1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Od uprzywilejowanej aktorki do luksusowej akwizytorki. Nie, już nie wypada śmiać się z Gwyneth Paltrow

Od uprzywilejowanej aktorki do luksusowej akwizytorki. Nie, już nie wypada śmiać się z Gwyneth Paltrow

(Fot. Dia Dipasupil/WireImage/Getty Images)
(Fot. Dia Dipasupil/WireImage/Getty Images)
Kiedy grała, drwiono, że marna z niej aktorka, a Oscara dostała po znajomości. Kiedy przestała grać, kpiono, że poszła w new age i wciska podejrzane suplementy niedouczonym koleżankom z socjety. Gwyneth Paltrow wraca bardzo dobrą rolą w filmie „Wielki Marty”. Czy wreszcie ludzie ją polubią?

Rok temu kibicowała Demi Moore, z którą od lat się przyjaźni. Moore dostała właśnie nominację do Oscara za kapitalny, bo rezonujący społecznie film „Substancja”, gdzie estetyka błyskotliwego body horroru posłużyła do precyzyjnej krytyki kultury opresyjnej wobec kobiecych ciał. Demi Moore, aktorka wielokrotnie redukowana do fotogenicznej fizjonomii, rolą w „Substancji” wróciła w pięknym stylu i być może po raz pierwszy w karierze została doceniona za swój talent – nawet jeśli akademia dała statuetkę komuś innemu. Wiele wskazuje na to, że Gwyneth Paltrow też będzie się cieszyć sukcesem, jaki wcześniej nie był jej udziałem.

Jej dotychczasowe role, nawet te nagradzane, wielokrotnie traktowano z rezerwą – ot, tolerowano ją, gdy robiła za estetyczny drugi plan. Paltrow nie jest jedyną aktorką, która świadomie zrezygnowała z pracy w filmach, bo z Hollywood wycofała się na wiele lat chociażby Cameron Diaz, prywatnie również przyjaciółka, to zresztą ona przekonała ją, by rozważyła powrót na plan. Demi Moore dostaje rolę życia i punktuje przemysł filmowy za to, jak obchodzi się z dojrzałymi aktorkami.

Cameron Diaz wraca z emerytury, by zagrać w przebojowym kinie akcji. Gwyneth Paltrow przyjmuje pierwszą propozycję do bardzo dawna – w produkcji, która okazuje się hitem finansowym i artystycznym. I w tych trzech powrotach realizują się bliskie Paltrow ideały siostrzeństwa. „Wychowano mnie tak, by w innych kobietach widzieć przyjaciółki, nie rywalki” – podkreślała w niedawnym wywiadzie dla magazynu „Vanity Fair”. „Miejsca starczy dla wszystkich”.

Jak skończyć aktorkę? Dać jej Oscara

Dorobiła się reputacji milczącej mimozy zwisającej z ramienia popularnego chłopaka – raz był to Brad Pitt, innym razem Ben Affleck. Atrakcyjna, świetnie wykształcona, nieźle umocowana w branży, co zresztą często jej wytykano. Córka aktorki i producenta telewizyjnego, skończyła dobre prywatne szkoły, a jej ojcem chrzestnym jest Steven Spielberg. Po latach zażartuje, że tak bardzo lubiła być nepodzieckiem, iż sama – a w zasadzie z Chrisem Martinem, byłym partnerem i liderem zespołu Coldplay – stworzyła dwoje. Paltrow. Moore. Diaz. Jeszcze Jennifer Aniston. I Winona Ryder.

Poczet najpopularniejszych dziewczyn w latach 90., ikon dekady, którą z jednej strony definiowała radosna naiwność, a z drugiej punkowy opór. Gwyneth Paltrow trzymała się jasnej strony mocy, nawet gry grywała w mrocznych filmach jak „Siedem” Davida Finchera. W 1999 roku dostała Oscara za pierwszoplanową rolę w komedii romantycznej „Zakochany Szekspir”. Nie mogło spotkać jej nic gorszego. Zagrała w błahym romansidle i wygrała z Meryl Streep, nominowaną za dramat o ciężko chorej matce, i Cate Blanchett, nominowaną za kostiumowy epos o Elżbiecie I. Wyciągnięto jej wszystko: dyplomy szkół dla uprzywilejowanych podlotków, słynnego wuja, wreszcie agresywną kampanię promocyjną filmu. Od tamtej pory pokutowało przekonanie, że Paltrow jest kiepską aktorką – i to mimo niezłych ról jak ta we wspomnianym filmie „Siedem”, „Genialnym klanie” Wesa Andersona, „Utalentowanym panu Ripleyu” Anthony’ego Minghelli czy „Wielkich nadziejach” Alfonso Cuarona.

Luksusowa akwizytorka

„Dostawałam w tym czasie zaskakująco dużo propozycji, ale wszystkie odrzucałam” – to także cytat z wywiadu dla „Vanity Fair”. Paltrow jako swój ostatni sensowny angaż liczy „Country Song”, film muzyczny z 2010 roku, choć w kolejnych latach pojawiała się jeszcze regularnie na ekranie chociażby w mutacjach „Avengers”. Tyle że czuła się już bardziej przedsiębiorczynią niż aktorką. „Na pewno jesteśmy jedną z pionierskich marek wellness” – mówiła w rozmowie z serwisem Coveteur. „Ciekawe, że wszystko, o czym mówiliśmy na początku działalności, dziś jest w mainstreamie, a wówczas uchodziło za głęboką niszę. Świat wreszcie uwierzył, że każdy z nas ma wpływ na własny dobrostan”.

Gwiazda założyła Goop jesienią 2008 roku – przedsięwzięcie z edukacyjnego newslettera rozrosło się do wellnessowego imperium, które szło stało się kolejnym świetny powodem, by nie lubić Gwyneth Paltrow. Obiektem złośliwych żartów bywały zarówno produkty, które sprzedawała – ze świecą o zapachu waginy i pozłacanym dildo na czele – jak i osobiste nawyki aktorki, zwłaszcza domniemanie zbyt restrykcyjna dieta. Paltrow przestała być gwiazdą kina, została akwizytorką w nieprzyzwoicie drogich beżowych kardiganach. Uosobieniem cichego luksusu. Albo wrzeszczącej ignorancji, gdy sąd kazał jej zapłacić 145 tys. dolarów kary za posługiwanie się niepotwierdzonymi informacjami, że jej produkty mają zbawienny wpływ na zdrowie (na przykład regulują cykl menstruacyjny).

Wolność dojrzałej kobiety

Ewidentnie wykorzystuje duże zainteresowanie wokół filmu „Wieki Marty”, by przejąć kontrolę nad publiczną narracją o sobie. Dokonuje słusznych rozliczeń, gdy opowiada o tym, jak w latach 90. traktowano aktorki. Albo godziłaś się na pracę po dwadzieścia godzin na dobę sześć dni w tygodniu, albo szło w branżę, że jesteś trudna i zgrywasz diwę. Już od jakiegoś czasu widać, że ma coraz więcej odwagi, by zabierać głos. Była w końcu jedną z prominentnych aktorek, które doprowadziły do ukarania Harveya Weinsteina, producenta odsiadującego wyrok za liczne przekroczenia i przestępstwa seksualne. Paltrow też składał niemoralne propozycje, miała wtedy zaledwie dwadzieścia dwa lata, grała w filmie „Emma”.

„Nie organizuje się już spotkań służbowych w pokojach hotelowych, ale na pewno wciąż dochodzi do nadużyć władzy w przemyśle filmowym, bo dochodzi do nich wszędzie” – mówiła na łamach „Vanity Fair”, pytana czy #MeToo przyniosło wyczekiwaną zmianę. Paltrow zaczynała pracę jako aktorka w czasach, gdy mężczyźni, którzy pozwalali sobie na zbyt wiele (to eufemizm), byli nietykalni, bo służącą ich interesom zmowę milczenia przerwano dopiero w kolejnych dekadach. Gdy weźmie się pod uwagę specyfikę branży, w której walczyła o przetrwanie, i decyzję o dobrowolnym wycofaniu się z aktorstwa, jej rola w „Wielkim Martym” zyska kolejne warstwy.

Gwyneth Paltrow gra niegdysiejszą gwiazdę kina, która zrezygnowała z pracy, gdy została matką i dziś żyje wspomnieniami o dawnej sławie. Codzienność u boku bogatego męża jest komfortowa, ale pozbawiona wrażeń. Paltrow wygrywa tę postać lekkością, dystansem, inteligentnym humorem. Może tak mogła zagrać tylko aktorka, która nie boi się zestarzeć? „Świadomie wybieram, z kim spędzam czas i jak go spędzam. Już nie czuję się zobligowana, by być na każde zawołanie. Nie zgadzam się na wszystko, byle tylko kogoś nie urazić” – mówiła w rozmowie z Coveteur. „Gdy kończysz pięćdziesiąt lat, zyskujesz wolność. Zamierzam przeżyć resztę życia na własnych zasadach”.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE