Serial, który miał błyszczeć luksusem i gwiazdorskimi rolami, wywołał burzę w sieci. Zamiast zachwytów mamy memy, krytyczne recenzje i pytania, czy telewizja może być aż tak źle odebrana. Twórcy pozostają jednak nieugięci i liczą, że kontrowersje okażą się początkiem kultowego fenomenu.
Nowy serial Ryana Murphy’ego, „Wszystko dozwolone” (oryg. „All’s Fair”), miał być błyskotliwym połączeniem glamour, kobiecej siły i sądowego dramatu. Tymczasem, jak zgodnie twierdzą krytycy, wyszła z tego spektakularna katastrofa. Produkcja, w której główną rolę gra Kim Kardashian, a partnerują jej takie cenione i utytułowane supergwiazdy kina jak Naomi Watts, Sarah Paulson i Glenn Close, zebrała wyjątkowo surowe recenzje. Na Rotten Tomatoes ma zaledwie 6% pozytywnych ocen, a w sieci krąży już prześmiewczy hashtag #AllsFail.
„To parada peruk i wrzasków w poszukiwaniu prawdy, ale Murphy najwyraźniej utracił dawny czar, który czynił jego produkcje tak pociągającymi. Jego ironia skwaśniała w pogardę – i wobec widzów, i wobec sztuki” – napisała Kayleigh Donaldson z portalu TheWrap. Zdaniem Roxany Hadadi z „New York Magazine” najnowsza propozycja platformy Disney Plus „to raczej makieta dramatu sądowego niż prawdziwy dramat. Serial o rozwodach, w którym przez trzy odcinki nie widzimy ani jednej rozprawy”.
Równie ostro oceniono główną rolę Kardashian. „Jest jak chodząca reklama projektantki kostiumów. Monotonna, pozbawiona emocji. Wyobraźcie sobie pustkę, pokrytą logotypami luksusowych marek i sloganami o girlbossowej niezależności” – pisze Craig Mathieson na łamach „Sydney Morning Herald”. Z kolei Angie Han z „The Hollywood Reporter” zauważyła, że „sztywna, pozbawiona emocji gra Kardashian doskonale współgra ze scenariuszem – równie sztywnym i równie pozbawionym autentyczności”.
W druzgocącej recenzji brytyjskiego „The Guardian” dziennikarka Lucy Mangan nazwała serial „fascynująco, niezrozumiale i wręcz egzystencjalnie fatalnym”. Natomiast Ben Dowell z „The Times' określił go jako „tandetny i odpychający pomnik tej samej chciwości i próżności, które rzekomo piętnuje” uznał, że „może być najgorszym serialem telewizyjnym w historii”.
Na falę krytyki odpowiedział reżyser i producent wykonawczy serialu, Anthony Hemingway. – Nie wszystko musi podobać się wszystkim. Można mieć zastrzeżenia, podczas gdy milion innych osób będzie się świetnie bawić. […] Nie zgadzam się, by jedna opinia definiowała całe dzieło – stwierdził w rozmowie z „The Hollywood Reporter”. Hemingway, znany z takich produkcji jak „Prawo ulicy”, „Shameless” czy „Czysta krew”, przypomniał, że także jego wcześniejsze projekty nie od razu znalazły widzów.
– Kiedy pracowałem przy „Prawie ulicy”, ludzie go nie znosili. Nikt tego nie oglądał. A potem przyszła chwila, gdy wszystko się zmieniło. […] Nie porównuję tych seriali, ale to pokazuje, że niektóre rzeczy potrzebują czasu, by zostać docenione – oznajmił. Reżyser podkreślił też, że „Wszystko dozwolone” nie ma być klasycznym dramatem prawniczym, lecz „fantazją, spełnieniem życzeń” i opowieścią, która „nie powinna być traktowana z taką dosłownością”.
– W świecie, który jest dziś mroczny i podzielony, chcieliśmy stworzyć coś, co pozwala spojrzeć na ludzką naturę z innej, lżejszej strony. […] Mam nadzieję, że opinie się zmienią. A jeśli nie, to trudno. Stoimy za tym, co zrobiliśmy – skwitował.
Niektórzy widzowie bronią serialu w mediach społecznościowych, twierdząc, że to „świadomie przerysowany camp”. Ale większość krytyków widzi w nim raczej autoparodię – błyszczącą, lecz pustą w środku. „To nawet nie materiał do nienawidzenia – to po prostu nie do oglądania” — pisze Wenlei Ma z serwisu The Nightly. Jak zauważyła Judy Berman z „TIME Magazine”, „Wszystko dozwolone” to przykład produkcji, która „tak bardzo próbuje schlebiać kobiecej widowni, że ostatecznie ją obraża”.
W historii telewizji zdarzało się, że początkowo znienawidzone seriale zyskiwały z czasem status kultowych. Czy taki los czeka „Wszystko dozwolone”? Trudno dziś w to uwierzyć, gdy większość recenzentów prześciga się w ciętych metaforach. A jednak Anthony Hemingway pozostaje optymistą. – Ten serial potrzebuje chwili, żeby się rozkręcić. Wierzę, że z czasem trafi do tych, którzy dostrzegą w nim coś świeżego i ludzkiego – podsumował.
Na razie jednak, jak celnie ujęła to dziennikarka „The Guardian”, „Wszystko dozwolone” pozostaje „tak złe, że aż fascynujące”.