Pamiętasz, że Proust pisał o magdalence, a Don Kichot walczył z wiatrakami, ale na tym kończy się twoja wiedza o monumentalnych klasykach? Bez obaw – nie tylko twoja. Istnieje mnóstwo książek, które zajmują czołowe miejsce w kanonie światowej literatury, ale czytelników, którzy faktycznie je przeczytali, wcale nie jest wielu. Jeśli jednak lubisz intelektualne wyzwania i szukasz wielostronicowych powieści na długie jesienno-zimowe wieczory – oto one. Kto wie, być może pozytywnie cię zaskoczą, a przy okazji dodadzą twoim rozmowom odrobiny błyskotliwej erudycji.
Choć literaturze klasycznej często niesłusznie przypina się łatkę „nudnej i trudnej”, trzeba uczciwie przyznać, że istnieją lektury, które skutecznie nas do siebie zniechęcają. Jak pisał Paul Valéry w „Estetyce słowa”: „Książki i człowiek mają tych samych nieprzyjaciół: ogień, wilgoć, robactwo, czas… i własną treść”. Klasyki mające reputację wymagających zazwyczaj łączy duża objętość, skondensowany styl lub eksperymentalny format. Czynią one lekturę czasochłonną i wymagającą cierpliwości oraz – nierzadko – zaplecza kulturowego. Łatwo zrozumieć, dlaczego czytane są głównie w kręgach akademickich i przez prawdziwych pasjonatów literatury. Większość z nas odkłada je na regał, żeby ładnie wyglądały, a zamiast tego sięga po coś przystępniejszego. W końcu – jak pisał Schopenhauer – życie jest za krótkie, by czytać słabe książki. Sęk w tym, że tak naprawdę rzadko podejmujemy próbę, żeby samemu przekonać się, czy rzeczywiście są takie „słabe”. Zniechęceni negatywnymi opiniami wzdrygamy się na samą myśl, by w wolnej chwili sięgnąć po cykl Prousta czy powieści Joyce’a. A przecież nie bez powodu wciąż uchodzą one za arcydzieła literatury światowej. Może jednak warto dać im szansę?
Oto pięć popularnych tytułów, które są powszechnie znane i – równie powszechnie nieczytane (a przynajmniej rzadko doczytywane do samego końca). A nuż okaże się, że to właśnie ty będziesz osobą, która dostrzeże ich prawdziwą wartość. I bez wątpienia, jeśli przeczytasz choć jedną z nich, zrobisz wrażenie w towarzystwie (a przynajmniej towarzystwie miłośników książek). To co, podejmujesz wyzwanie?
Czytaj także: Klasyka, o której nie uczyli cię w szkole. Te literackie perełki warto odkryć
„W poszukiwaniu straconego czasu” to jeden z najdłuższych cykli powieściowych na świecie, co samo w sobie może zniechęcić wielu czytelników. Zwłaszcza że ta siedmiotomowa powieść w powszechnej opinii uchodzi także za lekturę trudną i onieśmielającą. Ale przecież nie trzeba pokonywać całości na raz – to tytuł, który aż się prosi o powolne czytanie partiami, tak, aby smakować poszczególne zdania.
Quasi-biograficzna książka stanowi zapis wspomnień 40-letniego bohatera, Marcela, które obejmują zarówno życie jego – od dzieciństwa po dojrzałość – jak i jego bliskich i znajomych. Całość łączy zaś wnikliwą introspekcję, szeroką galerię postaci, opis obyczajów mieszczaństwa i arystokracji oraz refleksje o sztuce, muzyce i literaturze. To jedno z najwybitniejszych dzieł XX wieku jest przy okazji niesamowitym doświadczeniem uważności. Proust wprowadził bowiem do literatury temat pamięci mimowolnej – gdy smak lub zapach nagle otwierają drzwi do przeszłości, czego przykładem jest słynna magdalenka. Jednocześnie radykalnie przestawił akcent z akcji na introspekcję, czas i percepcję, co zdefiniowało modernistyczny sposób opowiadania. Jeśli ambitna klasyka nie jest ci straszna, warto dać szansę tej pozycji.
„Ulisses” – kolejny kamień milowy modernizmu, który ustanowił nowe granice językowej innowacji i psychologicznego realizmu. Akcja tej około 800–1000-stronicowej (w zależności od wydania) powieści toczy się w ciągu jednego dnia w Dublinie i śledzi przeplatające się losy Leopolda Blooma, Stephena Dedalusa i Molly Bloom, nawiązując w parodiach i aluzjach do „Odysei” Homera.
Joyce korzysta ze strumienia świadomości (co stanowi główną „trudność” powieści), wielojęzycznych gier słownych i kryptocytatów, miesza rejestry i gatunki, a każdy rozdział tworzy odrębny stylowy eksperyment. Wszystko po to, by pokazać zarówno miasto, jak i umysł w mikroskopowej skali. I owszem, lektura nie należy do najłatwiejszych, ale jednocześnie jest pełna humoru, a przy tym otwiera oczy na możliwości prozy i daje satysfakcję z obcowania z literaturą najwyższej próby. Kluczem jest czytanie odcinkami i akceptacja, że nie wszystkie aluzje muszą zaskoczyć od razu.
Czytaj także: Literatura piękna dla zabieganych. 6 krótkich książek na jeden wieczór
„Moby Dick” to licząca ponad 600-stron powieść, która opowiada o wyprawie wielorybniczej statku „Pequod” i obsesji kapitana Ahaba na punkcie białego wieloryba. Wydawałoby się, że historia pościgu za tytułowym kaszalotem wciągnie od pierwszej strony, tymczasem dla wielu osób ta należąca do amerykańskiego kanonu książka okazuje się sporym rozczarowaniem. Trudności nastręczają bowiem m.in. powolne tempo akcji, encyklopedyczne dygresje (takie jak zawiłe tłumaczenia anatomii wielorybów i skrupulatne opisy wielorybniczego rzemiosła) czy długie filozoficzne rozważania.
Jednak zamiast się tym zniechęcać, warto dostrzec w „Moby Dicku” wielowarstwową i niepozbawioną humoru opowieść będącą mieszanką emocji, wiedzy o świecie i refleksji nad ludzką obsesją. Melville zbudował bowiem symboliczny obraz zmagania się człowieka z naturą i losem, który jest znakomitym lustrem współczesnych niepokojów. To klasyka, po którą zdecydowanie warto sięgnąć jesienią.
O ile mnóstwo czytelników z przyjemnością sięga po Tołstojowską „Annę Kareninę”, o tyle „Wojna i pokój” często kończy na „stosie hańby”. To wielowątkowa i wielopostaciowa powieść o losach kilku rosyjskich rodzin na tle wojen napoleońskich. Akcja, przeplatająca części „pokojowe” z „wojennymi”, prowadzi przez salony Petersburga i Moskwy, front Austerlitz i Borodino, po pożar Moskwy i odwrót armii, tworząc szeroki fresk epoki.
Można się domyślić, że ta czterotomowa, licząca ponad 1500 stron rosyjska epopeja narodowa jest lekturą dość wymagającą (zwłaszcza partie filozoficzne), a gęstość historyczno-militarnego tła dla wielu bywa odstraszająca. Nie bez powodu „Wojna i pokój” uznawana jest jednak za dzieło wybitne (choć jej autor nigdy nie otrzymał Nagrody Nobla). Tołstoj stworzył bowiem panoramiczny obraz epoki, w którym intymne portrety psychologiczne wtopione zostały w wieloskalową historię wojny i pokoju. Jednak nie ma co się zniechęcać. Jeśli czujesz, że to choć trochę twoje tematy – spróbuj! Tylko najlepiej wybierz wydanie z przypisami – to wiele ułatwi.
Walka z wiatrakami, Dulcynea, Sancho Pansa – to figury, które przeniknęły do języka i wyobraźni zbiorowej. Jednak aby szczegółowo zrozumieć, co się za nimi kryje, najlepiej sięgnąć do źródła. „Don Kichot” to XVII-wieczna powieść o objętości ponad 1000 stron opowiadająca o zubożałym szlachcicu z La Manchy, który zainspirowany romansami rycerskimi postanawia zostać błędnym rycerzem. Wraz z wiernym giermkiem Sancho Pansą wyrusza więc w świat, by bronić sprawiedliwości i miłości, w karczmach widząc zamki, a w wiatrakach – potwory. Ale choć powieść Cervantesa zaczyna się jako parodia średniowiecznych romansów, szybko przeradza się w głęboko humanistyczny portret człowieka, który nie potrafi pogodzić się z nijakością rzeczywistości.
Ponadto drugi tom rozwija odważne chwyty metatekstowe: bohaterowie wiedzą już, że stali się literackimi postaciami, a Cervantes bawi się fikcją i prawdą, czyniąc z „Don Kichota” jedną z pierwszych powieści autotematycznych. A choć znaczna objętość, epizodyczna konstrukcja, dygresje i humor zakorzeniony w realiach XVII wieku mogą odstraszyć niecierpliwych, warto dać się porwać tej podróży między snem a rzeczywistością. Ironia, wielopiętrowa gra z konwencją i świadomość literackiej iluzji sprawiły, że to dzieło bez dwóch zdań wyprzedziło swoją epokę.