1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. Solo Show – profil, dzięki któremu pokochacie sztukę współczesną [Perełki z Instagrama]

Solo Show – profil, dzięki któremu pokochacie sztukę współczesną [Perełki z Instagrama]

Tomasz Szymański twórca profilu Solo Show (Fot. Piomas, Pawilon Czterech Kopuł)
Tomasz Szymański twórca profilu Solo Show (Fot. Piomas, Pawilon Czterech Kopuł)
Ciekawe, wartościowe, inspirujące profile na Instagramie są na wagę złota. Takich właśnie szukamy w cyklu „Perełki z Instagrama”, który inaugurujemy spotkaniem z twórcą Solo Show – profilu, dzięki któremu pokochacie sztukę współczesną. Tomek Szymański nie zdradzi wam, jak zostać influencerem. Opowie za to, jak prowadzić konto na Instagramie w zgodzie ze sobą, czerpać z tego radość i odnieść sukces.

„Jest coś strasznie miłego, bardzo satysfakcjonującego w dzieleniu się tym, co nam sprawia przyjemność, co nas ukształtowało, co jest dla nas ważne” – mówi Tomek Szymański. Od trzech lat prowadzi profil popularyzujący polską sztukę współczesną, który – mimo niszowej tematyki – zdobywa coraz większe zasięgi. Obserwuje go aktualnie 57 tysięcy osób. Czemu zawdzięcza sukces? Niepowtarzalnej konwencji, ciekawym formatom, ale przede wszystkim temu, że tworzy go z ogromną pasją, emanując przy tym niezwykle pozytywną energią.

O!!! Tomek Szymański! Pozwól, że przywitam Cię równie entuzjastycznie jak Ty przedstawiasz bohaterów i bohaterki cyklu „Art One Shot”, który prowadziłeś na Solo Show. Na początek mam dla Ciebie zagadkę. Czy wiesz, co to za liczba: 2 711 117 498?
Nie mam zielonego pojęcia.

Podobno właśnie tyle kont jest na Instagramie. Jak się w takim tłumie odnaleźć, jak znaleźć tam swoją publiczność?
Czasami próbuję przypomnieć sobie ten moment, odległy o trzy lata, kiedy zaczynałem przygodę z Solo Show. Co mną kierowało, czy miałem przeczucie, że to się uda, czy myślałem, że będą z tego jakiekolwiek pieniądze?

I wiesz, te kwestie na początku w ogóle nie miały dla mnie znaczenia. Lubiłem oglądać filmy o osobach artystycznych, a nie było takich za wiele w Polsce, więc po prostu sam zacząłem je robić. Chciałem spotykać się z ludźmi, których podziwiałem i których chciałem poznać. To była, i nadal jest, furtka do spotkań, do przygód.

Kto był pierwszym gościem na Twoim kanale?
Karolina Jabłońska, malarka z Krakowa. W jej przypadku było o tyle łatwiej, że znaliśmy się wcześniej. Zaraz potem zaprosiłem jednak do udziału Wojciecha Bąkowskiego, postać szczególnie dla mnie ważną, która formowała moją wrażliwość. To, że artysta, którego przez lata stawiałem na piedestale, zgodził się poświęcić mi kilka godzin, było dla mnie bardzo motywujące. Podobnie jak w przypadku innych wybitnych artystów i artystek: Oskara Dawickiego, Daniela Rycharskiego, Kaśki Kozyry, których śmiało mogę nazwać moimi idolami i idolkami, a którzy zgodzili się wystąpić w Solo Show.

Skąd ta nazwa?
Olśniło mnie tuż przed pierwszym nagraniem z Karoliną Jabłońską; leżałem w łóżku, w wynajętym mieszkaniu w Krakowie, zastanawiałem się, jak ten kanał powinien się nazywać, i nagle wpadłem na określenie Solo Show, które po angielsku oznacza wystawę indywidualną. To idealnie pasowało do mojej koncepcji: początkowo chciałem bowiem w stu procentach oddać głos osobom artystycznym. Dopiero potem zacząłem przełamywać nieco ten format, włączając się w narrację i pokazując również siebie.

Tomasz Szymański w Muzeum Narodowym w Warszawie (Fot. Piomas) Tomasz Szymański w Muzeum Narodowym w Warszawie (Fot. Piomas)

Opowiedz trochę o kulisach Twojej pracy. Filmiki, choć króciutkie, są bardzo „pojemne”, dynamiczne, energetyczne, często bardzo zabawne. Wyobrażam sobie, że opracowanie jednego odcinka, który tworzy tak naprawdę minispektakl, musi być bardzo pracochłonne.
Nawiązujesz do serii, która cieszy się największą popularnością na moim kanale, czyli „Art One Shot”. To krótkie wywiady, które – jak sama nazwa wskazuje – nagrywam na jednym ujęciu. Do stworzenia ich zainspirował mnie cykl „73 Questions With” Vogue’a. W przypadku tych nagrań sprawdza się stwierdzenie, że im krótszy materiał, tym więcej pracy wymaga. Tu waży dosłownie każda sekunda, dlatego nie mogę pozwolić sobie na spontaniczność. Realizując ten cykl, przygotowywałem zazwyczaj serię 50–60 pytań, z których wybieraliśmy najciekawsze, najbardziej pikantne, takie, które pozwolą najlepiej pokazać twórczość konkretnego artysty czy danej artystki w tak krótkim formacie.

W sprzyjających warunkach proces pracy nad jednym odcinkiem (opracowanie pytań, dopracowanie szczegółów, przearanżowanie przestrzeni pod kamerę, nagrania, a potem wybranie najlepszej wersji i publikacja) trwa minimum dwa dni robocze. Często jednak o wiele, wiele dłużej. Niektóre odcinki powstawały nawet pół roku, często wymagały skomplikowanej logistyki. Przywołam choćby nagranie z Kojim Kamojim, słynnym malarzem starszego pokolenia, do którego dotarłem po wielu tygodniach starań. Spotkanie w jego pracowni było dla mnie niezwykłym przeżyciem, bardzo się nim stresowałem, ale okazało się, że artysta przyjął mnie niezwykle ciepło i powstał świetny odcinek.

Innym przykładem była relacja z pracowni rzeźbiarki Wandy Czełkowskiej. Miejsce jest dostępne dla zwiedzających rzadko i nieregularnie – nagranie planowałem kilka miesięcy.

Marzysz o rozmowie z jakimś konkretnym artystą lub konkretną artystką?
Jakiś czas temu powiedziałbym, że marzę o nagraniu z Kaśką Kozyrą, ale to się już ostatnio udało i było dla mnie ogromnym zaszczytem, bo to – według mnie – jedna z najważniejszych klasyczek sztuki współczesnej. Żałuję, że nie założyłem Solo Show nieco wcześniej, kiedy żyli jeszcze Magdalena Abakanowicz, Wojciech Fangor, Edward Dwurnik…

O co zapytałbyś Magdalenę Abakanowicz?
Zapewne zadałbym jej pytanie, na które padają zazwyczaj najciekawsze odpowiedzi: jaki jest najdziwniejszy komentarz, który usłyszała Pani na temat swojej sztuki?

Pamiętam, jak Kaśka Kozyra odpowiedziała na to pytanie, mówiąc z delikatną dumą, że usłyszała pod Zachętą, że jest wiedźmą.

Który film na Solo Show jest dla Ciebie szczególnie ważny?
Myślę, że spotkanie z Pawłem Althamerem i grupą Nowolipie. Paweł jest ikonicznym przedstawicielem sztuki krytycznej, ale konsekwentnie ucieka od swojego artystycznego ego we współpracę z ludźmi. Zaprosiłem go do cyklu „Art One Shot”, a on spłatał mi figla. Nie uprzedzając mnie o tym wcześniej, zaprosił na nagranie grupę Nowolipie. Są to między innymi osoby ze stwardnieniem rozsianym, z którymi Althamer od 30 lat współtworzy grupę artystyczną. Po raz kolejny przekłuł w ten sposób balonik wizerunku wielkiego artysty, pokazując wspólnotowy charakter swojej sztuki.

Musiałem szybko zdecydować, czy forsować swój pomysł i zadawać mu wcześniej przygotowane pytania, czy pójść za jego koncepcją i stworzyć zupełnie inną opowieść. I powiem Ci, że było to jedno z najbardziej inspirujących spotkań w dotychczasowej historii Solo Show.

Członkowie grupy Nowolipie świetnie odnaleźli się podczas nagrania, a ja poczułem, że uczestniczę w czymś ważnym, w czym są prawda i szczerość.

Nauczyłem się też przy okazji, że nie zawsze muszę realizować w pełni swoją wizję, że czasem lepiej zaufać gościom i gościniom i otworzyć się na to, co dzieje się na planie.

Czytaj także: Instagram – co nam daje, a co odbiera? Wyjaśnia Katarzyna Kucewicz, Psycholog na Insta

Czy zdarzyło Ci się, że ktoś odmówił udziału w nagraniu?
Zdarzają się takie sytuacje. Na początku odbierałem to bardzo osobiście. Rozumiem jednak, że nie każdy może odnaleźć się w formacie, w którym popularyzację sztuki łączę z rozrywką. Chciałbym w przyszłości stworzyć formaty, w których i oni się odnajdą i będą mogli zaprezentować szerszy kontekst swojej twórczości.

Gdy wyczuwam, że ktoś jest niechętny, nie do końca czuje to medium, ten format – nie naciskam. Największy sukces odniosły materiały, w których między mną a gościem, gościnią była jakaś wzajemna chemia, radość ze spotkania.

Bez kurtuazji mogę powiedzieć, że atut Solo Show to między innymi spore zasięgi, dzięki nim artyści i artystki mogą zaprezentować się szerszej publiczności i skonfrontować się z odzewem. A to jest ważne, bo najgorsze, co może spotkać artystę, to obojętność.

W zaledwie trzy lata udało Ci się na Instagramie zainteresować sztuką współczesną 57 tysięcy osób. To duży sukces, bo – jak wiadomo – to nie kotki ani pieski. Odczuwasz już jakieś przejawy popularności?
Całkiem niedawno na Biennale w Wenecji, gdy nagrywaliśmy moją wypowiedź do kamery, podeszła do mnie dziewczyna i zagadnęła mnie po angielsku. Powiedziała, że mnie rozpoznaje, bo obserwuje Solo Show. Okazało się, że jest z Finlandii. Zdziwiłem się i zapytałem, jak jej się ogląda moje filmiki, skoro nie rozumie polskiego. A ona na to, że to jej w ogóle nie przeszkadza, bo po prostu czuje dobrą energię i podoba jej się strona wizualna tego projektu.

No popatrz, można nie znać języka, ale zrozumieć przekaz, w sumie tak właśnie jest ze sztuką, zwłaszcza współczesną. Jak myślisz skąd tak duża popularność Solo Show, konta o dość niszowej tematyce?
Wiele zawdzięczam mojej partnerce Joannie, która popchnęła mnie w kierunku Instagrama i zachęciła mnie do krótkich formatów oraz działań związanych ściśle z algorytmem, z tym, co Instagram lubi…

A co on lubi?
Przede wszystkim powtarzalność, serie, takie formaty jak właśnie „Art One Shot”. Lubi również pokazywanie siebie, dzielenie się swoimi przemyśleniami i emocjami. Ja do tego długo dojrzewałem, obecnie na moim koncie nie tylko opowiadam o sztuce, ale także pokazuję część mojego życia prywatnego, co chyba tylko dodaje wiarygodności tej opowieści.

Nie wiem, czy samym suchym materiałem o sztuce ten kanał zdobyłby taką popularność.

Zgadzam się. Myślę, że wielka siła Solo Show to Twoja osoba, Twój uśmiech, szczerość, pozytywna energia.
Na czysto ludzkim poziomie jest coś strasznie miłego, bardzo satysfakcjonującego w dzieleniu się tym, co nam osobiście sprawia przyjemność, co nas ukształtowało, co jest dla nas ważne. Prowadząc profil zgodnie ze sobą i swoimi wartościami, wielokrotnie przekonałem się, że dużo większe zainteresowanie może wzbudzić artysta relatywnie mało znany niż taki, który odniósł sukces komercyjny. Tak było na przykład przy filmie o Tomku Mrozie, który wzbudził ogromne zainteresowanie na TikToku. Tomek, fantastyczny rzeźbiarz, toczy tak naprawdę codzienną walkę o to, żeby zajmować się sztuką i móc z niej żyć. Opowiadał w filmie o tym, że ludzie, komentując jego prace, mówią: „Jakie to brzydkie”. Wizualność jego prac może być dla przeciętnego widza odpychająca.

Jak myślisz, co poruszyło Twoich odbiorców najbardziej w tym filmie? Czy to, że potrafił głośno powiedzieć o czymś, co go z pewnością w jakiś sposób boli? O tym, że spotyka się z niezrozumieniem?
To dobry trop. Myślę, że w pewnych sytuacjach odrębność, osobność, bycie trochę na marginesie może przerodzić się w atut. Zresztą podobnie było w przypadku mojej przygody ze sztuką współczesną. Nie miałem tak naprawdę żadnego backgroundu, na przykład rodzinnego. Moi rodzice bardzo lubili sztukę dawną, ale ona do mnie jakoś specjalnie nie przemawiała. Moje zainteresowanie sztuką współczesną zagospodarowało poczucie wyobcowania, które towarzyszyło mi, gdy byłem dzieckiem. Ta jej inność idealnie ze mną współgrała, pewnie dlatego właśnie tak bardzo lubię taką twórczość jak ta Tomka Mroza, która nie przebija się do głównego nurtu.

Solo Show to dla Ciebie hobby czy praca?
Kiedyś łączyłem prowadzenie profilu z innymi zajęciami. Pracowałem między innymi w galerii sztuki, a wcześniej w biurze rachunkowym i grałem epizody w serialach. Od pewnego czasu zajmuję się tylko nagrywaniem osób artystycznych i wystaw, coraz częściej współpracuję z różnymi instytucjami kultury. Mam ten komfort, że spośród wielu różnych propozycji współprac mogę wybierać te, które mnie osobiście kręcą, pod którymi mogę się z czystym sumieniem podpisać.

Chodzenie na wystawy i opowiadanie o tym stało się moją pracą, ale nie jestem krytykiem, kuratorem, dziennikarzem…

A kim?
Pasjonatem. A z wykształcenia filozofem i specjalistą od finansów i rachunkowości.

Tomasz Szymański w Domu Hansenów w Szuminie (Fot. Piomas) Tomasz Szymański w Domu Hansenów w Szuminie (Fot. Piomas)

Instagram to trudne pole do działania, niezwykle drenujące. Ty również tego doświadczyłeś. Wspominałeś ostatnio, że bardzo ograniczyłeś swoją obecność w aplikacji. Co Cię do tego skłoniło?
Jak wspomniałem, do skupienia się na Instagramie zachęciła mnie moja partnerka, która pracuje w social mediach. Dostrzegła w moich działaniach instagramowy potencjał. Wcześniej większość czasu poświęcałem na tworzenie dłuższych materiałów na YouTube'a. Szybko okazało się, że te krótkie formy i moja energia dobrze sprawdzają się na Instagramie. Filmy rozchodziły się viralowo, a ja w trybie ciągłym byłem konfrontowany z wynikami swojej pracy. Codziennie rano budziłem się i sprawdzałem zasięgi, które raz rosły, raz spadały, co jest naturalne, ale bywa frustrujące. Do tego, wraz ze wzrostem popularności profilu, zaczęły pojawiać się mniej lub bardziej uzasadnione głosy krytyki. W którymś momencie stały się one dla mnie problemem.

Pod koniec zeszłego roku zorientowałem się, że więcej czasu poświęcam analizowaniu i konfrontowaniu się z efektami mojej działalności niż temu, co mi daje w niej tak naprawdę największą radość i satysfakcję, czyli chodzeniu na wystawy i odwiedzaniu pracowni artystycznych. Zmęczyło mnie bycie ciągle ocenianym i porównywanie się z innymi.

Jak sobie z tym poradziłeś?
Bardzo ostrym cięciem: od pewnego czasu wchodzę do Instagrama, TikToka raz dziennie, wyłącznie, aby zapostować, sprawdzić, co się dzieje na innych kanałach, które obserwuję, a potem się wylogowuję. Wyłączam również telefon podczas prawie wszystkich spotkań i nagrań. Po pierwsze z szacunku dla rozmówców, ale również po to, aby się nie rozpraszać.

Wymagało to ode mnie na początku bardzo dużo samozaparcia, ale dziś przychodzi mi to naturalnie.

Z Instagramem jest jak z kasynem: wchodzimy tam, aby coś wygrać, zazwyczaj to się nie udaje i wychodzimy stamtąd bardziej zdołowani. A wtedy jesteśmy jeszcze bardziej podatni na pokusę, aby znów „zagrać”. Wracamy więc i próbujemy znów zakręcić kołem ruletki, a nuż tym razem wygramy?

I tak jest w przypadku social mediów: postujemy coś i czekamy na to, aż ktoś zareaguje, polubi nasz post. Jeśli tak się nie dzieje, jest nam przykro, więc znów zaglądamy, może tym razem zobaczymy serduszko? I pętla się zamyka, odcina nas od rzeczywistości.

Jak widać z naszej rozmowy, aby stworzyć coś naprawdę dobrego, wartościowego merytorycznie, a jednocześnie instagramowego, trzeba się bardzo napracować. Jakie rady dałbyś osobom, które zaczynają swoją przygodę na Instagramie?
Po pierwsze, upraszczać, nie wymyślać sobie zbyt skomplikowanych formatów.

Po drugie, eksperymentować, aby sprawdzić, co się ludziom spodoba, i stopniowo dopracowywać ten format. Ja na początku łapałem się każdego pomysłu. Robiłem quizy na stories, relacje z wystaw, wywiady, a potem sprawdzałem, co najbardziej trafia do moich odbiorców i odbiorczyń.

Po trzecie, obserwować trendy, sprawdzać, co się klika, i starać się być na fali, jednocześnie pozostając sobą.

Po czwarte, inspirować się dobrymi pomysłami: mój flagowy projekt „Art One Shot” oparłem na formacie wzorowanym na „73 Questions With” Vogue’a; oczywiście zrobiłem to inaczej, po swojemu, ale skorzystałem z wcześniej przetartego szlaku. Nie zawsze trzeba wymyślać koła od początku.

No i wreszcie to, do czego sam doszedłem dopiero po jakimś czasie: nie bać się ujawnić, pokazać siebie. Ludzie lubią wiedzieć, kto stoi za danym profilem, chcą poznać jego historię i osobistą perspektywę.

Myślę, że doceniają, gdy ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia.
Mam nadzieję, że social media będę zmierzać w stronę merytorycznych treści i twórców, którzy nie poddają się presji algorytmów, wymuszających na przykład jak najkrótsze formy.

Tomasz Szymański podczas NADA Villa Warsaw (Fot. Piomas) Tomasz Szymański podczas NADA Villa Warsaw (Fot. Piomas)

Czy mógłbyś na koniec podać trzy profile na Instagramie, które szczególnie cenisz? Będziemy prosić o to wszystkich gości cyklu „Perełki z Instagrama”, mając nadzieję, że stworzymy z tych poleceń długi sznur pereł, czyli ciekawych kont, które warto obserwować.
Bardzo lubię profil @Maciej Dusiciel poświęcony architekturze, @Matriioszka, czyli konto Karoliny Wojtas, łódzkiej fotografki, autorki między innymi fantastycznych sesji Ralpha Kamińskiego i Kacperczyków, profil @Pozdrowienia_ z małego_ miasta prowadzony przez Maćka Cholewę, artystę, który między innymi jeździ po Polsce i fotografuje najciekawsze przejawy twórczości nieprofesjonalnej.

Jeśli mogę, to polecę jeszcze jedno konto…

Możesz!
To profil mojej partnerki Joanny Dziel, @joanna_it. Megajakościowy content.

Z pewnością zajrzymy, nazwa profilu jest bardzo obiecująca. A tymczasem czekamy na kolejne odcinki „Art One Shot” i Twoje nowe projekty.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze