W średniowiecznej Europie przed tą drobną kobietą karki zginali najpotężniejsi mężczyźni. Potrafiła złajać papieża i cesarza Barbarossę. Komponowała muzykę, zgłębiała ziołolecznictwo, układała poezje. Ale przede wszystkim pisała niezwykłe, profetyczne dzieła.
Musiały wyglądać pięknie w białych, jedwabnych szatach do samej ziemi. Długie, rozpuszczone włosy swobodnie spływały im na ramiona. Na głowach miały złote korony: po obu bokach zwieńczone krzyżami. Stały tak i śpiewały psalmy. Ile ich było? Może 20, 30, w różnym wieku. Uśmiechnięte, pełne radości. Wyglądały jak panny młode.
Były zakonnicami prawie 900 lat temu w klasztorze w Rupertsbergu. Ten biały strój wdziewały w święta na specjalne życzenie swojej przełożonej Hildegardy z Bingen. Nie był to wcale przyjęty w tamtych czasach zwyczaj. Wprost przeciwnie: mniszki miały ubierać się skromnie, dobrze widziane były głodowe posty i umartwianie się, także za pomocą włosiennicy czy ciasno zawiązanego łańcucha wpijającego się w ciało.
Oburzona wieścią o wybrykach Hildegardy Tenxwinda, przełożona klasztoru mniszek w Andernach, napominała w liście przeoryszę z Rupertsbergu, wytykając jej, że Pasterz Kościoła zdecydowanie sprzeciwia się takim zwyczajom. Niczym niezrażona Hildegarda odpowiedziała z właściwą sobie apodyktycznością: „Dziewice są złączone [z Chrystusem] w Duchu Świętym uświęcenia i w jutrzence dziewictwa. Przystoi więc, aby stawały przed najwyższym kapłanem niczym poświęcona Bogu całopalna ofiara”. Po prostu uważała, że weselny niemal strój zakonnic to znak ich zaślubin z Bogiem. Ale i coś więcej: Hildegarda szła na przekór nurtom swojej epoki, sądziła, że Bóg chce widzieć ludzi radosnych, szczęśliwych, a nie umęczonych samobiczowaniem, chorowitych i słabych przez wyczerpujące posty.
Czy Tenxwinda odpisała na dość ostry w słowach list ksieni z Rupertsbergu? Jeśli tak, ta odpowiedź się nie zachowała. Ale pewnie nie odpisała, by nie wchodzić w spór z Hildegardą. Była jedną z najpotężniejszych kobiet średniowiecza – wpływów i szacunku, jakim darzyli ją możni, zazdrościł jej wtedy z pewnością niejeden mężczyzna.
Wiemy, jak wyglądała. Na zachowanych malowidłach i płaskorzeźbach widzimy smukłą kobietę w habicie, o prostym nosie i poważnych ustach. Podobno była bardzo krucha, niewysoka i raczej wątła. Urodziła się w 1098 roku jako dziesiąte dziecko arystokraty Hildeberta z Bermersheimu. Jak napisał Gwibert z Gembloux – prawdopodobne, że rodzice zrzekli się jej na rzecz klasztoru jako swego rodzaju dziesięciny dla Kościoła. Została więc oblatką. Możliwe jednak, że powody były inne. Hildegarda od maleńkości była chorowita i inna od rówieśników. Podobno przepowiedziała w obecności niańki kolor cielęcia, które dopiero miało się narodzić. Już samo to było dość dziwne. Na dodatek dziewczynka często miała napady słabości. W wieku trzech lat, jak skrzętnie odnotowano w Vita sanctae Hildegardis (Żywot św. Hildegardy), ujrzała „światłość tak wielką, że dusza jej zadrżała”. Co się działo w trakcie tych ataków? Zapewne wydawały się one bliskim Hildegardy co najmniej niepokojące: mówiła obco brzmiące słowa, potem nic nie pamiętała… Hildebert i jego żona Mechthylda musieli zdawać sobie sprawę z faktu, że tajemnicza przypadłość nie czyni z ich córki dobrej partii, i raczej trudno będzie o kandydata do zamążpójścia. Więc w zasadzie zostawał tylko mnisi habit – wybór padł, z przyczyn oczywistych, na klasztor Benedyktynów w Disibodenbergu (w pobliżu Moguncji), blisko rodzinnego domu Hildegardy, położony w widełkach między rzekami Nahe i Glan. Nie bez znaczenia był też fakt, że mniej więcej w tym samym czasie w Disibodenbergu zamieszkała piękna Jutta ze Sponheim, hrabianka, która odrzuciła wszystkie oferty małżeńskie, by poświęcić się Bogu. Na pewno rodzice Hildegardy – którzy byli szlachetnego urodzenia, ale jednak niżej postawieni niż hrabia Stefan, ojciec Jutty – uważali, że tak szacowna panna będzie dobrą towarzyszką dla ich córki.
Hildegarda miała osiem lat, gdy trafiła do klasztoru. Z dostępnych źródeł wynika, że w wieku 14 lat, wraz z mniej więcej 20-letnią wtedy Juttą i jeszcze jedną szlachetnie urodzoną dziewczyną, zostały zamknięte w pustelni zbudowanej tylko dla nich przy murze klasztoru. Był 1 listopada i nasze dzisiejsze wyobrażenia związane z tą datą zdają się idealnie pasować do okoliczności, w jakich odizolowano od świata trzy młode mniszki. Tego typu uroczystości miały z założenia wymiar mroczny i groźny: śpiewano pieśni pogrzebowe, przyszłe pustelnice do miejsca ich odosobnienia odprowadził pochód ludzi z płonącymi pochodniami, jak podczas pochówku… I rzeczywiście: „[…] zostały one pogrzebane przez opata i braci, jakby zaiste zmarły dla świata” – pisze biskup Gwibert z Gembloux.
Zapewne pustelnia w Disibodenbergu wyglądała i funkcjonowała podobnie jak inne tego typu miejsca. Zgodnie z regułą mniszki wstawały około drugiej w nocy, jadały jeden posiłek zimą i dwa w lecie. Co jadły? Chleb, gotowaną fasolę i jajka, czasem rybę – mięsa właściwie nigdy (dopuszczano taki luksus tylko w przypadku osób chorych). Ubierały się w habity i jednobarwne welony z niedrogiego materiału, zimą wkładały wełniane opończe. Mogły posiadać jedną koszulę i dwa komplety bielizny. Jedzenie i inne potrzebne rzeczy podawano do wnętrza pustelni przez okienko – niekiedy było to fenestra versatilis, obrotowe, by pustelnica nie mogła nawiązać kontaktu wzrokowego z nikim z zewnątrz. Tą samą drogą mniszki podawały naczynia z ekskrementami, bywało, że jedynie raz dziennie, jak w wypadku XII-wiecznej angielskiej pustelnicy Krystyny z Markyate, która, jak podają źródła, cierpiała z powodu fetoru do codziennej wizyty pustelnika Rogera – wtedy dopiero mogła pozbyć się nieczystości.
Być może z dzisiejszej perspektywy takie życie wygląda dość przerażająco. Z drugiej strony wizja zamążpójścia w wieku 14 lat, częstych ciąż, a przede wszystkim – naprawdę wszechobecnego w tamtych czasach – głodu, wcale nie jest bardziej pociągająca. W klasztorze Hildegardzie zapewniono przynajmniej wyżywienie.
Miała coś jeszcze: możliwość kształcenia. Jutta uczyła ją czytać, śpiewać psalmy i zapewne grać na psalterionie. O takiej edukacji wiele rówieśnic nawet nie śmiało marzyć.
Właściwie niewiele wiemy o Hildegardzie aż do śmierci Jutty. Z całą pewnością można stwierdzić, że – zapewne za sprawą sławy samej Jutty – do klasztoru zgłaszało się coraz więcej młodych dziewcząt do nowicjatu. Zapewne z czasem też część żeńską rozbudowano, co dało Hildegardzie większą swobodę, także poruszania się po objętych klauzurą zabudowaniach. Czym mogła się wtedy zajmować? Jak twierdzi Sabina Flanagan, autorka biografii Hildegardy, leczyła i komponowała muzykę. Zostawiła po sobie w sumie 77 utworów muzycznych, które do dzisiaj się wykonuje. Są to głównie śpiewy, ale i kompozycje mszalne oraz… dramat liturgiczny Ordo virtutum, w którym śpiewające Cnoty pomagają Duszy pokonać Diabła (jego partia, jako jedyna, jest mówiona). Jak pisze ojciec Błażej Matusiak w książce „Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki”, oryginalne cechy tworzonej przez nią muzyki sprawiają, że nie można zaklasyfikować jej do typowego dla średniowiecza chorału gregoriańskiego. „Cechy te to przede wszystkim nietypowa tonalność, wykraczająca niejednokrotnie poza system skal kościelnych, szeroka rozpiętość (ambitus) melodii, sięgająca niekiedy dwóch i pół oktawy, a także częste użycie bogatych melizmatów, z których najdłuższy zawiera aż 83 nuty” – tłumaczy Matusiak. Już wtedy ujawniała się wielkość Hildegardy, niezależność jej myślenia od obowiązujących trendów i mód.
Jutta zmarła w 1136 roku i mniszki w zasadzie jednogłośnie wybrały Hildegardę na swoją magistra, nauczycielkę. Gdy miała 42 lata i siedem miesięcy, o czym wspomniano w pierwszej księdze Vita sanctae Hildegardis, nastąpił w jej życiu przełom. Ujawniła, że od lat miewa wizje – a właśnie wtedy otrzymała wyraźny nakaz od Boga, by treść owych wizji wyjawić szerszemu gronu (wcześniej wiedziała o tym jedynie Jutta). „Lecz kiedy przeminęła ma wczesna młodość i osiągnęłam wiek siły, usłyszałam głos mówiący z nieba […]: spisuj wszystko, co widzisz i słyszysz” – czytamy w przedmowie do Scivias.
Hildegarda uznała, że jej misją jest rozpowszechnianie – w kazaniach i w piśmie – tego, co zostało jej objawione. Zdecydowała się pisać sama, początkowo bez pomocy sekretarza, po łacinie – w języku uczonych i sprawujących władzę. Tak przez dziesięć lat powstawało Scivias – jej główne dzieło teologiczne, które przyniosło natchnionej prorokini sławę w świecie.
Niezwykłość tego dzieła zawiera się w jego treści, ale i formie: druga księga jest dwa razy dłuższa niż pierwsza, a trzecia długością dorównuje pierwszej i drugiej razem wziętym. Choć trudno tak okazały tekst streścić w kilku słowach, można zaryzykować twierdzenie, że głównym tematem i myślą przewodnią autorki jest przedstawienie przyczyn upadku Adama i ludzkości oraz dróg, jakimi dokona się odkupienie.
Hildegarda wcale nie była pewna, czy powinna pisać. Gdyby władze kościelne źle przyjęły jej twórczość, przylgnęłaby do niej łatka heretyczki – a to mogło skończyć się stosem. Dlatego na początku pracy postanowiła napisać list do największego chyba wtedy autorytetu w dziedzinie teologii – Bernarda z Clairvaux. Po uzyskaniu jego aprobaty spisywanie wizji przez Hildegardę poparł opat Kuno z Disibodenbergu (nadal była mu podległą), a następnie tak samo uczynił papież Eugeniusz III.
Mogła więc tworzyć. I stawała się ważną personą w średniowiecznej Europie. Z pewnością ta „kariera” pomogła jej w przeforsowaniu pomysłu, który od dawna nosiła w głowie: zdecydowała wynieść się ze swoimi mniszkami spod kurateli opata Kuna, założyć własne zgromadzenie w Rupertsbergu, niedaleko Bingen. Nie było to wcale proste, bo opat nie zamierzał wypuścić mniszek – sława Hildegardy opromieniała także i jego, poza tym istotna była strona materialna: Hildegarda życzyła sobie, by wszystkie nadania, z jakimi weszły za klasztorną furtę jej podopieczne, przeszły automatycznie na klasztor w Rupertsbergu.
I wtedy stał się cud. Hildegarda ciężko zachorowała, sprawiała wrażenie umierającej. Przerażony wizją kary za swój upór opat Kuno zaakceptował pomysł przeprowadzki, w czym zapewne pomógł mu arcybiskup moguncki Henryk (tego zaś zjednała dla idei wyprowadzki majętna margrabina Richardis von Stade).
Hildegarda szybko wróciła do zdrowia i wraz z grupą około 20 mniszek opuściła Disibodenberg. Poszły na swoje.
Wątek zbawienia postanowiła Hildegarda kontynuować w swoim dziele Liber vitae meritorum (Księga zasług żywota). To średniowieczny poradnik, który ma pomóc wiernym zmienić swoje postępowanie tak, by mogli dostąpić łaski po śmierci. Co ciekawe, Hildegarda nie traktuje ludzkiego ciała jako skłonnego do grzechu i ulegającego pokusom pokrowca na duszę. Uważa, że prawdziwa szczęśliwość w raju jest osiągalna dopiero wtedy, gdy – po apokalipsie – dusza i ciało znów połączą się w jedność. Oprócz prac o charakterze wizjonerskim Hildegarda pisała także dzieła czysto naukowe: m.in. Physica (Historia naturalna) i Causae et curae (Choroby i leki). Uderzająca jest niezwykła znajomość właściwości roślin u autorki, niewiele odbiegająca od naszej dzisiejszej wiedzy. Pewnie dlatego recepty i przepisy Hildegardy z Bingen są współcześnie szeroko stosowane w ziołolecznictwie i medycynie naturalnej.
Osiem lat po opuszczeniu Disibodenbergu Hildegarda podjęła się zadania zupełnie nieprawdopodobnego: ruszyła w trzyletnią podróż kaznodziejską wzdłuż Renu. Było to niespotykane, sprzeczne ze stanowiskiem Kościoła: kobieta, która jeździ po kraju i naucza mężczyzn w katedrach, salach kapitulnych i klasztornych kościołach! Na pytanie, dlaczego duchowieństwo akceptowało taką zuchwałość, odpowiada Sabina Flanagan: „Otóż występowała w tych wszystkich rolach, ponieważ uznano ją za prorokinię”. Hildegardzie wolno było znacznie więcej niż wszystkim kobietom jej epoki, bo współcześni jej wierzyli, a wiarę tę podtrzymywał sam papież, że przemawia przez nią Bóg. Ona sama za każdym razem kończyła spory i dyskusje zdaniami podobnymi do tych: „To powiada żyjące światło, a nie człowiek. Kto słyszy, niech widzi i niech wierzy, skąd pochodzą te słowa”.
Do tak szanowanej niewiasty mającej kontakt ze Stwórcą musieli zwracać się najpotężniejsi ludzie. Biskup z Konstancji zwierzał jej się, że ziemskie sprawy odciągnęły go niemal zupełnie od bożej służby. Listy słali królowie Francji i Anglii, cesarzowa bizantyjska, papież. Pytali o radę, o proroctwa. Hildegarda potrafiła tupnąć nogą, i to donośnie, gdy coś budziło jej sprzeciw. Korona czy papieski pastorał nie robiły na niej wrażenia. Do cesarza Fryderyka Barbarossy, przed którym na kolana padała Europa, napisała: „Posłuchaj mnie, królu, jeśli chcesz żyć – bo inaczej przeszyje cię mój miecz”. Do papieża Anastazego IV: „O człowiecze, oko Twego sądu słabnie, stajesz się znużony, zbyt zmęczony, by powstrzymać arogancką chełpliwość ludzi, którym zawierzyłeś swe serce”.
Ukoronowaniem wizjonerskiego dzieła Hildegardy było zawierające jej objawienia Liber divinorum operum (Księga działania bożego). Hildegarda zaczęła je pisać w 1163 roku. Dla współczesnego czytelnika zaskakująca może być ogromna znajomość wielu praw rządzących światem, w tym medycznych, neurologicznych. „We wnętrzu ludzkiej głowy/Jak na brzegu obracającego się okręgu/Jest wierzchołek mózgu/O który oparta jest drabina/O różnych stopniach./Są nimi widzące oczy,/Słyszące uszy,/Czujący nos,/Mówiące usta./Tymi organami zmysłów widzi człowiek całe stworzenie,/Rozpoznaje je i wartościuje,/Oddziela od siebie rzeczy i nadaje im imiona”.
Z kolei w pieśniach Hildegardy zachwycają odniesienia do świata zwierząt, roślin – często przyrównuje siebie do wiotkiej, zielonej gałązki. Również w pismach o leczeniu Hildegarda nie zapominała o braciach mniejszych: recepty mające przynieść zdrowie chorym ludziom zazwyczaj poprzedzały ustępy poświęcone temu, jak ulżyć w cierpieniu zwierzętom domowym.
Te wątki ekologiczne w twórczości Hildegardy podkreśla też Błażej Matusiak. I dodaje, że ostatnio coraz częściej badacze dopatrują się w dziełach i życiu Hildegardy… motywów feministycznych. Rzeczywiście, w liście do prałatów mogunckich ksieni z Rupertsbergu pisała: „Obecny czas jest czasem niewieścim…”. Może dlatego ona tak świetnie się w tym czasie odnajdywała, tworząc, komponując, pisząc i zdobywając swoją pozycję w świecie zdominowanym przez mężczyzn?
Pazur potrafiła pokazać nawet w bardzo podeszłym wieku. Miała 80 lat, gdy stanowczo odmówiła ekshumowania zwłok szlachcica pochowanego na cmentarzu w Rupertsbergu. Władze kościelne zażądały tego od niej, bo zmarły szlachcic objęty był ekskomuniką. Ale Hildegarda twierdziła, że człowiek ten przed śmiercią pojednał się z Bogiem. Zamaskowała nawet grób, by nie naruszono go wbrew jej woli. W odpowiedzi na klasztor nałożono interdykt: zabraniał on uczestnictwa mniszek, w tym ksieni, w mszy świętej i przyjmowania komunii. Był to dla benedyktynek z Rupertsbergu dotkliwy cios. Do kary jednak się zastosowały, choć Hildegarda swoim sposobem, powołując się na wizje, starała się wyjednać łaskę u przełożonych. Udało jej się to rok później. I tego samego, 1179 roku, 17 września, zmarła.
W jednym z listów pisała: „Królowi spodobało się dotknąć piórka, aby poruszyło się w zadziwieniu. A mocny wiatr niósł je, aby nie upadło…”.
Korzystałam z książek: Sabiny Flanagan „Hildegarda z Bingen”, Państwowy Instytut Wydawniczy; Ottona Betza „Hildegarda z Bingen. Cztery pory roku”, wyd. Astraia; Błażeja Matusiaka OP „Hildegarda z Bingen. Teologia muzyki”, wyd. Homini; Petry Hirscher „Leczymy się i gotujemy ze św. Hildegardą”, Instytut Wydawniczy Pax; Jerzego Strzelczyka „Pióro w wątłych dłoniach. O twórczości kobiet w dawnych wiekach”, Wydawnictwo DiG.
Tekst pochodzi z archiwalnego numeru „Zwierciadła”.