1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Robert Rutkowski
  4. >
  5. Robert Rutkowski: kompulsywne scrollowanie internetu to przykrywka dla depresji

Robert Rutkowski: kompulsywne scrollowanie internetu to przykrywka dla depresji

cyfrowe niby-uzależnienia to przejaw zaburzeń adaptacyjnych, czyli odpowiedź na ciężki stres, na to, co bolesne, trudne. Można je zdiagnozować jako zaburzenia lękowe, czasem jako ciężką depresję (Fot. Getty Images)
cyfrowe niby-uzależnienia to przejaw zaburzeń adaptacyjnych, czyli odpowiedź na ciężki stres, na to, co bolesne, trudne. Można je zdiagnozować jako zaburzenia lękowe, czasem jako ciężką depresję (Fot. Getty Images)
Namnażanie -holizmów i oskarżanie wirtualnego świata o źródło wielu z nich to nieporozumienie – mówi Robert Rutkowski, psychoterapeuta. Bardzo zresztą niebezpieczne, bo pod tym, co nazywamy cyfrowym uzależnieniem, może ukrywać się depresja, a to wymaga innej formy terapii, a czasem nawet pomocy psychiatry.

Mówi się, że uzależnienia cyfrowe stanowią obecnie ogromny problem. Statystyki potwierdzają, że dotyczy on już dzieci. Czym są i jak je rozpoznać?
Cyfrowe uzależnienia to twór, który nie istnieje. Dziś mamy już obsesje tworzenia nowych zaburzeń i mówienia o coraz to nowych problemach człowieka! To efekt medykalizacji, czyli widzenia w świecie przejawów różnych chorób. Medykalizacja to proces, w którym medycyna, a z nią przedstawiciele służby zdrowia wkraczają do kolejnych rejonów społecznego życia, anektując je i bezapelacyjnie kolonizując.

Jako pierwszy zwrócił na to uwagę XX-wieczny filozof i socjolog Paul-Michel Foucault. W książce „Narodziny kliniki” ten wybitny francuski myśliciel opisał proces polegający na obejmowaniu teorią medyczną zjawisk społecznych, które do tej pory były traktowane po prostu jako przejaw inności tolerowanej społecznie. Dziś medykalizacja polega na zawłaszczaniu przez definiowanie jako zaburzeń także tych zachowań, które są przejawami naturalnego procesu życia i kultury.

Medykalizacja wmawia nam chorobę, żeby nas potem z niej leczyć?
Zakłamuje prawdę o nas i o świecie. Z moich obserwacji wynika, że cyfrowe niby-uzależnienia to po prostu przejawy zaburzeń adaptacyjnych, czyli odpowiedź na ciężki stres, na to, co bolesne, trudne. Większość ludzi, którzy uciekają w różnego rodzaju zachowania opisywane jako uzależnienia od telefonów, gier czy informacji, można zdiagnozować jako mających zaburzenia lękowe, a nawet ciężką depresję. A więc te niby-uzależnienia cyfrowe to przejawy destabilizacji psychicznej, braku siły osobowości, braku pewności siebie. Dowód na doświadczanie trudnych emocji i poszukiwanie sposobu przekierowania strumienia świadomości na inne przestrzenie niż te, w których doświadczają tych trudności, tego cierpienia.

I jednym z takich sposobów jest wejście w cyfrowy świat?
A jak można byłoby zdefiniować to, od czego ci ludzie byliby uzależnieni, gdyby to było uzależnienie? Od komputera, od gier, od informacji, od czegoś, co jest w sieci czy może co jest w samym komputerze? W telefonie? No właśnie! Dlatego twierdzę, że to nie jest uzależnienie. Wykonujemy dziesiątki czynności związanych z urządzeniami cyfrowymi. A więc powiedzmy wprost, czy to może nie jest uzależnienie od prądu, bo przecież wszystkie te urządzenia go potrzebują.

Zatem mówimy tu tylko o narzędziach służących radzeniu sobie z problemami adaptacyjnymi, a nie o uzależnieniu. Co więcej, tych czynności, które jakoby uzależniły nas, nie możemy całkowicie wyeliminować, bo dziś wymaga ich świat, w którym żyjemy. Nie możemy mówić o uzależnieniu od świata cyfrowego, bo ten jest częścią naszej rzeczywistości. Płacimy rachunki przez Internet, komunikujemy się przez Internet, pracujemy w sieci. Nie możemy być od tego uzależnieni. Powstaje jednak pewnego rodzaju obsesja, ale nie jest to uzależnienie od samej cyfrówki. Ta jest tylko pasem transmisyjnym.

Podstawą są inne problemy adaptacyjne, jak mówiłem: poczucie własnej wartości, zaburzone relacje albo kompulsje w innych obszarach. Choć oczywiście proces leczenia może utrudniać zbyt częste i zbyt długie korzystanie z elektronicznych urządzeń i podtrzymywanie tam różnych relacji.

Odwyk to zazwyczaj tylko kilka miesięcy w świecie wolnym od sieci.
A co potem? Określenie limitów czasu przebywania w sieci, dziś powszechnie zalecane, nie rozwiąże problemu. Po pierwsze, choćby dlatego, że gdyby było to uzależnienie cyfrowe, to przez analogię – nie można byłoby nauczyć się w sposób kontrolowany korzystać z komputera czy telefonu. Podobnie jak nie można nauczyć się kontrolowanego picia, jeśli się jest alkoholikiem, ani kontrolowanej gry w pokera, kiedy jest się hazardzistą. A po drugie – jak taką dobrą ilość określić? Każdy człowiek jest inny. Ma inne możliwości czy potrzeby, nie mówiąc już o charakterze wykonywanej pracy. Moim zdaniem w medykalizacji życia poszliśmy już w stronę szaleństwa. Podobnym szaleństwem jest dziś zresztą lęk przed wpływem komputerów na mózgi dzieci.

W swojej książce „Livewired” David Eagleman, amerykański neurobiolog z Uniwersytetu Stanforda, mówi konkretnie: przesadzamy z traktowaniem urządzeń elektronicznych jako katów naszego mózgu. Mózg ma nieograniczone zdolności adaptacyjne. Szkodliwe mogą być tylko różne czynności związane ze światem cyfrowym. Jest on często tylko pasem transmisyjnym do różnego rodzaju kompulsywnych zachowań, jak choćby seksoholizm, gaming, e-hazard. Tak naprawdę tu jednak chodzi o bodźce, czyli dopaminę, a więc przyjemność. Mózg jej chce.

Czytaj też: „Hazard niszczy zarówno milionerów, jak i kierowców ciężarówek i nauczycielki”. Rozmowa z Robertem Rutkowskim

Znam jednak ludzi 20-letnich, którzy spędzają całe dnie przed ekranami i nie chcą wychodzić z domu.
Ich problemem nie jest elektronika, tylko to, że uciekają w różnego rodzaju zachowania, a tych mogą być dziesiątki. I każde z nich nazwiemy uzależnieniem? Oni mają deficyty. Dlatego odcinanie ich od cyfrowych urządzeń nie tylko nie pomoże, ale nawet może zaszkodzić. Podobnie jest z osobami, które mają syllogomanię, czyli zbierają i gromadzą w domach różnego rodzaju śmieci. Te osoby zazwyczaj nie są uzależnione od ich zbierania, ale mają ciężką depresję. Jeśli więc taka osoba trafi do specjalisty od uzależnień, to nie otrzyma pomocy, bo w tym wypadku potrzebna jest pomoc lekarza psychiatry.

Osoba, o której myślimy, że jest uzależniona cyfrowo, podobnie?
Analogia polega na tym, że osoba zbierająca śmieci boi się skonfrontować ze światem zewnętrznym, dlatego ze zgromadzonych wokół siebie przedmiotów tworzy coś w rodzaju ochronnej bańki. Podobnie postępuje tzw. osoba uzależniona cyfrowo, z tym że ona z różnych portali i stron zbiera kolejne bodźce, kolejne informacje. Nurkuje, zanurza się w świat sieci, w kanały, których twórcy doskonale wiedzą, jak przytrzymać uwagę i dawać te bodźce. Obie te osoby postępują tak z lęku przed światem. Chodzi też o odwrócenie uwagi od rzeczywistości, która jest nie do przyjęcia.

Alternatywne światy ze śmieci albo bodźców?
Osoby zbierające śmieci i spędzające czas przed ekranami budują sobie ze śmieci albo z informacji bezpieczne bańki. Dzięki nim tworzą świat, w którym się nie boją, mają poczucie, że go kontrolują, uważają za swój. Dlatego w terapii syllogomanii poleca się bliskim, żeby nie zabierali choremu zgromadzonych przedmiotów. A to dlatego, że może to zaowocować ciężką depresją, a nawet prowadzić do samobójstwa. W literaturze opisane są przykłady ludzi, którym rodzina, wbrew ich woli, posprzątała dom, i ci ludzie odebrali sobie życie.

A więc w jaki sposób możemy im pomóc?
Nie odcinać chorego od świata wirtualnego, tak jak nie sprzątać domu pełnego śmieci. Traktować go jak osobę dotkniętą ciężką depresją, a więc iść do psychiatry, aby zbadać tło, a nie skupiać się na czynnościach, jak zbieractwo czy siedzenie przed ekranem.

Przychodzą zapewne jednak do pana osoby, które uważają, że mają na przykład fonoholizm, czyli uzależnienie od telefonu komórkowego...
Oczywiście, ale szybko dochodzimy do tego, co naprawdę jest ich problemem. Zazwyczaj jest to depresja, czasem lęk uogólniony.

Co najważniejsze – nie leczymy ich metodami terapii uzależnień. Jeśli ktoś tak postępuje, to w mojej ocenie robi ogromny błąd. Taka postawa może tylko pogorszyć problemy pacjenta. Niedawno zgłosił się do mnie mężczyzna, który sam zdefiniował siebie jako uzależnionego od telefonu. Jego bliscy, podobnie jak on, uznali, że skoro tak, to musi telefon odstawić. Ale to nie rozwiązało jego problemu, stało się odwrotnie – pogłębiły się m.in. stany lękowe. Dlaczego? Mężczyzna nie potrzebował abstynencji koniecznej przy terapii uzależnień, bo nie potrzebował terapii uzależnień, ale pomocy terapeutycznej o innym charakterze.

Jakie jeszcze zaburzenia adaptacyjne mogą kryć się za wsadzaniem nosa w telefon w każdej możliwej chwili?
Często powodem jest współuzależnienie. Osoby, które chcą uciec od mrocznego świata kontaktu z partnerem, który jest w coś uwikłany, na przykład ma kochankę, bombardują się ciągle kolejnymi bodźcami, aby odciąć od swoich prawdziwych odczuć i myśli związanych z tą sytuacją. Na pierwszym planie mamy pozorne tzw. uzależnienie od cyfryzacji, a w tle prawdziwy problem – kompletnie rozwalone życie osobiste. I co? Mamy w gabinecie pracować z taką osobą nad cyfrowym światem?

Czytaj też: Jak wygląda uzależnienie emocjonalne od partnera? Objawy i przyczyny

Powołam się na jeszcze jeden przykład, w „Szokującej terapii” Miltona Ericksona przeczytamy, że kiedy przychodziła do jego gabinetu osoba z otyłością, zadawał jej jedno pytanie: Czego jesteś głodny? Podobnie z tym niby-uzależnieniem od cyfrowego świata, taką osobę można by zapytać: Czego tak naprawdę wypatrujesz w tym monitorze? Co chcesz tam zobaczyć?

Czyli jest to wyraz braku, także w relacji z drugim człowiekiem.
Tyle że próby uzupełnienia tego braku w ten sposób są skazane na klęskę. Człowiek z zaburzeniami adaptacyjnymi nigdy nie zaspokoi swoich prawdziwych potrzeb, deficytów i nie rozwiąże problemów, siedząc przed ekranem. Jednak także odstawianie nic mu nie da. Zwłaszcza że nie może do końca życia unikać cyfrowego świata. To jest świat, w którym spędzamy znaczną część życia. Albo czy osoba, którą ogarnie nadmierne spożywanie jedzenia, do końca życia ma nie jeść?

Cyfrowa ucieczka...
Nadmiarowość w korzystaniu z urządzeń cyfrowych jest zawsze efektem jakichś nieprawidłowości w relacjach: w domu, w pracy, w otaczającym te osobę świecie. Z gabinetu wiem, że częstą przyczyną spędzania nadmiaru czasu w sieci jest niezdrowy związek, ale odstawienie telefonu czy komputera nie naprawi niczego w magiczny sposób między dwojgiem ludzi.

Zatem co zrobić, kiedy nasz partner ma ten problem?
Na pewno nie krytykować, nie wytykać, nie wyłączać prądu! Ale mówić: Jest mi ciebie za mało. Brakuje mi ciebie. No i przede wszystkim: Jeśli będziesz chciała czy chciał coś z tym zrobić, możesz liczyć na moje wsparcie. 

Robert Rutkowski, psychoterapeuta, pedagog, trener umiejętności psychologicznych. Prowadzi prywatny Gabinet Psychoterapii i Rozwoju Osobistego. Specjalizuje się w leczeniu uzależnień, depresji, nerwic oraz w kryzysach rodzinnych i zarządzaniu stresem, robertrutkowski.pl.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze