Najpierw pojawia się jako siła z zewnątrz, która ma za zadanie rozbić jedność dziecka z matką. Pokazuje mu świat – ze wszystkimi jego granicami i zakazami, ale też fascynującą różnorodnością. Według freudystów dla dziewczynki ojciec jest też poligonem, na którym może testować kiełkującą kobiecość. Psychoterapeutka psychoanalityczna Danuta Golec (z pewnym wsparciem Billa Murraya) wyjaśnia, jak powinna wyglądać ta relacja.
Jaką rolę odgrywa ojciec w wychowaniu córki? Jest dla niej wzorcem męskości? Opiekunem? Czym różni się jego rola od roli matki?
Może to, co powiem, będzie niepoprawne politycznie, ale my, psychoterapeuci psychoanalityczni, nie mamy wątpliwości: dla dziecka – zarówno dziewczynki, jak i chłopca – najważniejsza jest matka. Czyli: matka jest tylko jedna i matka jest najważniejsza (śmiech). Mój nauczyciel, psychoanalityk Franco De Masi, twierdzi: „Jeśli są problemy z matką we wczesnym stadium rozwoju, to będą potem duże problemy psychiczne, jeśli z ojcem – to nie takie duże”. Ujmę to w dużym skrócie: matka jest niezbędna do przetrwania fizycznego dziecka, a ojciec jest potrzebny, żeby dziecko się mogło stać członkiem wspólnoty. Matka reprezentuje naturę, a ojciec – kulturę.
Niezależnie od płci dziecka?
Niezależnie. Kiedy matka jest w ciąży, rolą ojca jest zapewnienie jej bezpieczeństwa i opieki – fizycznie i psychicznie. Może pomasować plecy, kupić wyprawkę dla dziecka, zawieźć do lekarza. Kiedy dziecko się rodzi, nadal pozostaje w tle i nadal powinien zapewniać matce opiekę – tym razem chroniąc ją przed nadmiarem ciekawskich krewnych albo wstając w nocy do płaczącego dziecka, żeby ona mogła trochę odpocząć. Ale cóż, piersią nie nakarmi, często też nie uspokoi, bo dziecko zna rytm serca i zapach matki, a ojciec jest dla niego ciałem obcym. I to w pewnym momencie zaczyna grać na korzyść ojca. Ponieważ może to brzmieć paradoksalnie i zaskakująco, postaram się zwięźle tę kwestię objaśnić.
Matka jest jak strefa komfortu, którą dziecko kiedyś musi opuścić, by się rozwijać. Początkowo zaspokaja ona wszystkie potrzeby dziecka, do tego stopnia, że dochodzi między nimi do pewnego zlania się, czyli oboje nie wiedzą, gdzie dokładnie kończy się matka a zaczyna dziecko, co jest „jej”, a co „jego”. Na początku istnienia, jeszcze przed narodzinami, stanowi to fakt biologiczny, a potem przez jakiś czas jest to potrzebne dla rozwoju psychicznego dziecka. I ojciec ma za zadanie pojawiać się w tej niezróżnicowanej parze, by ją stopniowo rozdzielać. Z czasem jest to bowiem coraz bardziej potrzebne – zarówno matka, jak i dziecko powinni trochę od siebie odetchnąć, wyodrębnić się.
Ta naturalna symbioza kończy się gdzieś koło 9–10 miesiąca życia dziecka, co bywa trudne. Ale by dziecko stało się człowiekiem, musi wykonać ruch, który potem powtarza się mnóstwo razy w jego dzieciństwie, a który my fachowo nazywamy „przechodzeniem od zasady przyjemności do zasady rzeczywistości”, czyli od przeżywania świata jako miejsca, w którym moje potrzeby są natychmiast zaspokajane, do przeżywania świata jako miejsca, w którym są jakieś granice, a nie samoobsługowego sklepu otwartego całą dobę. I to właśnie wnosi ojciec.
Do dziecka zaczyna docierać, że jest taki dziwny pan, który wchodzi i zabiera gdzieś mamę, a potem robi z nią różne rzeczy, na przykład robi z nią nowe dzieci. Co więcej, ona nagle zaczyna mu okazywać czułość, a do tej pory okazywała ją tylko mnie. Czyli – i to jest nowość – mama nie istnieje tylko dla mnie. Ale, uwaga, kiedy ojciec się pojawia i dziecko go rejestruje, to ono rejestruje go poprzez matkę. Tak jakby patrzyło na nią i pytało: „Lubimy tego pana czy nie?”, „A może on jest nieważny?”. Dlatego liczy się nie tylko to, co matka sądzi na temat realnego ojca jej dziecka, ale też wzorzec ojca, jaki wykształcił się w jej umyśle – nazwijmy go roboczo „wewnętrznym ojcem matki” – bo według tego wzorca traktuje swojego męża czy partnera.
A co jeśli na tym etapie w życiu dziecka ojciec nie jest obecny? Ma to wpływ na prawidłowy rozwój?
Bez matki – a mam tu na myśli nie tyle matkę biologiczną, co opiekunkę dziecka, karmiącą go i opiekującą się nim 24 godziny na dobę – dziecko nie przeżyje. Natomiast bez ojca można przeżyć, co więcej – można nie mieć ojca, który uczestniczy w naszym wychowaniu, a jednocześnie mieć wspomnianego już wewnętrznego ojca, co jest potrzebne, by budować potem zdrowe relacje. Bo dziecko – jak już powiedzieliśmy – najbardziej instynktownie odczytuje nie tyle nawet swojego ojca, co wewnętrznego ojca swojej matki. Jeśli więc matkę ktoś albo coś odciąga od dziecka, jeśli ma ona jakieś swoje inne sprawy, jeśli potrafi stawiać granice – to znaczy, że ma w sobie wykształconego wewnętrznego ojca. Taka matka, nawet jeśli jest samotna, może dla rozwoju psychicznego dziecka pełnić rolę zarówno matki, jak i ojca. Chociaż na pewno nie jest to dla niej łatwe, bo to duże obciążenie – nie tylko życiowe, ale też psychiczne.
Wewnętrzna matka to bezwarunkowa miłość, wewnętrzny ojciec – granice?
Tak, oczywiście w bardzo dużym skrócie. Chcę powiedzieć, że wystarczy – jeśli nie ma w życiu dziecka figury realnego ojca – by matka miała w swojej głowie przekonanie, że dziecko nie jest jej jedynym pragnieniem, bo wtedy ono to odbiera i to wspiera go w rozwoju. Choć może też się zdarzyć, że w otoczeniu dziecka jest ojciec realny, ale jest on przez matkę tak zmarginalizowany – niczym klasyczny Dulski – że nie wypełnia swojej rozwojowej roli. Bo matka nie wpuszcza go między siebie a dziecko.
Podkreślam to dlatego, żeby z jednej strony nie skazywać córek czy synów wychowanych przez samotne matki na to, że zawsze będą jacyś wybrakowani, bo to nieprawda, a z drugiej nie myśleć, że skoro ojciec był w domu, to wszystko w porządku. No i pamiętajmy, że problemy, o jakich dzisiaj rozmawiamy, kształtują się przez kilka pokoleń.
To znaczy?
Zarówno matka dziecka, jak i ojciec mają – lub nie – wspomnianego wewnętrznego ojca i, oczywiście, wewnętrzną matkę, czyli psychiczne reprezentacje postaci i ról rodziców. I to jest ta baza, na której dziecko może budować własne wzorce roli ojca i matki. Największy problem pojawia się wtedy, gdy ojciec w głowie matki (lub ojca) jest nieobecny lub osłabiony, nieważny, wyautowany.
Na przykład matka nie jest w stanie postawić swojemu dziecku żadnych granic i podczas terapii okazuje się, że w jej rodzinie ojciec był takim właśnie panem Dulskim, a matka – królową ula. Jeśli do tego realny ojciec dziecka z różnych powodów nie pojawi się w jego życiu – maluch nie ma skąd czerpać tego ważnego dla jego rozwoju przekonania, że „nie wszystko mogę”. Bo ojciec jest potrzebny głównie do tego, by dziecko mogło wejść w społeczność, mogło się socjalizować, a żeby to zrobić – musi poznać i uznać pewne zakazy.
Czyli dobry ojciec powinien stanowić zasady?
Bycie ojcem to złożony i niełatwy projekt, a stanowienie zasad to tylko jedno z zadań. Porozmawiajmy więc najpierw o tym, co to znaczy być ojcem.
Nie jest to kwestia biologiczna, do tego trzeba osiągnąć pewien poziom rozwoju emocjonalnego. Dobry ojciec powinien stawiać potrzeby dziecka przed swoimi, czyli być oddanym rodzicem – a to wcale nie jest dla mężczyzny takie oczywiste. Czy będzie to potrafił, zależy w dużym stopniu od tego, jakiej opieki on sam doznawał w dzieciństwie. Po drugie, bardzo ważne jest, by miał wyraźną i dojrzałą tożsamość, by wiedział, kim jest. To uchroni go przed tymi wszystkimi huśtawkami, które są w sposób naturalny wpisane w bycie ojcem.
Kolejna rzecz, kluczowa dla rodzicielstwa, a dla ojcostwa szczególnie – mężczyzna musi mieć poczucie swojej tożsamości seksualnej, czyli swojej męskości. Nie chodzi o to, by się zachwycał sobą, że ma takie piękne owłosienie i mocne mięśnie, ale by umiał rozpoznawać i doceniać różnice między płciami.
Dlaczego to takie istotne?
Znów podam coś niepoprawnego politycznie, ale psychoanaliza nigdy nie była politycznie poprawna – najpierw obrazoburcza i skandaliczna, a dziś uważana za zbyt tradycjonalistyczną i niepostępową. To, co powiem, wymagałoby na pewno bardziej pogłębionego omówienia, ale wtedy napisałybyśmy książkę, a nie wywiad, więc muszę przedstawić to w skrócie, ryzykując uproszczenie tematu. Otóż według psychoanalizy różnica między płciami to jedna z tych różnic, którą zaliczamy do faktów życiowych. By zachować zdrowie psychiczne i tworzyć nieuszkadzające relacje, należy te fakty zauważyć, uszanować i docenić. Należą do nich między innymi różnice między pokoleniami i różnice między płciami. Jeśli te granice są przekraczane, a różnice niwelowane, pojawia się pole do nadużyć. Bo jeśli nie ma uznania dla tych różnic, to ojciec może równie dobrze mieć relację seksualną z córką.
Zatem faktem jest, że różnimy się płciami, co nie znaczy, że któraś z nich jest ważniejsza lub lepsza od drugiej – one po prostu są inne. Płcie mogą wymieniać się funkcjami, ale mają jednak różną biologię. Oczywiście, nie oznacza to, że ojciec ma nie angażować się w opiekę nad dzieckiem, pielęgnację niemowlęcia czy ma nie brać „tacierzyńskiego”. To są fantastyczne doświadczenia, budujące więź ojca z dzieckiem. Niemniej ojciec musi pamiętać też o swojej roli.
Zatem, żeby stać się ojcem, trzeba pogodzić się z istnieniem tych różnic. Mieć świadomość: „Jestem mężczyzną, kimś innym od kobiety, nie dewaluuję kobiecej płci, nie twierdzę, że jestem lepszy, ale wiem, że jestem różny”. Wtedy dopiero mężczyzna może się pokazać dziecku jako „ten inny”. Poza tym ojciec musi być silny psychicznie, by zniósł wykluczenie z romansu matki i niemowlęcia, musi trzymać w umyśle i dziecko, i matkę.
A kiedy ojciec staje się dla dziewczynki czymś innym niż tylko ciałem obcym czy zakazem? Kiedy na przykład staje się też obiektem pożądania?
W rozwoju człowieka dwa razy dochodzi do takiej sytuacji. Pierwszy okres to tak zwana faza edypalna, drugi to okres dojrzewania, choć wtedy dużą rolę w kształtowaniu się seksualności odgrywają też rówieśnicy. Ale wróćmy do pierwszej fazy.
Istnieje wiele teorii psychoanalitycznych na temat fazy edypalnej, w pewnym skrócie możemy powiedzieć, że ojciec po raz pierwszy pojawia się jako obiekt miłości dziecka, a nie tylko ktoś, kto wkracza i zabiera mamę, około 3. roku życia. Wtedy synek zakochuje się w mamusi, a córeczka w tatusiu, czyli słyszymy te rozbrajające oświadczenia dziewczynek, że kiedy ona dorośnie albo kiedy mama umrze, to ona wyjdzie za mąż za tatę. Tyle tylko że ona tak nie myśli dosłownie, mówi o tym, że wyjdzie za mąż, bo dorośli tak robią. Ona pragnie niepodzielnej uwagi ojca.
I jak ten ojciec powinien na jej zachowanie reagować?
To jest bardzo trudny moment, bo jeśli niedojrzały emocjonalnie ojciec traktuje to jako uwodzenie ze strony córki – to dochodzi do pomieszania języków. Dziewczynka testuje swoją kobiecość, chce przyciągnąć uwagę taty i odciągnąć go od mamy, z którą się jednocześnie utożsamia; krótko mówiąc, dziewczynka przeżywa silny konflikt, „konflikt edypalny”. Odpowiedź obojga rodziców jest bardzo istotna. Trzeba to delikatne uwodzenie zauważyć, ale jednocześnie traktować jak zabawę, grę, choć bardzo poważną zabawę czy grę. Niełatwe wyzwanie.
Są dwa niepowodzenia w obliczu tego zadania. Pierwsze nazywa się „triumfem edypalnym”, a drugie „upokorzeniem edypalnym”. Triumf jest wtedy, gdy dziewczynka w tym wieku rzeczywiście „wygrywa” ojca, czyli dostaje informację, że matka jest totalnie zdewaluowana. Tylko że córka tak naprawdę nie chce wygrać, ona chce jedynie poćwiczyć. Jeśli wygra, będzie skołowana. Z kolei upokorzenie to wyśmianie, odrzucenie, niezauważenie. Optymalne jest coś, co nazywamy „rozwiązaniem kompleksu Edypa”. Czyli dopóki to trwa – zazwyczaj do ok. 6. roku życia – ojciec i matka w to grają, aż dziewczynka dojdzie do wniosku: „dobra, poczekam z tym kilkanaście lat”. To nie pojawia się jako świadoma myśl, ale tak to można streścić. Dziewczynka idzie spokojnie do szkoły, zajmuje się nauką, przez kilka lat nawet nie bawi się z chłopakami, dopóki nie nadejdzie burza hormonów.
W okresie dojrzewania przychodzi więc powtórka, ale nie do końca taka sama. Nastolatka może robić to, co kilkulatka odłożyła na przyszłość – umawiać się z chłopakami, potencjalnie może nawiązać relację seksualną, a nawet urodzić dziecko. Niemniej psychicznie jeszcze wielu rzeczy się uczy i potrzebuje pomocy ojca. Czyli potrzebuje przejrzeć się w jego oczach, bezpiecznie poćwiczyć swoją kobiecość, wzmocnić pewność siebie, poczuć się atrakcyjna, chciana i kochana. I ona daje temu wyraz. A to pyta się, co tata sądzi o jej nowej sukience, a to chce wyjść późno w nocy i sprawdza, czy on ją zatrzyma. Na tym etapie ojciec w pewnym sensie pojawia się jako rywal rówieśników starających się o jego córkę, dzięki czemu ona może w bezpiecznych warunkach testować bycie kobietą. W okresie dojrzewania ojciec – który był albo za mało dojrzały, albo za mało obecny, gdy córka miała kilka lat – może wiele nadrobić i bardzo pomóc dziewczynie w stawaniu się dorosłą i pewną siebie.
To są w skrócie dwa najważniejsze etapy rozwoju dziewczynki. Przy czym ojciec na każdym z nich powinien pozostawać wrażliwy na jej potrzeby, wspierać ją, dodawać jej odwagi i zachwycać się nią.
W okresie dojrzewania ta relacja jest chyba najtrudniejsza?
Na pewno zmienia się to, że córka jest już na tyle dojrzała, że ma warunki, by realizować swoją seksualność. Ale ona nadal nie chce uwieść ojca, pragnie jedynie poczuć, jak to jest, gdy bezpieczny mężczyzna patrzy na nią z błyskiem w oku. I to jest dla ojców potwornie wymagające. Często się wtedy wycofują z relacji, bo córki stają się dla nich niebezpiecznymi istotami. Mogą oczywiście pójść też w nadmierną odpowiedź na ich działania, aż do nadużycia seksualnego. Do tego oczywiście nie powinni dopuścić, to oni mają wyznaczyć granice, czyli: już nie przytulają się tak jak dawniej, córka już nie siada tacie na kolanach i nie śpią razem w łóżku. Kiedy jednak ojciec za bardzo się odsuwa, córka może poczuć się odrzucona, myśleć, że coś jest z nią nie tak. Jak wtedy najlepiej postąpić?
Sądzę, że najlepszy przykład daje film Sofii Coppoli „Między słowami”. Pamiętam, że kiedy wszedł do kin, to każda pacjentka opowiadała o nim na sesjach. Nie wiedziały dlaczego, ale niesamowicie je poruszał. To jest zresztą bardzo dobry film i ogromnie mi się podobał, ale długo nie rozumiałam, co w sobie ma, że wywiera takie wrażenie, aż dotarło do mnie, że to jedna z piękniejszych opowieści o ojcostwie.
O ojcostwie? Nigdy tak na niego nie patrzyłam.
Jest tam oczywiście opowiedziana historia niedoszłego romansu mężczyzny, granego przez Billa Murraya, który ma swoje lata, swoją żonę i dzieci, a podczas wyjazdu do Japonii nawiązuje relację z młodą kobietą (graną przez Scarlett Johansson), tak naiwną i niewinną, że równie dobrze mogłaby mieć 15 lat. Jeśli zdejmiemy na chwilę z głównego bohatera ciężar żony i dzieci – to jego postawa w subtelny sposób odzwierciedla to, co powinien dawać ojciec dorastającej córce. On przecież bawi się z nią, słucha jej, poświęca jej czas, rozmawia wtedy, kiedy ona tego potrzebuje. Jest tam piękna scena, kiedy oboje leżą na łóżku i on jej mówi, żeby się nie martwiła, że wszystko dobrze się ułoży, że jeszcze odkryje, co chce w życiu robić, że to, co boli, też kiedyś minie, a potem pojawią się dzieci i będzie chciała spędzać z nimi każdą chwilę. Tłumaczy jej, że dorosłość to czasem trudna, ale ostatecznie bardzo satysfakcjonująca rzecz. A kiedy ona chce wyjść na miasto i pobawić się, on idzie z nią, zaś gdy wracają i ona zasypia w jego pokoju, on zanosi ją na rękach do jej łóżka, kładzie i przykrywa kołdrą. To jest ten moment, kiedy między nimi mogłoby się wydarzyć coś więcej, ale on potrafi wyznaczyć granice i swoje pragnienia realizuje w kontakcie z inną kobietą, starszą od Scarlett Johansson. Ona, oczywiście, jest na niego za to bardzo obrażona. Młoda kobieta ciągle bada granice „ojca”, ale on je zachowuje. Na koniec filmu Bill Murray szepcze dziewczynie coś do ucha, nie wiemy co, ale widzimy, że ona spokojnie odchodzi do swojego życia. To jest naprawdę piękna opowieść o relacji córki i ojca. Niedawno dotarło do mnie, że nawet umiejscowienie akcji filmu w Japonii, tak obcej i dziwnej, jest jakimś metaforycznym wyrazem ojcostwa, czyli przestrzeni „tego obcego”, „tego innego”.
A czy prawdą jest, że kobiety, których relacje z ojcem nie ewoluowały w takim kierunku, jaki omówiłyśmy i jaki pokazuje metaforycznie film „Między słowami” – będą miały problemy w kontaktach z mężczyznami?
Takie problemy pojawiają się, gdy kobieta ma kłopot z wewnętrzną reprezentacją ojca, co może wynikać z tego, że realnego ojca nie było lub się odsunął. Może być także skutkiem tego, jaki obraz ojca przekazała realna matka. Powtórzę raz jeszcze: najważniejsze jest to, co ma w głowie matka, jaki jest jej wewnętrzny ojciec. Jeśli matka nie da córce dobrego przekazu na temat roli mężczyzny, córka będzie miała kłopoty w relacjach z mężczyznami. Może na przykład powtarzać niefortunne wybory partnerów albo mieć trudności ze zniesieniem wymogów wpisanych w stały związek.
Czyli nie tyle wybieramy partnera na wzór naszego ojca, ile na wzór naszego wewnętrznego ojca?
Wybieramy go na wzór wewnętrznego ojca naszej matki. Który też niekoniecznie musiał powstać na kanwie jej realnego ojca. To może być dla wielu kobiet zaskakujące, bo przecież uczy się nas, że jaki ojciec, taki mąż. I mam nadzieję, że okaże się pouczające. Bo sposób, w jaki matki wprowadzają w życie dziecka rolę i postać ojca, ma ogromne znaczenie. Jeśli matka jest w konflikcie z ojcem córki, musi bardzo uważać, by nie przekazać córce obrazu zdewaluowanego mężczyzny.
To nie są łatwe sytuacje i trudno doradzać, jak je rozwiązać. Na pewno wymagają namysłu i uwzględniania potrzeb córki – która nie musi wiedzieć wszystkiego o konfliktach rodziców, a na pewno nie powinna być zmuszana do sojuszu z matką i odrzucania ojca.