1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Styl Życia
  4. >
  5. Niewidzialna moc, która ratuje ludzi. Jak właściwie działa psi zmysł węchu?

Niewidzialna moc, która ratuje ludzi. Jak właściwie działa psi zmysł węchu?

Na co dzień psy są w pełni zależne od nas, a podczas tropienia na chwilę odzyskują wolność, a my podążamy za nimi, ufając, że wiedzą, co robią. (Fot. Getty Images)
Na co dzień psy są w pełni zależne od nas, a podczas tropienia na chwilę odzyskują wolność, a my podążamy za nimi, ufając, że wiedzą, co robią. (Fot. Getty Images)
Jeden przeszkolony pies podczas poszukiwań zaginionych ludzi jest w stanie zastąpić pracę nawet 30 osób. Psi nos to fenomenalne narzędzie, choć wciąż nie do końca wiemy, jak właściwie działa. Wiadomo natomiast, że psy potrafią korzystać ze swojego węchu na wiele sposobów.

Istnieje wiele teorii na temat przyczyn udomowienia psa. Najpopularniejsza mówi o tym, że to wilki zaczęły zbliżać się do ludzi, skuszone możliwością łatwego zdobycia pokarmu. Dlaczego jednak ci ich nie odganiali i pozwolili zbliżać się do swoich osad dzikim, potencjalnie niebezpiecznym zwierzętom? Bo szybko spostrzegli, że również mogliby skorzystać na tej relacji. Superczułe wilcze nosy docierały tam, gdzie ludzki wzrok nie sięgał – niektóre badania dowodzą, że wilk był w stanie poczuć niesiony z wiatrem zapach jelenia z odległości prawie dwóch i pół kilometra. Człowiek natomiast dysponował sprytem, inteligencją i stworzonymi przez siebie ostrymi narzędziami. Połączenie tych dwóch sił zwiększało efektywność zdobywania pożywienia. Z niesamowitych możliwości psich nosów korzystamy już zatem, jak szacują naukowcy, od 23 tys. lat, a mimo to wciąż niewiele wiemy o tym, jak właściwie działa psi zmysł węchu.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

– Psy rozpoznają i wykrywają różne substancje, które im podsuwamy, ale nie zawsze jesteśmy w stanie określić, jakim konkretnie zapachem się kierują przy podejmowaniu decyzji – przyznaje Jagna Gill, instruktorka detekcji zapachowej. Jako przykład przywołuje psy, które są w stanie przewidzieć atak padaczki u swojego przewodnika, choć nie do tego są szkolone. – Ich zadaniem jest zachować się w odpowiedni sposób, gdy pojawia się atak, czyli na przykład wcisnąć guzik alarmowy czy czuwać przy chorym do czasu przybycia pomocy – dodaje. – Ale zdarza się, że takie psy asystujące samodzielnie uczą się przewidywać nadchodzący epizod choroby. Coś musi się zmieniać w aurze człowieka, w jego zapachu, o czym my jeszcze nie wiemy, ale psy to doskonale wyłapują. Kiedy rozmawiałam z chorymi na padaczkę, opowiadali mi, że ich czworonożni opiekunowie rano potrafią wyczuć atak, który następuje dopiero pod koniec dnia.

Na wdechu

Niektórzy naukowcy twierdzą, że pies ma 100 tys. razy lepszy węch od człowieka. Zdaniem innych ta różnica powinna być określana w milionach.

– Choć psie nosy różnią się wielkością i budową anatomiczną, badacze szacują, że średnio wyścieła je 390 cm nabłonka, na którym znajduje się 220 mln komórek węchowych. Mówiąc obrazowo, u ludzi obszar zawierający analizatory zapachu ma wielkość znaczka pocztowego, u psa jest wielkości kartki A5. Przepaść międzygatunkowa jest tak ogromna, że trudno nam nawet wyobrazić sobie, co mogą czuć te zwierzęta. Tym bardziej że każda psia komórka jest 12 tys. razy doskonalsza od ludzkiej. Psy mają dużo więcej genów, które są odpowiedzialne za analizę zapachów – wyjaś­nia Jagna Gill.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Należy pamiętać o tym, że w pracy węchowej istotna jest generalizacja zapachów, czyli przedstawienie psu zapachu danej substancji w jak największej odsłonie możliwości pochodzących z różnych źródeł, w różnych ilościach, a także w różnych mieszaninach. – W ratownictwie na przykład ważne jest, aby pies mógł podczas treningów pracować z jak największą liczbą różnych pozorantów, czyli ludzi, których szuka. Dzięki temu będzie w stanie zgeneralizować obraz zapachowy człowieka, a co za tym idzie – zareaguje na każdy zapach ludzki, a nie tylko ten, który zna. Dokładnie to samo dotyczy detekcji, czyli wyczuwania różnych substancji. Kiedy szkolimy psa do wykrywania na przykład narkotyków, musimy podsuwać mu różne próbki tej samej substancji, by wiedział, że nawet jeśli różnią się one niuansami, generalnie jest to zapach, który powinien sygnalizować – tłumaczy instruktorka.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Zupełnie inaczej pracują psy tropiące, które skupiają się właśnie na indywidualnym zapachu konkretnej poszukiwanej osoby, podążając jej śladem. W obu przypadkach cel jest ten sam: znalezienie zaginionego lub poszkodowanego, ale psie nosy mogą osiągać go na wiele sposobów. Dlatego psa ratowniczego nie należy utożsamiać z psem tropiącym.

Górą czy dołem?

Jagna Gill podkreśla, że rodzaje pracy węchowej różnią się przede wszystkim bazą molekuł, na jakiej pies pracuje.

– Upraszczając, cząsteczki zapachowe można podzielić na ciężkie, średnie i lekkie. Im cięższe są molekuły zapachu, tym bliżej ziemi się znajdują. Kiedy idziemy, opadają one bardzo blisko naszych butów i tworzą ślad zapachowy, który można odtworzyć praktycznie krok po kroku. Mówimy wtedy, że pies pracuje tzw. dolnym wiatrem, czyli z nosem niemal przyklejonym do podłoża. Wyszkolenie psa tak, by podążał dokładnie śladem człowieka, to domena m.in. tropienia sportowego. W mantrailingu (czyli podążaniu za indywidualnym zapachem człowieka i zidentyfikowaniu go na końcu śladu – red.) taka precyzja nie jest wymagana. Pies nadal pracuje dolnym wiatrem, ale czasem podnosi głowę i posiłkuje się również cząsteczkami zapachowymi średniej wielkości, które znajdują się nieco wyżej. Przenoszone wraz z wiatrem oraz ruchem powietrza, osadzają się w niedalekiej odległości od człowieka, na trawie czy krzakach. Dlatego pies, choć porusza się tą samą drogą, którą wcześniej podążał poszukiwany człowiek, nie idzie krok w krok za nim, może ścinać zakręty, meandrować, zbaczać na chwilę z trasy. Aby jednak pies w ogóle mógł podjąć trop, musi najpierw napotkać i podjąć ślad pozostawiony przez poszukiwaną osobę.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Instruktorka zwraca uwagę, że psy ratownicze działają inaczej, bo nie koncentrują się na konkretnej osobie, a po prostu szukają zapachu żywego człowieka. One mogą rozpocząć pracę w dowolnym miejscu; nie podążają tropem, trzymając nos przy ziemi, ale z podniesioną głową wyłapują najlżejsze molekuły zapachu, które unoszą się w powietrzu, tworząc tzw. stożki zapachowe. – To tak jak człowiek, który wyczuwa nagle woń ogniska lub rozpalonego grilla. Idąc za tym stożkiem zapachowym, bez problemu doszlibyśmy do źródła zapachu – porównuje.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Ta metoda pracy świetnie sprawdza w zawalonych budynkach i na różnego typu gruzowiskach, gdzie przestrzeń jest ograniczona, a w środku znajdują się ludzie potrzebujący pomocy. – Jeśli jednak chodzi o poszukiwania terenowe, to ma to pewną wadę. Pies wyczuwa bowiem wszystkie osoby postronne znajdujące się w przeszukiwanym sektorze, a więc musi do nich podejść, żeby upewnić się, czy nie potrzebują pomocy, i dopiero wtedy wznawia poszukiwania zaginionego – dodaje Jagna Gill.

Urodzone do węszenia

Do ras, które najczęściej pracują dla ludzi w służbach, należą owczarki i retrievery, ale nie dlatego, że ich zdolności węchowe są lepsze niż innych ras, raczej ze względu na to, że naturalnie mają wysoką chęć współpracy z człowiekiem i motywację do zabawy. A system szkolenia, zarówno psów tropiących, jak i ratowniczych, opiera się przede wszystkim na nagradzaniu. – W pracy węchowej nie ma czegoś takiego jak przymus, bo nie jesteśmy w stanie zmusić psa do tego, żeby pracował nosem. Szkolenie opiera się więc w głównej mierze na sprawieniu, aby pies miał wysoką motywację, a buduje się ją, pokazując zwierzakowi, że węszenie i reagowanie na określone zapachy jest dla niego korzystne – mówi ekspertka.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Węszenie jest naturalną czynnością psa, odziedziczoną w linii prostej po wilkach. Nie trzeba psa tego uczyć, wystarczy dać mu przyzwolenie na pójście za zapachem. Ale taki trening początkowo „psuje” psy. – Życiowo uczymy je nieciągnięcia na smyczy i ignorowania obcych osób. A podczas szkolenia wymagamy, żeby znalazły obcą osobę i jeszcze dociągnęły do niej na smyczy przewodnika. Budujemy więc na wiele sposobów pozytywne skojarzenia z obcymi ludźmi, bo dla jednego psa najwspanialszy człowiek na świecie będzie rozdawał smakołyki, drugi będzie oczekiwał zabawy, a trzeci tego, by nie zwracać na niego uwagi – wyjaśnia Bianka Żołędziowska, prowadząca zajęcia z tropienia. Biorą w nich udział psy rasowe i mieszańce, kanapowce i te z nadmiarem energii, szczeniaki i dwunastolatki. Już na trzecich zajęciach 95 proc. z nich jest w stanie podjąć trop od powąchanego przedmiotu.

Sama do mantrailingu trafiła dzięki Astonowi, który jest mieszanką sznaucera olbrzyma i wyżła szorstkowłosego. – Przygarnęłam go jako trzylatka z problemami, bo bardzo bał się ludzi i był w stosunku do nich agresywny, a mantrailing jest metodą wspomagającą pracę z takimi psami.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Dziś Aston ma dziewięć lat i z powodu problemów z kręgosłupem od dawna już nie tropi, ale Bianka wciąż ma pozytywne wspomnienia. – Naszym hasłem inicjującym tropienie było pytanie: „Gdzie jest ciocia?”, dlatego kiedy słyszę, że zaczyna warczeć i zaraz zacznie zachowywać się w sposób niemiły w stosunku do jakiejś osoby, wystarczy, że powiem: „Aston, to jest ciocia?”, i natychmiast zmienia się jego nastawienie – mówi z humorem.

Jagna Gill rozpoczęcie przygody ze szkoleniem psów i pracy z nimi zawdzięcza Nugatowi – swojemu pierwszemu psu, rottweilerowi. – Kiedy pojechałam z nim na obóz ratownictwa wodnego, każdy bał się nam pozorować, bo sam jego wygląd odstraszał – wspomina. A psy ratownicze nie mogą wywoływać lęku, bo szukają osób, które znajdują się w dużym stresie. Często są to dzieci albo osoby starsze z demencją, które zagubione w obcym terenie, w odosobnieniu spędziły parę godzin lub dni. Kiedy nagle w środku lasu do takiego przerażonego człowieka podbiega pies i zaczyna szczekać, jego reakcja może być nieprzewidywalna. Bywa, że zagubieni sięgają po kije, by przepędzić zwierzę, nie rozumieją, że pies przyszedł, żeby ich uratować. W takich sytuacjach nawet odblaskowa kamizelka z napisem ratownik nie chroni psów przed atakiem, bo ludzie w strachu nie myślą racjonalnie. Niezwykle ważne jest, by taki pies nie budził dodatkowego lęku i nie przejawiał żadnej agresji. Szkolenie psa ratownika zaczyna się od miłości i rozpieszczania, a później całą tę sympatię i zaufanie psa ukierunkowuje się na obcych ludzi. Dlatego, choć psy i ich przewodników łączy silna więź, z perspektywy zwierzęcia inni ludzie są atrakcyjniejsi.

Zew wolności

Na cmentarzu dla psów Asnières-sur-Seine na obrzeżach Paryża w 1899 roku pojawił się pomnik Barry’ego, słynnego ówczesnego psa ratownika, który służył w schronisku na Przełęczy Świętego Bernarda w Alpach. Wyryto na nim poruszającą inskrypcję: „Uratował 40 ludziom życie, zabił go 41”. Według legendy pies ratował przysypanego lawiną żołnierza, a kiedy się do niego dokopał, przerażony człowiek, myśląc, że to wilk, dźgnął psa śmiertelnie bagnetem. Nie wiadomo, ile w tej historii prawdy, ale pokazuje ona wyraźnie, w jak niebezpiecznych warunkach pracują te zwierzęta i jak bardzo poświęcają się w służbie człowiekowi. Na YouTubie można obejrzeć krótki film dokumentalny „Fuks” o pracy psich ratowników i rzeszowskim Stowarzyszeniu Cywilnych Zespołów Ratowniczych z Psami STORAT. Jeden z nawigatorów wspomina w nim jesienną akcję na podmokłym terenie, z której psy wróciły pokryte centymetrową warstwą lodu. Czyli dosłownie zamarzały, pracując, ale nie przerwały poszukiwań. – Psy pracujące mogą doprowadzić się do wyczerpania, przegrzania, a nawet zgonu. Dlatego nad ich bezpieczeństwem musi czuwać przewodnik – podkreśla Jagna Gill.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Co sprawia, że są w stanie poświęcić życie, by odnaleźć człowieka? Na pewno nie świadomość tego, jak ważną rolę odgrywają. Psy ratownicze nie wiedzą, że pracują, one po prostu... świetnie się bawią. Nie działają pod presją, robią to dla siebie. Lubią tę pracę, bo dzięki niej zaspokajają swoje potrzeby, kieruje nimi przeczucie nagrody płynącej od tej obcej, znalezionej osoby, która na pewno jest fantastyczna. One nie szukają poszkodowanych, tylko idą do swoich kumpli.

Bianka Żołędziewska wspomina suczkę, która jako dwunastolatka trafiła na jej szkolenie i tropiła do ostatnich dni życia. Kiedy była już bardzo chora i nie miała siły wychodzić na spacery, jedyną rzeczą, która mobilizowała ją do tego, by wstać, były szelki do tropienia. – Widziałam jednak wiele zwierząt, na których nie robiły wrażenia ani wyrafinowane przekąski, ani zabawki, a mimo to chciały tropić. Wydaje mi się, że podoba im się samodzielność, jaką daje praca węchowa. Na co dzień psy są zależne od nas, to my decydujemy, kiedy wychodzą na spacer i gdzie idą. A podczas tropienia odzyskują tę utraconą wolność, dowodzą, a człowiek podąża za nimi, ufając, że wiedzą, co robią. Takiego sprawstwa bardzo im brakuje, dlatego aktywności węchowe są dla psów bardzo wzmacniające – mówi Bianka.

(Fot. Getty Images) (Fot. Getty Images)

Psie sukcesy rzadko jednak są nagłaśniane. W relacjach z akcji ratowniczych sporadycznie pojawiają się ich imiona. To wynika ze specyfiki tej pracy, w której dużą rolę odgrywa przypadkowość. Doskonale wyszkolony pies przez całe życie może nie odnaleźć ani jednej zaginionej osoby, bo nie znajdzie się w odpowiednim miejscu i czasie. To nie znaczy, że jego praca jest pozbawiona sensu, bo dzięki temu, że działa on w jednym sektorze, inny pies może w tym samym czasie natrafić na poszukiwanego człowieka. Dlatego z szacunku do pracy wszystkich psów służących ludziom przewodnicy i ratownicy nie robią z psów bohaterów jednostkowych.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze