Słońce świeci, wakacyjne playlisty grają w tle, a ty znowu dajesz się skusić na „tylko 15 minutek” na leżaku. Efekt? Czerwona skóra, która schodzi płatami jak papier ścierny i dramatyczna przysięga „Nigdy więcej!”. Brzmi znajomo? Spokojnie, nie jesteś sama. Dziś rozprawiamy się z mitami i zdradzamy, jak stopniowo budować zdrową opaleniznę – tak, żeby wyglądać jak po powrocie z Bali, nawet jeśli nie ruszasz się dalej niż balkon.
Zanim przejdziemy do clou artykułu, najpierw encyklopedyczna wiedza w pigułce. To znaczy – czy w ogóle można się opalać? Miłośniczki wystawiania skóry na słońce, uspokajam: tak, można (inaczej ten artykuł by w ogóle nie powstał). Ale zanim rzucisz się w objęcia promieni słonecznych, warto wiedzieć, jak robić to z głową. I filtrem. I kapeluszem. Bo opalanie to nie brawurowa akcja, tylko misternie zaplanowana operacja z instrukcją obsługi.
Opalać się można, ale… pod pewnymi warunkami:
- Unikaj słońca w godzinach szczytu (10:00–16:00 to nie pora na smażenie, tylko na sjestę w cieniu).
- Używaj kremu z filtrem SPF 50+ i pamiętaj o reaplikacji.
- Chroń głowę i oczy, bo udar słoneczny i zmarszczki to duet, którego nie chcemy w wakacyjnym repertuarze.
Oczywiście znajdą się i takie osoby, które z dumą ogłoszą: „Ja nigdy nie używam kremu, opalam się cały dzień i nic mi nie jest!”. Cóż… szczęściary. Ale też trochę ryzykantki. Bo promieniowanie UV to realny sprawca nie tylko utraty jędrności, powstawania zmarszczek i ogólnego fotostarzenia się skóry oraz plam pigmentacyjnych i przebarwień, lecz także – niestety – poważniejszych problemów, jak oparzenia słoneczne, które trwale uszkadzają komórki skóry, czy nowotwory skóry. A chyba zgodzimy się, że żadna opalenizna nie jest warta zrujnowanej bariery hydrolipidowej czy plam, które zostaną z nami dłużej niż wspomnienia z urlopu, a już na pewno – walki z czerniakiem.
Dlatego, jeśli zależy ci na efekcie „skóry muśniętej słońcem”, zapomnij o leżeniu plackiem w pełnym słońcu bez ochrony. To nie przepis na złocistą opaleniznę, tylko gwarancja bólu, łuszczenia się skóry i frustracji. Zamiast tego – postaw na spryt. Stosuj się do tych kilku wskazówek, a twoja skóra odwdzięczy ci się pięknym kolorem i brakiem późniejszego dramatu.
Stopniowa ekspozycja na słońce i stosowanie filtrów SPF
To podstawa podstaw – naprawdę. Może ci się wydawać, że „w filtrze” się nie opalisz, ale to nieprawda! Nawet wysoki SPF nie blokuje całkowicie procesu opalania – opalenizna powstaje, ale wolniej, dzięki czemu jest trwalsza i, co ważniejsze, bezpieczniejsza dla skóry.
Czytaj także: 9 kremów z filtrem SPF, w które warto zainwestować. Robią o wiele więcej niż tylko chronią przed szkodliwymi promieniami słońca
Filtry nie tylko chronią przed poparzeniami, przebarwieniami i fotostarzeniem, lecz także sprawiają, że opalenizna zyskuje równomierny, złocisty odcień. Ważne, żeby stosować takie produkty, które chronią zarówno przed promieniowaniem UVB, jak i UVA, a także regularnie je reaplikować, szczególnie po kąpieli lub spoceniu się. Moim najnowszym odkryciem są mgiełki z SPF-em do twarzy. Są naprawdę wygodne w stosowaniu i świetne, jeśli chodzi o reaplikację – nie trzeba nic nakładać dłońmi, tylko wstrząsnąć opakowaniem i rozpylić produkt z odpowiedniej odległości. W mojej kosmetyczce znalazły się te od By Lyko (Sunsational SPF 50 Face Mist), Garniera (Vitamin C, mgiełka do twarzy chroniąca przed czynnikami zewnętrznymi z witaminą C) i Image Skincare (Protect And Refresh Mist SPF 30, dostępna w Topestetic).
(Fot. materiały prasowe)
A jeśli wolisz klasykę, moje niezawodne filtry na każdą podróż znajdziesz w artykule: Niezawodne kosmetyki na podróż – te produkty zasługują na miejsce w twojej walizce.
Pamiętaj też, że opalanie powinno przebiegać powoli – pierwsze sesje nie powinny trwać dłużej niż 15–20 minut (5–10 minut, jeśli masz jasną karnację), a czas ekspozycji należy zwiększać stopniowo. Pozwoli to na równomierne wytwarzanie melaniny – której funkcją jest naturalna ochrona skóry przed słońcem, czyli to, co my znamy pod postacią opalenizny.
Wskazówka: równomiernemu rozłożeniu opalenizny na całym ciele sprzyja ruch podczas opalania, np. spacery, gra w siatkówkę plażową czy pływanie. Unikasz w ten sposób miejscowych przebarwień, a skóra opala się z każdej strony.
Pamiętaj o: częstym zmienianiu pozycji (jeśli opalasz się na leżąco) i przesuwaniu ramiączek kostiumu kąpielowego (lub wyborze kostiumu bez ramiączek), by uniknąć nieestetycznych linii i „pasków” na ciele.
Regularny peeling ciała
Jeśli peeling ciała zwykle przegrywa u ciebie z serialem, scrollowaniem czy „a, zrobię jutro” – to latem czas na reset priorytetów. W sezonie opalania warto się z nim zaprzyjaźnić na stałe, a najlepiej umawiać na randkę raz w tygodniu. Delikatne złuszczanie usuwa martwy naskórek, wygładza skórę i sprawia, że opalenizna trzyma się dłużej i wygląda jak z katalogu biura podróży.
Tylko uwaga – żadnych sesji słonecznych tuż po peelingu! Skóra potrzebuje chwili oddechu, więc najlepiej zrobić go dzień lub dwa wcześniej, by uniknąć podrażnień i efektu „ups, piecze”.
Latem stawiam na energetyzujący Puszysty mus peelingujący z drobinkami perlitu od Amo’ya lub Wygładzający peeling do ciała o zapachu słodkiej pomarańczy marki Your Kaya. Oba zostawiają skórę miękką i nawilżoną, a przy tym obłędnie pachną.
(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)
Intensywne nawilżenie
Peeling peelingiem, ale równie ważne (jak nie ważniejsze) jest nawilżanie ciała. Nawilżona skóra wolniej się złuszcza i dłużej zachowuje opaleniznę. Możesz stosować balsamy nawilżające z naturalnymi olejami (np. kokosowym, jojoba czy masłem shea) lub produkty typowo po opalaniu (np. Mleczko po opalaniu 3w1 z wyciągiem z mikołajka nadmorskiego od Yves Rocher). Ja co roku w okresie wakacyjnym nie rozstaję się z Wielofunkcyjnym żelem aloesowym Holika Holika.
Czytaj także: Ratunek dla skóry po słońcu. 8 balsamów po opalaniu: chłodzą, nawilżają i koją
(Fot. materiały prasowe)
Ale zewnętrze nawilżenie to nie wszystko. By skóra była jędrna i nieprzesuszona – co przełoży się na trwałość opalenizny – pamiętaj, by nawadniać się również od wewnątrz. Minimum dwa litry wody dziennie to absolutna baza. Z lodem, miętą, cytryną – jak lubisz. Grunt, żeby pić. Twoja skóra (i nie tylko ona) ci za to podziękuje.
Czytaj także: 3 orzeźwiające napoje na upały – smakują i nawadniają
Dieta bogata w beta-karoten
A skoro było o piciu, to nie zapominajmy też o tym, co trafia na talerz. Bo piękna, trwała opalenizna zaczyna się… w kuchni. A konkretnie: w beta-karotenie. Marchewki, morele, mango, brzoskwinie – te złociste cuda to naturalny samoopalacz, tylko w wersji „do schrupania”. Beta-karoten odkłada się w naskórku, subtelnie koloryzując skórę od środka, przedłużając efekt opalenizny i przy okazji działając jak tarcza ochronna przed wolnymi rodnikami, które przyspieszają starzenie się skóry.
Ale to nie wszystko! Dla skóry muśniętej słońcem dorzuć do menu też kilka innych składników. Na przykład witaminę C, która wspiera produkcję kolagenu i przyspiesza regenerację skóry – znajdziesz ją w papryce, kiwi, truskawkach czy dobrej garści natki pietruszki. Witamina E z kolei nawilża, wygładza i zabezpiecza przed przedwczesnym łuszczeniem się opalenizny. Tę znajdziesz w orzechach, awokado i olejach roślinnych (najlepiej tłoczonych na zimno). Cynk to taki cichy bohater: pomaga skórze się regenerować, łagodzi podrażnienia i dba o jej równowagę – a ukrył się sprytnie w pestkach dyni, kaszy gryczanej, jajkach i owocach morza. No i wapń, o którym łatwo zapomnieć, a który wzmacnia barierę ochronną skóry i pomaga jej utrzymać nawilżenie – zjesz go w tofu, migdałach, brokułach i klasycznych nabiałowych przysmakach.
Wspomaganie efektu kosmetykami brązującymi i samoopalaczami
Jak już wspominałam – budowanie opalenizny to raczej maraton niż sprint. Nie licz więc na to, że po jednym plażowym popołudniu twoja skóra nagle zmieni odcień na „mleczna czekolada deluxe”. Ale jeśli jesteś z tych niecierpliwych (albo po prostu lubisz mieć kontrolę nad tym, co się dzieje z twoją skórą), możesz nieco pomóc naturze i sięgnąć po kosmetyki brązujące lub samoopalacze.
To też świetna (i bezpieczniejsza) alternatywa dla tych, którzy marzą o opaleniźnie bez ekspozycji na słońce. Ich główny składnik, dihydroksyaceton (DHA), reaguje z aminokwasami w naskórku, powodując jego przyciemnienie – efekt ten utrzymuje się kilka dni i zanika wraz ze złuszczaniem się skóry. Nowoczesne formuły często zawierają składniki nawilżające i antyoksydacyjne, dzięki czemu nie tylko poprawiają koloryt, ale też dbają o kondycję skóry.
Na uwagę zasługuje m.in. brązujące mleczko do twarzy i ciała Yves Rocher z wyciągiem z mikołajka nadmorskiego – nawilża, wygładza i dba o młody wygląd skóry. Lubię też serum brązujące NUXE Prodigieuse Boost – łączy funkcje kremu z zaletami samoopalacza, pachnie jak marzenie i zawiera kwas hialuronowy, który daje skórze porządną dawkę nawilżenia. A jeśli szukasz czegoś lekkiego i stopniowalnego, Have Some Tan od Resibo może być twoim hitem – ma konsystencję toniku i daje naturalny efekt „opalona, ale nie przesadzona”.
(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)
A jeśli latem nie rezygnujesz z makijażu, koniecznie wypróbuj pudry brązujące, np. Bronzing Stone, wypiekany puder brązujący, od marki swederm. Nada się zarówno do precyzyjnego konturowania twarzy, jak i nadawania skórze efektu naturalnej opalenizny. Muśnij nim twarz, szyję i dekolt, nie zapominając o obojczykach!
(Fot. materiały prasowe)
Na koniec przypomnienie: najważniejsze, żeby słuchać swojej skóry. Reaguj na pierwsze sygnały podrażnienia – jeśli skóra zaczyna się czerwienić lub piec, natychmiast przerwij opalanie, schroń się w cieniu i zastosuj łagodzący balsam. A jeśli z kąpielami słonecznymi i samoopalaczami ci nie po drodze, może skusisz się na opalanie natryskowe? Wzięłyśmy je pod lupę w artykule: Idealny brąz w kilka minut – wszystko, co musisz wiedzieć o opalaniu natryskowym. Zajrzyj koniecznie!