Alec Benjamin nie owija w bawełnę – mówi szczerze o obsesji, która zaprowadziła go do świata muzyki, o syndromie oszusta, o ciemnych stronach życia w trasie i o terapii, która czasem frustruje, ale ratuje. „Czasem jestem swoim największym wrogiem” – przyznaje bez wahania.
Zanim jego piosenki trafiły na światowe listy przebojów, śpiewał na ulicach i przed klubami, licząc, że ktoś go zauważy. Choć dziś Alec Benjamin gra koncerty na całym świecie, ma rzesze oddanych fanów i platynowe płyty, wciąż mówi o sobie, jakby był na początku drogi. Spotkaliśmy się przy okazji jego występu w warszawskim klubie Stodoła – tuż przed koncertem, w nieco rozchwianym nastroju po trudnej sesji terapeutycznej. Autor megahitu „Let Me Down Slowly” opowiedział o tym, skąd czerpie inspiracje i jak wygląda codzienność artysty, który zamiast kreować wizerunek – po prostu mówi, jak jest. Artysta opowiada szczerze o zmaganiach z własnymi demonami, psychoterapii, która potrafi wytrącić z równowagi, ale daje siłę, i obsesji, która popchnęła go w stronę muzyki. Zdradza też, jak ważne są dla niego relacje z rodziną i jak radzi sobie z presją, którą niesie życie w trasie.
Robert Choiński: Twoja twórczość opiera się na opowiadaniu historii. Gdybyś miał wskazać jeden moment w swoim życiu, który najmocniej wpłynął na sposób, w jaki piszesz piosenki, co by to było?
Alec Benjamin: Trudno wskazać jeden konkretny moment, bo mam wrażenie, że to raczej wynik wielu różnych doświadczeń. Ale jeśli miałbym coś wybrać, to chyba odkrycie muzyki Eminema, a zwłaszcza utworu „Stan”. To był naprawdę ważny moment na mojej muzycznej drodze. Tak, pewnie to.
Zaczynasz każdy utwór od koncepcji. Skąd najczęściej czerpiesz inspiracje i jakie tematy nieustannie do Ciebie wracają?
Staram się pisać o prawdziwych rzeczach – o tym, przez co właśnie przechodzę. Inspiracja najczęściej pochodzi po prostu z mojego życia. Chociaż przyznam, że czasem trudno jest spojrzeć na nie z dystansem. Chodzę na terapię – właśnie miałem sesję i nie była zbyt udana. Teraz jestem w takim dziwnym nastroju. Masz tak czasami, że rozmawiasz z kimś o czymś ważnym, a potem czujesz, że poszło to zupełnie nie tak, jak powinno?
Tak, znam to uczucie.
No właśnie. Ale pewnie o tym też napiszę piosenkę. Tak to u mnie działa – najwięcej inspiracji czerpię po prostu z własnych doświadczeń.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że obsesja doprowadziła Cię do muzyki. Czy zdarza Ci się, że pomysł na piosenkę staje się wręcz natrętną myślą, którą musisz przelać na papier, żeby móc iść dalej?
Tak, czasem tak się dzieje. Ale wiele rzeczy, o których piszę, wypływa z mojej podświadomości. Pojawiają się przypadkiem, bez planu, a dopiero później, kiedy spojrzę na nie z dystansem, zaczynam to rozumieć. Oczywiście zdarza się też, że pomysł pojawia się od razu i jest bardzo wyraźny, ale najczęściej to coś, czego się nie spodziewam.
Mówisz otwarcie o OCD i ADHD – w jaki sposób te doświadczenia wpływają na Twój proces twórczy? Czy masz momenty, kiedy Twoja własna psychika jest zarówno Twoim największym sprzymierzeńcem, jak i przeciwnikiem?
Zdecydowanie tak, i to właściwie cały czas. Staram się myśleć pozytywnie, ale nie tylko OCD i ADHD mają na to wpływ – jestem też po prostu bardzo surowy wobec siebie. Wiem, że powinienem patrzeć na świat bardziej optymistycznie, ale często, kiedy dzieje się coś naprawdę dobrego, nie potrafię tego zauważyć. Zamiast się tym cieszyć, wchodzę sobie w drogę i sam sobie utrudniam życie. Często to ja sam jestem swoim największym wrogiem – i myślę, że to w moim przypadku bardzo prawdziwe stwierdzenie.
Jak rozpoznajesz, kiedy Twoje emocje są paliwem do twórczości, a kiedy stają się ciężarem?
Czasami te emocje są tak przytłaczające, że nie jestem w stanie zrobić absolutnie nic. Po prostu leżę cały dzień w łóżku. I mam świadomość, że to nie jest dobre. Staram się nie dopuścić do tego, żeby to się powtarzało. Jak to rozpoznaję? Czasami… po prostu nie rozpoznaję. Potrzebuję, żeby ktoś inny mi to powiedział. Dlatego właśnie chodzę regularnie na terapię i otaczam się ludźmi, którzy potrafią mnie sprowadzić na ziemię i powiedzieć: „Ej, wstawaj, to dobry dzień, nie psuj sobie tego”. Czasami naprawdę potrzebuję takiego impulsu z zewnątrz, bo sam nie potrafię tego dostrzec.
Powiedziałeś też, że terapia pomaga Ci znaleźć równowagę…
Dzisiaj mnie tylko wkurzyła, szczerze mówiąc. (śmiech)
Czasem tak bywa. Ale mimo wszystko – jaka była najważniejsza lekcja, jaką wyniosłeś z terapii? Co powiedziałbyś komuś, kto boi się poprosić o pomoc?
Zawsze powtarzam moim znajomym: warto prosić o pomoc. Co bym poradził? Nie wiem… Chyba mogę się tylko podzielić własnym doświadczeniem. Rozmowa nie tylko z terapeutą, ale też z zaufanym przyjacielem czy dorosłym – to bardzo pomaga. Terapia jest droga i nie każdy ma do niej dostęp, to w pewnym sensie luksus. Ale jeśli masz możliwość porozmawiać z profesjonalistą – naprawdę warto. Dzisiaj było ciężko, bardzo mnie to dobiło, ale staram się myśleć pozytywnie. Cieszę się, że mogę z Tobą porozmawiać, i staram się, żeby mój nastrój tego nie przysłonił. Przepraszam, jeśli wydaję się przygaszony – jestem ostatnio bardzo zestresowany i spięty. Ale pracuję nad tym, żeby patrzeć z większym optymizmem na to, co będzie.
A ja cały czas zadaję Ci pytania o zdrowie psychiczne i terapię…
Nie, w porządku. Po prostu dziś usłyszałem od terapeutki: „A co, jeśli to się nie uda?” – i moglibyśmy o tym gadać przez godzinę, ale to mnie naprawdę wkurzyło. Może później poradzę sobie z tym lepiej.
Zmieńmy więc temat. Przed laty promowałeś swoją muzykę, śpiewając na ulicach i parkingach, przed koncertami innych artystów. Jak te doświadczenia Cię ukształtowały?
Nie wiem, czy mnie ukształtowały, ale na pewno wiele mnie o sobie nauczyły. Czasami zadawałem sobie pytanie: „Jak bardzo naprawdę tego chcę?” I doszedłem do wniosku, że bardzo. Niewielu ludzi jest gotowych zrobić coś takiego, żeby wypromować swoją muzykę albo po prostu utrzymać karierę przy życiu. Ostatnio na moim koncercie był chłopak, który czekał pod barierką godzinę i chciał mi wysłać swoją muzykę. Szacun. Nie wiem, czy jest dobra – jeszcze jej nie słuchałem – ale dałem mu swój mail. Bo pomyślałem: „Też bym tak zrobił. Dam mu szansę”. Więc nie wiem, czy mnie to zmieniło, ale uświadomiło mi, jak bardzo ta droga jest dla mnie ważna.
Przychodzi mi do głowy słowo „determinacja”. To chyba pokazało, że jesteś gotów poświęcić wiele, by spełnić marzenie?
Tak, masz rację.
Alec Benjamin (Fot. materiały prasowe Elektra Entertainment Press)
Teraz jesteś znanym artystą, koncertujesz po całym świecie. Jakie są dziś największe wyzwania w branży muzycznej? Jak zmieniło się Twoje postrzeganie tego świata?
To zależy, na jakim etapie się jest. Ale największym wyzwaniem jest chyba zawsze stworzenie jak najbardziej szczerej muzyki. Wielu ludzi daje się złapać w pułapkę mediów społecznościowych – ja też. Zmieniają się sposoby promocji: kiedyś było radio, potem blogi, potem playlisty na Spotify, teraz TikTok… a za chwilę coś nowego. To wszystko jest trudne. Ale ostatecznie wszystko i tak sprowadza się do muzyki. I samo stworzenie piosenek jest dla mnie najtrudniejsze. Promocja też nie jest łatwa – to zawsze trochę udręka.
Czy coś Cię pozytywnie zaskoczyło w byciu rozpoznawalnym artystą?
Nie wiem, czy to pozytywne, ale czuję się tak samo jak wtedy, gdy miałem 20 lat i grałem przed klubami. Nieważne, ilu ludzi przychodzi – nadal mam wrażenie, że jestem na początku drogi. Myślałem, że z wiekiem i sukcesem poczuję się pewniej, ale jest odwrotnie. Więc nie wiem, czy to dobrze, ale tak się czuję.
Można też powiedzieć, że pozostałeś pokorny – a to coś dobrego.
Tak, to dobrze. Ale trochę poczucia pewności siebie też by się przydało.
Chciałem też zapytać o Twoich słuchaczy. Myślisz, że Twoja muzyka pomaga im lepiej zrozumieć siebie? Czy dzielą się z Tobą swoimi historiami?
Tak, ludzie dzielą się ze mną takimi historiami. Ale szczerze mówiąc, ciężko mi sobie wyobrazić, że moja muzyka rzeczywiście ma na kogoś taki wpływ. Mam w sobie coś w rodzaju syndromu oszusta. Kiedy ktoś mówi mi taką historię, uśmiecham się i dziękuję, ale w głowie mam: „To chyba niemożliwe”. Mam jednak nadzieję, że moje piosenki robią dla nich to samo, co muzyka robiła dla mnie, kiedy byłem młodszy – że słyszą coś, co sprawia, że myślą: „O, ktoś inny też tak się czuje? Super, nie jestem sam”. I że pomagają im nazwać emocje. Ludzie mówią mi, że moja muzyka tak właśnie działa – i mam nadzieję, że to prawda, bo właśnie dlatego ją tworzę.
To musi być piękne uczucie – usłyszeć coś takiego.
Tak.
Chciałem też zapytać o życie w trasie. To przecież bardzo intensywne doświadczenie. Jak znajdujesz spokój i równowagę w ciągłym wirze podróży i występów?
Zero alkoholu, żadnych używek. Staram się codziennie chodzić na siłownię. Utrzymuję rutynę. Jeśli po prostu śpisz cały dzień i kładziesz się bardzo późno po koncercie, to życie robi się trudne. Wstaję o 10 – dla wielu to późno, ale chodzę spać o 2–3 w nocy. Staram się spać 8 godzin, dbam o sen, robię badania, terapię w trasie – wcześniej tego nie robiłem. Przez większość dni to pomaga.
Przeglądając Twój profil na Instagramie, natknąłem się na zdjęcie z Twoimi rodzicami zrobione w Mediolanie. Jakie znaczenie ma dla Ciebie ich wsparcie i w jaki sposób wpływa ono na Twoją twórczość?
To najważniejsza rzecz. Zanim tu wszedłeś, dzwoniłem do mamy. Powiedziałem: „Miałem kiepską terapię. Powiedz, że będzie dobrze”. A ona: „Będzie dobrze”. I myślę, że jedną z najfajniejszych rzeczy w mojej karierze – może nie zaskakującą, ale bardzo dla mnie ważną – jest to, że mogę zaprosić rodziców na koncerty, zapłacić za ich podróże i sprawić, że przeżyją coś wyjątkowego. Ich obecność podczas moich występów ma dla mnie ogromne znaczenie. Rodzina to dla mnie najważniejsza rzecz. Muzyka pozwoliła mi zabrać moich najbliższych w niesamowite miejsca. Mama i tata to dwie najważniejsze osoby w moim życiu.
Bardzo się cieszę, że możemy zakończyć tę rozmowę takim pozytywnym akcentem. Bardzo Ci dziękuję.
Ja również dziękuję za przemyślane pytania.
Alec Benjamin, urodzony 28 maja 1994 roku w Phoenix w stanie Arizona, to piosenkarz, autor tekstów i muzyk – gra na gitarze oraz pianinie. Jego przełomowy singiel „Let Me Down Slowly”, pochodzący z debiutanckiej płyty „Narrated for You”, trafił do czołowej czterdziestki list przebojów w ponad 25 krajach na całym świecie. Dyskografię artysty zamyka reedycja albumu „12 Notes”, zatytułowana „12 Notes (Deluxe) [16 Notes]”, która ukazała się we wrześniu 2024 roku.