Obecny wizerunek Sabriny Carpenter to mieszanka estetyki pin-up, błysku i prowokacyjnych tekstów, które wywołują skrajne emocje wśród fanów i krytyków. Niedawno znów wzbudziła kontrowersje. Okładka albumu „Man's Best Friend” rozpaliła internetową debatę. Dla jednych to manifest wolności, dla innych dowód, że granica została przekroczona. Czy amerykańska gwiazda wspiera kobiety w wyrażaniu siebie, czy raczej robi im niedźwiedzią przysługę?
Czy można być feministką w koronkach, platformach i cekinowym gorsecie? Sabrina Carpenter zdaje się odpowiadać na to pytanie twierdząco, choć jej najnowsze działania wywołały lawinę kontrowersji. Okładka nowej płyty „Man's Best Friend” oraz występy, w których pierwsze skrzypce grają skąpe stroje, erotyczne aluzje i błyskotki, wywołały burzliwą debatę o kobiecej seksualności, wolności artystycznej, a nawet granicach feminizmu.
– Zawsze mnie bawi, kiedy ludzie się skarżą. Mówią: „Ona śpiewa tylko o tym jednym”. Ale to właśnie te piosenki sami wynieśliście na szczyty – powiedziała Carpenter w okładkowym wywiadzie dla magazynu „Rolling Stone”. – Najwyraźniej lubicie seks. Macie na jego punkcie obsesję – dodała.
To była jej odpowiedź na falę krytyki, która zalała internet po opublikowaniu okładki nowego albumu. Na zdjęciu Sabrina klęczy w pozie przypominającej psa, trzymana za włosy przez nieokreśloną postać. Ten budzący skrajne emocje kadr jedni odczytali jako oczywistą satyrę i ironiczny komentarz artystki do wieloletniej wrzawy wokół jej wizerunku. Dla innych natomiast stał się symbolem społecznego regresu i podporządkowania kobiet.
„W tym klimacie politycznym? Dziewczyny, wstawajcie!” – skomentowała jedna z użytkowniczek Instagrama. Inna dodała: „Czuję się, jakbyśmy cofnęły się o dobre pięćdziesiąt lat”.
Carpenter, niegdyś niewinna gwiazda Disney Channel, w ostatnich latach przeszła totalną metamorfozę. Od premiery albumów „Emails I Can’t Send” z 2022 roku i wydanego dwa lata później „Short n' Sweet” Amerykanka promuje estetykę pin-up girl z lat 50., łącząc styl Marilyn Monroe i Audrey Hepburn z prowokacyjnymi tekstami i odważnymi występami.
„To idealna recepta, by poczuć się najatrakcyjniejszą wersją samej siebie i jednocześnie najgorszą feministką” – pisała dziennikarka Elina Khindova na łamach „The Clique Magazine”, analizując modowe wybory Carpenter oraz własne zmagania z napięciem między pragnieniem wolności a lękiem przed społeczną oceną.
„To także gotowy przepis na wewnętrzny konflikt: jak być dobrą feministką, wyglądając seksownie, czerpać z tego radość i jednocześnie mieć wyrzuty sumienia, że ta radość w ogóle się pojawia” – dodaje Khindova.
Debata kręci się wokół podstawowego pytania, czy autorka hitu „Espresso” pokazuje się tak, by podobać się mężczyznom, czy może celowo korzysta z seksownego wizerunku, by wyrazić siebie na własnych zasadach. Leora Tanenbaum, autorka książki „Sexy Selfie Nation”, zauważa: „To fałszywa dychotomia. Pytanie, czy artystka wygląda seksownie »dla mężczyzn«, czy »dla siebie «. Przecież chodzi tu o pewność siebie i pozytywny stosunek do własnej seksualności”.
Carpenter świadomie igra z tą granicą. Na ostatniej trasie koncertowej wykonywała utwór „Juno” w mini, za każdym razem naśladując nową pozycję seksualną przed tłumem fanów. Jedni byli zbulwersowani, inni bili brawo. W jej występach i tekstach pobrzmiewa przekaz: zawsze znajdzie się ktoś, kto uzna, że jest zbyt odważna, zbyt wyzywająca, zbyt bezwstydna, ale może właśnie o to chodzi, by być po prostu sobą.
Sabrina Carpernter na koncercie z trasy Short n' Sweet Tour. (Fot. Max Cisotti/Dave Benett/Getty Images)
Kulisy swojej ostatniej trasy koncertowej Carpenter zdradziła w materiale dla amerykańskiego „Vogue'a”. Stylizacje inspirowane m.in. filmami „Bye Bye Birdie” z 1963 roku czy młodszym o 15 lat „Grease”, koronkowe body w stylu Monroe, cekiny, brokat i szlafroki w jej zamyśle miały po prostu stworzyć spektakl przypominający atmosferę „dziewczyńskiego wieczoru”. – Dziewczyny to pokochają – mówi na koniec nagrania, uśmiechając się do swojego stylisty.
Ostatnie kontrowersje to nie pierwszy raz, gdy Sabrina Carpenter trafia w sam środek medialnej burzy związanej ze swoją seksualnością. Już kilka lat temu przeszła przez prawdziwe piekło w przestrzeni publicznej po rzekomym romansie z byłym partnerem młodszej koleżanki z branży, Olivii Rodrigo. Była nazywana „dziwką” i „rozbijaczką związków”, mimo że cała narracja opierała się głównie na medialnych spekulacjach. W odpowiedzi na falę hejtu, jaką wówczas otrzymała, powstał utwór „Because I Liked a Boy”. To właśnie wtedy zaczęła zmieniać swój styl, który stał się bardziej odważny i kobiecy.
Może nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Ale jedno jest pewne – jej twórczość i wizerunek prowokują ważną dyskusję o kobiecej wolności, seksualności i granicach ekspresji. Jak podsumowuje Khindova: „Sabrina Carpenter robi wiele dla kobiet, pozwalając nam czuć się seksownie wtedy, kiedy chcemy i nie przestawać, nawet jeśli spotyka nas za to hejt”. Być może feminizm ma wiele twarzy i niektóre z nich noszą róż i koronki.
Źródła: rollingstone.com; thecliquemagazine.com; usatoday.com.