1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Dzięki mindfulness zrozumiałam, że mogę się mylić”. Rozmowa z Zuzanną Ziomecką, nauczycielką mindfulness

„Dzięki mindfulness zrozumiałam, że mogę się mylić”. Rozmowa z Zuzanną Ziomecką, nauczycielką mindfulness

Zuzanna Ziomecka (Fot. Łukasz Głąb)
Zuzanna Ziomecka (Fot. Łukasz Głąb)
Momenty, kiedy się zatrzymuję i zaciekawiam, zmieniają moje życie – mówi Zuzanna Ziomecka, dziennikarka i nauczycielka mindfulness.

Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 9/2025.

Magda Rosłaniec: Minęło już kilka tygodni od zakończenia kursu mindfulness dla naszej redakcji, który prowadziłaś jako trenerka uważności. Czym było dla ciebie doświadczenie powrotu do środowiska redakcyjnego?

Zuzanna Ziomecka: Dobrze wyczułaś, że to miało dla mnie znaczenie. Przez 17 lat pracowałam w różnych redakcjach. Spotkania z wami, w budynku wydawnictwa, gdzie tworzycie magazyn, przypomniały mi, jak to jest być w redakcji, gdzie pracuje tak wiele różnych wyrazistych osobowości, gdzie panuje twórcza atmosfera oraz tworzy się dynamika, niespotykana w innych środowiskach, które mam okazję obserwować. A prowadzę kursy dla różnych organizacji: dużych, małych, publicznych i prywatnych. Więc dla mnie powrót do redakcji był przypomnieniem o tym, co straciłam: wyjątkową atmosferę pracy w grupie pokrewnych dusz. Nie wiedziałam, jak bardzo mi tego brakowało.

Są też ciemne strony pracy w mediach – ciebie doprowadziła do wypalenia zawodowego.

Zgadza się. Każda redakcja, w której pracowałam, miała swoje wyzwania. Zaczynałam w małym wydawnictwie, które na początku wydawało „Aktivista”, czyli przewodnik kulturalny po miastach. Z czasem pojawiły się nowe tytuły, firma rozrastała się organicznie, ale wszystko odbywało się w przyjaznej atmosferze. Miałam poczucie dobrej synergii. Dopiero w redakcji „Przekroju” doznałam szoku. Tempo wydawnicze było szybsze, bo był to tygodnik, miałam mały zespół, były cięcia budżetu i wciąż zmieniali się wydawcy. Tytuł był częścią dużej organizacji, decyzje na wyższym poziomie ciągnęły za sobą zmiany na niższych szczeblach. A było ich dużo, co dla redakcji oznaczało potrzebę ciągłych adaptacji i rosnących obowiązków. Wiele z „Przekroju” wyniosłam, ale jeszcze więcej w nim zostawiłam. Praca tam spowodowała u mnie duży kryzys zdrowia fizycznego i psychicznego. Dopiero wiele lat później zorientowałam się, że było to wypalenie.

Jakie miałaś objawy?

Na przykład trudności z myśleniem. Głównymi atutami i zasobami pracy w redakcji, z którego korzystają redaktorzy i dziennikarze, są język, czyli zdolność mówienia i pisania, oraz kreatywność, czyli wymyślanie nowych tematów, formatów, podejścia. I ja te zdolności w wyniku przeciążenia oraz chronicznego stresu straciłam. Brakowało mi słów, nie mogłam wymyślić nic nowego. Miałam też kłopot z komunikacją. Byłam tak bardzo zajęta myśleniem o rozmaitych wyzwaniach i rozpaczliwym szukaniem rozwiązań, że trudno mi było skupić uwagę na tym, co ludzie do mnie mówili. Pojawiły się też kłopoty z pamięcią. Do tego doszły jeszcze bezsenność i utrata kontroli nad wagą, sporo przytyłam. Był to duży worek nieszczęścia.

Sama się zorientowałaś, że jesteś na etapie wypalenia, czy ktoś ci pomógł?

Mam ochotę powiedzieć, że oczywiście sama się zreperowałam, jestem przecież królową samoświadomości, ale prawda jest taka, że miałam wokół życzliwe osoby, które mi bardzo pomogły.

W redakcji „Przekroju” byli niezwykli ludzie, nie tylko intelektualnie. Mieli wyraziste osobowości i piękne serca. Oni widzieli, z czym się zmagam. Na co dzień pomagali mi na różne sposoby: wyganiali z roboty do domu, przypominali o różnych rzeczach. Moment przełomowy nastąpił, kiedy już zamknęli „Przekrój” i Grzegorz Sobaszek, członek naszej redakcji, wysłał mi maila z linkiem do ogłoszenia o kursie mindfulness. Wcześniej, kiedy opublikowaliśmy w dziale nauka artykuł o tym, jak mindfulness pomaga menedżerom w Dolinie Krzemowej, pomyślałam, że to coś dla mnie. Ale byłam wtedy za bardzo zestresowana i zajęta, żeby zainteresować się tematem. Po mailu od Grześka zapisałam się na kurs. Dopiero w trakcie kursu i potem na szkoleniu dla nauczycieli zaczęłam rozumieć, co się ze mną wtedy działo.

Poskładałaś się dzięki mindfulness, ale nie zostawiłaś pracy w mediach?

Zatrudniłam się w Agorze, gdzie dołączyłam do zespołu „Wysokich Obcasów”, prowadząc ich serwis online. Tam wyzwania były jeszcze inne. Na szczęście byłam już lepiej przystosowana do radzenia sobie z trudnościami właśnie dzięki mindfulness. Odeszłam stamtąd po pięciu dobrych latach nie ze względu na stres, ale na poczucie utraty sensu tego, co robię. Czułam, że moja praca sprowadza się do „dosypywania” treści do internetu – coraz więcej i więcej. W pewnym momencie poczułam opór. Biznesowo to zapewne było uzasadnione, ale ja miałam wrażenie, że zamiast mieć pozytywny wpływ na rzeczywistość, przyczyniam się do przebodźcowania świata informacjami. Odeszłam, zajęłam się uczeniem uważności i odzyskałam poczucie spełnienia. Za każdym razem, kiedy spotykam się z nową grupą i obserwuję proces zmiany, jaki zachodzi w uczestnikach, czuję satysfakcję i że jestem na właściwym miejscu. Brakuje mi tylko inspirujących koleżanek z pracy.

Co trzeba zrobić, żeby zostać nauczycielką mindfulness?

Ja poszłam najpopularniejszą w Polsce ścieżką. Najpierw ukończyłam kurs podstawowy Mindfulness Based Stress Reduction (MBSR) – on jest najpopularniejszy, ale jest też kilka innych. Trwają one aż osiem tygodni, bo budowa nowych nawyków wymaga czasu. Potem konieczne jest utrzymanie samodzielnej codziennej praktyki medytacji. Bo z medytacją mindfulness jest jak z każdym innym treningiem. Jak przestajesz trenować, to tracisz formę.

I muszę przyznać, że nie jest to łatwy etap. Dlatego szybko wybrałam się na studium nauczycielskie w Polskim Instytucie Mindfulness, właśnie po to, żeby mieć społeczność, z którą będę mogła medytować. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, czy chcę być trenerem. Byliśmy trzecią grupą nauczycieli szkoloną w Polsce. Studium trwało półtora roku i wciągnęło mnie. Żeby dostać certyfikat, trzeba było zebrać grupę, przygotować materiały, nagrać medytację i przeprowadzić pierwszy kurs. Zrobiłam to wszystko. Nagle znalazłam się w roli trenerki prowadzącej grupę dorosłych, wykształconych ludzi, którzy siadają na podłodze i wykonują różne „niepoważne” ćwiczenia. Nie chcę spoilerować, ale szczególnie na początku kursu są zadania, które mogą wydawać się dziwne. Pamiętasz?

Oczywiście. Zdradzę, że na przykład podczas skanowania ciała (body scan) trzeba skupić uwagę na dużym palcu lewej stopy…

No więc ja doskonale rozumiałam, po co te ćwiczenia są i jaka jest ich wartość, ale też czułam się niepewnie. Choć było to dla mnie duże wyjście poza strefę komfortu, szybko odkryłam, że proces wprowadzania ludzi w tajniki mindfulness jest fascynujący. Z pasją obserwowałam, jak ludzie, którzy chcą zmiany, doświadczają jej podczas treningu. Dzielą się swoimi przeżyciami, reagują. Dzięki temu zapomniałam, że się denerwuję nową rolą i przekonałam się, że chcę być nauczycielką.

Prowadzisz zajęcia, na które zgłaszają się indywidualne osoby, czasem szkolenia kupują firmy dla swoich pracowników. Jak działanie treningu uważności, potwierdzone naukowo, wykorzystywane jest w innych krajach?

Na przykład na niemieckich uczelniach wyższych wielu profesorów wykład albo zajęcia zaczyna od ciszy lub krótkiej medytacji. W ten sposób pomagają studentom odpuścić te wątki i sprawy, z którymi weszli, żeby mogli się osadzić w teraźniejszości i otworzyć w pełni na to, co się wydarzy na zajęciach.

Mindfulness wykorzystywany jest również w sporcie. Na przykład tenisiści często wykorzystują praktyki uważności, żeby odpuścić ograniczającą narrację Krytyka Wewnętrznego. Gdy głos w głowie szepcze, że nie dasz rady, to może się zamienić w samospełniające się proroctwo. Jeżeli potrafisz zabrać uwagę od tych szeptów i przekierować ją na przykład na oddech, to zyskujesz skupienie i gotowość do działania. To jest silne narzędzie, które pomaga w aktywnościach high-performance, czyli wymagających wysokiej wydajności. Amerykańskie wojsko przeszkoliło pod kątem mindfulness swoje służby specjalne. Chcieli, żeby osoby, które trzymają broń palną, były opanowane w kryzysowej sytuacji.

Wiem też o wielu systemach rehabilitacyjnych i terapiach uzależnień, w których wykorzystywana jest uważność. Na przykład w kalifornijskich ośrodkach zamiast modlitwy, która jest częścią programu AA, jest mindfulness jako praktyka samoświadomości.

Czytaj także: Zbawienne skupienie - proste ćwiczenia na uważność

Wyobraźmy sobie, że w ramach resortu zdrowia powstaje nowe stanowisko – zostajesz ministrą do spraw uważności. Jakie decyzje byś podjęła?

Do wszystkich szkół wprowadziłabym chwile ciszy. Momenty w ciągu dnia, w których uczniowie i nauczyciele doznają terapeutycznej mocy ciszy, by mogli odzyskać kontakt ze sobą i uspokoić system nerwowy. Zrobiłabym też obowiązkowe kursy z redukcji stresu metodą mindfulness dla służb publicznych i zawodów, w które wpisany jest wysoki poziom presji. Myślę o strażakach, policji, żołnierzach, lekarzach, pielęgniarkach, nauczycielach. Zaproponowałabym to również w szkołach rodzenia. Myślę, że mindfulness pomógłby każdej mamie i tacie łapać te wszystkie ulotne niepowtarzalne chwile. Jednocześnie, gdyby w tych wszystkich stresujących sytuacjach związanych z pojawieniem się dziecka było więcej uważności, to byłoby spokojniej, lepiej dla wszystkich. No i nie obyłoby się bez uważności w sądach.

Myślę, że mediatorzy wyszkoleni w mindfulness, potrafiliby facylitować trudne rozmowy tak, żeby strony się nie tylko słyszały, ale też rozumiały.

Gdybyś popatrzyła wstecz, czy jesteś w stanie przywołać punkty zwrotne, w których zmieniłaś swoje życie dzięki uważności?

Pod koniec mojego pierwszego kursu, kiedy byłam jeszcze uczestniczką, zmarła bardzo bliska mi osoba i straciłam duży projekt, na którym mi zależało. Stało się to dzień po dniu. I zdumiewające było dla mnie to, jak spokojnie i bez utraty zasobów intelektualnych sobie z tym poradziłam. Bez gonitwy myśli, bez rozpaczy, bez nieprzespanych nocy, bez odłączania się i ukrywania przed światem. To była zupełnie nowa jakość.

Kolejny punkt zwrotny wydarzył się podczas kryzysu w moim związku. W trakcie jednej z kłótni udało mi się zatrzymać i zobaczyć, jaką ja sobie historię opowiadam na temat mojego partnera i jak ta narracja wzmaga we mnie złość. Zobaczyłam, że wymyślona przeze mnie historia napędza emocje, które przelewają się właśnie w kłótnie i przeradzają w kryzys między nami.

Umiejętność oddzielenia tego, co się naprawdę dzieje, od naszych myśli, emocji i działania, dużo zmienia. Przywraca jasność i daje poczucie wpływu. Większość osób swoje doświadczenia oraz reakcje na nie traktuje jak jeden kłębek. A mindfulness rozkłada to na części, zwiększa dystans między poszczególnymi elementami i pozwala zatrzymać reakcję łańcuchową. Dla mnie to był moment przełomowy – dostrzec, że sama powoduję problem, który próbowałam ulokować u partnera.

Czy zmieniłaś się jako mama?

Tak, doświadczyłam przemiany w komunikacji z dziećmi. Dawniej odruchowo podnosiłam głos, gdy działo się coś nie po mojej myśli. A przy dzieciach to jest na porządku dziennym. Potrafiłam też krzyczeć w innych konfliktowych sytuacjach. Opowiadałam sobie w głowie historię, że to jest uzasadnione, bo wiąże się z moją potrzebą wyrażania złości i jest wychowawcze, bo inaczej dzieci nie przestaną popełniać błędów. Takie miałam intencje. Ale kiedy zobaczyłam, co się dzieje z moimi dziećmi, gdy na nie krzyczę, to zrozumiałam, że dobre intencje potrafią mieć przykre konsekwencje. Że ja mogę robić coś w dobrej wierze, ale to wciąż może kogoś ranić. I kiedy to dostrzegłam, przestałam krzyczeć. Kiedy się zna mechanizm zatrzymania reakcji automatycznej, to powstrzymanie jej staje się łatwiejsze. Dzięki mindfulness uchwycenie tego momentu, kiedy wzbierała we mnie złość, pozwoliło zatrzymać wybuch. I tak krzyk wyprowadził się z naszego domu. Teraz to moje nastoletnie dzieci potrafią w emocjach wybuchnąć. I ja sobie wtedy przypominam, jakie to musiało być dla nich bolesne, upokarzające, ucinające dialog, kiedy ja krzyczałam. Na szczęście dziś potrafimy o tym spokojnie porozmawiać.

I gdybym miała podsumować jednym zdaniem, co dała mi uważność, to brzmiałoby ono tak: dzięki mindfulness zrozumiałam, że mogę się mylić. Nie, że mam prawo, tylko że mogę nie mieć racji w tym, co myślę o kimś, o jakiejś sytuacji albo o sobie samej. Zaciekawienie i wątpienie we własne przekonania, szczególnie kiedy jestem zła, smutna albo zraniona, to dla mnie największy game changer.

Zuzanna Ziomecka, certyfikowana nauczycielka redukcji stresu metodą uważności z Institute for Mindfulness-Based Approaches, wiceprezeska Polskiego Instytutu Mindfulness, dziennikarka.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE