronę.
Piotr: Łukasz jest bardziej wyważony i potrafi lepiej ukrywać emocje. Chciałbym sam tak umieć. Zbyt często daję się wkręcić i zaczynam się głośno irytować, natomiast Łukasz irytuje się w duchu. Przy czym we mnie najsilniejsze emocje wzbudza nie tyle amerykańska polityka, co reakcje na nią w Polsce. Mój ulubiony, a zarazem najbardziej znienawidzony slogan to „Ale przecież są silne amerykańskie instytucje”. Czyli co, po raz kolejny są ignorowane normy, po raz kolejny jest łamane prawo, ale polski komentator mówi: „No ale to są Stany Zjednoczone, stara demokracja, silne fundamenty”. No żyła mi wtedy wychodzi!
Łukasz: Okazuje się, że Polacy są bardziej proamerykańscy niż sami Amerykanie, co pokazały choćby badania Pew Research Center: w 2022 roku ponad 90 proc. Polaków miało o USA pozytywne zdanie. W naszym podkaście staramy się Stany trochę odczarowywać, nie dlatego, że ich nie lubimy – jakbyśmy ich nie lubili, to byśmy się nimi nie zajmowali – tylko po to, by pokazywać erozję rzekomo silnych instytucji, wyjaśniać, dlaczego zachowania niegdyś nie do pomyślenia stają się czymś normalnym i że to wszystko ma swoje negatywne konsekwencje. Instytucje opierają się na ludziach – kiedy ci przestaną w nie wierzyć, to mogą się zawalić. Proponujemy też naszym słuchaczom eksperymenty myślowe: „Jak państwo zareagowaliby na informacje, które płyną do nas ze Stanów – na przykład o szturmie na Kapitol – gdyby dotyczyły innego kraju? Gdyby gdzieś w Azji lub Afryce doszło do ataku na parlament po to, by powstrzymać zatwierdzanie wyników prezydenckich wyborów, w efekcie zginęli ludzie, a tłum był bardzo agresywny – co państwo pomyśleliby o tym kraju?”. To trochę pokazuje, że my, Polacy, ale nie tylko, dajemy Stanom Zjednoczonym większy kredyt zaufania. Na zasadzie: „Na pewno będzie dobrze”. Niekoniecznie.
Piotr: Pomyśl, gdyby przywódca Niemiec powiedział: „Mamy uzasadnione pretensje wobec jakiejś części Gotlandii i bardzo chcielibyśmy wcielić ją do Niemiec, właściwie nie wiadomo, czemu jej mieszkańcy tak się upierają, by być Szwedami, podczas gdy mogliby być Niemcami” – to czy ciebie by to nie przeraziło? Nie pomyślałabyś, że Niemcy zachowują się niebezpiecznie? Że podważają w ten sposób międzynarodowe prawa? Tymczasem równocześnie kiedy to samo robi przywódca Ameryki, uspokajamy się: „No ale to tylko Stany, to tylko Donald Trump, to tylko taka strategia”.
A może wszystkim wydaje się, że to nie jest prawda, tylko film?
Piotr: Coś w tym jest…
Łukasz: Ludzie głosują też nogami, a Stany nie są już tak atrakcyjnym miejscem do emigracji dla Polaków, jak to było jeszcze dwadzieścia, trzydzieści lat temu. Po części dlatego, że lepiej się żyje w Polsce, a po części dlatego, że może już nie tak dobrze żyje się w Stanach.
W odcinku poświęconym wydarzeniom z 11 września mówiliście, że już wtedy zaczęła się stopniowa utrata zaufania do rządzących, ale też narastająca coraz bardziej frustracja Amerykanów.
Łukasz: Którą pokazują coraz liczniejsze badania. W dodatku krytyczny stosunek jest bardziej powszechny wśród młodszych pokoleń, a to one – siłą rzeczy – będą za chwilę dominujące. Więc mówienie, że bywało gorzej w czasach wojny secesyjnej czy wielkiego kryzysu, a w latach 60. płonęły miasta i zabijano kandydatów na prezydenta – jest marnym pocieszeniem. Bo czego ma to dowieść? Naprawdę chcemy, by Stany Zjednoczone zreformowały się i zapanowały nad emocjami swoich obywateli dopiero po kolejnej wojnie secesyjnej? Chyba lepiej, żeby to się stało wcześniej.
W książce „Stany podzielone Ameryki” piszesz, że robicie ten podkast dla ludzi zafascynowanych Stanami, ale nie bezkrytycznych. Uważających, że to, co się tam dzieje, jest ważne.
Łukasz: Bo to jest ważne, ważne dla nas wszystkich. Jeśli Stany Zjednoczone stracą swój autorytet, jeżeli zmienią fundamentalnie swoją politykę zagraniczną – to w układzie sił na świecie dojdzie do przetasowania i ktoś inny będzie chciał zagospodarować powstałą lukę. Nie mówiąc już o tym, że Polska swoje bezpieczeństwo opiera w dużej mierze na Stanach.
A co was najbardziej ciekawi w Stanach?
Piotr: Nie wiem, czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Stany interesują mnie w całości, może z jakimś wyjątkiem spraw gospodarczych, na których słabo się znam i które nieszczególnie mnie kręcą. Dzieje każdego imperium są ciekawe. Zwłaszcza jego upadku.
Łukasz: Mam tak samo jak Piotr, mnie w Stanach ciekawi wszystko, i historia polityczna, i historia podbojów, ich parcia na zachód. Ciekawi mnie ich przyroda, infrastruktura czy rozbrajanie takich mitów, jak ten mówiący, że Stany Zjednoczone zbudowano wyłącznie dzięki indywidualnym wysiłkom, a nie pomocy rządu.
Ogromna siła, także kulturowa, Stanów bierze się z tego, że kogo spytasz, ten ma jakieś skojarzenia z tym krajem, a czasem też swoje rytuały. Na przykład ja za każdym razem, kiedy jestem w Stanach – Piotr to wie – kupuję regularnie Dr. Peppersa, gazowany napój w rodzaju coli. Lubię go dlatego, że pijał go Forrest Gump. Jest dostępny w Polsce, ale piję go tylko w USA.
Piotr: Z kolei ja lubię amerykańskie śniadania. Coś, czego w życiu nie zjadłbym w Polsce, bo bym chyba od tego umarł. Wszystko jest tu wielkie i tłuste – i jajka, i kiełbaski, i bekon, i hash browns, i naleśnik z syropem klonowym. Zjesz taką porcję i kolejny posiłek planujesz o 21, w dodatku niezbyt duży. Myślę, że skojarzenia, o których mówi Łukasz, wiążą się często z poszukiwaniem Ameryki, jaką znamy z filmów. Na przykład byłem w śniadaniowni znanej z serialu „Twin Peaks”, tej z czerwonymi siedzeniami, i było super. Pani w kraciastym fartuszku, która dolewała wszystkim kawę z dzbanka, rzucając co chwila sweetie i darling.
Pamiętam, jak pierwszy raz jechałem do Stanów, do Nowego Jorku. Byłem pewien, że jednak na żywo będzie wyglądało to zupełnie inaczej, że w filmach to wszystko jest trochę udawane, podkoloryzowane, przecież to nie może tak naprawdę wyglądać – a jednak wyglądało.
Łukasz: Z drugiej strony ludziom czasem się wydaje, że skoro znają Amerykę z filmów, to znają prawdziwą Amerykę.Wszystkim osobom, które twierdzą, że jako Europejczycy jesteśmy tak podobni do Amerykanów, zalecałbym podróże. Kiedy tylko ląduję w Stanach, natychmiast czuję się Europejczykiem. Niby wszystko jest podobne, ale jednak zupełnie inne.
A jest jakieś doświadczenie amerykańskie, na które specjalnie czekacie?
Łukasz: Nigdy nie byłem w północno-zachodniej części Stanów Zjednoczonych, czyli w stanach Waszyngton i Oregon, nie byłem w Minnesocie, nie byłem w Parku Yellowstone, nie byłem też na Alasce, a bardzo chciałbym. Mógłbym jeździć do Stanów na wakacje co roku, niestety, nie wygrałem jeszcze w totolotka.
Piotr: Ja nie byłem jeszcze na Południu, mam wielki głód Południa, zwłaszcza że czytałem o nim dużo, lubię literaturę Południa, tłumaczyłem Williama Faulknera. Chciałbym przejechać przez cały dół Stanów, przez Luizjanę, Missisipi, Alabamę, Georgię, Karolinę Południową i Północną.
Łukasz: A ja byłem na Południu i bardzo chciałbym tam wrócić. Raz jeszcze zobaczyć Memphis – nie tylko Graceland, ale i samo miasto, zwłaszcza ulicę Beale, przy której są kluby z muzyką.
Oscary oglądacie?
Piotr: No co ty, nie mam 15 lat.
Łukasz: Muszę wyznać, że całe to magiczne Hollywood było jednym z moich większych rozczarowań. Kodak Theatre, dziś Dolby Theatre, gdzie odbywa się ceremonia wręczenia Osca[1]rów, to zwykłe centrum handlowe. Pamiętam, że Aleja Gwiazd zaczynała się koło jakiejś pustej działki, a sam chodnik był brudny i popękany.
Zdradzicie, jakie tematy podejmiecie niedługo w podkaście?
Łukasz: Bardzo lubię odcinki biograficzne i mogę obiecać, że zrobimy odcinek lub dwa o Ronaldzie Reaganie. Piotrze, co ty na to, żeby bohaterem jednego z odcinków był George Wallace, kiedyś gubernator Alabamy, wymieniany jako jeden z tak zwanych proto-Trumpów?
Piotr: Czemu nie, możemy. Myślę, że będzie też kilka odcinków rocznicowych.
Łukasz: Za dwa lata minie 250 lat od powstania Stanów Zjednoczonych.
Czyli zamierzacie robić „Podkast amerykański” do końca świata i jeden dzień dłużej?
Piotr: Zamierzamy robić go tak długo, jak długo będzie sprawiał nam przyjemność i jak długo będą tego chcieli słuchacze. Myślę, że te dwa warunki powinny być jednak spełnione. No, jeszcze się nie możemy pokłócić, ale to chyba nam nie grozi. Ale kto wie, nic nie trwa wiecznie, „Moda na sukces” też się kiedyś skończyła.
Czy ja przegapiłam, czy nie nagraliście jeszcze odcinka o Richardzie Nixonie? Powracającym w wielu waszych odcinkach…
Łukasz: Nie, był odcinek o aferze Watergate, o Henrym Kissingerze czy o Johnie F. Kennedym, gdzie też musiał się pojawić.
Piotr: Może kiedyś taki odcinek powstanie, faktycznie. A może kiedyś napiszę książkę o Nixonie.
Tymczasem czekamy na premierę twojej książki o teoriach spiskowych w Stanach.
Piotr: Trzy dni temu wysłałem ją do wydawnictwa. Jak wszystko dobrze pójdzie, ukaże się we wrześniu.
A Łukasz?
Łukasz: Ja dopiero zamierzam podpisać umowę na kolejną książkę. Robimy to zwykle z Piotrem na zmianę.
Piotr: Na pewno odkąd piszemy też książki, jesteśmy traktowani inaczej, bardziej jak profesjonaliści. Bo sam „podkaster” to trochę jak „influencer”. No i pomaga też to, że obydwaj jesteśmy doktorami, czyli takie trochę dziady, ale przynajmniej niegłupie.
Łukasz: Ja akurat z dziadkami bardzo się utożsamiam. Żona mi czasem mówi, że mentalnie mam jakieś 80 lat.
A jaki ostatecznie był wynik ankiety, w której pytaliście słuchaczy, czy chcą, by mówić do nich na „pan”, „pani”, czy jednak na „ty”?
Piotr: Trzy czwarte słuchaczy chciało, byśmy zostali przy „Proszę państwa”.
To tym bardziej wam dziękuję, że tuż przed rozmową przeszliśmy na „ty”.
Łukasz Pawłowski z wykształcenia socjolog i psycholog, doktor socjologii, autor książki „Druga fala prywatyzacji” oraz „Stany Podzielone Ameryki”.
Piotr Tarczyński historyk, amerykanista, tłumacz, doktor nauk politycznych. Autor książki „Rozkład. O niedemokracji w Ameryce”.