Uznanie, że nasze życie nie należy do naszych rodziców, jest kluczowym krokiem do prawdziwej emancypacji, wolnej od poczucia wiecznego zadłużenia wobec przeszłości – mówi Maria Beatrice Alonzi. Na co dzień poprzez media społecznościowe szerzy wiedzę na temat terapii. Niedawno napisała poradnik, który uczy rozpoznawać niezdrowe schematy przekazane nam w dzieciństwie, bez obwiniania matki czy ojca.
Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 6/2025.
Julia Wollner: Po czym poznać, że żyjemy w zgodzie ze sobą, a nie według cudzych przekonań?
Maria Beatrice Alonzi: Zdajemy sobie sprawę, że żyjemy według przekonań innych, gdy doświadczamy stałego poczucia obojętności wobec naszego życia i własnych wyborów. Przy czym ta pustka i głębokie niezadowolenie utrzymują się pomimo na pozór szczęśliwego życia i odnoszonych sukcesów, ukazując naszą niezdolność do zaznania autentycznego spełnienia. Różnica między własnymi a cudzymi pragnieniami polega na tym, że te drugie są tak naprawdę pewnym modelem oczekiwań, który, często na poziomie nieświadomym, odbieramy od rodziców lub społeczeństwa, i który ostatecznie nami rządzi, nie pozwalając nam w pełni korzystać z własnego potencjału. Nasze ciało sygnalizuje ten konflikt na przykład atakami paniki lub zaburzeniami psychosomatycznymi, będącymi wyrazem rozdarcia między tym, kim chcielibyśmy być, a tym, kim zmuszamy się być, aby zadowolić kogoś innego.
Tytuł pani książki „Nie jesteś swoimi rodzicami” sugeruje, że uwolnienie się od wpływu rodziców jest czymś bardzo ważnym czy wręcz koniecznym. Dlaczego?
Więź z rodzicami stanowi pierwotny wzorzec wszystkich przyszłych relacji, tworząc podstawę naszego rozwoju emocjonalnego. Jest jak niewidzialny kod emocjonalny, który kieruje myślami i działaniami, a my nie zdajemy sobie nawet z tego sprawy. Neuronauka wykazała, że pierwsze interakcje z figurami przywiązania dosłownie budują połączenia neuronowe, które definiują nasze schematy emocjonalne! A ponieważ większość z nas dorastała z przekonaniem, że miłość jest warunkowa – czyli jesteśmy kochani wtedy, kiedy zaspokajamy potrzeby innych, a nie własne – nie tylko przenosimy je na inne związki, ale też wytwarzamy nieuświadomione poczucie lojalności, które uniemożliwia nam emocjonalne oddzielenie się od rodzinnych przekonań. Odejście od tych wzorców oznacza więc nie tylko zmianę zachowania, ale wręcz prawdziwą redefinicję tożsamości. Często jest ona bolesna i pociąga za sobą symboliczną żałobę po tym, co uważaliśmy za absolutną prawdę o nas samych i o miłości.
Jak więc poradzić sobie z tym poczuciem winy, które pojawia się wtedy, gdy próbujemy odejść od rodzinnych wzorców: zmienić ścieżkę swojej kariery, wejść w związek z kimś, kogo nasi rodzice nie aprobują, czy podjąć inną ważną życiową decyzję?
Poczucie winy jest jedną z najbardziej złożonych emocji i często działa jednocześnie jako forma autopocieszenia i autosabotażu. Ma za zadanie chronić nas przed głębszymi i bardziej bolesnymi uczuciami, takimi jak poczucie opuszczenia lub strach przed odrzuceniem i utratą przynależności rodzinnej. Ten archaiczny mechanizm zapewnia nam zatem emocjonalne i społeczne przetrwanie! Takich mechanizmów jest zresztą więcej – weźmy choćby wstyd. Osamotniona jednostka umiera szybciej niż ta stanowiąca część społeczności, dlatego wstyd ma powstrzymać cię przed zachowaniami, które łamałyby zewnętrzne zasady moralne. Ale powinien działać jako emocja, a nie smycz!
Kiedy pojawia się poczucie winy, pojawia się wewnętrzne cierpienie, którym nieświadomie próbujemy naprawić wyrządzoną krzywdę, tym samym łudząc się, że mamy kontrolę nad relacją: cierpienie w tym przypadku ma być naszym sposobem na spłacenie długu, zaciągniętego wobec tych, którzy nas wychowali lub których kochamy. Z neurologicznego punktu widzenia ból emocjonalny aktywuje te same obszary mózgu, co ból fizyczny, potwierdzając iluzję, że robimy coś konkretnego, aby rozwiązać konflikt. Jest to jednak marna pociecha, ponieważ stawia nas w biernej roli cierpiącego zamiast w aktywnej roli osoby, która używa swojej inteligencji emocjonalnej, aby się rozwijać.
Co to znaczy?
Jeśli czujesz się winny, nie możesz wziąć odpowiedzialności za krzywdę wyrządzoną tobie lub komuś innemu, bo błąd „odpokutowujesz” poprzez swoje cierpienie. Co innego, kiedy masz świadomość, za co jesteś odpowiedzialny, wtedy wiesz, jak właściwie postępować, aby czynić dobro.
Zmierzenie się z poczuciem winy oznacza przede wszystkim zrozumienie jego funkcji: ma sprawić, że pozostaniemy wierni systemowi rodzinnemu, chroni nas przed staniem się emocjonalnie dorosłymi, niezależnymi i odpowiedzialnymi za nasze pragnienia. Uznanie, że nasze życie nie należy do naszych rodziców, jest kluczowym krokiem do prawdziwej emancypacji – czyli wyboru, kim chcemy być – wolnej od poczucia wiecznego zadłużenia wobec przeszłości.
Co może zrobić osoba, która właśnie odkryła, że jej życie zostało ukształtowane przez niewłaściwe zachowania rodziców?
Świadomość i zdolność obserwowania, które zachowania, pragnienia czy lęki wynikają z doświadczeń rodzinnych, to pierwszy, najważniejszy krok w kierunku wspomnianej emancypacji. W książce piszę o tej świadomości jako o podróży przez osobisty labirynt. Jest to etap, który wymaga wiele odwagi i jeszcze więcej cierpliwości, ponieważ oznacza rozpoznanie i nazwanie bólu wynikającego z rozmaitych traumatycznych doświadczeń, których wcześniej nie dostrzegaliśmy. Musimy rozpoznać, które części nas samych naprawdę do nas należą, a które stanowią rozwiązanie nieświadomie przyjęte po to, by być kochanym lub akceptowanym. Następnym krokiem jest poszukiwanie profesjonalnej pomocy terapeutycznej.
Tylko czy ten problem dotyczy każdego? Pisze pani: „Nie jesteś swoimi rodzicami, ale rozwiązaniem, które znalazłeś/aś, by być kochanym/ą”. Wydawałoby się, że większość rodziców kocha jednak swoje dzieci w sposób całkowicie naturalny...
Tak, ten problem dotyczy każdego, ponieważ żaden rodzic, nawet najbardziej kochający, nie jest doskonały. Kochanie dziecka w praktyce może, niestety, oznaczać gwałcenie jego praw, wykorzystywanie, wymaganie opieki, tłumienie jego naturalnego potencjału czy zabieranie mu powietrza. Miłość jest taką miłością, jakiej nas nauczono, kochanie w sposób całkowicie naturalny nie oznacza kochania w sposób zdrowy czy świadomy, wręcz przeciwnie. Prawidłowe trzymanie noworodka nie jest wcale czymś naturalnym. Uczenie go nazywania swoich emocji – też.
A co byłoby naturalne? Natychmiastowe przybieganie i przytulanie go za każdym razem, gdy płacze.
Ale ile razy słyszałaś, że należy pozwolić dzieciom się wypłakać, żeby „się przyzwyczaiły”? Pomyśl teraz, że ta absurdalna, barbarzyńska praktyka wręcz uniemożliwia formowanie się stałości obiektu w dzieciństwie! W rodzicielstwie nie chodzi o tak zwaną naturalność, czyli instynkt, tylko o skoncentrowanego na swoim zadaniu dorosłego. Do tego trzeba się przygotować, czytać, uczyć się, dowiadywać o najnowszych wynikach badań! I ciągle doskonalić się w byciu rodzicem. To, że kochasz swoje dziecko „z natury”, nie oznacza, że nieświadomie mu nie zaszkodzisz. Nie wszyscy rodzice potrafią oddzielić swoje potrzeby emocjonalne od potrzeb dzieci, co w efekcie prowadzi do cierpienia i wewnętrznych konfliktów u samych dzieci. Instynktowne przywiązanie, jakie odczuwają rodzice, może być rzeczywiste, ale niekoniecznie zdrowe.
W książce wyraźnie mówię o tym, że miłość rodzicielska jest często skażona nieświadomymi oczekiwaniami, projektowanymi na dzieci. To właśnie one przemieniają miłość bezwarunkową w warunkową, która może popychać dzieci do poświęcania własnej autentyczności na ołtarzu rodzicielskiej aprobaty.
W jaki sposób rodzice – zapewne zwykle nieświadomie – ograniczają własne dzieci?
Najczęściej narzucają nierealne standardy: wymagają wyjątkowych wyników w szkole, perfekcji, całkowitego dopasowania do wyśrubowanych wzorców, bywają oceniający lub nadmiernie krytyczni, stawiają warunki w stylu „będę cię kochać, jeśli…”, umniejszają emocje dzieci („nie przesadzaj”, „nie smuć się”), są emocjonalnie niespójni lub nieobecni. Przede wszystkim jednak kiepsko rozpoznają autentyczne emocje dziecka. Nieświadomie zmuszają je do zakładania masek, aby zostało zaakceptowane, generując w dziecku wieczną niepewność co do własnej wartości i tożsamości. Wszystkie te zachowania, jak słusznie pani zauważa: zwykle nieświadome, mogą głęboko zaszkodzić samoocenie i umiejętności nawiązywania zdrowych relacji. Musimy zdawać sobie z tego sprawę, aby uniknąć przekazywania tych szkodliwych wzorców kolejnym pokoleniom.
Które mechanizmy psychologiczne sprawiają zatem, że ludzie powtarzają zaczerpnięte od rodziców wzorce nawet wówczas, gdy wiedzą, że są one destrukcyjne?
Powtarzanie rodzinnych schematów bierze się z nieświadomego dążenia do rozwiązania dawnych traum emocjonalnych – w swoistej symbolicznej próbie ich naprawy. Omawiam tę kwestię szczegółowo w książce, opisując, jak bezwolnie jesteśmy przyciągani do sytuacji, które odzwierciedlają problematyczną rodzinną dynamikę. I jak uparcie mamy nadzieję, że tym razem wynik będzie inny… To jak ciągłe przeżywanie pierwotnych ran. Nieświadomy umysł wybiera zawsze to, co zna, nawet jeśli jest to bolesne, zamiast zmierzyć się z ryzykiem eksplorowania nieznanych terytoriów emocjonalnych. Zachęcam wszystkich, by zastanowili się, jak postrzegają relację z figurami rodzicielskimi: czy to naprawdę relacja, którą masz dzisiaj, czy może wciąż ta, którą miałeś czy miałaś 10, 15, 20 lat temu? Czy rodzice są nadal tymi samymi osobami? A ty?
Do tego dochodzi jeszcze jedna kwestia: zwykle jesteśmy przekonani, że pewne cechy charakteru definiują nas jako osoby dobre lub złe, podczas gdy mogą być po prostu procesami biologicznymi lub strategiami adaptacyjnymi do traumy. Zdejmuje to z nas wielki ciężar, ale czy z drugiej strony nie grozi całkowitym zwolnieniem nas z odpowiedzialności?
To prawda, zrozumienie pewnych cech charakteru jako automatycznych odpowiedzi na sytuacje traumatyczne tymczasowo uwalnia nas od moralnego osądu wobec siebie i innych. Ale nie mylmy zrozumienia z usprawiedliwianiem. Nauka wyjaśnia dziś bardzo przejrzyście, dlaczego ktoś, kto był ofiarą rodzicielskich nadużyć i przemocy seksualnej, kontynuuje te praktyki w swojej rodzinie. Dzięki nauce mogę to zrozumieć.
Nie zmienia to jednak faktu, że kazirodztwo to rzecz straszna i nic go nie usprawiedliwia! Świadomość wcale nie zwalnia z osobistej odpowiedzialności. Przeciwnie, wzywa nas do odpowiedzialności jeszcze większej: do rozpoznawania, obserwowania i świadomego modyfikowania takich schematów. Zrozumienie traumatycznego pochodzenia naszych zachowań jest punktem wyjścia, nie dojścia. Oznacza to zaprzestanie potępiania siebie za cechy, które przyjęliśmy jako nieświadomą formę obrony, aby przetrwać, i rozpoczęcie postrzegania ich jako czegoś do zmiany w sposób dojrzały i świadomy. To tutaj rodzi się prawdziwa osobista odpowiedzialność, która polega na aktywnym decydowaniu, kim chcemy być i jak chcemy działać w teraźniejszości pomimo tego, jak wyglądała nasza przeszłość.
A czy zmiana rodzinnych schematów musi zawsze oznaczać zerwanie relacji z rodzicami?
Absolutnie nie, nie stanowi to żadnej reguły. Zresztą reguły w relacjach w zasadzie nie mają szans na długoterminowe powodzenie. Prawdziwa zmiana nie polega na fizycznej separacji czy zerwaniu relacji – to byłaby obrona – ale na przedefiniowaniu granic emocjonalnych. Praca, którą musimy wykonać i którą opisuję w książce, jest pracą wewnętrzną, emocjonalnym i symbolicznym dystansowaniem się od tego, co bolało, aby potwierdzić własną tożsamość i nazwać swoje uczucia. Pozwala to na utrzymanie relacji, jeśli tego pragniemy, w formie dorosłej, wolnej i autentycznej, a nie opartej na potrzebie bycia akceptowanym czy kochanym za wszelką cenę.
Spotkała się pani z osobami, którym rzeczywiście udało się w pełni uwolnić od rodzicielskich wpływów? Jeśli tak, to które techniki okazały się dla nich najbardziej skuteczne?
Choć sama nie jestem psychoterapeutką, moim obowiązkiem jako popularyzatorki nauki jest właśnie wskazywanie tej drogi: psychoterapii. Jest to punkt wyjścia i podstawowe narzędzie do jakiejkolwiek trwałej zmiany. Tylko profesjonalna praca z psychoterapeutą pozwala dogłębnie zbadać własne doświadczenia emocjonalne i rodzinne oraz rozwinąć odpowiednie narzędzia do zmiany toksycznych schematów, których się nauczyliśmy.
Maria Beatrice Alonzi, ekspertka ds. komunikacji, specjalistka w zakresie technik i metod analizy behawioralnej oraz analizy naukowej międzynarodowych zachowań niewerbalnych, prelegentka TEDx, mówczyni Uniwersytetu La Sapienza w Rzymie. Autorka książki „Nie jesteś swoimi rodzicami. Jak porzucić destrukcyjne wzorce i żyć po swojemu”.