„Kiedy związek się rozpada, szukamy przyczyn. Ale zwykle szukamy ich nie tam, gdzie należy. Bo szukamy ich »na końcu«, a trzeba cofnąć się w czasie i sprawdzić, dlaczego wybraliśmy tę konkretną osobę. To da nam odpowiedź, z jakiego powodu relacja się nie udała” – mówi psychoterapeutka Karolina Borek-Cygan.
Karolina Morelowska-Siluk: Myślę, że nie ma wśród nas, kobiet, żadnej, która nie usłyszałaby kiedyś od swojej siostry, koleżanki, przyjaciółki, znajomej albo we własnych myślach takich słów: „No i znowu się nie udało. Wszystkie moje związki się rozpadają”. Pani prawdopodobnie bardzo często słyszy to od swoich pacjentek. Jaka jest pierwsza myśl psychoterapeutki, kiedy kobieta mówi, że wszystkie jej związki się rozpadają?
Karolina Borek-Cygan: Wiem, że musimy wspólnie poszukać schematu, a raczej schematów, które powtarzają się w tych nieudanych relacjach. I – przede wszystkim – musimy znaleźć odpowiedź na pytanie, co powoduje, że ona wchodzi w te relacje. Co zauważa? Co jest w stanie dostrzec powtarzalnego w tych dotychczasowych związkach?
Zwykle, kiedy związek się rozpada, próbujemy, niemal z automatu, przyglądać się powodom jego zakończenia, a Pani – jak rozumiem – namawia, by spojrzeć w zupełnie inne miejsce: wrócić do czasu jego początku i zobaczyć, dlaczego on się w ogóle zaczął, bo to tam ukryta jest odpowiedź, tak?
Dokładnie tak. Każdy z nas ma taki wyuczony sposób funkcjonowania, który kształtuje się w naszym domu rodzinnym, w relacji z naszymi rodzicami. Kluczowe jest rozpatrywanie tego, jak wpływają na nas schematy. One powodują, że wybieramy konkretnego partnera i one powodują również, że będąc już w tej relacji, możemy wchodzić w konflikty.
Czy zawsze należy powiedzieć, że jeżeli związek się rozpadł, to znaczy, że był tym „niewłaściwym”? Czy niekoniecznie, bo przecież każda relacja jest lekcją, czasem bardzo ważną?
Odpowiem tak: związek, w którym jesteśmy szczęśliwi, związek, w którym czujemy się spokojnie, czyli taki, w którym nie uaktywniają się te wczesnodziecięce schematy, to jest związek, z którego nie chcemy wychodzić, prawda?
Rozumiem – we „właściwym” nie uruchamiają się nasze mechanizmy obronne…
Idealnie ujęte. Chętnie opowiem ciut więcej o tej koncepcji związanej ze schematami, bo ona wiele wyjaśnia.
Poproszę.
Mówimy o koncepcji schematów Jeffreya Younga. Wymienia się tu kilka podstawowych obszarów, o które rodzice powinni zadbać w opiece nad dzieckiem. Są nimi: bezpieczne przywiązanie, autonomia, granice, wolność wyrażania potrzeb i emocji, spontaniczność oraz zabawa. Jeśli w naszym domu rodzinnym, któryś z tych obszarów został zaniedbany, to jest wielce prawdopodobne, że w dorosłym życiu w relacjach ten deficyt będzie się uwydatniał.
Dla przykładu: jeśli w domu rodzinnym zaniedbany był obszar bezpiecznego przywiązania, czyli rodzic nie dawał dziecku poczucia akceptacji, nie troszczył się o nie wystarczająco, nie było emocjonalnego bezpieczeństwa, w dorosłym życiu taki człowiek może mieć schemat opuszczenia, odtrącania. Może być nieufny, zazdrosny, lękowy. Wciąż będzie doszukiwał się u partnera zachowań, które świadczą o braku lojalności, wierności czy zaangażowania. Jak łatwo się domyślić, dla drugiej strony taka postawa może być trudna do zniesienia. Ciężko żyć w takim osaczeniu, być wciąż o coś podejrzewanym. Konflikt to tylko kwestia czasu.
Zapewne są różne sposoby radzenia sobie z takimi schematami.
Tak. Wymienia się trzy rodzaje radzenia sobie z nimi: tryb poddania się schematowi, tryb unikania schematu i tryb kompensacji. Spróbuję na przykładzie schematu opuszczenia opowiedzieć, na czym polegają.
Tryb poddania się schematowi ma miejsce wtedy, kiedy powtarzamy to, co jest nam znane w dorosłym życiu. Jeśli w dzieciństwie baliśmy się, że zostaniemy opuszczeni przez rodzica, to w dorosłym życiu możemy wchodzić w relacje, które mogą jakoś się z tym opuszczeniem wiązać. Na przykład wejdziemy w relację z kimś, kto jest już w stałym związku i ta relacja będzie „drugim życiem” dla naszego partnera. Z dużym prawdopodobieństwem będziemy tu odtwarzać poczucie bycia osobą opuszczoną.
Drugi tryb, który wymienia się w tej koncepcji, to tryb unikania schematu. Skoro przez całe dzieciństwo i okres dorastania cierpiałam w bliskiej relacji, w domu rodzinnym nie czułam miłości, uznaję, że miłość nie jest dla mnie, bliskość nie jest czymś atrakcyjnym, a to znaczy, że relacji powinno się unikać. Te osoby, jeśli w ogóle będą wchodzić w związki, to raczej te krótkoterminowe, a jeśli zauważą zbyt duże zaangażowanie drugiej osoby – wycofają się.
I w końcu trzeci tryb radzenia sobie ze schematami – tryb kompensacji, czyli zrobię wszystko, co się tylko da, żeby było inaczej niż w moim domu rodzinnym. I wtedy mówimy o osobach, które chcą przejąć kontrolę. To będzie obsesyjne wręcz kontrolowanie partnera i wspólnego życia tak, by nie przypominało tego, co znamy z dzieciństwa.
Łatwo wyobrazić sobie, jak trudna może być taka postawa…
Łatwo wyobrazić sobie także, czym – z dużym prawdopodobieństwem – może skończyć się taki związek. Na przykładzie schematu opuszczenia widzimy więc, jak ten nasz fundament psychologiczny w obszarze bliskich związków może uaktywnić się w dorosłym życiu. I dlaczego zwykle musi w końcu paść ta przykra konstatacja „znowu to samo”.
A od czego to zależy, który tryb „wybieramy”? Dodam cudzysłów, bo to pewnie nie jest świadomy wybór.
Uczymy się, co jest funkcjonalne, czyli poprzez nasze doświadczenia sprawdzamy, co nam się opłaca, a co nie. Co jest dla nas dobre, a co nie. Różne doświadczenia w kolejnych latach naszego życia mogą nam te schematy potwierdzać bądź też nie. Osoba, która kształtuje te swoje mechanizmy funkcjonowania w relacjach, sprawdza, jak czuje się w bliskich relacjach, na przykład jako osoba dojrzewająca. Warto zaznaczyć, że w dorosłym życiu może być tak, że kiedy taka osoba wejdzie w relację z osobą o bezpiecznym stylu przywiązania lub będzie w terapii, zacznie te schematy przepracowywać.
Może dostrzec, że da się inaczej.
Dokładnie tak. W psychoterapii uczymy właśnie, jak pracować z tak zwanym trybem dziecka. Uczymy, w jaki sposób można funkcjonować w relacji nie z poziomu schematów dziecięcych, tylko z poziomu osoby, która ma już wgląd w to, jakie schematy mogą się u niej uaktywniać i w jaki sposób może reagować „po nowemu”, czyli świadomie, z trybu zdrowego dorosłego. Wiem, że moje zachowania w związku mogą wynikać właśnie z tego, jak nauczyłam się reagować dawno temu. Na przykład, jak kłócę się z moim partnerem, to tym, co rzeczywiście wywołuje we mnie emocje, wcale nie musi być ta konkretnie sytuacja, tylko to, jakie nadaję tej sytuacji znaczenie.
Czyli z czym ona mi się kojarzy, tak?
Właśnie, jak „linkuje się” z jakąś sytuacją z przeszłości. Na przykład, jeśli miałam ojca, który był wobec mnie nadmiernie krytykujący, to choćby namiastka delikatnej uwagi wyrażonej w formie troski przez partnera może wywołać we mnie nieadekwatnie silną reakcję, bo skojarzy się –„zlinkuje się” – z krytykującym wciąż ojcem. Schemat się uaktywni.
I jeśli jako dziecko byłam w silnym wzbudzeniu ze względu na krytykę ojca, to to silne wzbudzenie w moim ciele odezwie się w mig. I dlatego w terapii schematu uczymy się rozpoznawać to w pierwszym kroku. Czyli: „Proszę zobaczyć, jak się pani poczuła”, „Jakie miała pani emocje w tej sytuacji?”, „Jakie myśli spowodowały, że pani się tak poczuła?”, „Kiedy poczuła się tak pani po raz pierwszy?”, „Jak się pani zachowała w takiej sytuacji?”, „Czy reakcja była impulsywna?”.
Może da się zadziałać z poziomu zdrowego dorosłego, a nie zareagować z trybu dziecięcego? W terapii pracujemy nad takim dialogiem części emocjonalnej dziecięcej z częścią zdrowego dorosłego. Zdrowy dorosły kształtowany jest przez psychoterapeutę. Wspólnie szukamy zasobów zdrowego dorosłego, który będzie opiekował się częścią dziecięcą.
Przy pomocy metody dialogu części dziecięcej z częścią zdrowego dorosłego przyglądamy się sytuacji. Na przykład mówię pacjentce: proszę wyobrazić sobie okrągły stół z dwoma krzesłami. Na lewym krześle siedzi pani część dziecięca. Ta, która czuła się kiedyś w przeszłości skrzywdzona w podobnej sytuacji. Z prawej strony zaś siedzi zdrowy dorosły. I on przygląda się tej sytuacji z poziomu obiektywnego obserwatora. Te dwie części zaczynają ze sobą rozmawiać.
Najpierw dajemy się wypowiedzieć części dziecięcej. I ona mówi, że poczuła się oceniona, skrzywdzona, poczuła lęk, czuła się niebezpiecznie. Wracamy do sytuacji z przeszłości, kiedy została skrytykowana przez ojca. I teraz odzywa się zdrowy dorosły. Najpierw próbuje empatyzować z tym dzieckiem, zrozumieć jego ból, okazuje współczucie. A w drugim kroku zdrowy dorosły pokazuje tę racjonalną perspektywę – zobacz, twój partner nie chce dla ciebie źle, nie chce cię skrzywdzić, nie ma złych intencji. Spróbuj przyjrzeć się tej sytuacji z poziomu zdrowego dorosłego, jak mogłabyś zareagować inaczej? Być może warto zastanowić się, w jaki sposób w przyszłości mogłabyś poradzić sobie z taką sytuacją w nieco inny sposób, zachowując się mniej agresywnie.
Jeśli jesteśmy w stanie zmienić sposób komunikacji z partnerem z trybu dziecięcego na dorosły, to mamy szansę stworzyć dobrą, dojrzałą relację.
Która nie musi skończyć się konstatacją „znowu to samo”…
Dokładnie. Zdarza się również, że pokazuję obojgu partnerom, którzy przychodzą do mnie w kryzysie, jak reagują na trudną sytuację. Być może u jednej osoby pojawia się reakcja z poziomu trybu dziecięcego, a być może u dwóch osób to właśnie tryby dziecięce zaczynają się ze sobą kłócić?
No właśnie, dwa tryby dziecięce niczym pasujące do siebie puzzle zaczynają się ze sobą kłócić… Kobiety czasami mówią: „Znowu to samo, bo znowu trafiłam na drania”. Tylko to nie do końca tak jest, bo nie „trafiłam” na niego, tylko go sobie wybrałam, prawda?
Absolutnie tak, ponieważ szukamy tego, co w pewnym sensie jest nam znane. Na przykład osoby z lękowym stylem przywiązania będą – z wysokim prawdopodobieństwem – przyciągały i wybierały te z unikowym stylem więzi.
Bo lubimy te piosenki, które znamy…
No właśnie. Jeśli ktoś czuł się przez całe życie odrzucany, nieważny, nieakceptowany, to – ku swojej zgubie – będzie szukał pobudzenia związanego z poczuciem odrzucenia, z tą huśtawką emocjonalną.
I tu nie ma wygranych, prawda?
Nie ma wygranych, ale prawda jest taka, że te raniące związki czasem trwają latami.
Bo tak silna rodzi się więź, kiedy spotykają się ze sobą deficyty dwóch osób?
Łączą się te schematy, które nie powinny się łączyć. Racjonalnie patrząc, to kolosalne niedopasowanie, tymczasem takie osoby, jak wspomniane przez Panią puzzle, łączą się w tej swojej kompatybilności związanej ze schematami wczesnodziecięcymi. I to powoduje, że automatycznie czują się jak w domu…
W pewnym sensie jest atrakcyjnie, tak?
Tak, bo choć nie wiem, jak mogłoby być inaczej, bo nigdy nie zaznałam bezpiecznej relacji, to mój układ nerwowy zawsze był w stałym pobudzeniu, więc tego pobudzenia oczekuję także w dorosłym życiu. A jak tego pobudzenia nie ma, no to jest zbyt spokojnie.
Brakuje tego chodzenia po linie?
Tak, i ja staram się to pacjentom dobitnie pokazać. Zobacz, jest w tobie taki mały narkoman, który potrzebuje tego wzbudzenia emocjonalnego, te emocje są jak narkotyk. I na przykład kochanek może być dealerem, który da ci te emocje, ale ty musisz dostrzec, jakie masz z tego korzyści, a co na tym ostatecznie tracisz. Bo tracisz możliwość zbudowania zdrowej relacji, takiej, w której czujesz się naprawdę bezpiecznie, a nie jak na huśtawce z awanturami i łzami, z której można ostatecznie bardzo boleśnie spaść. A potem powiedzieć: znowu to samo…