Historia tych dwojga to gotowy materiał na film, a nawet kilkusezonowy serial. Spotkali się na planie – oboje już z bagażem doświadczeń. Ich związek porusza i inspiruje, by nie tracić nadziei na coś pięknego. Jest dowodem, że miłości nie pokona nawet śmierć.
Życie Krystyny Jandy od dzieciństwa kręciło się wokół sztuki i kultury. Jej ojciec był inżynierem i konstruktorem, a matka pianistką – w ich domu często mówiło się o sztuce, słuchało muzyki klasycznej i czytało literaturę. Naturalnym wyborem była więc dla niej szkoła teatralna. To właśnie tam po raz pierwszy spotkała Andrzeja Seweryna – który później został jej pierwszym mężem.
Ona była wówczas młodą studentką, obiecującą aktorką. On – wykładowcą. Mistrzem, którego cenili studenci. Mimo że mieli wspólne zajęcia, nie od razu między nimi zaiskrzyło. Janda nie była nim początkowo zainteresowana. Po latach przyznała, że jednym z powodów jej niechęci do Seweryna był jego mało schludny ubiór i obojętność na rzeczy nowe, skoro stare dawało się jeszcze wykorzystywać.
„Niepotrzebne mu były żadne rzeczy piękne. Jakby poza teatrem piękno dla niego nie istniało” – mówiła.
Zupełnie inaczej wyglądał początek tej relacji z drugiej strony. Andrzej Seweryn lubił być w otoczeniu Krystyny Jandy, szukał pretekstów do wspólnych spotkań, przywoził jej książki, rozmawiał z nią o sztuce i kulturze. To jej bardzo imponowało. Widziała w nim człowieka teatru, którym sama również chciała być. Fascynacja ta z czasem zamieniła się w uczucie, które przerodziło się w związek między studentką a wykładowcą.
Jednak Andrzej Seweryn był wówczas żonaty, co przez jakiś czas blokowało rozwój ich relacji. Dlatego aktor postanowił zakończyć swoje małżeństwo dla młodziutkiej Krystyny Jandy. Jej rodzice nie patrzyli na tę znajomość przychylnie i, jak wspominała aktorka, „podskórnie zapewne mieli nadzieję na to, że nadejdzie koniec”.
Ostatecznie para wzięła ślub cywilny w 1974 roku, a owocem tego związku jest córka Marysia. I chociaż początek małżeństwa nie zwiastował szybkiego końca, życie napisało inny scenariusz.
Nie kłócili się zbyt często, ale i ich wspólne życie nie było kolorową bajką. Krystyna Janda często czuła się samotna, mimo że miała męża i dziecko. Wydawało jej się wówczas, że tak po prostu musi być. Gdy na świat przyszła Marysia, Andrzej Seweryn sam pojechał na urlop, zostawiając ją z dzieckiem. Po jego powrocie artystka nie wytrzymała i wybuchła kłótnia, po której do odejścia od męża zachęciła ją gosposia Honorata, mówiąc: „Dosyć tego, idziemy do tatusiów” – co oznaczało, że czas zakończyć tę relację i wrócić do rodzinnego domu.
Janda po latach wspominała, że choć ich małżeństwo z pozoru nie wyglądało najgorzej, to miała coraz silniejsze poczucie, że dobrze też już nie będzie.
Poznali się na planie „Człowieka z marmuru”. Ona grała główną rolę Agnieszki, młodej reżyserki szukającej prawdy, on był operatorem obrazu. Szybko narodziła się między nimi silna więź. Kłosiński specjalnie dla Jandy wymyślił inny sposób oświetlenia postaci, aby aktorka wyglądała zjawiskowo. W odróżnieniu od pierwszego męża, który wciąż wytykał Jandzie błędy, Edward Kłosiński uwielbiał grę aktorską przyszłej żony. Widział w niej znacznie więcej niż inni.
Mówił do niej: „Wchodzisz, blask, za tobą ciemność”.
Pobrali się w 1981 roku. Po latach Janda przyznała, że tym razem jej rodzice byli bardzo zadowoleni z wyboru. Tym bardziej że Edward był w niej szaleńczo zakochany, czego dowodem było to, że sam odnalazł jej dom rodzinny, aby poprosić rodziców o rękę córki – tak jak tradycja nakazuje.
O sobie wypowiadali się tylko dobrze. Ona doceniała jego zdjęcia, chwaliła najdrobniejsze szczegóły. On – wręcz wielbił jej kunszt aktorski.
Jako para i rodzice wzajemnie się uzupełniali – szaleństwo i impulsywność aktorki spotykały się ze spokojem operatora.
Doczekali się wspólnie dwóch synów – Adama i Jędrzeja. Marysię Edward traktował jak własną córkę. Mieli zasadę, że w domu nie rozmawiają o pracy, bo dzieci nie interesuje ich życie zawodowe w takich szczegółach. Nie obciążali również pociech swoimi problemami. Dali im spokojne, szczęśliwe dzieciństwo – przynajmniej na miarę swoich sił.
Krystyna Janda i Edward Kłosiński dużo wspólnie pracowali. Aktorka uwielbiała być przez niego fotografowana, a on zatracał się w tym. Był przy niej zawsze, gdy tego potrzebowała. Środowisko aktorskie zgodnie twierdzi, że taka miłość nie zdarza się zbyt często i nie pokona jej nawet śmierć.
Obiecywał, że nie umrze przed nią pierwszy, jednak – jak po latach przyznała Janda – tej jednej obietnicy nie dotrzymał.
Wspólne życie Krystyny Jandy i Edwarda Kłosińskiego wypełnione było spokojem, miłością, wsparciem. Byli ze sobą blisko – nie tylko jako para, ale przede wszystkim jako przyjaciele. Janda wielokrotnie nazywała go „człowiekiem nadzwyczajnym”.
Przyznawała, że nauczył ją pokory, skromności, a gdy się z nim związała, nie widziała już „innych egzemplarzy mężczyzn, bo jej był wybitny i najlepszy”.
Nie byli też o siebie zazdrośni, bo nie dawali sobie do tego powodów – dla siebie byli całym światem. Niestety, ten świat zaczął się burzyć, gdy Edward Kłosiński dostał diagnozę – nowotwór płuc. Janda nie dopuszczała myśli o śmierci ukochanego mężczyzny. Jak sama przyznała – była niepoprawną optymistką. Chciała, aby był z nią, nawet słaby.
Niestety, 5 stycznia 2008 roku, dokładnie trzy dni po swoich 65. urodzinach, Edward Kłosiński umarł. Para przeżyła ze sobą 27 lat.
Po śmierci ukochanego rana w sercu Krystyny Jandy nigdy się nie zagoiła. Znajomi aktorki przyznają, że wciąż kocha go tak, jakby po powrocie do domu miała go zastać. Edward Kłosiński był miłością jej życia. Ich relacja opierała się na partnerstwie, czułości, szacunku i zrozumieniu.
Daniel Olbrychski zapytany o to, jak wyglądało ich małżeństwo, odpowiedział: „Ono jest, ono wcale się nie skończyło. Nie mam prawa snuć domysłów, co jest na tamtym świecie, ale jestem pewien, że ten związek przetrwa nawet śmierć”. I to najlepsze podsumowanie tej relacji.
Poniżej kilka spośród wielu postów, które Krystyna Janda co jakiś czas zamieszcza na swoim profilu na Instagramie, wspominając Edwarda Kłosińskiego.