1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Uważaj! Pasja może stać się obsesją – przestrzega psychoterapeuta Robert Rutkowski

Uważaj! Pasja może stać się obsesją – przestrzega psychoterapeuta Robert Rutkowski

Robert Rutkowski (Fot. archiwum prywatne)
Robert Rutkowski (Fot. archiwum prywatne)
Nie ma mowy o dobrym, satysfakcjonującym życiu, o dobrostanie, kiedy w naszej codzienności brakuje miejsca na pasję, na przyjemność. Jest przeciwwagą dla stresu, który towarzyszy każdemu z nas. Ale… w przyjemności także jest pewien haczyk – trzeba uważać, bo może stać się obsesją – mówi psychoterapeuta Robert Rutkowski.

Czym właściwie jest przyjemność?
Łaskotaniem zwojów naszego mózgu. Gdyby nie przyjemność, tobyśmy się nie rozmnażali, gdyby nie przyjemność, tobyśmy nie jedli.
Mózg potrzebuje „paliwa” w postaci przyjemności, żeby każdego kolejnego dnia chciało nam się w ogóle wstać i żyć.

Kontekst to według ciebie słowo klucz, kiedy mówimy o przyjemności – nie wolno jej z tego kontekstu odzierać.
Podam przykład. Ludzie często używają pewnego terminu, kiedy sięgają po alkohol, mianowicie „reset”. Bierzemy butelkę piwa, wina, bo mamy za sobą trudny dzień, wiec: „Potrzebujemy odreagować”. I kontekst jest tu o tyle istotny, że czym innym jest wypicie wina i wzniesienie toastu podczas święta przyjaciela, wtedy alkohol spełnia funkcje „towarzyską”, jest elementem uzupełniającym jakaś rytualność. Można uznać, że w takiej sytuacji oddanie się przyjemności w postaci spożycia alkoholu jest w miarę bezpieczne. Choć w świetle najnowszych badan bezpieczne nigdy nie jest, ale w tym przypadku alkohol przynajmniej niczego nie ma nam „załatwić”, niczego nie ma regulować, jest elementem towarzyszącym – jak kiszona kapusta, która często łączymy z rybą. Jednak bez niej posiłek wciąż będzie sycący. Natomiast jeżeli alkohol traktujemy jak kocyk, który ma nas ochronić przed chłodem egzystencjalnym, którego doświadczamy, przed problemami, które wszyscy mamy, staje się on ekstremalnie niebezpieczny. Bo wytwarza się wtedy, na poziomie neurologii, bardzo zgubny w skutkach nawyk sięgania po to „lekarstwo”. W tym sensie przyjemności nie wolno odłączać od kontekstu, w którym mamy jej doświadczyć.

Nawet jeśli pilnujemy wspomnianego kontekstu, alkohol jest dość kontrowersyjną „przyjemnością”. Są inne, czy za każdą z nich kryje się pułapka?
Może kryć się za absolutnie każdą. Przyjrzyjmy się np. bieganiu. Jest traktowane jako element zdrowego stylu życia. Bieganiem dodajemy sobie także odrobinę prestiżu. Jest ono tak modne, że zbudowany został na nim ogromny przemysł: buty, zegarki – całe oprzyrządowanie.

Spotykam w swoim gabinecie ludzi, którzy swoją pasję – bieganie właśnie – uczynili obsesją. I tu znowu mamy ten sam mechanizm – to, czy pasja stanie się obsesją, warunkuje kontekst. Na pewno spotkałaś się z czymś takim jak bieganie „na wynik”. Ludzie obwiązują się taśmami, które monitorują rozmaite parametry, następnie przesyłają je do urządzenia zainstalowanego na naszym nadgarstku, które to przesyła liczby do różnych aplikacji, a te połączone są z serwisami społecznościowymi po to, by świat informowany był na bieżąco o twoim przyspieszeniu.

Coś jest nie tak, mówiąc oględnie.
Mówiąc bardzo oględnie, bo ta cała otoczka odbiera nam możliwość koncentrowania się na przyjemności, jaka płynie z samej czynności biegania. Przyjemność przekształca się w zadanie. Zaczynamy biegać, aby poprawiać cyferki na wyświetlaczu, aby poklask był większy. Sam motywuje moich pacjentów, aby ćwiczyli dla poklasku, bo to bardzo skutecznie nakręca, tylko tłumacze jednocześnie, że to jest dobre na starcie, w momencie, kiedy „bierzemy się za siebie”. A z czasem ta chęć otrzymania braw powinna wygasnąć. Bo mamy przybliżyć się do meritum, czyli do czerpania przyjemności z tego, że ćwiczymy. I to jest, z punktu widzenia psychologii, „zdrowy” proces. Tymczasem, zwykle, w życiu, przebiega on odwrotnie.

Gdzie jest ten moment, kiedy się gubimy, kiedy wpadamy w pułapkę, która kryje się za przyjemnością?
Wtedy gdy zbaczamy z drogi dla splendoru, dla poklasku właśnie, nie wystarczają nam dwie własne ręce do bicia sobie brawa. Wciąż potrzebujemy lustra w postaci innych ludzi. Im więcej lajków, tym lepiej. Tak objawia się histeryczna potrzeba akceptacji. Kompensacji emocjonalnej pustki. W bieganiu nie ma przecież niczego złego, bieganie jest super, tylko bywa, że... nagle zaczynamy go potrzebować jak narkoman heroiny.

I całe otoczenie, nasza codzienność zaczyna cierpieć z powodu naszego „zdrowego stylu życia”.
No właśnie, bo nagle okazuje się na przykład, że wakacje, grafik życia rodziny rozpisany jest pod maratony, w których bierze udział mąż, ojciec. Żona i dzieci słyszą: „Przecież tu chodzi o moje zdrowie”.

Powiedziałeś, że każda przyjemność nosi w sobie potencjalną pułapkę, ale przecież nie każdy w nią wpada. Od czego zatem zależy to, czy nasza pasja stanie się naszą obsesją?
Od tego, czy mamy, a jeśli tak, to jak mamy poukładane nasze zasoby emocjonalne. Kluczowa jest tu samoświadomość. Ważne jest to, na ile mamy wypracowane, ukształtowane poczucie własnej wartości. Czy dostaliśmy w domu rodzinnym wsparcie w postaci akceptacji, wiary we własne kompetencje. To wszystko jest naszą tarczą obronną. Miałem pacjenta, syna profesora: przyszedł przed laty do ojca, dumny, i powiedział, że zrobił magisterium, a dokonał tego po wielu bólach. I usłyszał: „Pogadamy, jak zrobisz doktorat”. Tak demoluje się człowiekowi jego poczucie wartości, tak buduje się w człowieku skłonność do tego, aby w przyszłości jego pasja stała się jego obsesją. Bo nie ma on w sobie narzędzia do czerpania satysfakcji z drobnych rzeczy. Potrzebuje wielkiego „wow”, aby na chwilę poczuć się wyjątkowym. Często proszę moich pacjentów, aby obserwowali siebie i swoje życie przez 24 godziny i wydobyli z niego kilka fajnych drobiazgów, okruszków przyjemności, chwil, gdy byli z siebie zadowoleni. Ludzie mają z tym gigantyczny problem. Jesteśmy za to mistrzami świata w wyszukiwaniu w sobie pęknięć.

Mamy kłopot z rozpoznaniem tego, co nam sprawia przyjemność?
Nie umiemy, bo nikt nas tego nie uczy! To skąd mamy wiedzieć?! Dom tego nie uczy, szkoła też nie uczy, jak poznać swoje atrakcyjne strony. Cały model szkoły opiera się na pokazywaniu, w czym jesteśmy głupkami. Kiedyś ktoś uznał, że człowieka najskuteczniej kształtuje się, pokazując mu jego błędy. Podchwyciły to w mig kolejne pokolenia rodziców (choć to się na szczęście zmienia) i nauczycieli. A to jest kompletnie wbrew logice.

Zapytałam cię, czy nie umiemy rozpoznać tego, co sprawia nam przyjemność, a ty powiedziałeś, że nie umiemy rozpoznać tego, w czym jesteśmy mocni. Rozumiem, że to się łączy.
Zdecydowanie tak, bo z bycia w czymś dobrym płynie czysta przyjemność, to jest jej znaczące źródło. I wtedy nie mamy w sobie tego głodu. Ludzie zbyt często rzucają się na sytuacje mogące być potencjalnie przyjemnymi, będąc na potwornym, nieuświadomionym głodzie poczucia akceptacji. Przecież właśnie dokładnie na tym opiera się np. fenomen mediów społecznościowych, ludzie pływają w tym internetowym beszamelu niemal 24 godziny na dobę, bo tam jest całkiem łatwo zaznać akceptacji.

Jest wiele rzeczy, obszarów, które mogą być źródłem przyjemności, a co za tym idzie – pułapką. Wspomnieliśmy o dbaniu o zdrowie, internecie, taka przestrzenią jest też seks, jest nią również jedzenie. Zdarzyło mi się sięgnąć wieczorem po czekoladkę, a kontekst był taki: „Dzień miałam taki ciężki, to zjem sobie chociaż coś słodkiego…”.
I nic w tym złego. Człowiek nie staje się grubasem po zjedzeniu jednej, dwóch czy pięciu czekoladek. Pytanie tylko, czy ta czekoladka była naprawdę ta przyjemnością, na która miałaś ochotę. I tu znowu dotykamy kwestii poznania siebie. Bo my często sięgamy po przyjemność „losowo”, bierzemy po prostu te, która mamy pod ręką, pierwsza lepsza.

Dlaczego?
Z lenistwa. Z niechęci przyjrzenia się samemu sobie.To oczywiście wymaga wysiłku, to jest trudne. Zjedzenie

czekolady nie jest czymś złym, sam ja bardzo lubię. Tylko trzeba wiedzieć, że człowiekowi jest bardzo ciężko samemu siebie ocenić. Dlatego musimy funkcjonować w pewnych strukturach, relacjach, bo to drugi człowiek pokazuje nam momenty, kiedy przesadzamy, kiedy zaczynamy się rozsypywać. Ludzie bez relacji, czy to bliższych, czy dalszych, zwyczajnie zaczynają się gubić.

Czyli człowiekowi, który żyje bez ludzi, z dala od innych, w samotności, zdecydowanie łatwiej jest złapać się w pułapkę przyjemności.

Absolutnie tak. Zdecydowanie trudniej żyć jest singlom, nie tylko dlatego, ze samotnie spędzają wieczory. Takie
osoby musza być sto razy bardziej wyczulone, uważne na siebie samego. A to jest bardzo trudna sztuka. Ludzie, którzy żyją w rodzinach, w związkach, maja sieć przyjaciół, dostają masę ważnych informacji o sobie z zewnątrz. Ktoś może złapać cię za rękę, kiedy pięćdziesiąty raz sięgniesz po czekoladkę.

Jest też taki rodzaj przyjemności, która nie jest „namacalna”, po która nie trzeba „fizycznie” wyciągnąć ręki. Mam na myśli przyjemność, która płynie ze snucia wyobrażeń. Karmimy się smakiem wyobrażenia o swoim potencjalnym, wyidealizowanym życiu, a to prawdziwe zaczyna schodzić na daleki plan...

To także jest coś, co polecam moim pacjentom. Proszę, aby dokonywali wizualizacji tego, co sprawia im przyjemność. Ale przecież tam też jest właśnie pułapka, niepostrzeżenie przenosimy swoja całą uwagę, energie, w miejsce, które nie istnieje… Zachęcam oczywiście do tego ćwiczenia na zasadzie startera, wyzwalacza pozytywnych zmian w naszym życiu. Jesteśmy tam, gdzie nasze myśli. Organizm na poziomie fizjologii zachowuje się tak, jakby już był na tej „zielonej łące”. Tylko ważne jest to, aby potem wejść w fazę realizacji tych naszych dążeń, nie zatrzymać się na fantazjowaniu. Bo nasz mózg nie odróżnia fikcji od rzeczywistości, więc w tę iluzję można na dobre wejść.

I w niej utonąć.
Pójść na dno, dokładnie tak. Te wszystkie nasze postanowienia: „Od jutra dieta”, „Od września kurs angielskiego”, „W sobotę wielkie sprzątanie”. Usłyszałem od pewnej kobiety, że zacznie szukać pracy, jak schudnie, bo teraz źle czuje się ze sobą i nie może wyjść do ludzi. Czyli co to znaczy? że ona zacznie żyć za siedem kilogramów!

Kupujemy sobie w ten sposób pozorny spokój?
Tak, na dzisiejszy wieczór. Planowanie jest fajne, wartościowe, przyjemne wtedy, kiedy te plany wcielamy w życie. To jest zresztą problem dzisiejszych czasów, kiedy całe rzesze coachów powtarzają nam: „Możesz wszystko!”. To jest kompletna bzdura, bo człowiek, któremu wydaje się, że wszystko może zrobić, czeka z tym robieniem do jakiegoś nieokreślonego momentu, od którego zacznie wreszcie żyć. A żyć trzeba już. Właśnie dokładnie w tej chwili.

Co zrobić, aby nie wpaść w żadną pułapkę? Daj nam konkretną radę.
Mój kolega, który jest – jak sam siebie nazywa – filozofem stylu (ubiera w pewnym eleganckim kraju milionerów), zacytował kiedyś w rozmowie pewnego greckiego filozofa, który powiedział: „Najpierw poznaj siebie, a potem się ubieraj”. Przyjemności mogą być formą kreacji, ubierania siebie w dodatkowe atrakcje życiowe. Najlepiej korzystać z wielu przyjemności, urozmaicać ten strój. Ale każdy dodatek powinien do nas pasować, wiec trzeba poznać siebie.

A jak już powiedziałeś nie można poznać siebie w samotności.
Nie ma takiej możliwości. Wiec, odpowiadając na twoje pytanie, aby czuć się bezpiecznym w różnych kontekstach życiowych, także w kontekście przyjemności, niezbędny jest drugi człowiek. Życzliwi ludzie, którzy są obok, czynią nas bardziej bezpiecznymi.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze