1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Uroda
  4. >
  5. Nie znoszę zapachu samoopalacza, dlatego latem stosuję tylko tych 6 brązujących kosmetyków. Są niezawodne

Nie znoszę zapachu samoopalacza, dlatego latem stosuję tylko tych 6 brązujących kosmetyków. Są niezawodne

(Fot. WWD/Penske Media via Getty Images)
(Fot. WWD/Penske Media via Getty Images)
Piszę o kosmetykach od ponad 5 lat i znam na wylot sztuczki marketingowe, którymi posługują się znane marki. Choć większość z nich obiecuje, że ich produkty brązujące nie mają sztucznego zapachu, rzeczywistość często jest zgoła inna. Po przetestowaniu dziesiątek samoopalaczy wiem jedno: trafić na kosmetyk, który przyciemnia skórę naturalnie, równo, bez smug i bez pozostawiania chemicznej woni, jest trudną sztuką. Ale mi się udało. Oto 6 perełek, które możecie kupować w ciemno.

Ten przegląd dedykuję wszystkim kobietom, którym trudno osiągnąć upragnioną czekoladową karnację niezależnie od pory roku. I ja się do nich zaliczam – na mojej skórze nie robi wrażenia nawet tydzień spędzony pod bezchmurnym włoskim niebem. Ze względu na jasną cerę opalam się bardzo powoli, a gdy już moje ciało delikatnie się ozłoci, jest to okupione pieczeniem i zaczerwienieniem w pierwszej dobie po ekspozycji na słońce. Jak możecie się domyślić, wysoki filtr i balsam aloesowy to moi stali kompani na urlopie.

Ale nic straconego. Po pierwsze, promieniowanie UV degraduje DNA komórek skóry i przyspiesza jej starzenie się, więc rozsądne dawkowanie słońca może nam wyjść tylko na dobre. Po drugie, rynek jest przesycony samoopalaczami i produktami brązującymi, które przyciemniają skórę bez narażania jej na przebarwienia czy uszkodzenia. Jedyny szkopuł?

Zapach. Chemiczny, gryzący, dający o sobie znać nawet dwie doby po aplikacji samoopalacza. Ma go większość produktów brązujących na rynku, a te, w których jest niewyczuwalny, to rzadkość. Niemniej na przestrzeni ostatnich kilku lat udało mi się znaleźć formuły, których producenci w jakiś magiczny sposób zdołali go zakamuflować. Jak – nie mam pojęcia, ale wiem, że ich stosowanie to dla mnie czysta przyjemność. Nie wszystkie to samoopalacze per se, bo do zestawienia wybrałam też kosmetyki, które brązują skórę jednorazowo. Dla mnie są jednak must-have'em, ponieważ pięknie podkreślają opaleniznę, nadają cerze zdrowy, promienny blask i wyglądają przy tym supernaturalnie.

Resibo, Tonik samoopalający Have Some Tan

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Ten tonik na nowo przekonał mnie do samoopalaczy po kilku latach trafiania na same buble. Pachnie i wygląda jak ziołowa herbatka, a aplikuje się go banalnie. Wystarczy wlać odrobinę w zagłębienie dłoni i wklepać w skórę twarzy, szyi i dekoltu. Po użyciu zapach samoopalacza jest niewyczuwalny – być może jest to zasługa naturalnych składników brązujących, takich jak ekstrakt z liści nawłoci, kurkuma i olej z marchwi, które nie dają takiego zapachu jak DHA (który również jest obecny w składzie). Tonik wchłania się błyskawicznie i po paru minutach można nałożyć krem. Nigdy jeszcze nie miałam po nim smug, a jeśli czuję niedosyt opalenizny – po prostu dokładam drugą warstwę. Efekt zawsze jest nieskazitelny. Jedyny minus? Trzeba pamiętać, by tonik po otwarciu trzymać w lodówce.

Charlotte Tilbury, Kropelki samoopalające Skin Island Glow Easy Tanning Drops

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Złociste kropelki od Charlotte Tilbury stosuję na zmianę z tonikiem Resibo. Zabieram je na wakacje ze względu na poręczną buteleczkę i łatwość przechowywania. To kolejny samoopalacz, który uwielbiam za łatwość aplikacji i niezawodny efekt karmelowej cery. Na całą twarz wystarczą dosłownie 3–4 krople brązującego eliksiru, co czyni go bardzo wydajnym. Formuła kropelek zawiera delikatnie rozświetlające drobinki, dzięki czemu skóra wygląda na zdrowszą i ładniejszą już w kilka sekund po aplikacji. Dodatkowo kosmetyk ma w składzie kwas hialuronowy i przeciwstarzeniowe ekstrakty, więc w codziennej pielęgnacji doskonale zastępuje serum.

Czytaj także: Opalanie natryskowe, czyli idealny brąz w kilka minut. Oto wszystko, co musisz wiedzieć

Chanel, Krem-żel brązujący Les Beiges Healthy Glow Bronzing Cream

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Czasem, gdy zdarzy mi się zapomnieć użyć samoopalacza, rano ratuję się kremowym bronzerem Chanel. Ma postać aksamitnego musu z pudrowymi, świetlistymi drobinkami, które dają efekt zdrowej, muśniętej słońcem cery. Nakładam go palcami – pod wpływem ciepła dłoni pięknie stapia się ze skórą, ale można aplikować go też pędzlem kabuki. W zależności od preferencji możecie stosować go jako samoopalacz lub jako klasyczny bronzer, aby mocniej „opalić” wybrane obszary twarzy (np. policzki, nos). Kosmetyk jest bardzo wydajny i używam go już kolejny sezon. Cera po jego nałożeniu wygląda tak promiennie i zdrowo, że często w ogóle nie mam potrzeby nakładania makijażu. Latem to wybawienie.

Fuemo, Balsam brązujący Sublime

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Polską markę Fuemo poznałam przypadkiem – nie jest to wielki koncern, którego reklamy widoczne są na każdym kroku. Broni się jednak doskonałą jakością swoich produktów i eleganckimi opakowaniami, po które aż miło się sięga. Balsam Sublime stał się moim ubiegłorocznym odkryciem. Jak na klasyczny samoopalacz w kremie ma niezwykle luksusową konsystencję, gładko się rozprowadza i daje chyba najbardziej naturalny odcień opalenizny, z jakim się spotkałam. Pytania „Gdzie tak opaliłaś nogi?” dostaję regularnie. Co do zapachu – jest naprawdę przyjemny, przypominający perfumy. Po aplikacji praktycznie nie wyczuwa się charakterystycznej woni DHA, a skóra jest gładsza i lepiej nawilżona. Spośród samoopalaczy do ciała to mój faworyt.

Eisenberg, Olejek rozświetlający Sublime Tan Huile Visage & Corps SPF 6

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Na muśniętą słońcem skórę lubię zaaplikować ten francuski olejek. Jego miedzianozłota barwa z drobnymi rozświetlającymi pigmentami działają niczym Photoshop. Ciało nabiera satynowej gładkości i blasku, koloryt jest wyrównany, a opalenizna zyskuje głębszy, bardziej brązowy odcień. Nakładam go na nogi, ramiona, dekolt, a także punktowo na twarz, aby podkreślić kości policzkowe. Ma SPF 6, więc sprawdza się latem w mieście, gdy nie potrzebujemy tak wysokiej ochrony anty-UV. Dodatkowo kosmetyk cudownie pachnie – jak połączenie olejku do opalania i mydła marsylskiego. Tego lata używam go na okrągło.

Guerlain, Naturalnie rozświetlający i brązujący puder Terracotta Light

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Czy jest ktoś, kto nie słyszał o tym legendarnym pudrze w kamieniu? Jego kultowy status jest w pełni uzasadniony. Testowałam naprawdę wiele pudrowych bronzerów i jak dotąd żaden nie dorównał Terracottcie. Moja rada? Potraktujcie go jako inwestycję. Mimo dość wysokiej ceny jest szalenie wydajny i pięknie komponuje się z każdym odcieniem cery. Mam wariant 02 Medium i zdaje egzamin zarówno latem, gdy moja cera jest lekko muśnięta słońcem, jak i zimą, gdy nie używam żadnych samoopalaczy. Trudno z nim przesadzić albo narobić sobie plam – z tym kosmetykiem to się nie zdarza. W bronzerze Guerlain podoba mi się też to, że tworzy naturalną, subtelnie połyskującą taflę – dzięki temu nie wygląda sztucznie i ładnie ożywia cerę. To mój must-have nie tylko latem, ale i przez cały rok.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze