1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Co daje mi tata? To pytanie, które może towarzyszyć kobiecie przez całe życie

Co daje mi tata? To pytanie, które może towarzyszyć kobiecie przez całe życie

(Ilustracja: Patrycja Niewiadomska)
(Ilustracja: Patrycja Niewiadomska)
Wzmacnia, formuje, chroni, uczy. Ale też rani, niszczy, łamie serce. Czasem nie ma go wcale. Każda relacja z ojcem – dobra, zła czy taka, której nie ma – mocno nas kształtuje i wyposaża na całe życie. Jak budować tę zdrową? Czym skutkuje toksyczna? Szukamy odpowiedzi.

Tekst pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 6/2025.

Marta ma 45 lat i od pewnego czasu dobrą bazę do życia: duże mieszkanie w centrum Warszawy, ciekawą pracę (w branży filmowej), pieniądze. Ale znów jest sama. – Myślałam: o co chodzi? Mam wszystko, o czym marzyłam, osiągam sukcesy zawodowe, dostaję nagrody, a z mężczyznami klęska za klęską. Moje związki rozpadają się po kilku miesiącach, najdłuższy trwał dwa lata. Nie to, że oni odchodzili, często sama zrywałam, ale zawsze o porażkę obwiniałam siebie. Jakiś czas temu wpadła mi w ręce książka Joanny Flis „Co ze mną nie tak?”, z której dowiedziałam się o dziurawym koszyku potrzeb z dzieciństwa. Postanowiłam pójść na terapię. Tam odkryłam, że źródłem moich problemów z mężczyznami jest ojciec.

Dla mnie samej to było dość szokujące odkrycie. Bo ojciec był, zajmował się mną, wręcz hołubił. Problem polegał na tym, jak traktował matkę: naśmiewał się z niej, krytykował ją, ignorował, dezawuował to, co robiła. Ona była dla niego nikim, a ja kimś. W ten sposób mnie rozgrywał. Jako małe dziecko stałam okrakiem między nimi. Jako nastolatka powiedziałam jednak: basta. A potem matka zmarła i tamte przeżycia wyparłam.

Czytaj także: Nieobecny ojciec – jak wpływa na ciebie po latach? 4 cechy dorosłych zaniedbanych przez ojca w dzieciństwie

Pierwszy mężczyzna

Relacja ojca z córką wydaje się trudna z samej istoty. Ale też bardzo ważna. Psycholog Paweł Droździak uważa, że przede wszystkim dlatego, że ojciec jest pierwszym mężczyzną w życiu córki: – Można powiedzieć, że od tego, jak układa się ta relacja, zależy to, jak córka widzi mężczyzn i siebie w stosunku do nich. Bo dziewczynka obserwuje dwa procesy: po pierwsze to, jak rozwija się jej relacja z ojcem, ale też obserwuje, jak rozwija się relacja matki z mężem, czyli ojcem dziewczynki.

Te obserwacje idą równolegle. I dopiero na ich podstawie buduje sobie prototyp wyobrażeń na temat funkcjonowania mężczyzn i kobiet w związkach, na co można liczyć, czego się spodziewać, a czego nie. Oczywiście w ciągu życia ten prototyp podlega modyfikacjom, bo spotyka innych mężczyzn, w grę wchodzą czynniki społeczne, wrodzone. Ale doświadczenia z ojcem są pierwsze i przez to najważniejsze. Ojciec może być wzorcem stabilności. Córka obserwuje, na ile i w jakiej formie ją akceptuje, jaki aspekt jej osoby go interesuje. To znaczy, czy akceptuje w niej to, że jest dziewczynką, a nie chłopcem.

Współpraca ojca z matką w wychowaniu córki jest kluczowa. Ale pełna pułapek. Jedną z nich jest to, co psychologowie jungiści nazywają kompleksem Elektry. – Kompleks Elektry polega na tym, że dziewczynka w wieku przedszkolnym czuje zazdrość o ojca, postrzegając matkę jak rywalkę – wyjaśnia Paweł Droździak. – To złożone doświadczenie, bo matka jawi się córce jako rywalka, ale też jako strategicznie ważna postać. Dlatego w głęboko pojętym interesie córki leży dobra współpraca między rodzicami.

Córka widzi bowiem wtedy, że da się ułożyć dobre relacje między kobietą i mężczyzną. Jednak jest w niej pragnienie, żeby niejako zdetronizować matkę, zająć jej miejsce. I jeżeli ojciec pójdzie za tym, czyli zacznie rozgrywać matkę i córkę, nawet nieświadomie, to może to przynieść dziewczynce dużo szkody. Może na przykład generować w dorosłości poważne problemy z mężczyznami. Córka może mieć przekonanie, że jedyna jej mocna strona to seksualność. I zacznie bardzo eksploatować ten wątek, co może okazać się dla niej destrukcyjne.

Czytaj także: Kompleks Edypa: objawy, przyczyny i wpływ i syndrom Edypa na dorosłe życie

Czy zatem ojcowie nie powinni zachwycać się cielesnością córek? Psychoterapeuta Jacek Masłowski, twórca Fundacji Masculinum, współautor książki: „Syndrom tatusia”: – Myślę, że jeśli chodzi o małe córki, to czemu nie, ten zachwyt jest dla nich wzmacniający. Podkreślanie tego, że są śliczne, jest naprawdę dla nich wartościowe. Ale już w okresie szkolnym dziewczynki – nie tylko zresztą one – spotykają się ze znacznie szerszą gamą różnego rodzaju wyzwań. Dobrze jest, żeby z nimi rozmawiać o tym, co można zrobić z wyzwaniami, dopingować do inicjatywy, pozwalać na znoszenie różnych trudów i porażek – doświadczeń. A wszystko po to, żeby nauczyły się radzić sobie w życiu i żeby ich oczekiwania wobec świata nie były utopijne czy nadmiarowe. Wtedy wielce prawdopodobne, że wyrosną na kobiety przygotowane do dorosłego życia, które nie jest usłane różami.

Według Pawła Droździaka zadaniem ojca jest zbalansowanie zachwytu i wymagań. To znaczy – docenianie kobiecości córki, ale w taki sposób, żeby nie było w tym elementów uwodzenia ani budowania w niej przekonania, że byłaby dla niego lepszą żoną niż matka. Bo to destrukcyjne.– Nieakceptacja cielesności córki albo nadmierne zainteresowanie tym aspektem, paradoksalnie, prowadzą czasem do bardzo podobnych skutków – mówi psycholog. – Czyli do braku akceptacji przez dziewczynę swojego ciała, swojej roli płciowej. Stabilność więzi z ojcem ma więc na nią ogromny wpływ.

W trójkącie dramatycznym

Pytam Jacka Masłowskiego, pracującego z mężczyznami, o największe trudności zgłaszane przez ojców w relacjach z córkami.

– Zaskoczę panią – odpowiada. – Oni nie zgłaszają trudności, które byłyby związane stricte z wychowaniem córek, tylko w ogóle z wychowaniem dzieci. Prawdę mówiąc, nie przypominam sobie rozmów na temat córek. Nie bardzo widać różnicę w narracji ojców wokół wychowania córek, czyli, żeby wciskano je w stereotypowe ramy, różowe pokoje; tak nie jest.

Psychoterapeuta zauważa, że bardzo wielu ojców wychowujących dzieci w wieku przedszkolnym, traktuje je w podobny sposób, proponując im te same aktywności. Różnicowanie zaczyna się później, kiedy ojcowie świadomie budują sprawność i sprawczość chłopców. Ale są ojcowie, którzy tak samo postępują z córkami.

– Pewnym problemem dla ojców jest to, że pojawia się u nich rodzaj delikatności, związanej z tym, że dosyć ciężko jest im zorientować się, w jaki sposób mogą wspierać rozwój kobiecości – mówi Jacek Masłowski. – Wzorcem kobiecości jest bowiem matka. Natomiast zachowania ojca mogą bardzo wpłynąć na to, jaki będzie stosunek córki do jej seksualności. Pozytywny czy nie. I tutaj bardzo ważna jest relacja nie tylko między ojcem a córką, ale też między ojcem a matką. Bez dobrej relacji z matką nie da się być dobrym ojcem?

– Pewnie się da – odpowiada Paweł Droździak. – Ale generalnie dobra relacja z córką zaczyna się od dobrej relacji z matką. Dobrej w takim sensie, że jest harmonijna, że matka ma w domu coś do powiedzenia. Dużo gorzej dla córki, gdy związek rodziców jest pusty. Może pojawić się wtedy pokusa, żeby córka wypełniła to miejsce. Niedobrze wpływa na nią także odrzucenie ojca przez matkę. Córka widzi wtedy mężczyznę w jakimś sensie przegranego, który nie ma nic do powiedzenia. Bardzo źle wpływa na nią ojciec prześladowca, agresor. Zastanawia się ona wtedy, czy chce mieć takie życie jak matka. Tak więc obraz dobrej pary to dla córki zasób do budowania mocnych związków. Czyli takich, które się wspierają, przechodzą razem przez problemy. Jeżeli nie wynosi tego obrazu z domu, to nie będzie miała się do czego odwołać, budując własne relacje.

Jacek Masłowski dodaje: – Jeżeli przytulam matkę córki, rozmawiam z nią, też się z nią kłócę i godzę, to wszystko to tworzy model funkcjonowania relacji mężczyzna – kobieta, który córka będzie przenosiła do swojego życia.

Zdaniem Jacka Masłowskiego jedną z powinności ojca, co do zasady, jest kształtowanie stosunku córki do swojej seksualności. Ale przede wszystkim zadbanie o to, żeby dziewczynka nie budowała własnego poczucia wartości tylko poprzez swoją seksualność.

– Dziewczynka przygląda się, jak ojciec ją traktuje, czy krytykuje jej ciało, sposób ubierania się, wygląd. To wszystko będzie w niej potem pokutować. Pracowałem z kobietami, które jako nastolatki były gromko krytykowane przez swoich ojców: „Jak ty wyglądasz, nikt cię nie zechce”. Albo: „Chciałaś być brzydka, to ci się udało”. Tymczasem ojciec może bardzo mocno wpłynąć na to, żeby córka widziała siebie holistycznie. I żeby budowała poczucie własnej wartości na różnych aspektach siebie: na mądrości, na dobru, które ma w sercu. Każda dziewczynka jest inna, więc dostrzeganie i wzmacnianie jej mocnych stron odgrywa kluczową rolę w budowaniu jej poczucia wartości, szczególnie w relacji ze światem męskim.

Według Jacka Masłowskiego nawet jeśli ojciec bardzo się stara, to często istotniejszy dla jego relacji z córką może okazać się stosunek matki do świata męskiego.

– Pyta mnie pani o trudności ojców w wychowaniu córek. Otóż tkwią one w relacjach z ich matkami. Dopóki narracja matek – ale także narracja innych kobiet: w szkole, w rodzinie – jest taka, że kobiety są poszkodowane przez mężczyzn, a w domyśle, że mężczyźni są źli, dopóty trudności ojców będą nabrzmiewać. To sprawia, że lądują oni często w bezradności. Staram się z tym walczyć, prowadząc Masculinum. Złości mnie termin „toksyczna męskość”, sklejanie tych słów. Bo to wpływa na budowanie złego wizerunku mężczyzny, partnera, ojca. Dlatego proponuję mężczyznom wzmacnianie siebie. To konieczne w przypadku kłopotów w tak zwanym trójkącie dramatycznym, czyli między matką, ojcem i córką, kiedy matka aktywnie działa przeciwko zdrowej relacji z ojcem. Takie kobiety na szczęście nie stanowią większości.

Odejścia i powroty

Iga, lat 42, tłumaczka z włoskiego, właściwie nie zna ojca. Wyjechał do Stanów zaraz po jej narodzinach. Miał ściągnąć do siebie ją i mamę, jak tylko zdobędzie zieloną kartę. Przysyłał dolary, za które żyły na dobrym poziomie, wystarczyło nawet na zakup małego mieszkania.

– W opowieściach, którymi karmiła mnie mama, tata jawił się jako ideał – opowiada Iga. – Tata, który ciężko dla nas pracuje, dba o nas, bo przysyła dolary i paczki, pisze listy, czasem dzwoni. Mama nie pracowała, no bo miałyśmy w każdej chwili wyjechać. Podkreślała, że wszystko zawdzięczamy tacie. Uwielbiałam go, jego głos, jego listy czytane mi przez mamę po wielokroć. Iga doskonale pamięta dzień, kiedy ten pomnik taty runął. Wraca ze szkoły, a mama cała we łzach. Mówi Idze, że tata ma w Stanach inną rodzinę, żonę, dziecko i cały czas je okłamywał. Że właśnie odwiedził ją kuzyn taty, który – jak się później okazało – zrobił to za jego namową, bo sam nie miał odwagi jej tego wyznać.

– Przez lata nie chciałam widzieć ojca na oczy – mówi Iga. – Próbował się ze mną kontaktować, potem na długie lata odpuścił. Ostatnio znów ponowił próbę. Nadal nie mogę się przełamać. Niczego mi nie dał oprócz rozczarowania i traumy. Wszystko, co mam, to, jaka jestem, i kim jestem, zawdzięczam mamie. Mam do niego wielki żal. Ale mam dzieci i zastanawiam się, czy nie powinnam spotkać się z nim dla nich.

Paweł Droździak zauważa, że – jak przebadano – zerwane więzi mogą skutkować zaburzeniami osobowości. Bo to pierwszy poważny zawód miłosny – ojciec był i nagle go nie ma, znika. Tak doświadczona córka może potem reagować lękowo na związki z mężczyznami, bo kojarzą się jej z nieuchronnością straty.

Czy możliwe jest odbudowanie tego, czego nie było? Paweł Droździak: – W psychoterapii częstym wątkiem pracy jest powrót nieobecnego ojca. Próbują to uczynić ojcowie, którzy są na etapie życiowych rozliczeń. Albo tacy, którzy z jakiegoś powodu (uzależnienia, młodego wieku) zostawili córki. Te powroty bywają rozpaczliwe, bo ojciec uświadamia sobie, że właściwie nie ma nic, więc postanawia wrócić do córki i na tej relacji budować obecne życie. Zaczyna o nią zabiegać. Ale pewnych rzeczy nie da się cofnąć. Z kolei bywa, że córka całe życie idealizowała tę relację, więc teraz dużo od niej oczekuje. Spotyka ojca realnego, który do tego pomnika nie dorasta. I jest duże rozczarowanie.

Czy ma zatem sens próba odbudowania więzi po latach nieobecności ojca? – Myślę, że tak – odpowiada psycholog. – Bo córka może mieć obraz ojca wtłoczony przez mamę, babcię, rodzinę. Nie zna jego perspektywy. Warto więc ją poznać. Choćby dlatego, że jej autoanaliza może się wtedy zmienić. Brak kontaktu z ojcem pozbawia jakiejś części prawdy o sobie. Ta prawda może być budująca, ale też trudna. Pamiętam ze swojego gabinetu wiele opowieści kobiet o rozczarowaniach ojcami. Bo okazywało się, że ojciec, z którym odbudowywały relacje, po raz kolejny zawiódł. Córki przeżyły więc kolejne rozczarowanie, które utwierdziło je w tym pierwszym. Zatem – zdaniem Pawła Droździaka – pytania, czy warto wracać do ojca, który zawiódł, są teoretyczne. Bo jak córka czuje, że musi odnaleźć ojca, to go odnajdzie. Dobrze by było jednak, żeby liczyła się z tym, że to może okazać się rozczarowujące. Nie ma gwarancji, że będzie super.

A jak wpływają na córki rozwody rodziców? – Nie muszą wpływać źle – odpowiada Paweł Droździak. – Ale mogą. Bo zmienia się konfiguracja rodziny. Historia podpowiada jednak, że sytuacje, kiedy para rodzicielska przetrwała do końca życia, wcale nie były częste – ludzi rozdzielały wojny, choroby. Zatem mamy trening ewolucyjny z nieobecnym ojcem. Rozwód to nie wyrok. Istotne jest to, żeby pełnić funkcje rodzicielskie, przerobić swój ból i mimo to konstruktywnie działać. Czasami, gdy partner odszedł od rodziny, kobieta obawia się, że tak, jak złamał jej serce, tak zagarnie dzieci. Swoje poczucie porażki rozciąga na relacje z nimi. I wtedy pojawia się potrzeba zemsty na partnerze, karania go. W efekcie rodzice zaczynają wzajemnie blokować się w funkcjach rodzicielskich, co prowadzi do tego, że nikt nie może ich pełnić.

Córeczka tatusia

Czasem ojciec nie znika fizycznie, tylko unika córki, bo nie wie, jak się zachować, gdy dziewczynka staje się kobietą. To unikanie – zdaniem Pawła Droździka – miewa różne formy: wycofania albo reakcji odwróconej, czyli nadmiernie krytycznej, agresywnej, kontrolującej. W ojcu kiełkuje niepokój: miałem dziecko, a nagle mam w domu kobietę.

Do tej pory był skupiony na tym, żeby dawać radę, dowozić, odpowiadać za rodzinę. I na tym budował swoją tożsamość. Kiedy córka zaczyna dojrzewać i rysuje się perspektywa, że u jej boku pojawi się inny mężczyzna, ojciec obawia się, że nie będzie potrzebny, bo jego rolę przejmie ktoś inny. Zadaje sobie pytanie: „Jeżeli nie jestem potrzebny taki, jaki byłem, to jaki mam być, żeby być potrzebnym?”. U takich ojców powstają tendencje do kontrolowania córki, zniechęcania jej do partnerów. A wszystko po to, żeby zachować rolę bycia niezastąpionym. Bo wielu ojców nie umie wziąć bliskości jako takiej. Ani podziwu, ani szacunku. Także od partnerek. Próbują na to zasłużyć byciem kimś nie do zastąpienia, czyli mężem i ojcem, który pakuje rodzinę i jedzie 20 godzin przez Europę, nie puszczając kierownicy.

– Do pewnego momentu relacja z takim ojcem może układać się dobrze – mówi Paweł Droździak. – Bo obsługuje, jest dla córki autorytetem. Ale kiedy dziewczynka dorasta i próbuje wziąć sprawy w swoje ręce, napotyka na jego opór. Ojciec nie potrafi wtedy oddać kierownicy.

Psycholog podkreśla, że figura ojca powinna ewoluować i odpowiadać na potrzeby córki na różnych etapach jej rozwoju. Bo pewne jego reakcje sprawdzają się na danym etapie, a na kolejnym już nie. Zatem ojciec powinien uczyć się swojej roli razem z rozwojem córki. Czasem jednak ojciec zamiast się zmieniać, umacnia z córką symbiotyczną relację. I tak córka wpada w syndrom „córeczki tatusia”.

– Córeczka tatusia to tak naprawdę podobny konstrukt do synusia mamusi – wyjaśnia Jacek Masłowski. – Za tym określeniem kryje się nadopiekuńczy ojciec, który umieszcza w córce wyidealizowaną postać kobiety. Nie twierdzę, że ojciec nie ma prawa hołubić córki. Nie może jednak całe życie unosić jej nad ziemią. Bo to powoduje, że nie będzie ona w stanie rozwinąć swojej autonomii, funkcjonować bez ojca. Tatuś córeczki dba o to, żeby w jej życiu nie pojawiły się przeszkody, z którymi ona musi się zmagać. Komunikuje: „Jesteś najpiękniejsza, najmądrzejsza”. Nie chodzi o to, żeby tak nie mówić do swoich córek, ja sam tak mówię do swojej najmłodszej córki, tylko też pokazuję jej pewne obszary, które ma rozwijać. A wszystko po to, żeby złapała balans i zobaczyła, że jest pełną osobą, a nie jednowymiarową postacią, która ma świecić i zachwycać.

Czytaj także: „Synek mamusi”, „córeczka tatusia” – jak uwolnić się od bagażu przeszłości i stworzyć własną rodzinę?

Jacek Masłowski zaznacza, że tatuś córeczki kieruje się często dobrymi intencjami. Kocha i chce jak najlepiej. A ponieważ dostaje od córki miłość, jakiej często nie dostał od żadnej kobiety, żyje iluzją wychowania takiej, z którą sam chciałby się związać. – I tu tkwi największy dramat tej relacji – mówi Jacek Masłowski. – Bo ojciec wychowuje kobietę, z którą będzie związany, ale nie w partnerskim, zdrowym związku. Natomiast takiej dziewczynie może być gigantycznie trudno spotkać mężczyznę, który dorównałby ojcu. Z drugiej strony – jeżeli otwiera się na świat męski, to może z kolei mieć syndrom księżniczki. Czyli zachowywać się tak, jakby wszystko jej się należało. Pokazywać całą sobą: uwielbiaj mnie. Być może w jakiejś relacji doświadczy uwielbienia, ale potem życie boleśnie to zweryfikuje. Syndrom córeczki tatusia skutkuje tym, że kobieta nie rozwija autonomii, cały czas jest zależna od ojca. A potem próbuje wchodzić w podobną zależność od innych mężczyzn, co nie daje jej autentycznej siły, sprawczości. I rodzi dramaty.

(Ilustracja: Patrycja Niewiadomska) (Ilustracja: Patrycja Niewiadomska)

Nowe otwarcia

Anna Stańko, córka znanego muzyka jazzowego Tomasza Stańki: – Tata zmarł w 2018 roku, a ja cały czas czuję jego obecność. Można powiedzieć, że nadal pozostaję z nim w silnym związku. Jestem dzieckiem nocy poślubnej, zrodzonym z wielkiej miłości. Moja relacja z ojcem nie była jednak łatwa, zwłaszcza gdy byłam dzieckiem, bo tata znajdował się wtedy po diabelskiej stronie.Co Anna wtedy czuła? Lęk. Czuła oczywiście jego miłość i to, że tacie na niej zależało. Ale wszystko – i ta miłość, i codzienność – było nieprzewidywalne, za intensywne. Ma takie ważne wspomnienie: tata odprowadza ją do zerówki. Ona ma na sobie ulubiony szary dres. Rozmawiają. Ania mówi ni stąd, ni zowąd: „Tu pi”. Tata pyta: „Co to znaczy?”. I potem tak zatytułował swoją płytę: „Too Pee”. – Jest takie nagranie dla „Polskiej Kroniki Filmowej” z lat 90. – mówi Anna. – Tata opowiada w nim o kompozycji, którą dla mnie napisał: „Opowiadania dla 12-letniej dziewczynki”. Gdy je oglądam, mam dwa skrajne uczucia. Widzę ogromną miłość taty. Ale widzę także jego wielkie wzruszenie, takie niepokojące. To było dla mnie bardzo intensywne, w tamtym czasie trudno mi było się w tym odnaleźć.

Anna miała w relacji z ojcem dwa nowe otwarcia. Pierwsze, w czasach licealnych, kiedy mama wyjechała do Stanów i tata częściowo przejął obowiązki wychowawcze. Był już wtedy na nowej drodze życia, bez żadnych używek. Mieli razem zamieszkać, jednak już pierwszego dnia nastąpiła awantura o jakąś bzdurę. To był okres – jak to określa Anna – jego niekontrolowanej ekspresji. – Ostatecznie mieszkaliśmy osobno, ale codziennie się widywaliśmy na obiadach, które dla mnie gotował. I tak powoli rodziła się na nowo nasza relacja. Nazywał mnie trochę czule, trochę złośliwie „stonką”. Bo jak to nastolatka, przychodziłam po kasę na buty, na obozy, na różne rzeczy. Drugie nowe otwarcie nastąpiło, kiedy zaczęli razem pracować. Po studiach szukała swojego zawodowego miejsca. Kiedy więc tata powiedział: „Jak już jesteś na moim garnuszku, to może coś dla mnie byś zrobiła”, zajęła się jego zagranicznymi kontraktami, stworzyła stronę internetową. – A później, nagle, przejęłam wszystkie obowiązki. Z dnia na dzień zostałam wrzucona w organizację festiwalu jazzowego w Bielsku-Białej, w Fabryce Trzciny, w wydanie płyty w Muzeum Powstania Warszawskiego. Jakim był szefem? Nierównym. Od furii po uwielbienie. Obydwoje pracowaliśmy nad naszą relacją. Ja na terapii. Tata swoimi sposobami. To była wyjątkowa relacja zawodowa, tata ją doceniał. Dopełnialiśmy się, to na pewno. Ja miałam jego siłę. On moje wsparcie, poczucie bezpieczeństwa. Nigdy nie byłabym z nim tak blisko, gdybyśmy ze sobą nie pracowali. Ale z drugiej strony kosztem pracy razem było to, że nie rozwijałam swojej niezależnej ścieżki. Gdy tata odszedł, poczułam się trochę jak układ słoneczny pozbawiony słońca. Droga taty stała się moją. Jednak gdybym mogła cofnąć czas, nie podjęłabym innej decyzji. Dzięki niej byliśmy naprawdę razem.

Do czego potrzebny jest ojciec? Jacek Masłowski wylicza: – Do tego, żeby dawać córce poczucie bezpieczeństwa, wpływać na jej poczucie wartości oparte na różnych aspektach. Jest pierwszym męskim wzorem, na którym córka uczy się w bezpieczny sposób swojej seksualności i bycia w relacji. W różnych okresach dla dzieci różnej płci odgrywa nieco inne role, ale na osi życia jest tak samo ważny jak matka, fundamentalnie. My, jako społeczeństwo, musimy zmienić optykę patrzenia na ojców i traktować ich na równi z matkami. Nowoczesne ojcostwo powoli na szczęście te optykę zmienia. Mam nadzieję, że świat w końcu stanie na dwóch nogach. Bo stanie na jednej zawsze powoduje, że nie można utrzymać równowagi.

Paweł Droździak podkreśla: – Ojciec pełni ważną funkcję, bo wyrywa matkę z symbiozy z córką, a córkę z symbiozy z matką. Jednak gdy ojciec i matka ze sobą nie współpracują, to córka może tworzyć fantazję, że ma prawo do całego ojca i całej matki. A to jest zgubne w skutkach, bo prowadzi do wniosku, że wszystko się należy. A świat, niestety, tak nie odpowie.

Córka musi nauczyć się w procesie socjalizacji, że trzeba iść na kompromisy. Że coś bym chciała, ale na ten moment nie mogę tego dostać, więc muszę sobie na to zapracować, poczekać. Na przykład: super mi się z tatą rozmawia, ale mama też chce z nim porozmawiać, więc muszę poczekać. Córka uczy się dzięki temu realizmu. Czasem rodzice, na przykład po rozwodzie, starają się zrobić absolutnie wszystko, żeby dziecko się nie frustrowało. I wtedy uczą je życia odrealnionego.

Podobny przykład daje ojciec, który po rozwodzie nie jest w stanie zbudować żadnego nowego związku, bo boi się pokazać córce, że ma prawo do własnego życia. Tkwi w poczuciu winy, w lęku, że ją straci, więc niejako istnieje wyłącznie jako ojciec córki. W konsekwencji córka ma problem z usamodzielnieniem się, zwraca się do ojca z niewyrażonym roszczeniem, ma cały czas wrażenie, że coś jej się należy. I nie idzie dalej.

Co Anna Stańko odziedziczyła po tacie: – Na pewno jego wrażliwość, która jest przekleństwem i błogosławieństwem – odpowiada. – Cieszę się, że ją mam, bo z nią życie jest wprawdzie trudniejsze, ale za to niezwykle bogate. Pielęgnuję w sobie tę Stańkową melancholię. Widzę dużo cech wspólnych: on był depresyjny, ja też jestem depresyjna. Może nie mam tak wybuchowej natury jak on, ale tak samo wpadam w tryb gubienia, szukania rzeczy, pewnego rozedrgania. Muszę uważać na uzależnienia. Te cechy wspólne to nie tylko słabości. Mam też po nim siłę, rodzaj dziwnego magnetyzmu, nieoczywistego. Może trochę bezużytecznego, gdy się nie jest artystą, ale i tak bardzo dla mnie cennego.

Ojcowie, nawet gdy nie wszystko po ich stronie da się obronić, mają na córki ogromny wpływ. Kiedyś nie zdawali sobie z tego sprawy. Na szczęście współcześni już to wiedzą. I swoje relacje z córkami budują odpowiedzialnie, z miłością. Ciekawe, jak to wpłynie na ich dorosłe życie.

(Fot. materiały prasowe) (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze