Po serii wywiadów o uzależnieniach rozpoczynamy cykl rozmów o osobach współuzależnionych. Na czym polega mechanizm wchodzenia w takie relacje? Skąd się bierze? Jak przebiega dynamika współuzależnieniowych związków romantycznych? Na pytania odpowiada terapeutka uzależnień Hanna Ostrowska-Biskot.
Czy możemy spróbować znaleźć jakiś punkt wspólny dla osób, które wchodzą we współuzależnienie?
Współuzależnieni kobiety i mężczyźni, których spotykałam w mojej pracy, nie dostali w rodzinnych domach dość dobrej miłości, nie czuli się ważni i kochani. W dzieciństwie nie mieli ciepłych relacji z bliskimi. Nie przypominam sobie osoby, która weszłaby w toksyczny związek na przykład z alkoholikiem i w tym związku tkwiła, jeśli nie miałaby za sobą jakichś trudności w przeszłości. Tymi doświadczeniami mógł być alkoholizm w jej rodzinie pochodzenia, ale mogła być też na przykład bieda czy przemoc – jak ojciec wojskowy, który z powodu zapałki na podłodze w środku nocy stawiał na baczność córki i zmuszał, by wyniosły ją do kontenera za domem. Dodam: była zima, a one miały na sobie tylko piżamy. Takie przejścia uczą, że bliscy mogą robić, co tylko zechcą, i kiedy tak traktowane dzieci dorosną, łatwo wchodzą w związek z kimś, kto będzie je krzywdził, a o kogo uwagę i uczucie będą zabiegać.
Wydaje się, że powinno być odwrotnie, że po takich doświadczeniach uciekamy przed podobnymi ludźmi.
Jednak bycie krzywdzonym czy odrzuconym przez tego, kto powinien kochać i dbać, to dla takich osób stan, który znają, i to staje się ich pułapką. Nazywam to „mechanizmem starych kapci” – wybieramy je, bo są najwygodniejsze.
Młoda kobieta, która widziała od urodzenia, jak matka zajmowała się ojcem alkoholikiem i jak radziła sobie z jego przemocą, zna taką sytuację. Co więcej, pamięta z dzieciństwa, że na drugi dzień ojciec przynosił kwiaty i zabierał matkę na romantyczną kolację, a ona patrzyła na niego z miłością i dawała się obejmować. Kiedy taka dziewczyna dorośnie i spotka kogoś, kto pije albo ją terroryzuje, pomyśli: to nic! Ja go kocham i zrobię wszystko, żeby przestał.
Przecież wie, jak wiele doświadczy bólu, zwłaszcza gdy jej matka w takiej szarpaninie tkwiła całe życie.
Jakkolwiek byłoby to bolesne czy przerażające, to większy lęk wywołuje to, czego się nie zna. W tym wypadku nieznane jest dobre życie z kimś, kto jest zdolny do miłości, stabilny emocjonalnie, komu można ufać. Z powodu tego lęku – lęku przed szczęściem – kobieta z doświadczeniem lekceważenia czy odrzucenia w dzieciństwie nie odchodzi od partnera, który jest przemocowy, uzależniony, nawet gdy jej sytuacja z czasem tylko się pogarsza. A musi się pogarszać, bo uzależnienie to choroba postępująca i śmiertelna. Współuzależnienie, niestety, także się nasila. Mechanizm zaprzeczania rzeczywistości nie pozwala jednak tego zobaczyć. Dlatego współuzależniona osoba nie poddaje się, a trwa w tym układzie. Nie decyduje się na rozstanie, tylko podejmuje coraz bardziej radykalne środki, aby skłonić partnera, żeby przestał pić.
Amerykańska psychoterapeutka Pia Melody, która pierwsza opisała mechanizm współuzależnienia, twierdzi, że osoby współuzależnione nie odpuszczają, bo w ten sposób uciekają przed własnym cierpieniem z dzieciństwa. Łudzą się, że ono minie, kiedy uzdrowią tego drugiego uzależnionego człowieka. Ten typ osobowości, który zostaje w związku mimo ogromnych kosztów i strat, nazywa się ratowniczką. To jeden z syndromów DDD, czyli dorosłych dzieci z dysfunkcyjnych rodzin. Ratowniczka, nawet gdy lawina, którą jest uzależnienie partnera, zmiecie ich dom z powierzchni ziemi, będzie dalej ratować to, co się da. Taka osoba ma nadzieję, że jeśli tylko partner czy partnerka skończy z piciem, to odbuduje dom. Nie przestaje więc starać się i walczyć. Chce wszystko naprawić, zrobić sama, wszystko bierze na siebie. Ta iluzja, że ma moc, by zmienić partnera, pcha ją coraz dalej – przekracza zatem kolejne granice nie tylko własnej wytrzymałości i godności, ale także moralne i społeczne, bo posuwa się do nieuczciwości i manipulacji. Na przykład mówi znajomym, że go nie ma w domu, a on jest. Przekracza granice człowieka, którego chce ratować.
Współuzależniona osoba łamie zasady?
Tak, ale tego nie widzi, bo uważa, że cel uświęca środki. Zrobi wszystko, co ma pomóc jej przejąć kontrolę nad partnerem, bo jest przekonana, że wtedy sprawi, że on przestanie pić. Współuzależnienie to w istocie obsesja kontroli nad drugim człowiekiem. Współuzależniona kobieta jest wciąż skupiona na partnerze – sprawdza, z kim rozmawia, co wyjmuje z lodówki, gdzie idzie, kiedy wróci, montuje mu kamerkę, przegląda jego telefon, maile. Myśli, że w ten sposób pokieruje nim tak, żeby nie pił czy nie romansował. A kiedy jego choroba się rozwija, zaczyna przejmować powoli jego sprawy i obowiązki. Jeśli on nie poszedł do pracy, bo pił i dalej pije, to sama dzwoni do jego szefa i kłamie, że on nie wychodzi z toalety, bo ma trzydniową biegunkę. Może nawet zdobyć fałszywe zwolnienie lekarskie.
Jest gotowa do nieuczciwości, nawet postępowania wbrew prawu, bo chroni partnera i rodzinę?
Kiedy zapytać ją, dlaczego to robi, bo przecież on sam powinien dbać o swoje zdrowie, pracę i środki do życia także dla bliskich, odpowie: „Bo on nie jest w stanie”. Uważa, że to, co robi, to dowód, że jest dobra, że się poświęca, że się troszczy, że chce go ratować. Tymczasem wspiera nie jego, ale jego problem, bo uniemożliwia konfrontację z tym, jakie skutki i koszty niesie alkoholizm. Dla przykładu, kiedy partner wraca w nocy do domu pijany i brudny, ona go przebiera, a potem kładzie do łóżka w czystej pościeli. Rano robi śniadanie i szykuje wyprane ubrania, żeby miał w czym iść do pracy. A więc kiedy ten uzależniony się budzi, nie ma świadomości, jakie są koszty jego nałogu. Nie wie, do czego sam siebie poprzedniego dnia doprowadził. Nie widzi więc powodu, by przestać pić.
Czy ona nie robi tego samego? Nie może znieść prawdy, że z jej partnerem jest naprawdę źle i że ona nic na to nie może poradzić.
Uzależniona osoba powie, że postępuje tak, żeby on zarabiał pieniądze, bo są potrzebne, żeby w domu było, jak należy. Często też zanim choroba się rozwinie, alkoholik dużo zarabia i utrzymuje dom. Jednak prawda jest też taka, że osoba współuzależniona robi to po to, żeby mieć partnera w garści. Przypomnę: współuzależnienie to choroba kontroli. Załatwia więc za niego różne rzeczy, żeby on był jej wdzięczny i przestał pić. Wszystko po to, aby przejąć nad nim kontrolę. Mówi na przykład: „Widzisz, co ja dla ciebie zrobiłam? Ale pamiętaj: nie pij, bo więcej tego nie zrobię i cię nie ochronię”. Czyli to, co pozornie ma być pomocą, staje się metodą manipulacji. Z tego powodu osoba współuzależniona nie zmienia sposobu swojego działania, nawet kiedy alkoholik traci pracę, wpada w długi i w domu jest naprawdę źle. Działając dalej w schemacie, że sama wszystko ogarnie, bierze dodatkową pracę, zaczyna oszczędzać, pożyczać pieniądze. Nadużywa swoich sił i bardzo cierpi, ale – nie odpuści.
Dlaczego?
Powód, z którego sobie nie zdaje sprawy, ukrywa się w deficytach z dzieciństwa. Nie odpuści, bo teraz wreszcie czuje się ważna. Myśli, że gdyby nie ona, to wszystko by się rozsypało. Inni też ją podziwiają, mówią: „Jak ty z tym wszystkim dajesz radę?”. A ona wreszcie ma to, czego nie dostała w domu: podziw i uwagę innych. To jest tak ważne, że nie widzi wysokich kosztów, jakie ponosi.
Osoby, które w dzieciństwie nie czuły się kochane i akceptowane, mają niskie poczucie wartości. Nauczyły się, że inni są ważniejsi i dlatego stawiają ich przed sobą. Pomagają, troszczą się, dają, nie otrzymując wiele w zamian. Zaczyna się od tego, że wyręczają dysfunkcyjnych rodziców, potem przyjaciół i na koniec partnerów. Chcą się im przypodobać, zasłużyć na miłość. Porzucają siebie, swoją godność, by zostać przyjętym. Często nawet nie wiedzą, czego potrzebują, aby móc się rozwijać i realizować swój potencjał. Znają tylko jeden sposób: właśnie nadmiarową pomoc i kontrolę.
Czyli już dzieci mają cechy czy zachowania, które wskazują na to, że mogą w przyszłości wejść we współuzależnienie w romantycznych związkach?
Jeśli dzieci i młodzi ludzie nie dostali w domu dość akceptacji i wsparcia, potrzebują potwierdzenia swojej wartości i ważności od rówieśników. Zrobią więc właściwie wszystko, by zyskać przyjaciół: kupują im prezenty, udają, że ciekawi je to, co innych – byle tylko być zaakceptowanymi. Pozwalają się lekceważyć i wykorzystywać. Z lęku, że zostaną źle ocenieni, nie idą za tym, co sami lubią czy co im się podoba.
Jeśli nie uda im się zostać przyjętymi do paczki szkolnego lidera, boleśnie to przeżyją. Dla zyskania akceptacji starają się dobrze wyglądać, dobrze ubierać, jeśli więc w domu jest bieda, mogą zdobyć pieniądze poprzez kradzież czy seks. Często trafiają w tak zwane złe towarzystwo, bo tam zawsze wszystkich przyjmą. No, a kiedy przyjdzie czas na romantyczną miłość, podporządkowują się partnerowi od razu. Jeśli ich wybrany będzie chodził na mecze, pójdą razem z nim. Jeśli będzie pił, mogą zacząć z nim imprezować. Jeśli będzie przemocowy, dostosują się – będą starać się być mili, sprawiać mu przyjemność, aby się nie złościł i nie stracił równowagi. Nic ich nie zniechęci, bo nie są w stanie zobaczyć tego, że ta osoba do relacji się nie nadaje. Zaczną o nią zabiegać na przykład poprzez seks albo wszelką pomoc, ułatwianie jej życia. No a co potem, to już wiemy: eskalacja i stan pozornej kontroli.
Jak się chronić, żeby nie wejść we współuzależnienie albo z niego wyjść?
Pisać dziennik – pamiętnik uczuć. Przelewać na papier to, co się stało i jakie wywołało uczucia. Że dał kwiaty, a wtedy poczułam się piękna. Podsunął mi krzesło i poczułam się szanowana. No ale też, że oglądał się za innymi kobietami i byłam zła. Spóźnił się prawie godzinę i było mi smutno oraz przykro. I przynajmniej raz w tygodniu czytać o tym, co się naprawdę przeżywało w relacji z tym partnerem. Dzięki temu można zyskać wgląd, jaki to człowiek i jak mi z nim jest. Bo kiedy się jest zakochanym, to się fokusuje tylko na tym, co dobre.
Pisać to dla siebie, żeby obiektywnie zobaczyć, jak mi jest z tą osobą?
Robić to uważnie zwłaszcza, gdy było się już w złym związku i zaczyna się wchodzić w nowy. Wtedy warto analizować nowe sytuacje, aby zobaczyć, co od początku robię źle, że wchodzę w takie relacje. Czego nie dostrzegam, skoro już dwa razy byłam z mężczyznami, którzy mnie zdradzali? Na co nie zwracam uwagi? Jakie sygnały w ich zachowaniu lekceważę? Kiedy mam taki dzienniczek – pamiętniczek mogę dostrzec, że nowy partner ma dużo znajomych kobiet na Facebooku, że adoruje nawet moją siostrę czy że przychodzi do mnie często po alkoholu.
Co jeszcze może pomóc?
Słuchanie tego, co mówi prawdziwa, życzliwa i rozważna przyjaciółka, bo ona cię zna i widzi, że jednak coś jest nie tak. Ona zapyta: „Ale dlaczego ty zapłaciłaś za kolację? Bo akurat nie wziął portfela? A dlaczego ty musiałaś jechać, żeby pożyczyć mu samochód, a potem wracałaś autobusem?". Przyjaciółka szybko zobaczy, że nie wszystko jest takie różowe, jak mówisz, bo widzi w twoich oczach, że coś nie gra. A ty masz się wykazać mądrością, żeby się nie obrazić.
Nie pomyśleć, że kieruje nią zazdrość.
Otóż to. Poza tym korzystać z własnego doświadczenia, a więc jeśli znów wszyscy mówią, żebyś z nim zerwała, bo pije za dużo, a ty będziesz myśleć, że to miłość – uwierz im! Miłość to szacunek, zaufanie i dbałość. Wymaga trzeźwości.
Hanna Ostrowska-Biskot, terapeutka uzależnień z 25-letnią praktyką zawodową. Pracowała na oddziale odwykowym w szpitalu psychiatrycznym w Tworkach oraz w izbie wytrzeźwień przy ul. Kolskiej w Warszawie. Prowadzi grupy wsparcia dla alkoholików i sesje indywidualne w Punkcie Konsultacyjno-Informacyjnym w Brwinowie. Współpracowała z TVP przy programie o uzależnieniach „Ocaleni”.