1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Nie przyszłaś na ten świat po to, żeby uszczęśliwiać innych ludzi” – przekonuje Mel Robbins w rozmowie na temat książki „Pozwól im”

„Nie przyszłaś na ten świat po to, żeby uszczęśliwiać innych ludzi” – przekonuje Mel Robbins w rozmowie na temat książki „Pozwól im”

Mel Robbins (Fot. materiały prasowe)
Mel Robbins (Fot. materiały prasowe)
Ktoś, na kim ci zależy, nie odwzajemnia twoich uczuć, szef uparcie odmawia podwyżki, dzieci ignorują twoje prośby, a przyjaciółki zapomniały cię zaprosić na wspólny wyjazd? Pozwól im – przekonuje w swojej najnowszej książce Mel Robbins, światowej sławy ekspertka w dziedzinie motywacji oraz zmiany zachowania.

Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 8/2025.

Izabela Nowakowska-Teofilak: Gdy przeczytałam „Pozwól im”, pomyślałam, że to jedna z najlepszych książek samopomocowych, jakie znam. Ale ta ocena jest bardzo subiektywna, ponieważ mam wrażenie, że napisałaś o mnie.

Mel Robbins: To zabawne, bo mówi mi to naprawdę wiele osób. Od czytelników z całego świata dostaję setki wiadomości z pytaniem: „Jak to możliwe, Mel, że tak dobrze mnie znasz?”. A prawda jest taka, że ta książka jest przede wszystkim o mnie. Nie jestem terapeutką z wieloletnim stażem, bazuję głównie na własnych doświadczeniach i dzielę się ze swoimi odbiorcami technikami, które wypracowałam sama, by ułatwić sobie życie, sprawić, by było w nim mniej stresu, lęku i poczucia bezsilności, a więcej tego, co naprawdę ważne.

Nigdy nie zapomnę dnia, w którym wszystko się u mnie zmieniło. Zadzwonił budzik, a ja leżałam w łóżku przytłoczona poważnymi problemami finansowymi, w które popadliśmy z mężem. Od dłuższego czasu czułam się sparaliżowana własnymi myślami, miałam poczucie, że wstanie i zmierzenie się z kolejnym dniem przekracza moje możliwości. Tego poranka wydarzyło się jednak coś dziwnego. Przyszedł mi do głowy pomysł, który miał odmienić moje życie. Był tak prosty, że aż śmieszny. Przypomniałam sobie, jak oglądałam start rakiety kosmicznej, a NASA odliczała: 5... 4... 3... 2... 1... „A gdybym zrobiła takie odliczanie sobie i wystartowała z łóżka jak rakieta?” – pomyślałam i zerwałam się, zanim mózg zdołał mi to wyperswadować.

W tamtym okresie życia stosowałam tę metodę właściwie non stop, bo dzięki niej w ogóle byłam w stanie funkcjonować. Każda taka pięciosekundowa akcja zmuszała mnie do postawienia kolejnego kroku i stopniowego powrotu do normalności, który zajął nam kilka naprawdę niełatwych lat. Kiedy postanowiłam się podzielić swoim odkryciem z innymi, okazało się, że ta banalnie prosta technika działa nie tylko w moim przypadku.

Spływały do mnie wiadomości od tysięcy ludzi, odkrywałam przekonujące precedensy w relacjach terapeutów, specjalistów od uzależnień i lekarzy, którzy zaczęli polecać tę technikę swoim pacjentom. A ja coraz intensywniej zastanawiałam się, jak coś tak banalnie prostego może być pomocne dla tylu ludzi borykającym się z różnymi trudnościami. Tymczasem odpowiedź na to pytanie jest równie nieskomplikowana, jak sama metoda pięciu sekund: małe, ale konsekwentne działania zmieniają wszystko. Jeśli czekasz, aż ktoś wyciągnie cię z opresji, tylko tracisz czas. Musisz uratować siebie przed samą sobą.

To kiedy pierwszy raz powiedziałaś sobie: „Pozwól im”?

Na balu mojego syna z okazji zakończenia szkoły średniej. Przeżyłam już wcześniej takie bale z dwiema starszymi córkami i wydawało mi się, że uroczystość Oakleya pójdzie jak po maśle. Różnica polegała jednak na tym, że córki miesiącami zastanawiały się nad każdym szczegółem i wszystko miały dokładnie zaplanowane, a nasz syn decyzję o tym, że w ogóle wybierze się na ten bal, podjął w ostatniej chwili i nieszczególnie zdawał się przejmować tym, że trzeba jeszcze kupić smoking, buty, zamówić kwiaty dla partnerki itd. Wkroczyłam więc do akcji z pełnym impetem. Zorganizowałam wszystko, przekonana, że wiem, jak to zrobić najlepiej. Byłam pewna, że jeśli sprawy potoczą się tak, jak to zaplanowałam, wszyscy będą szczęśliwi. Chciałam kontrolować każdy szczegół, nawet uśmiechy na zdjęciach. W pewnym momencie moja córka nie wytrzymała i powiedziała: „Mamo! Stajesz się niesamowicie irytująca. Pozwól im robić, co chcą. Chcą biegać po deszczu? Niech biegają, najwyżej pójdą na bal przemoczeni. Pozwól im robić głupie miny na zdjęciach i jeść to, na co mają ochotę. To nie jest twój bal. To ich święto. Co ty wyprawiasz?!”. Poczułam się, jakby ktoś wyrwał mnie z amoku uderzeniem w twarz. Podziałało! W tej chwili totalnego stresu dotarło do mnie, jak wielką siłę mają słowa, które wypowiadałam w swoim życiu bezrefleksyjnie prawdopodobnie tysiące razy: pozwól im. Od tego momentu zaczęłam to sobie powtarzać za każdym razem, gdy czułam się napięta, zestresowana lub sfrustrowana. Kiedy utknęłam w gigantycznym korku, bo jacyś idioci w godzinach szczytu postanowili przeprowadzać remont drogi. Czekając w długim ogonku do jedynej otwartej w całym markecie kasy. Czy to jakoś zmieniło moje położenie? Nie, ani korek, ani kolejka nie skróciły się w jakiś magiczny sposób. Ale czy stresowanie się takimi głupotami coś zmienia?

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tej technice w mediach społecznościowych, byłam skonsternowana. Oglądałam rolkę, na której mówiłaś: „Jeśli znajomi nie zaprosili cię na imprezę, pozwól im na to. Jeśli szef nie chce dać ci podwyżki, pozwól mu. Jeśli twoje dzieci nie chcą zrobić czegoś, co zaplanowałaś dla nich na ten tydzień, pozwól im”. Pomyślałam: ale jak to? Jeśli na to wszystko pozwolę, będę czuć się beznadziejnie. W jaki sposób ma mi to pomóc? Czy to jakiś współczesny stoicyzm?

Intuicja cię nie myli. Ta teoria faktycznie nie jest zwykłą sztuczką mentalną. Jej korzenie sięgają starożytnych filozofii i koncepcji psychologicznych, które kierują ludźmi od wieków, jak właśnie stoicyzm, buddyzm czy radykalna akceptacja. Teoria „Pozwól im” tak naprawdę dotyczy władzy, kontroli i relacji. Pomaga nam dostrzec w każdej sytuacji to, co mamy pod kontrolą, a czego już nie. Uświadamia, że wbrew temu, co nam się często wydaje, jedyną rzeczą w życiu, której nigdy, przenigdy nie będziemy w stanie kontrolować, jest to, co myślą, mówią, robią, czują i w co wierzą inni ludzie. To jest niezwykle cenne odkrycie. Tak wiele czasu i energii marnujemy na nakłanianie innych do spełniania naszych oczekiwań. Zrozumiałam, że kiedy pozwalam innym być sobą, ujawniają oni swoją prawdziwą naturę, a wtedy to ja decyduję, co chcę dalej zrobić.

Czy to jednak nie jest dobra furtka do oceniania innych i budowania w sobie poczucia wyższości na zasadzie: pozwoliłam ci być sobą, a ty okazałeś się egoistyczny, samolubny i niewdzięczny?

To prawda, mówiąc: „Pozwól im”, w pewnym sensie uwalniasz się od ciężaru negatywności, który ciągnął cię w dół, trochę tak, jakbyś odepchnęła się nogami od ziemi, siedząc na huśtawce równoważni. Ty się unosisz, ale druga strona opada. Zmienia się dynamika władzy. Dobrze jest być czasami ponad innymi ludźmi i sytuacjami, które cię irytują, ale kiedy jesteś na górze, masz fałszywe poczucie wyższości i pewności siebie, przez co możesz czuć się lepsza, mądrzejsza od kogoś, a to ułatwia nabranie dystansu do sytuacji. Odrobina wyższości może być więc bardzo pomocna, gdy zsuwasz się po równi pochyłej, może pomóc ci wyjść z tej sytuacji obronną ręką, zaakceptować jej rozwój i przetworzyć bolesne lub frustrujące doświadczenia. Ale patrząc przez dłuższy czas na innych z góry, w końcu zaczynasz czuć się samotna. W tym właśnie tkwi niebezpieczeństwo ograniczania się do mówienia tylko: „Pozwól im”. Dlatego niezwykle ważne jest to, by jak najszybciej przejść do kolejnej części mojej teorii, czyli powiedzenia: „Pozwól sobie”. Źródłem twojej siły nie jest panowanie nad innymi ludźmi, lecz twoje reakcje. Mówiąc: „Pozwól sobie”, bierzesz odpowiedzialność za to, co robisz, myślisz i mówisz, na tym etapie naprawdę możesz kontrolować to, co się wydarzy. A życie jest o wiele przyjemniejsze i bardziej satysfakcjonujące, jeśli nie siedzisz samotnie na piedestale.

Od kiedy poznałam tę teorię, staram się z niej korzystać, ale za każdym razem w mojej głowie pojawia się myśl: łatwo powiedzieć!

Oczywiście, że tak! Łatwiej powiedzieć: „Pozwól im” niż to zrobić, ponieważ twoje uczucia są bardzo realne. To zupełnie normalne, że czujesz się pominięta i przygnębiona, kiedy twoja paczka przyjaciół wyjeżdża na weekend bez ciebie i dowiadujesz się o tym z Instagrama. To normalne, że martwisz się tym, co myślą o tobie inni. Możesz odczuwać żal, że ciągle to ty nawiązujesz kontakt z rodzeństwem, a ono nigdy tego nie odwzajemnia. Nie ma nic dziwnego w tym, że czujesz się zaniepokojona, gdy nikt nie docenia twojego wkładu w pracę albo ignoruje lub nieustannie krytykuje twoje pomysły. To wszystko świadczy o tym, że jesteś osobą zdrową psychicznie. Problem zaczyna się wtedy, kiedy pozwalamy na to, by zachowanie innych ludzi lub ich bierność nas niszczyły, sprawiły, że czujemy się źle. Nie ma sensu nieustannie powtarzać: nie zgadzam się, żeby przyjaciele mnie porzucali, współpracownicy nie doceniali, a rodzeństwo ignorowało. Kiedy tak mówisz, to już prawdopodobnie się dzieje.

Mówiąc sobie „Pozwól im”, tak naprawdę rozpoznajesz sytuację taką, jaka jest. Nagle zdajesz sobie sprawę, że twoim przyjaciołom wolno odejść i że wolno ci być zranioną. Twój szef może awansować kogoś innego, a ty możesz czuć się zlekceważona.

Prawdziwa moc kryje się jednak w tym, co zrobisz z tym dalej. Czy pozwolisz na to, żeby te emocje, które w tobie buzują, czyli w tym wypadku to poczucie niesprawiedliwości, zaczęły cię izolować.

Chodzi o to, by nie reagować emocjonalnie i nie niszczyć siebie, a przyjdzie ci to o wiele łatwiej, kiedy przyznasz: okej, nie mogę kontrolować tego, co robią inni ludzie. I na spokojnie zadasz sobie kilka pytań. Na przykład: dlaczego uważam, że to ja powinnam dostać awans? Albo: jakiego rodzaju przyjaźni oczekuję?

Jak często kontaktuję się ze swoimi znajomymi? Kiedy ostatni raz sama ich gdzieś zaprosiłam? Potrafisz zapewne zaplanować wspólny weekend z przyjaciółmi, dlaczego więc tego nie zrobić? Spróbuj, może zrewanżują się tym samym. A jeśli konsekwentnie będą cię pomijać, pozwól im spędzać wolny czas tak, jak chcą. Ale pozwól też uzmysłowić sobie, jak się z tym czujesz, i podjąć działania, na przykład poszukać innych znajomych.

To samo dotyczy sytuacji zawodowych. Wczoraj rozmawiałam z dziewczyną, która mówiła, że w jej pracy zbliżają się masowe zwolnienia, nadchodzi sztuczna inteligencja, gospodarka słabnie, ludzie tracą posady. Moja rozmówczyni przyznała, że gdyby nie teoria „Pozwól im”, byłaby tym wszystkim sparaliżowana. Każdego dnia w pracy myślałaby tylko o tym, kiedy przyjdzie kolej na nią. Teraz jednak ma świadomość, że to, czy trafi na listę osób do zwolnienia, czy też nie, jest poza jej kontrolą, bo gdy chodzi o cięcie kosztów, nie ma znaczenia, jak doskonale wywiązuje się ze swoich obowiązków. Natomiast tym, co może kontrolować, jest świadomość nadchodzącej zmiany, sposób, w jaki przygotuje CV, i czas, który przeznaczy na znalezienie innej pracy.

Pytanie, jak określić, na co mamy faktycznie wpływ, a gdzie już nasza moc nie sięga?

To bardzo proste. Za każdym razem, gdy czujesz się zestresowana, sfrustrowana, zmartwiona, zdenerwowana czy smutna, dzieje się tak, ponieważ skupiasz się na czymś, na co nie masz wpływu.

Sytuacja na świecie, nagłówki gazet, komentarze w mediach społecznościowych, lajki lub ich brak, to, co mówią i robią inni ludzie, jaka jest ich postawa, oczekiwania czy przekonania – wszystko to jest poza twoją kontrolą. Są tylko trzy rzeczy, na które możesz mieć wpływ: to, co myślisz, to, co robisz, i to, jak reagujesz na swoje emocje. Możesz wybrać, czy będziesz się martwić przeszłością, czy zaplanujesz sobie taką przyszłość, jaką chcesz. Sama decydujesz, czy nadal chcesz być z kimś, kto traktuje cię bez szacunku, czy lepiej przerwać tę relację. Czy pozwalasz, aby złość tobą rządziła, a może pozwolisz gniewowi narastać i opadać, a dopiero potem zdecydujesz, jak zareagować. Zawsze masz jakiś wybór.

Dużo mówisz o relacjach i życiu zawodowym. Zastanawiam się, w jakich jeszcze obszarach można wykorzystać tę metodę.

Moim zdaniem to przede wszystkim narzędzie do zarządzania stresem. Może też pomóc nauczyć się stawiania siebie na pierwszym miejscu. Sama w pewnym momencie zrozumiałam, jak długo strach przed opiniami innych ludzi powstrzymywał mnie przed działaniem na rzecz siebie i swojej rodziny.

Większość ludzi doskonale wie, że chce założyć firmę, podjąć kolejne studia czy zakończyć swój związek, ale przed wcieleniem tego w życie powstrzymuje ich obawa, co ludzie pomyślą. A niech myślą, co chcą! A niech cię nie rozumieją, osądzają, niech plotkują na twój temat. Nie przyszłaś na ten świat po to, żeby uszczęśliwiać innych ludzi. Celem twojego życia jest dowiedzenie się, co uszczęśliwia ciebie.

Ciekawa jestem, czy dziś miałaś już powody, by powiedzieć sobie: „Pozwól im”…

Oczywiście, szczerze mówiąc, nieustannie to robię, bo codziennie jacyś ludzie mnie irytują. A wiesz, kto najczęściej wyprowadza nas z równowagi? Najbliżsi, rodzina, bo jednocześnie ich kochamy i nie znosimy. Niemal każdego dnia myślę źle o swoich bliskich, a i oni pod wieloma względami nie mają o mnie dobrego zdania. Pozwalamy jednak sobie być takimi, jacy jesteśmy. A nasze niedoskonałości nie przeszkadzają nam się kochać. W książce sporo piszę o relacji z moim mężem, z którym jestem już 28 lat, choć nasz związek wielokrotnie był dla mnie źródłem frustracji. To samo dotyczy moich dzieci i rodziców. Długo miałam poczucie, że nie jestem z nimi tak blisko, jak bym tego chciała, a jednocześnie nie wiedziałam, jak tę bliskość stworzyć. Może się wydawać, że powiedzenie „Pozwól im” nie ma nic wspólnego z budowaniem bliskości, że to raczej machnięcie ręką, odpuszczenie, ale jest dokładnie przeciwnie. Oznacza bowiem, że uznajesz, że inni mają prawo do własnych opinii, że zasługują na własne doświadczenia. Mówiąc „Pozwól im”, akceptujesz fakt, że nie zmienią się, kiedy tego chcesz – zrobią to wtedy, gdy sami będą mieli taką potrzebę. Osądzanie innych i zmuszanie ich do robienia tego, co w twojej opinii im służy, nie jest wyrazem miłości.

Jako mama siedmiolatka muszę cię spytać: jak zachować równowagę między pozwalaniem dziecku na popełnianie błędów a zapewnieniem mu bezpieczeństwa?

Nie bez kozery kilkukrotnie podkreślam w książce, że opisywana przeze mnie metoda dotyczy przede wszystkim dorosłych. Teorii „Pozwól im” nie należy stosować w przypadku małych dzieci, ponieważ priorytetem jest chronienie ich przed niebezpieczeństwami. Kilkulatek często nie wie, że jego działania mogą mieć jakieś negatywne skutki. Przewidzenie ich i powstrzymanie niebezpiecznych zachowań jest rolą opiekunów. Ale jeśli mamy już w domu nastolatków lub młodych dorosłych, musimy zdawać sobie sprawę z tego, że kiedy próbujemy chronić ich przed całym światem, to tracimy ich zaufanie oraz… wzbudzamy irytację. Nie musisz tego robić. Twoje dzieci są silniejsze, niż myślisz. Potrafiƒą przetrwać rozstanie, poradzą sobie z oblaniem egzaminu do wymarzonej szkoły i z wyrzuceniem z pracy, ale pod warunkiem, że będą mogli doświadczać życia na własnej skórze i popełniać błędy. Jako mama trójki dzieci też myślałam, że jeśli pozwolę im robić, co chcą, to z pewnością przestaną się uczyć, zostaną wyrzucone ze szkoły, niczego nigdy nie osiągną i skończą marnie. Kiedy pozwalamy dzieciom być sobą, relacja z nimi niewiarygodnie się pogłębia. Chodzi o to, by się komunikować, wspierać i kierować, a nie kontrolować.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Mel Robbins karierę zawodową zaczynała jako adwokatka, potem założyła i sprzedała kilka przedsiębiorstw, prowadziła programy telewizyjne oraz radiowe dla stacji A&E, FOX, Cox Media i CNN. Dziś jest autorką bestsellerów samopomocowych takich jak „Teoria 5 sekund” czy „Nawyk przybijania piątki” oraz podcastu „The Mel Robbins podcast”. Właśnie ukazała się jej najnowsza książka „Teoria »Pozwól im«”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE