1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Jestem maszyną. A chciałabym w końcu pobyć człowiekiem”. Rozmowa z Darią Zawiałow

„Jestem maszyną. A chciałabym w końcu pobyć człowiekiem”. Rozmowa z Darią Zawiałow

Daria Zawiałow (Fot. Dorota Szulc/materiały prasowe)
Daria Zawiałow (Fot. Dorota Szulc/materiały prasowe)
To będzie jej jedyny koncert w 2025 roku – i ostatni przed długą przerwą. Daria Zawiałow żegna się ze sceną na własnych warunkach: z rozmachem, ale też z wdzięcznością. W szczerej rozmowie opowiada o potrzebie odpoczynku, wypaleniu, codzienności i o tym, jak trudno nauczyć się po prostu… żyć. Po swojemu.

To ma być wieczór, jakiego jeszcze nie było – nie tylko w karierze Darii Zawiałow, ale i na polskiej scenie muzycznej. Jedyny koncert artystki w 2025 roku, ostatni przed planowaną przerwą, zagrany na błoniach PGE Narodowego – symbolicznie „pod” stadionem – wyprzedał się w zaledwie kilkanaście godzin. I nie ma w tym nic dziwnego. To pożegnanie z publicznością, które wybrzmiewa mocno, bo dojrzale. Z czułością, ale i odwagą. Daria nie ukrywa, że potrzebuje zatrzymania. Po latach intensywnej pracy, czterech albumach, setkach koncertów i życiu podporządkowanemu kalendarzowi chce wreszcie pobyć. Z dala od reflektorów, wśród swoich. Gotować, czytać, żyć spokojnie. A przede wszystkim: przypomnieć sobie, kim jest, gdy nie musi być na scenie.

W rozmowie dla Zwierciadlo.pl opowiada o decyzji, która dojrzewała długo. O potrzebie pauzy – i o nadziei, że cisza po koncercie nie będzie końcem, a początkiem czegoś prawdziwie nowego.

Robert Choiński: To Twój jedyny koncert w tym roku, a zarazem ostatni na dłuższy czas. W 2026 roku nie pojawisz się na żadnej scenie. Kiedy to do Ciebie dotarło, co poczułaś?

Daria Zawiałow: Na razie wciąż czuję silną potrzebę takiego scenariusza i ekscytację na myśl, że rzeczywiście tak będzie. Podejrzewam jednak, że gdy zaczną się letnie festiwale – a mnie na nich nie będzie – pojawi się pierwsze FOMO. A w przyszłym roku… już widzę, jak chodzę po ścianach. (śmiech) Ale po zrobieniu sobie takiego małego rachunku sumienia pomyślałam: „Come on, od ośmiu lat praktycznie nie schodzę ze sceny”. Grałam po 100 koncertów rocznie. Przepracowanie dało mi się we znaki – między innymi przez śpiewanie podczas infekcji – nabawiłam się guzków na strunach głosowych. W ciągu sześciu lat wydałam cztery albumy. To naprawdę szalony wynik. Każda płyta miała jeszcze swoją reedycję, powstawały wersje deluxe… do tego kolaboracje, Męskie Grania, inne projekty, teledyski, sesje zdjęciowe, okładki magazynów i wiele innych. Złapałam się za głowę, kiedy dotarło do mnie, ile tego było. Dziś rano jedna dziennikarka powiedziała mi: „Kurczę, Ty jesteś maszyną”. Odpowiedziałam: „Właśnie! Jestem maszyną. A chciałabym w końcu pobyć człowiekiem”.

To dla mnie bardzo ważne – zobaczyć, kim w ogóle jestem jako dorosła osoba.

Tak po prostu, na co dzień. Kiedy idę do warzywniaka po pomidorki, kiedy mogę sobie coś ugotować, poczytać książkę. Kocham czytać, a w ogóle nie mam na to przestrzeni. Marzy mi się zajęcie takim zwykłym, trywialnym życiem: iść na badania, zrobić morfologię… (śmiech) Wiesz, takie proste rzeczy.

Przyziemne rzeczy.

Przyziemne, ale teraz dla mnie bardzo ważne i bardzo potrzebne.

Jak w ogóle doszło do pomysłu, żeby zagrać właśnie na błoniach PGE Narodowego? To dość nietypowe miejsce jak na solowy koncert.

Długo zastanawialiśmy się, gdzie zagrać ten koncert. Po branży zaczęły krążyć plotki, że Daria zagra na PGE Narodowym – słyszałam to z każdej strony: „No to co, stadion?”.

Z tego co widziałem, Twoi fani też zaczęli snuć takie spekulacje.

Spekulacje na ten temat były przeróżne. W pewnym momencie sami zaczęliśmy się zastanawiać: „Czy jesteśmy już gotowi na stadion?”. Zwłaszcza teraz, kiedy ten projekt jest już mocno wyeksploatowany – zagraliśmy trasy halowe, festiwale, Męskie Granie dla 50 tysięcy osób. Wydarzyło się mnóstwo aktywności związanych z albumem. Doszliśmy do wniosku, że może to jeszcze nie jest ten moment. A że ja lubię robić rzeczy na przekór, postanowiliśmy przekuć to w coś pozytywnego. Nie na Narodowym, tylko… pod Narodowym. Trochę z przekory, ale myślę, że to wyszło nam na plus.

Co chcesz dać ludziom tego wieczoru – oprócz muzyki? Czy to będzie koncert bardziej emocjonalny, czy raczej widowiskowy?

Myślę, że będzie w tym sporo spontanicznych emocji, bo one po prostu się pojawiają – koncert to żywy organizm. To połączenie, ta chemia między publicznością a artystami na scenie… zawsze wtedy dzieją się rzeczy wyjątkowe, które na długo zapadają w pamięć. Koncert będzie duży – i to na wielu płaszczyznach.

Kilka dni temu widziałam projekt sceny i pomyślałam: „Wow, czegoś takiego jeszcze nie widziałam, a tym bardziej nie doświadczyłam, będąc na scenie”.

Więc będzie i widowiskowo, i emocjonalnie. No i – mam nadzieję – również muzycznie na najwyższym poziomie. Setlistę już mamy gotową, próby zaplanowane, więc przygotowujemy się bardzo intensywnie. No i oczywiście będą goście. To ważny element tego wieczoru.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Czy ten koncert będzie pewnego rodzaju zwieńczeniem jakiegoś etapu w Twojej karierze? Jeśli tak, to jakiego?

Zdecydowanie. To zamknięcie rozdziału związanego z albumem „Dziewczyna Pop”, któremu naprawdę wiele zawdzięczam. To był mój najgłośniejszy, najbardziej komercyjnie udany album. Oczywiście nie ujmuję wcześniejszym płytom – one są dla mnie tak samo ważne, a może nawet ważniejsze, bo przecież pierwsze zawsze są wyjątkowe.

Ciężko wybrać ulubione dziecko, prawda?

Dokładnie! Właśnie o to chodzi. Ale ten koncert to symboliczne zakończenie etapu „Dziewczyny Pop”. I ciekawe, jak się to układa – bo kiedy wrócimy w 2027 roku, będzie akurat dziesięciolecie mojego debiutu. Dziesięć lat od wydania „A kysz!”. Myślę, że to wszystko
miało tak właśnie być.

Wybiegnijmy w przyszłość. Co chciałabyś usłyszeć we własnej głowie dzień po tym koncercie, kiedy już zapadnie cisza?

Co chciałabym usłyszeć w swojej głowie? Może coś w stylu: „No dobra, to kupuj bilety do Grecji” – albo gdziekolwiek. (śmiech) Ale tak całkiem serio? Chciałabym usłyszeć: „Super, że pogoda dopisała”. To byłaby ogromna ulga.

No tak, przy koncercie plenerowym to ma znaczenie.

Szczególnie na początku września – bywa różnie. Ale przede wszystkim chciałabym usłyszeć: „Udało się. Wszyscy daliśmy radę. Było dobrze. Jest okej”.

Mówiłaś, że czujesz się trochę wypalona. Kiedy to się zaczęło i co było dla Ciebie sygnałem, że trzeba się zatrzymać?

Wydaje mi się, że to się zaczęło już w 2021 roku. Prowadziłam wówczas dwie orkiestry Męskiego Grania – aktualną z 2021, ale i pandemiczną z 2020 roku, którą wraz z kolegami „nadrabialiśmy’’. Pamiętam, że w końcu trafiłam pod kroplówkę – zasłabłam, byłam fizycznie wykończona. To był pierwszy niepokojący moment. Potem przyszły poważniejsze sygnały. W zeszłym roku pojawiły się guzki na strunach głosowych. Nabawiłam się ich, śpiewając w trakcie infekcji – miałam wtedy grypę, która przerzuciła się na płuca, skończyło się zapaleniem płuc i bardzo silnym kaszlem. A ja mimo to – trochę wbrew sobie, trochę pod presją – zagrałam kilka koncertów w Anglii. Dwa miesiące później pojawiły się te guzki. Musiałam odwołać 18 koncertów w środku lata. To był dla mnie dramat. Czułam się okropnie – nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie. Z jednej strony dostawałam ogromne wsparcie, ale z drugiej czytałam komentarze sugerujące, że „zabalowałam na jakimś afterze”, na którym mnie w ogóle nie było. Siedziałam wtedy w domu i robiłam inhalacje. Było mi ciężko zderzyć się z tym hejtem, ale też z poczuciem winy. Oczywiście sama się nim obarczyłam.

Najgorszy moment przyszedł chwilę później. To był koncert, podczas którego w połowie spojrzałam na setlistę i przeliczałam, ile jeszcze numerów zostało do końca. Przeraziło mnie to.

Scena była dla mnie wszystkim – moją pasją, miłością. A wówczas marzyłam tylko o tym, aby wrócić do hotelu. I bynajmniej nie dlatego, że chcieliśmy iść na imprezę, ale iść spać. Jesteśmy chyba najnudniejszym zespołem w branży, śmieją się z nas, że zawsze chodzimy szybko spać. I mają rację – naprawdę jesteśmy nudni. (śmiech)

Czyli żadnego demolowania pokojów hotelowych? (śmiech)

Oj nie, daleko nam do tego. (śmiech) Ale właśnie to mnie uderzyło – że jestem tak wycieńczona, że marzę o tygodniu snu. I wtedy powiedziałam sobie: „Dość. To jest moment, kiedy muszę zrobić pauzę”. I wierzę, że ona przysłuży się wszystkim, także słuchaczom. Nawet jeśli jeszcze o tym nie wiedzą, myślę, że wszyscy potrzebujemy przerwy od Darki.

Co zamierzasz robić w trakcie tej przerwy? Masz konkretne plany czy raczej chcesz, żeby wszystko działo się spontanicznie?

Myślę, że chcę dać sobie przestrzeń na to, żeby to wszystko działo się trochę spontanicznie. Potrzebuję odpocząć od planowania i bycia control freakiem. Uczę się tego – to jest proces. Ale oczywiście mam też pewne pomysły, choć raczej prozaiczne niż wielkie,
strategiczne plany. Na przykład gotowanie – kocham gotować i bardzo chcę mieć na to więcej czasu. Chciałabym znów więcej czytać, chodzić do kina, spacerować, być w ruchu. Treningi, samorozwój – takie drobne rzeczy, które wcześniej trudno było pomieścić w grafiku. Marzę też o lekcjach pianina. Nigdy nie miałam na to przestrzeni, a bardzo chciałabym, żeby gra na pianinie pomogła mi w komponowaniu muzyki w przyszłości. Chciałabym też trochę popodróżować, po prostu odpocząć. A może nawet – kto wie – postawić w końcu ten wymarzony domek w lesie. Ale przede wszystkim daję sobie zgodę na to, żeby nie planować wszystkiego od A do Z. Żeby po prostu, jak to się mówi,
go with the flow.

Poruszyłaś ciekawy wątek – powiedziałaś, że uczysz się odpoczywać i odpuszczać. Co w tym jest dla Ciebie najtrudniejsze?

Najtrudniejsze jest wyłączenie myśli. Ten nieustanny natłok, który cały czas kłębi się w głowie. Największym wyzwaniem jest dla mnie prawdziwy relaks – takie wyciszenie, kiedy naprawdę mogę „wyłączyć mózg”, osiągnąć wewnętrzny spokój, zen. Ale już teraz idzie mi to znacznie lepiej niż kiedyś. W przeszłości to było wręcz niemożliwe.

Czyli w grę wchodzi wrodzony perfekcjonizm i pracoholizm?

Zdecydowanie. Chociaż nie wiem, czy wrodzony – raczej nabyty. Od 15. roku życia mieszkałam sama w Warszawie. Sama się utrzymywałam. A pochodzę z Koszalina. Jak kiedyś powiedziała mi moja terapeutka: „Pani Dario, ta potrzeba kontroli, którą pani w sobie ma, kiedyś pozwalała pani przetrwać”. I to jest prawda. Jako nastolatka musiałam nauczyć się trzymać wszystko w ryzach, żeby sobie poradzić. I to po prostu we mnie zostało.

Mimo przerwy planujesz pisać nowe rzeczy. Czy już coś powstaje, czy na razie dajesz sobie luz i ciszę?

Luz i ciszę. To pierwszy taki moment, kiedy naprawdę nic nie tworzę i daję sobie przestrzeń. Czuję, że muszę się na nowo zainspirować. Na razie potrzebuję czasu bez pisania, bez ciśnienia, bez oczekiwań.

Czyli totalnie biała kartka?

Totalnie. Pusta strona.

A są jakieś rzeczy, których nie chciałabyś powtarzać na przyszłych płytach? Coś, co zostawiasz za sobą?

Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Szczerze mówiąc – nie wiem. To wszystko dopiero się ułoży.

Proszę akceptuj pliki cookie marketingowe, aby wyświetlić tę zawartość YouTube.

Wiadomo, że jesteś artystką i tworzysz, ale też, jak każdy, jesteś odbiorczynią kultury. Co Cię ostatnio inspiruje? Co Cię poruszyło lub zaskoczyło muzycznie?

Niedawno przeżyłam naprawdę wyjątkowe muzyczne doświadczenie. Byłam w Amsterdamie na koncercie zespołu Beirut. Zawsze marzyłam, żeby ich zobaczyć na żywo.

To był Twój pierwszy raz?

Tak. Dostałam bilety w prezencie świątecznym od mojego chłopaka. Pojechaliśmy razem. To był jeden z najpiękniejszych muzycznych momentów w moim życiu. Ogrom emocji – od wzruszenia, przez szczęście, po nostalgię. Ciarki na całym ciele. Te harmonie, dęciaki – wszystko było absolutnie poruszające. Totalne zanurzenie w muzyce. Ale tak na co dzień, kiedy piszę muzykę, to inspiruje mnie nie tylko sztuka czy dźwięki innych artystów. Inspiruje mnie samo życie: rozmowy, ludzie, książki, codzienne sytuacje. Wszystko po
trochu.

Mówisz, że myślisz o karierze bardzo długofalowo. Jak wyobrażasz sobie swoją „karierę marzeń” za 10 lat?

Ojej… Myślę, że fajnie by było po prostu nadal grać koncerty i cieszyć się tym. Jeśli to wciąż będzie sprawiało mi radość, to już samo w sobie będzie spełnieniem marzenia.

A jaki jest Twój największy lęk, kiedy myślisz o przyszłości? Co daje Ci spokój?

Mam w sobie trochę lęku, to prawda. Zawsze miałam w sobie odrobinę smutku i lekkiego pesymizmu – taki typ. Ale teraz jestem w naprawdę dobrym momencie życia. Stabilnym, spokojnym, bezpiecznym. I myślę, że największy spokój daje mi to, co jest poza sceną. Ludzie, których kocham. Mój partner. Ten moment, kiedy wracam do domu, siadam na kanapie i po prostu mam swoje piękne, zwykłe życie. To są punkty stałe, które sobie stworzyłam i które są dla mnie jak skała. A to nie było łatwe.

Przez wiele lat żyłam w ciągłym biegu, w pogoni za kolejnym celem. Teraz mam coś, na czym mogę się oprzeć – i to jest bezcenne.

A jeśli miałabym powiedzieć, co mnie najbardziej niepokoi, to chyba zdrowie – moje i moich najbliższych. Bo jak zdrowie będzie, to wszystko inne się ułoży. I chyba po prostu przychodzi taki wiek, w którym zaczynasz myśleć o badaniach, o tym, że nie wszystko już można odłożyć na potem. To taki naturalny moment, kiedy świadomość trochę rośnie. (śmiech)

Wracając do takich przyziemnych spraw – robisz prawo jazdy. Wyobraźmy sobie, że już masz prawko i siadasz za kierownicą. Jaka jest Twoja pierwsza trasa i pierwsza piosenka, którą odpalasz jako kierowczyni?

O wow, ale świetne pytanie! Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Jeśli chodzi o piosenkę – to chyba byłoby „Dreams” The Cranberries. To jeden z najpiękniejszych utworów, jakie kiedykolwiek powstały. Kocham ten kawałek. A pierwsza trasa? Chyba jeździłabym po prostu w kółko po Warszawie, całą noc i cały dzień – zwiedzałabym moje ukochane miasto z zupełnie nowej perspektywy. Myślę, że zrobiłabym sobie kilkudniową, pełną zachwytu przejażdżkę po mieście.

Na koniec pytanie bardziej refleksyjne. Co chciałabyś powiedzieć samej sobie – tej Darii, która wróci na scenę za półtora roku, może dwa lata?

„Mam nadzieję, że odpoczęłaś”.

I tego Ci z całego serca życzę. A zanim to nastąpi, przed Tobą wielki koncert pod PGE Narodowym, już wyprzedany, więc publiczność na pewno dopisze. Zapowiada się coś naprawdę wyjątkowego.

Dziękujemy bardzo. Mamy ogromną nadzieję, że tak właśnie będzie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze