Jak uszczknąć sobie kawałek słynnego duńskiego szczęścia? Nie musisz lecieć do Kopenhagi. Przepis na większą radość z życia bazuje na zaskakująco prostym i łatwo dostępnym składniku.
Z jednej strony hygge, cynamonowe bułeczki, prężnie rozwijający się tydzień mody, królowa Małgorzata nonszalancko zajadająca hot doga i wiatr łapany we włosy podczas rowerowych przejażdżek, z drugiej – mroczne kryminały spod znaku nordic noir, które przyprawiają o gęsią skórkę, czy skłonność do nadużywania alkoholu ukazana m.in. w oscarowym „Na rauszu”. – Samozadowolenie moich rodaków bardzo mnie jako artystę denerwuje. Obserwuję szczęście, a mam ochotę taki obraz zburzyć, bo czuję, że pod powierzchnią wszystko buzuje – mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą” reżyser Thomas Vinterberg.
Przeciętnemu zjadaczowi popkultury Dania jawi się więc jako kraj kontrastów. Jednak tam, gdzie kończy się indywidualna percepcja, a zaczynają oficjalne dane, nie ma miejsca na wątpliwości. Mały skandynawski kraj od lat okupuje czołówkę raportu ONZ „World Happiness Report”. Autorzy publikacji biorą pod uwagę kilka kluczowych wskaźników, takich jak oczekiwana długość życia w dobrym zdrowiu, poczucie wolności osobistej, poziom korpucji, skłonność do ofiarności czy dochody. W ostatniej edycji Dania zajęła drugie miejsce, tuż za rozpościerającą się po drugiej stronie Bałtyku Finlandią. To zdecydowanie coś więcej niż samozadowolenie.
Co możemy zrobić, aby zbliżyć się do poziomu szczęścia Duńczyków? Z dnia na dzień nie poprawimy jakości ochrony zdrowia, ani nie zniwelujemy nierówności w zakresie dobrobytu. Możemy jednak zrobić coś innego. Amerykanka Marina Cooley, która regularnie odwiedza Danię w celach naukowych, twierdzi, że znalazła drogę na skróty. Profesorka z Uniwersytetu Emory’ego w Atlancie z zainteresowaniem przyglądała się codziennemu życiu Duńczyków i zauważyła, jak dużą wagę przykładają oni do... posiadania hobby. Od jazdy na rowerze, przez pieczenie i haftowanie, aż po kajakarstwo, gry planszowe i obserwację ptaków – rozstrzał jest naprawdę duży.
Cooley nie była zresztą pierwsza. To, jak Duńczycy spędzają wolny czas, od dawna jest brane pod lupę. Badania Unii Europejskiej z 2016 roku potwierdziły, że są oni bardzo zaangażowani w rozwój swoich pasji. Aż 41% uczestniczyło w kursach, które miały na celu rozwinięcie ich umiejętności w tym zakresie. Na drugim miejscu uplasowali się Finowie z dużo niższym wynikiem 20%.
Czytaj także: To hobby kosztuje grosze, a skutecznie podbija poziom szczęścia. Są na to naukowe dowody
Okazuje się, że Duńczycy lubią oddawać się swoim ulubionym zajęciom również – a może przede wszystkim – w sposób zorganizowany. Duńskie Krajowe Centrum Badań Społecznych informuje, że w tym zaledwie 6-milionym państwie powstało ponad 100 tysięcy stowarzyszeń. Część z nich skupia się wokół partii politycznych lub pracy wolontariackiej na rzecz ochrony środowiska czy spraw społecznych, inne zrzeszają miłośników sportu, rekreacji i kultury. Aktywnie działa w nich około 41% ludności.
„Zgodnie ze starym powiedzeniem, kiedy spotyka się dwóch Duńczyków, podają sobie dłonie – a gdy spotyka się trzech, zakładają stowarzyszenie” – piszą sami o sobie zapaleni hobbyści. Przykład stowarzyszenia? Na terenie dawnej stoczni Fredericii w Jutlandii około 150 osób regularnie gromadzi się, aby wspólnie pielęgnować warzywa i zioła.
Czytaj także: To europejskie miasto ogłoszono najlepszym miejscem do życia na świecie
Szczególnie dużą popularnością cieszą się stowarzyszenia sportowe, zwłaszcza te związane z piłką nożną. Nie ma w tym nic dziwnego – łącznie aż 93% Duńczyków zadeklarowało, że w ostatnim kwartale 2024 roku przejawiało aktywność fizyczną poza domem. Fani innych dyscyplin także nie mają powodów do narzekań. W skład klubu Værløse Badminton wchodzi około 750 członków w wieku od 3 do 80 lat, którzy wspólnie chwytają za rakietki i lotki. Z kolei w mieście Rønne na Bornholmie działają aż dwa stowarzyszenia propagujące jazdę na rolkach.
– Teoria mówi, że bycie częścią klubu pomaga stać się osobą aktywną, zaangażowaną w życie społeczności i odczuwającą odpowiedzialność za dobro wspólne. Istnieje wiele badań pokazujących, że uczestnictwo w klubie sprzyja budowaniu zaufania, ponieważ zachęca nas do prowadzenia życia opartego na wzajemnych więziach – co jest dla nas dobre i sprawia, że jesteśmy szczęśliwsi – tłumaczył Bjarne Ibsen z Uniwersytetu Południowej Danii w rozmowie z „The Telegraph”.
Chociaż w stowarzyszeniu z pewnością byłoby łatwiej, Cooley twierdzi, że nawet uprawiane hobby na własną rękę przyniesie wiele korzyści. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych profesorka próbowała aż różnych 17 zajęć, w tym tworzenia kolaży, haftowania, golfa, jazdy konnej, robienia biżuterii i wspinaczki. Jakie zmiany zauważyła? Jedną z większych zalet było wyzbycie się nawyku doomscrollingu, czyli bezmyślnego przeglądania internetu. „Kiedy twoje dłonie są pokryte mąką, zajęte trzymaniem pędzla czy szukaniem uchwytów na ściance wspinaczkowej, smartfon jest praktycznie poza twoim zasięgiem” – pisze w artykule na stronie CNBC.
Amerykanka korzystała również z zajęć grupowych. Dzięki nim poczuła się mniej samotna i przestała bać się small talków. Zmieniła się też jej definicja self-care. Dawniej jako zapracowana matka ograniczała się do okazjonalnych wizyt w salonie kosmetycznym czy fryzjerskim. Na koniec eksperymentu doszła do wniosku, że to nie wystarczy. Choć wygospodarowanie czasu na hobby wymagało od niej ponownego określenia priorytetów, nie żałowała tej decyzji. „Każdy z nas potrzebuje trzech różnych hobby: jednego dla mózgu, drugiego dla pobudzenia kreatywności i trzeciego, które utrzyma nas w formie” – radzi czytelnikom, dodając, że w jej przypadku sprawdziły się granie w madżonga, majsterkowanie i tenis.
Czyżby sekret duńskiego szczęścia był aż tak banalny? Z pewnością nie zaszkodzi przekonać się na własnej skórze.
Artykuł opracowany na podstawie: Marina Cooley, „I tried Denmark’s No. 1 secret to happiness for a year. It truly changed my life—and even made me more confident”, cnbc.com; Helen Russell, „Find a hobby and get happy, Danish style”, telegraph.co.uk [dostęp: 06.07.2025]