1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Muzyka
  4. >
  5. Muzyka na czas, gdy rozpada się świat

Muzyka na czas, gdy rozpada się świat

Frontmani U2, czyli wokalista Bono (z lewej) i gitarzysta The Edge podczas próby dźwięku na stadionie Feijenoord w Rotterdamie w trakcie trasy koncertowej Zoo TV, 1993 (Fot. Kevin Cummins/Getty Images)
Frontmani U2, czyli wokalista Bono (z lewej) i gitarzysta The Edge podczas próby dźwięku na stadionie Feijenoord w Rotterdamie w trakcie trasy koncertowej Zoo TV, 1993 (Fot. Kevin Cummins/Getty Images)
Jeśli jesteś fanem muzyki, w najważniejszych momentach życia, tych najtrudniejszych i tych najwspanialszych, instynktownie, jak powietrza, potrzebujesz ścieżki dźwiękowej.

Artykuł pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 5/2025.

Ulubiona płyta jest jak twój najlepszy przyjaciel, ktoś, kto czuje jak ty i rozumie jak nikt. Zbiór kilkunastu piosenek, czterominutowych struktur zwrotka – refren – zwrotka – refren, oddaje twoje emocje lepiej niż każda z najmądrzejszych czy najbardziej empatycznych myśli. Co jednak dzieje się w głowie słuchacza, kiedy rozpada się nie jego świat wewnętrzny, ale ten wokół?

Gdy brutalnie wkraczają weń polityka, wojna, ekonomia, zatrważające nagłówki wiadomości? Możecie pomyśleć, że znam odpowiedź na to pytanie. Przez lata pracy w radiu niejednokrotnie mierzyłam się z wyzwaniem znalezienia dźwięków oddających niewyobrażalne. Podczas jednej z moich wieczornych audycji na wielkim ekranie telewizora wyświetliły się nagle kadry płonącej katedry Notre-Dame. Piękno świata przemijało na moich oczach. W rozkosznie chaotycznym środowisku wielkiej imprezy muzycznej, chwilę przed wejściem na antenę otrzymałam informację o śmierci Amy Winehouse. Musisz mówić. I musisz grać. To jest twoja praca, to jest twój profesjonalizm. Żałoby narodowe, wypadki, odejścia, tragedie… Radio nigdy nie milknie i tak samo jak wielkich hitów potrzebuje muzyki godnej najdelikatniejszych, najbardziej intymnych chwil. Teraz jednak świat wypiął się na subtelność, serwując bezpardonowo cios za ciosem. Pani redaktor, co brzmi jak jego koniec?

Jestem w tych dniach mieszanką wielu emocji, strachu, gniewu, żalu, bezsilności, ale i smutku rozumienia, że natura ludzka to natura destrukcji, a historia świata to historia przemocy i wojen. Jaka płyta sprosta takim myślom i takim czasom?

To może wydać się wam dziwne, a może wcale nie. Od tych kilku ponadprzeciętnie dynamicznych tygodni w międzynarodowej – a wkrótce i krajowej – polityce albumem, który nie opuszcza mojego odtwarzacza, jest „Zooropa” U2. Płyta tak samo dziwna, niedopasowana, niekomfortowa, zaskakująca i niepokojąca jak nasza współczesność.

Rok 1993 w muzyce… Zaczął się od szturmujących listy przebojów Duran Duran śpiewających, że „gdzieś jest zwyczajny świat i muszę go odnaleźć”. Brzmiał nieznośnym w częstotliwości odtwarzania hitem 4 Non Blondes „What’s Up?”. Przyniósł niezapomniane przeboje Aerosmith, wspaniały „Debut” Björk, fantastyczną „Janet” pani Jackson, arcydzieła muzyki alternatywnej „Siamese Dream” The Smashing Pumpkins, „In Utero” Nirvany i niezwykle udane „Vs.” Pearl Jam. Na „Music Box” Mariah Carey potwierdziła status multiplatynowej diwy swoich czasów, a Sheryl Crow na debiutanckim „Tuesday Night Music Club” pokazała, że nie trzeba pięciooktawowego głosu, by sprzedawać miliony płyt. Depeche Mode zachwycili mrocznym albumem „Songs Of Faith And Devotion”, a Had[1]daway roztańczył całą Europę swoim „What Is Love”. O podniosłym „I’d Do Anything For Love (But I Won’t Do That)” Meat Loafa wolałabymzapomnieć, ale dziennikarska sumienność nakazuje odnotować, że patetyczna historia miłosna w lochach, komnatach, przy świecach, nietoperzach i smokach, wykonywana przez wokalistę o artystycznym pseudonimie „Klops”, była największym przebojem roku. Ale może ta adnotacja jest niezbędna, by było to naprawdę czytelne, jak wspaniały, wielowymiarowy, ekscytujący muzycznie był to czas. I teraz wyobraźcie sobie, że jesteście w centrum tego wszystkiego. Jesteście muzykami największego, najsłynniejszego zespołu na świecie.

U2 podczas trasy koncertowej Experience and Innocence w SSE Arena Belfast w Belfaście w Irlandii Północnej, 2018 (Fot. Charles McQuillan/Getty Images) U2 podczas trasy koncertowej Experience and Innocence w SSE Arena Belfast w Belfaście w Irlandii Północnej, 2018 (Fot. Charles McQuillan/Getty Images)

Po wydaniu wybitnego albumu „Achtung Baby” wyruszyliście w globalną trasę koncertową Zoo TV, być może najwspanialsze tournée w historii muzyki. U2 w 1993 roku nie mieli już nic do zdobycia. Zrobili to. Byli na szczycie. Szczyt to takie ciekawe miejsce. Samotne, okupione wyrzeczeniami, skazujące na zazdrość, szyderstwo, mikroskop nieżyczliwej uwagi. Nagrody są niemożliwe do zignorowania: pieniądze, zaszczy[1]ty i miejsce w historii. Jednak tylko nieliczni, najodważniejsi, sięgają po najcenniejszą z nich, wolność. Skoro tam, na samej górze nie ma już nic, rozejrzyjmy się, gdzie jest coś jeszcze. Zanim nieuchronnie spadniemy.

Gdy muzycy wydawali w 1991 roku wspomnianą „Achtung Baby”, porównywali jej nowatorskie brzmienie do siekiery, którą porąbali „Drzewo Jozuego”, najsłynniejszą płytę w dyskografii U2 i jeden z najwybitniejszych albumów wszech czasów. Wydana w 1993 roku „Zooropa” była przy tym piłą mechaniczną, którą zespół postanowił pociąć swoją karierę na skrawki dawnej świetności. Niekomercyjna, pełna innowacyjnych pomysłów i eksperymentalnych rozwiązań, śmiała, kolorowa, chaotyczna i eklektyczna muzyka była nie tylko „polaroidem tego, co działo się wtedy w Europie”, jak określił ją The Edge, gitarzysta zespołu. Była także pamiątkową fotografią z trasy, która zakwestionowała zasady zespołu. „Oddaliśmy wszystko szaleństwu Zoo TV”, powiedział Bono. „Więc zdecydowaliśmy się zarejestrować to szaleństwo na płycie”. „Zooropa” jest muzyką przemian. Grupy, która zostawiła swoje nieco kaznodziejskie oblicze i postanowiła po prostu dobrze się bawić, po raz pierwszy poczuć, czym jest ten mityczny hedonizm rock’n’rolla. Artystów, którzy przestali się bać ciężaru swojej marki i dorobku, uwalniając się od oczekiwań i presji. Świata nowych wyzwań. Prezydentury Clintona, wojny w Bośnii Hercegowinie, Europy, która wciąż odnajdowała się w realiach zjednoczenia, na co zresztą patrzyli w Berlinie muzycy, pracujący tam nad „Achtung Baby”. Jest płytą rzucenia się na główkę w wir zdarzeń, bez próby analizowania i zrozumienia, jest objęciem doświadczenia.

W tym szaleństwie twórczego ryzyka jest coś, co brzmi znajomo. Patrzymy bezradnie w ekrany telefonów, komputerów i telewizorów. Boimy się o przyszłość naszą i naszych dzieci. Życie zaczyna być szalonym w swoim niebezpieczeństwie konceptem. A jednak idziemy w to, żyjemy.

Słuchana w tych dniach „Zooropa” ma dla mnie też osobisty wymiar. Ten tekst powstaje w dniach, które przenoszą mnie do trudnego czasu odchodzenia z ukochanej pracy, zostawienia radia. Podjęłam wtedy ryzyko, poszłam, inaczej niż wszyscy, swoją, pełną niewiadomych drogą. Nie jest przypadkiem, że niedługo potem oddałam hołd odwadze U2, poświęcając grupie jeden z rozdziałów mojej debiutanckiej książki. Diabełek we mnie ma ochotę dopisać, że szczęśliwie moja „Ekstaza” okazała się bardziej jednoznacznym sukcesem niż „Zooropa”. Wybaczcie!Wtedy, w 1993 roku, krytycy chwalili śmiałość U2. Fani pobiegli do sklepów. Muzycy upajali się swoją bezkompromisowością. Ale czas powiedział „sprawdzam”. To płyta wielkiej odwagi, ale nie wielkich piosenek. Album imponujący ideą, nie efektem działań. Zachwycający nielicznych, w tym Davida Bowiego, zdeklarowanego fana albumu. Dziś „Zooropa” uchodzi raczej za ciekawostkę w dyskografii zespołu, skok w bok nagrodzony Grammy dla „najlepszej alternatywnej płyty”. Odbierając statuetkę, Bono powiedział: „Chcę coś przekazać młodym Amerykanom. Będziemy nadal testować naszą pozycję i pierdolić mainstream. Niech Bóg ma was w opiece”.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Tematem na osobny felieton jest niezbyt wesoła myśl, że żadna z największych obecnie gwiazd nie miałaby odwagi ani na takie wystąpienie, ani na nagranie takiego albumu.

Dlatego „Zooropa”, mimo wszystkich niedociągnięć, wciąż czaruje swoim dziwnym pięknem. Tak brzmi wolność, tak gra brak strachu, to są melodie bez lęku, pełne wiary w sens sztuki, w powinność artysty. Gubię się, czy piszę słowa szlachetne, czy tylko banalne. Ale w coś musimy wierzyć w tych ciężkich czasach. Może i wy znajdziecie schronienie w Zooropie?

3 momenty „Zooropy

„Lemon”

Falset Bono, dyskotekowy rytm, pokręcony tekst – tak pierwszym singlem z albumu przedstawiła się światu „Zooropa”. Coooo to jest? Nikt nie wie. Słowa nie mają sensu, muzyka ucieka szufladkom, grupa zwiewa przed nudą. Siedmiominutowa „Cytryna” jest więcej niż szalona. Jest soczyście intrygująca.

„Numb”

Jeden z najdziwniejszych utworów i teledysków U2. I jeden z najfajniejszych! Edge mamrocze tekst. Bono dośpiewuje w refrenach. W tle dzieje się disco. Trwa beznamiętna i gęsta tekstowa wyliczanka. To nie powinno działać, a jednak tak dobrze gra. „Zbyt wiele to wciąż nie dość”, dokładnie tak!

„The Wanderer”

Zanim Johnny Cash znów stał się cool, jeszcze jako nieco zapomniana gwiazda country pojawił się gościnnie w utworze zamykającym płytę. Tytułowy wędrowiec przemierza świat, szukając Boga i sensu życia. Kończy się zabawa, kończy się „Zooropa”. Czas się obudzić. Ostatnie dźwięki albumu to wycie syren alarmowych, uważajcie!

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze