1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Pies na wzmocnienie ego, kot na poprawę własnej wartości. Daliśmy się zapędzić w kozi róg

Pies na wzmocnienie ego, kot na poprawę własnej wartości. Daliśmy się zapędzić w kozi róg

Fot. Ryan McVay/Getty Images
Fot. Ryan McVay/Getty Images
Jesteśmy przeciążeni. W ciągłej gonitwie, pod presją czasu i oczekiwań, w kołowrocie codzienności czujemy, że to dla nas zbyt wiele. Nadmiar i przebodźcowanie dotyczy niemal wszystkich obszarów życia, jak się okazuje również świata zwierząt domowych i ich właścicieli. Czy możemy coś z tym zrobić? Czy istnieje recepta na współczesność? Oczywiście, że całkowicie się z niej nie wyleczymy. O ile nie zdecydujemy się uciec w dzicz, by żyć bez internetu i prądu, nie uwolnimy się od tego, co jest. Możemy jednak nauczyć się radzić sobie z tym, co nas przytłacza, i odzyskać tak potrzebne każdemu z nas poczucie równowagi.

Fragment książki „Przebodźcowani. Szukając siebie w świecie nadmiaru”, Urszula Sołtys-Para, wyd Sensus

Psy i koty w świecie nadmiaru

W artykule Piotra Mazurkiewicza na stronach „Rzeczpospolitej” czytam, że obecnie w Polsce jest więcej gospodarstw domowych z psami niż z dziećmi. I faktycznie — psów na potęgę! Spróbuj policzyć, ile ich zauważysz na spacerze w parku albo czekając na przystanku autobusowym. Zastanawiam się przy okazji, czy poza potrzebą budowania więzi ze zwierzęciem (psy to zdecydowanie wcielenie miłości), a także ujścia potrzeb opiekuńczych (zwierzęta uruchamiają w nas przecież niejednokrotnie instynkty rodzicielskie), to czy zwierzęta nie rozkręcają naszego narcyzmu? Czy nie są przedłużeniem ego? Mój najmądrzejszy pies, mój najpiękniejszy kot. Mój najinteligentniejszy border collie, mój najzwinniejszy maine coon, mój najszybszy chart, mój najbardziej puchaty ragdoll…

Być może nawet zwierzęta mają wzmacniać nasze ego i poczucie własnej wartości. Nie dlatego, że po prostu są, ale dlatego, w jaki sposób my ludzie je traktujemy. I nie dlatego, że z czułością i troską, ale dlatego, że z nadmiarem i przesadą. Mój kot/pies mnie definiuje, świadczy o mnie, jest poniekąd moim przedłużeniem. Dlatego pławię się w blasku jego chwały.

Kiedy w naszym domu miał się pojawić kot (a wyrażając się precyzyjnie: kotka), zaparło mi dech, gdy miałam dokonać „niezbędnych” zakupów dla zwierzaka… Liczba akcesoriów przebija wyprawkę dla noworodka, a ich wybór obezwładnia — miseczki (ceramiczne, metalowe, plastikowe, małe, średnie i duże), poidełka i fontanny; drapaki pionowe i poziome; legowiska naziemne i podwieszane jak hamaki; zabawki myszki i rybki, lasery do biegania, świecidełka, wędki do zabawy (z piórkami, myszkami, wstążeczkami); kuwety kryte i otwarte, mniejsze i większe; żwirki kukurydziane, silikonowe i bentonitowe (co to jest w ogóle ten bentonit??? Pierwsze słyszę!), w wersjach zapachowych (lawenda, morska bryza, zielona łąka) i bezzapachowe, żwirki do wyrzucania do kosza i do spłukania w toalecie; łopatki do czyszczenia kuwety plastikowe i metalowe; karmy suche i mokre, karmy z kurczakiem i bez kurczaka (za to z kaczką, królikiem albo… jeleniem!!!), karmy dla kociątek, kotów dorosłych i seniorów, dla kotów wysterylizowanych, alergicznych i chorujących na nerki. STOP. Masakra. Nadmiar WSZYSTKIEGO…

A jeszcze nie wspomniałam przecież o smaczkach! Mniejsze i większe, z kurczaka albo… dzika (!), w kosteczkach albo w formie musu, miękkie i twarde. I zapomniałam o szczotkach do czesania, nożyczkach do obcinania pazurków (tak, też się zdziwiłam, że takie specjalne, zakrzywione pod krzywiznę pazura), pastach do zębów, nasadkach do czyszczenia zębów, transporterach plastikowych lub wiklinowych, kocykach do transporterów, a nawet — ewentualnie dla odważnych kotów, tudzież odważnych opiekunów — szelki i smycze na spacery z kotem… Ufff….Wypuszczam powietrze… Przytłaczający nadmiar, dylemat decyzyjny — co wybrać, by dla kota było okej, ale finansowo też racjonalnie? Bo przecież oprócz tych bytowych potrzeb jeszcze dochodzą wizyty u weterynarza, szczepienia, odrobaczanie, morfologia, USG itd… A nie daj Bóg, kot zachoruje na coś przewlekle albo łapkę złamie, to już możesz pytać o kartę stałego klienta w przychodni albo abonament. (Taka opcja podobno funkcjonuje w Wielkiej Brytanii i ma się tam dobrze, w polskich przychodniach nie spotkałam. Jeszcze).

Kiedy parę lat później dołączył do nas jeszcze pies (a znów, precyzyjną będąc, zaznaczę, że sunia), byłam już przygotowana psychiczne na zakupy, uodporniona, wiedziałam, że niewiele mnie zaskoczy.

Nawet tak czułam intuicyjnie, że jeszcze więcej cudów i cudaczności znajdę w zoologicznych sklepach stacjonarnych, a jeszcze więcej w internetowych. Chcesz trochę wyliczanki? Okej, ale tylko trochę, żeby kilkudziesięciu stron nie zająć samym tylko wyliczaniem. Gryzaczki — z mięsa suszonego, ze skóry prasowanej, z algami, z drewna, z drzewa kawowego. Te ze zwierząt mogą być wykonane ze skóry wołowej głowy, ze skóry z innej części woła (najczęściej woła) albo może to być nawet penis biednego nieżyjącego kopytnego stworzenia.

Kongi i lick-maty (takie do wylizywania z nich smaczków), ażurowe piłki do aportowania i zwykłe tradycyjne piłki wszelkich rozmiarów, szarpaki z tkanin i szarpaki imitujące zwierzątka, misie-przytulaczki i misie-gryzaczki, ubrankowy szyk mody w guście każdym (seledynowe, dżinsowe, w panterkę, dziergane i puchówki jak się patrzy), kilka rodzajów szelek (nie wymienię wszystkich, bo poza szelkami typu guard, które posiadam — znaczy moja psina posiada, więc nazwę pamiętam — innych nazw sobie nie utrwaliłam), adaptery do podróży, klatki kennelowe, bidony podróżne, smycze wielu długości i te najdłuższe zwane linkami treningowymi, smycze automatyczne i tradycyjne. I piszę tylko o tym, co jest stricte dla psa, a pomijam to, co wymieniłam przy kotach, choć dla szczekających czworonogów jest tak samo niezbędne — czyli wielorakie rodzaje legowisk, karm, smaczków, szczotek i grzebieni… A czasem dochodzi jeszcze wizyta z psem u groomera, zwłaszcza gdy piesek ma dłuższą sierść lub włosy. O regularnych wizytach u weterynarza nie wspominam, bo to oczywiste.

I jeszcze dodajmy suplementy diety! Na kości, na stawy, na sierść, na wzrok, na odporność, na rozwój mózgu. Tak… To nie wszystko, ale jeśli chcesz zgłębić temat, to zapraszam — otwórz stronę internetową pierwszego lepszego sklepu zoologicznego i poczytaj sobie, czym żyją koty i psy. Jeżeli nie masz w domu psa ani kota, to gwarantuję, że odkryjesz nowy inny świat!

To, co napisałam, pokazuje, jak daleko poszliśmy w tworzenie nadmiaru zbytku i jak sami wkopujemy siebie w przytłoczenie. I jak w tym znaleźć umiar?

Oczywiście traktowanie zwierząt z szacunkiem i troską — bo przyjmując zwierzę pod dach, adoptujemy nowego członka rodziny — jest według mnie bezdyskusyjne. Ale jak nie zgubić się w materialnym nadmiarze możliwości, aby rozeznać, co naprawdę jest potrzebne, a co jest zbytkiem? Przytłaczającym zbytkiem.

Czy to nie przesada korzystać z porad psiego behawiorysty za kilkaset złotych? (To taki psi psycholog, gdyby ktoś nie wiedział. Koty też mają takich analogicznych specjalistów). Albo zapłacić parę tysięcy złotych za operację nogi u psa, gdy trwa wojna w Ukrainie i ludzie nie mają za co kupić chleba?

Tak — pies i kot uruchamiają we mnie czasem pokłady poczucia winy, o których wcześniej nie miałam pojęcia…

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze