Roślinne historie – profil, dzięki któremu wasz dom zamieni się w dżunglę pełną roślin [Perełki z Instagrama]

Rzesze fanów jego profilu @roslinnehistorie (na Instagramie jest ich już ponad czterysta tysięcy) to nie tylko roślinoluby, ale także osoby, których bawią jego styl bycia i poczucie humoru. Mówi, że jest niewolnikiem roślin. Poświęca im każdą wolną chwilę. Właśnie wydał swoją pierwszą książkę pod tytułem „Roślinne historie”, z której dowiecie się, jak postępować z roślinami, tak aby… dostarczały wam przyjemności.
Małgorzata Welman: Dawidzie, mówisz o sobie Plant Daddy, powiedz zatem, jaką trzódkę masz pod swoją opieką.
Dawid Oleszko: Całkiem sporą – ponad 200 roślin. Zamierzam ją jednak nieco „przetrzebić”. Jest ich już trochę za dużo.
Mieścisz je wszystkie pod jednym dachem?
Mam spory dom, 200 m2.
…czyli 1 roślina na m2?
No niestety nie wszędzie mogę je trzymać.
W łazience masz prawdziwą dżunglę.
O tak, w łazience mam bardzo dużo roślin, bo okna wychodzą na wschód, południe i zachód. Tam w każdym miejscu mogę postawić roślinę, w przeciwieństwie do kuchni, która jest zadaszona przez balkon, więc nie ma w niej wystarczająco dużo światła.
A funkie? One lubią cień, ale to są roślinki ogrodowe…
Ogrodowe w ogóle mnie nie interesują. Kocham tylko doniczkowe, co jest dość zabawne w kontekście mojego wykształcenia – jestem architektem krajobrazu. Mam nawet ogródek, ale rosną tam tylko trzy brzozy i trzy paprocie.
To musi być malutki ogródek…
Nie jest taki mały, ale nie mam czasu, żeby powiększać mój „dzieciniec” o rośliny zewnętrzne.

Jakim tatusiem jesteś dla swoich roślin?
Brutalnym. Co tu dużo mówić: ja się z nimi nie patyczkuję – szarpię, tnę korzenie, rozrywam bryły korzeniowe…
Tak, widziałam, jak ostatnio potraktowałeś monsterę.
Bo to roślina, która wszystko przeżyje. Można ją szarpać, można nią rzucać. Podobnie jak epipremnum, ta też wszystko zniesie.
Epipremnum?
To taka bardzo popularna roślina, która kiedyś rosła w wielu domach, oplatając sznurki montowane pod sufitem.
A tak, pamiętam! Tak jak geranium, też niemal każdy je miał na parapecie.
Anginka! Kocham – mam. Jest teraz tyle odmian: cytrynowe, limonkowe, czekoladowe…
Czekoladowa anginka?
A tak! Producentom się nudzi, to sobie tworzą nowe odmiany.
Geranium wygląda mi na dość kruche, rozumiem, że masz w swojej kolekcji nie tylko pancerne rośliny. Jesteś dla nich bardziej czuły?
Delikatniej traktuję wszystkie wilgociolubne, które mają drobne i gęste korzenie: paprocie, bluszcze, skrzydłokwiaty, palmy…
Yukę?
A nie, z tą już można ostrzej. Zwłaszcza jeśli jest przelana, wtedy szarpię jej korzeniami równo. Ona się bardzo szybko regeneruje.
Rozmawiasz ze swoimi roślinami?
Nie, ubliżam im.
Serio, nie mówisz im rano „Dzień dobry, jak się dzisiaj masz?”?
Nie, i postaw tutaj cztery wykrzykniki!
Ubliżasz im, brutalny ojciec.
No ja już taki jestem – szybki, żywiołowy. Nie mam czasu na pieszczenie się z roślinami. Bach, bach, i po wszystkim.
A widziałeś kiedyś, jak roślina rośnie? Wiesz, tak na własne oczy, jak to dzieje się na filmach przyrodniczych, które pokazują w przyspieszonym tempie życie roślin.
Są takie rośliny, które w widoczny sposób reagują na dotyk. To na przykład mimoza, która po dotknięciu zwija liście.
Masz w domu mimozę?
Miałem kiedyś, ale padła.
Byłeś dla niej zbyt brutalny?
Nie, po prostu ignorowałem ją całkowicie. Ja po prostu nie lubię małych roślin, a mimoza jest taka tycia, nijaka. Uwielbiam duże rośliny, takie kloce, a najlepiej, żeby nie trzeba było czekać, aż urosną.
Czyli gdybyś był ojcem, chciałbyś mieć w domu od razu nastolatka?
Najchętniej pełnoletniego.
Czujesz, że rośliny, którymi się otaczasz, to są żywe istoty?
Nie myślę o nich jak o domownikach, jeśli o to pytasz. Podchodzę do nich z właściwym dystansem, jak do żyjących organizmów, które reagują na warunki zewnętrzne, a tym samym na nasze zaniedbania, ale nie traktuję ich z nadmiernym nabożeństwem, nie rozmawiam z nimi, nie zastanawiam się, czy coś czują.
Czyli nie cierpisz, gdy padają?
Nie, aczkolwiek rzadko to im się zdarza, bo umiem o nie dbać.
Wychodzę z założenia, że rośliny powinny dostarczać nam przyjemność, a nie zbyt wiele obowiązków. Niestety ja nieco przeholowałem i dałem się trochę zdominować. Codziennie tylko rośliny. Mam ich za dużo.

Ile czasu dziennie spędzasz na pielęgnacji roślin?
Od świtu do nocy. Otwieram oczy i od razu lecę grzebać przy roślinach. I zamiast spokojnej porannej kawki obrywam suche liście i latam z konewką. Jak widzę, że z jakąś roślinę coś jest nie tak, skacze mi ciśnienie. A tak nie powinno być – to ma być przyjemność, a nie praca i obowiązek. Nie chcę, żeby tak było.
Chyba musisz wypuścić trochę swojej trzódki w świat.
Tak właśnie mam zamiar zrobić. Wykorzystam spotkania autorskie wokół książki we Wrocławiu, gdzie mieszkam, i przyniosę na nie wszystkie rośliny, które chcę oddać. No bo po co mi aż sześć papirusów?!
Są jednak z pewnością takie, których nie wypuścisz z rąk.
O tak, nie oddam na przykład moich ukochanych sansewierii, popularnie nazywanych językami teściowej. Ich kwiaty pięknie pachną, zwłaszcza wieczorem.
Wiem, że szczególną miłością darzysz także kaktusy. Co Ci się w nich tak podoba?
To są jedne z najpiękniej kwitnących roślin. Poza tym są totalnie bezproblemowe, bardziej niż rośliny posiadające liście. Aczkolwiek nie wiem, czy wiesz, że kolce to też liście, tylko zredukowane po to, aby zmniejszyć parowanie. Kolce to także doskonała ochrona dla kaktusów…
Mają też często taki piękny, zaczepny kształt…
No dobrze, to doszliśmy do momentu, aby porozmawiać o Twoim drugim wcieleniu. Mówisz o sobie wprost, że jesteś zboczuchem, gawędziarzem erotomanem.
Tak i wiem, że nie wszystkim to leży. Piszą do mnie czasami ludzie: „No tyle ciekawej wiedzy, te praktyczne tipy, ale te wigibasy, kręcenie tyłkiem, ten język?!”. Rozumiem, że to może być dla niektórych irytujące. Wielu osobom to nie odpowiada, choć są i takie, których najpierw mój sposób ekspresji odrzuca, ale potem wracają.
Znam kilka osób, które podobnie jak ja śledzą Twój profil. Lubią Twoje poczucie humoru. Ja mam wrażenie, że masz do siebie duży dystans i wszystko to robisz z przymrużeniem oka, będąc totalnie sobą. Zawsze taki byłeś?
Tak, już w szkole. Bawię się tym, choć jest pewien problem: bardzo lubię flirtować, ale niczego więcej nie oczekuję. Gdy flirt idzie za daleko, wycofuję się.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że lubisz być sam.
Tak, jestem introwertykiem, kontakt z ludźmi często mnie męczy. Gdy mam za dużo spotkań, jestem strasznie nakręcony, podekscytowany, a później w cholerę zmęczony. Trudno mi się potem wyciszyć.
Ciekawe musi być życie introwertyka, który zgromadził wokół siebie czterystutysięczną społeczność, a to liczba followersów na samym Instagramie. To tak, jakby obserwował Cię cały Szczecin! Domyślam się, że pisze do Ciebie wiele osób, pytając, co robić, gdy usycha ukochana roślinka. Odpowiadasz na takie pytania?
Dostaję setki wiadomości dziennie. Kiedyś odpowiadałem na wszystkie. Narzuciłem sobie takie zobowiązanie. Dziś, przy tak dużej liczbie obserwujących, to już niemożliwe, odpowiadam tylko na wybrane wiadomości. I to głosówkami, pisanie zajęłoby mi za dużo czasu. Prowadzę konto sam. Nikt nie pomaga mi przy nagrywaniu, montowaniu filmów, a tym bardziej w komunikacji z followersami.
Wszystko robię to sam, także dlatego, że jestem perfekcjonistą i mam wrażenie, że nikt nie zrobi tego za mnie wystarczająco dobrze. To jest niestety moja wada.
Miejmy nadzieję, że Twoi followersi, roślinoluby – jak o nich mówisz – znajdą wiele cennych porad w Twojej książce „Roślinne historie”, której premierę właśnie świętujesz. Jestem bardzo ciekawa, z czym miłośnicy roślin mają największy kłopot. Przelewamy czy zasuszamy?
Najczęściej lejemy za dużo wody albo przelewamy po zasuszeniu.
Jak to?
Jeżeli mocno zasuszymy roślinę, a potem za bardzo ją podlejemy, możemy ją uśmiercić. Wysuszone korzenie nie są w stanie pobrać wody i gniją. Zasuszoną roślinę trzeba podlewać stopniowo: na podstawkę, tak aby podłoże powoli nasiąkało woda. Większość ludzi, widząc usychającą roślinę, leje wodę na hura, robi się bagno i roślina ginie. Trzeba też pamiętać, że nie da się podlać rośliny na zapas.
Jakie rośliny są aktualnie na topie? Trendy panują nie tylko w modzie, ale również we florystyce.
Wyobraź sobie, że nie mam zielonego pojęcia.
Nomen omen…
Ja nie wiem, co się dzieje w social mediach, bo ja nie mam czasu na oglądanie pierdół. Robię swoje, czasami gdzieś tam zerknę, ale nie zwracam uwagi na, to czy jakaś roślina jest modna, czy nie. Wiem tylko, że w pandemii ludzie masowo kupowali rośliny egzotyczne. Te wszystkie variegaty, dziwne odmiany w plamki i ciapki. Cholernie drogie. Sam się niestety na nie nabrałem, ale dość szybko się wyleczyłem, bo doszedłem do wniosku, że to chore kupować rośliny po kilka lub kilkanaście tysięcy złotych.
Tyle kosztują rośliny?
Znam przypadek takiego rarytasa: był taki filodendron, Spiritus-Sancti się zwał. Trzylistna sadzonka do ukorzenienia kosztowała bodaj 20 000 złotych.
Wyszedłem z założenia, że to, co jest teraz bardzo drogie i rzadkie, za chwilę będzie wyprodukowane przez Holandię i będzie kosztowało nie 20 000, tylko 200 zł.
Na jednym z Twoich ostatnich filmików pokazywałeś swoją ostatnią zdobycz, wielka roślina, niemal drzewko.
Euphorbia tirucalli.
Droga?
100 zł, ale musisz wiedzieć, że ja rzadko kupuję roślin w sklepach.
A gdzie?
Korzystam z różnych aplikacji sprzedażowych. Euphorbię też kupiłem od prywatnej osoby, ma 20 lat i jest już całkiem spora. Ludzie często pozbywają się dużych roślin, które zajmują im pół mieszkania, za bezcen. Często takie rośliny przyjmą się u nas lepiej niż takie ze sklepu, bo są już ustabilizowane w warunkach domowych.
Chodzę sobie po takich portalach, oglądam rośliny, wiele wciąż mnie kusi, jak choćby paprocie, które rosną ludziom wybujałe jak chwasty. Lajkuję je sobie, dodaję do ulubionych, choć zazwyczaj nie kupuję, bo – jak już mówiłem – chcę ograniczać, a nie poszerzać moją kolekcję.
Ten sposób pozyskiwania roślin to cenna podpowiedź. Co jeszcze poradziłbyś osobom, które zaczynają swoją przygodę w domową uprawą?
Najważniejsze jest obserwacja. Roślina nam powie, kiedy chce jej się pić, kiedy jest jej za jasno lub za ciemno. To można poznać po liściach.
Potrzebna jest też systematyczność. Tego można się świetnie nauczyć na kaktusach, które trzeba regularnie podlewać.
Początkującym polecam rośliny łatwe w uprawie: na przykład monsterę, która wiele wybaczy.
Czy „Roślinne historie” są Twoją pasją, czy także źródłem utrzymania?
Mam taki komfort, że nie muszę na tym zarabiać. Dlatego też nie wchodzę zbyt często we współprace reklamowe.
Szczęściarz z Ciebie.
Trochę tak. Lubię to, co robię. Robię to, co lubię.
Myślisz, że będziesz się zajmował roślinami całe życie?
Nie wiem. Pewnie zawsze będę miał dużo roślin, ale co będę dalej robić – kto to wie? Za młodu byłem parkingowym, pracowałem z bratem u ojca, potem przez kilka lat działałem w branży odzieżowej. Rok spędziłem w Ghanie, mieliśmy tam ze znajomymi kopalnię surowców naturalnych… włożyliśmy milion i straciliśmy milion. Nabawiłem się tam nerwicy lękowej. Byłem też współwłaścicielem obiektu typu Bed and Breakfast we Wrocławiu. W międzyczasie podejmowałem różne studia: we Wrocławiu zacząłem od ochrony środowiska, w Toruniu studiowałem geografię, potem – znów we Wrocławiu – europeistykę. Trzeba było chodzić na studia, to chodziłem, choć to było na siłę. Wolałem wtedy balować niż studiować. W końcu w wieku 35 lat dojrzałem na tyle, żeby nie tylko pójść na studia, ale także je skończyć. I zostałem architektem krajobrazu. Mam inne pasje, które chciałbym rozwijać. Lubię malować, odnawiać stare meble. Tylko na razie nie mam na to czasu, bo tylko te rośliny, rośliny, rośliny…
