Dla naszej gościnnej felietonistki Aidy Kosojan-Przybysz przełom roku wiąże się z wieloma rytuałami, bo stary rok trzeba pożegnać z szacunkiem, a nowy przyjąć z otwartością. A w jej rodzinnym domu w Gruzji świąteczne porządki były nie tylko sprzątaniem, lecz także robieniem miejsca – w domu i w głowie – na to, co przyjdzie.
Artykuł ukazał się w miesięczniku „Sens” 12/205
Dorastałam w Gruzji, ale wtedy był to jeszcze Związek Radziecki, więc nie mogliśmy obchodzić świąt Bożego Narodzenia. Pierwszy raz zasiadłam przy wigilijnym stole i dzieliłam się opłatkiem dopiero w Polsce. Żartowałam wtedy, że mam teraz dwa Boże Narodzenia – jedno według tradycji katolickiej, a drugie prawosławne. To było dla mnie coś fantastycznego i bardzo wzruszającego. W moim domu rodzinnym świętowaliśmy uroczyście Nowy Rok, czyli noc z 31 grudnia na 1 stycznia. Cała rodzina zasiadała razem do stołu. Ten moment przejścia ze starego w nowe był dla nas mistyczny. Wokół ludzie różnych narodowości i wyznań: muzułmanie, Żydzi, chrześcijanie – zarówno katolicy, jak i prawosławni – jednak ten czas przejścia wszyscy świętowaliśmy razem.
Już dwa tygodnie przed świętami zaczynały się wielkie porządki. Wierzono, że kurz to symbol stagnacji, że jeśli coś jest zakurzone, to znaczy, że nie żyje, że nie jest używane, że zatrzymało się w czasie. A dom powinien żyć, dlatego sprzątaliśmy dosłownie każdy kąt: zaglądaliśmy do każdej szuflady i na każdą półkę, praliśmy zasłony, myliśmy okna. Mówiło się, że czyste okno to jasne spojrzenie w przyszłość – bez śladów przeszłości, bez łez po deszczu. Wierzono, że dom potrzebuje od człowieka szacunku – także w postaci czystości. Rytuałów było mnóstwo: trzeba było wymienić wszystkie miotły, szmatki, ręczniki, w łazience położyć nowe mydło, a na Nowy Rok przygotować nową bieliznę, najlepsze ubranie i buty. Robiło się segregację odzieży i była to też okazja, by obdarować tych, którzy potrzebowali pomocy.
Czytaj także: Głodnych nakarmić, spragnionych napoić. Rozmowa z Wiolettą Iwanicką-Richter o tym, czy naprawdę potrafimy pomagać
Był to także moment oczyszczenia głowy – sama wierzę, że kiedy wokół jest czysto, człowiek zaczyna odpoczywać, ma przestrzeń, żeby naładować baterie.
Najzabawniejsze wspomnienie mam z dzieciństwa, kiedy wracaliśmy z bazarku – wszystkie kobiety wychodziły z nowymi miotłami, więc wyglądało to trochę jak zlot czarownic. I znowu: zamiatanie było czymś więcej niż sprzątaniem, to był rytuał; miotły stawiano za drzwiami jako strażniczki porządku. Innym ważnym rytuałem było palenie świec. Wraz z topieniem się wosku – który jakby płakał – oddawaliśmy swoje troski. Cała magia polegała na tym, by robić to wszystko świadomie – żeby ze swojego wnętrza i otaczającej przestrzeni wymieść to, co zamraża i nie pozwala pójść dalej, w nowy rok.
Ludzie od zawsze bali się tego, co nieznane, dla mnie nowy rok to czysta biała kartka. Traktuję go trochę jak noworodka, który na początku potrzebuje wyjątkowej troski, ciepła, czułości. Tak jak bierze się dziecko w ramiona, tak trzeba przyjąć nowy czas – nie ze strachem, ale z otwartością. A stary rok? Żartowaliśmy, że jest jak dziadek mróz z siwą brodą, bo przez 365 dni się zestarzał. Przełom roku jest jak korytarz między starym a nowym, to okres, gdy symbolicznie możemy świadomie zamknąć za sobą drzwi. To moment pracy nad sobą. Ktoś nazwie to medytacją, ktoś modlitwą – ale chodzi o to, by z szacunkiem pożegnać ten stary rok, tego „starca”. Niektórzy robią w tym czasie wiele planów, pamiętajmy jednak, że sama intencja nie wystarczy, trzeba działać.
Czytaj także: Nowy rok zacznie się od decyzji, których nie da się już odwlekać. Poznaj horoskop na styczeń 2026!
W moim domu rodzinnym w noc noworoczną czekaliśmy, aż zegar zacznie wybijać północ – te symboliczne 12 uderzeń – i przy każdym wypowiadaliśmy życzenie. To był moment szacunku i pragnienia jednocześnie. Wchodziliśmy w nowy czas z marzeniami, nie z żalem – ten trzeba było zostawić w ostatnich godzinach starego roku. W moim domu rodzinnym zwracało się uwagę – i to do dziś jest dla mnie ważne – żeby nie wchodzić w nowy rok w konflikcie. Unikaliśmy emocjonalnych rozgrywek, domowych wojen, uważaliśmy, że lepiej się nie spotkać niż udawać, że wszystko jest w porządku. Bo jeśli zaczynasz rok w fałszu, to cały rok możesz mijać się z prawdą, nie widzieć, co naprawdę się dzieje. Zatem gdy już siadaliśmy przy stole, wszystko, co trudne, zostawało za oknem.
Ważnym rytuałem były toasty. Gruziński, ale i ormiański zwyczaj mówi, że toasty w Nowy Rok mają szczególną moc. Wierzono, że są wyjątkowo wysłuchiwane, że kodujemy coś dobrego na cały rok. Gdy byłam panną, babcia Margo zawsze mówiła do mnie: „Życzę ci, żebyś była szczęśliwa, żebyś w przyszłym roku spotkała swoje szczęście, odnalazła swoje miejsce, swoje przeznaczenie, swojego ukochanego”. Toasty to dla nas także forma komunikacji z tymi, którzy odeszli. Zawsze myślimy o tych, których nie ma przy stole, wierząc, że są wśród nas; nie chodzi o to, by kłaść dla nich dodatkowe nakrycia, ale o pamięć, miejsce w sercu. W Nowy Rok odwiedzaliśmy wszystkich po kolei: jednych dziadków, drugich dziadków. Nikt nie przychodził w gości z pustymi rękami i nikt z pustymi nie wychodził. To był czas obdarowywania, dzielenia się. Wchodząc, wrzucaliśmy cukierki, także na stole musiało być coś słodkiego. Składając sobie nawzajem życzenia, wierzyliśmy, że to jak ładowanie się pozytywną energią.
Gdy wyszłam za mąż – a jestem mężatką od 35 lat – prawie zawsze to ja przygotowuję wigilię. Przez ten czas tylko kilka razy robiła to moja teściowa i raz mąż „porwał mnie” z domu na święta. Niezależnie od tego, gdzie mieszkaliśmy – czy to było trzydziestometrowe mieszkanie, czy teraz większe – zawsze mamy wysoką choinkę. Dla mnie to nie przesąd, ale symbol pełni, mocy świąt. Święta i ozdoby zajmują przestrzeń – bo lubię, kiedy oko się cieszy. To buduje radość, przypomina, że to jest czas celebracji, także wizualnej. A potrawy? U nas stół zawsze jest suto zastawiony. Pochodzę z kraju mandarynek, więc mama zapieka karpia z tymi owocami. Robimy sałatki, śledzie w kilku wersjach, barszcz, tradycyjną polską wigilię, ale też potrawy ormiańskie i gruzińskie. Wigilia jest postna, a w pierwszy dzień świąt poza bigosem pojawiają się kurczaki po ormiańsku, szaszłyki, bakłażany, chaczapuri, wszystko naraz. Po prostu święta na całego, lubimy celebrować.
Czytaj także: Więcej nas łączy, niż dzieli. Co kryją ukryte przekazy międzypokoleniowe?
Jednak najważniejsze w tym wszystkim jest, by się zatrzymać, by spędzić ten czas razem, zwłaszcza pobyć ze starszymi członkami rodziny, wsłuchać się w dawne historie. Bo kiedy człowiek jest młody, to go to nie interesuje. A potem… nie ma już kto opowiedzieć. To świetna okazja do wyciągnięcia starych albumów ze zdjęciami – to jak otwieranie drzwi do przestrzeni, której nie znamy. Ile rodzinnych historii się wtedy „wysypuje”! Ile tajemnic, wspomnień, pytań o przodków. Im bardziej pozwalamy sobie wejść w tę głębię, tym bardziej poznajemy siebie.
AIDA KOSOJAN-PRZYBYSZ wokalistka oraz autorka tekstów i kompozytorka utworów, które nie tylko bawią, lecz także uczą, rozwijają wyobraźnię i wrażliwość najmłodszych. Pochodzi z rodziny, w której zdolności jasnowidzenia przekazywane są kobietom z pokolenia na pokolenie. Jest wizjonerką, autorką programów, które pomagają ludziom odnaleźć sens, spokój i światło w codzienności.