22 lipca 1955 roku w centrum Warszawy uroczyście otwarto gmach, który od początku budził skrajne emocje. Jedni widzą w nim architektoniczną perłę, inni – bolesne wspomnienie zależności od Związku Radzieckiego. Dziś, po siedemdziesięciu latach, Pałac Kultury i Nauki nadal nie daje o sobie zapomnieć. Czy przez ten czas Warszawa naprawdę go oswoiła?
Trudno o budynek bardziej rozpoznawalny w Polsce niż Pałac Kultury i Nauki w Warszawie. Mierzy 237 metrów, ma 46 pięter i prawie 3300 pomieszczeń. Od 2007 roku jest wpisany do rejestru zabytków – i to najwyższy zabytek w kraju. Powstał jako „dar narodu radzieckiego dla narodu polskiego”, a jego projekt stworzył radziecki architekt Lew Rudniew. Choć wiele osób uważa go za relikt trudnych czasów, przez lata stał się częścią miejskiego krajobrazu – fizycznie i emocjonalnie.
Prace ruszyły w maju 1952 roku, a już po trzech latach budynek był gotowy. Budowa pochłonęła ogromne środki – 40 milionów cegieł, 26 tysięcy ton stali i, niestety, życie 16 robotników. By powstał, zburzono ok. 180 przedwojennych kamienic i zlikwidowano sześć ulic w centrum Warszawy.
Otwarciu towarzyszyła wielka uroczystość. Już pierwszego dnia Pałac zwiedziło 20 tysięcy osób. Dla jednych był symbolem postępu i kultury, dla innych narzuconym z zewnątrz monumentem ideologicznym. Od tamtej pory PKiN zdążył zapisać wiele rozdziałów w historii Warszawy. Był sceną koncertów, protestów, sylwestrów i codziennych spotkań.
(Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)
W Pałacu od początku działały teatry, kina, muzeum techniki, instytuty naukowe. Był basen, była szkoła, były setki biur i sal wykładowych. Dziś swoją siedzibę ma tu m.in. Rada Miasta. W pałacowych zakamarkach żyją również mnie oficjalni rezydenci: pszczoły, koty i sokoły, które mają gniazdo na 42. piętrze. W latach 50. dzieci pisały listy do Pałacu z prośbami o prezenty, wierząc, że mieszka w nim Święty Mikołaj. Inna warszawianka prosiła, by zdemontować iglicę, bo, jak twierdziła, przyciąga ona... erotyczne sny. Takie historie pokazują, że PKiN stał się nie tylko przestrzenią fizyczną, ale też elementem zbiorowej wyobraźni.
Zegar Milenijny, który pojawił się na 40. piętrze w sylwestrową noc 2000 roku, do dziś odmierza czas, jakby dyskretnie przypominał o mijających dekadach. Pałac przechodził różne fazy. Był podziwiany, krytykowany, czasem ignorowany. Ale nigdy obojętny.
W tym roku Pałac obchodzi swoje 70. urodziny. Z tej okazji 22 lipca zaplanowano wielkie święto. W programie m.in. rodzinny piknik w Parku Świętokrzyskim, koncerty, wystawy i wieczorne silent disco na tle rozświetlonej fasady. Bezpłatne wejście na Taras Widokowy (w godz. 20:00-23:00) pozwoli spojrzeć na nocną Warszawę z wysokości 114 metrów.
Choć przez lata był symbolem narzuconej władzy, dziś trudno sobie wyobrazić Warszawę bez Pałacu. Dla wielu to wciąż kontrowersyjny relikt, ale równie wielu traktuje go jak swojski punkt orientacyjny, miejsce spotkań, tło rodzinnych zdjęć i szkolnych wycieczek. Według badań z 2020 roku 20% mieszkańców stolicy uważa go za największą atrakcję miasta – zaraz po Starym Mieście i Łazienkach.