1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Relacje
  4. >
  5. Rodzinny patchwork – dopust boży czy szansa?

Rodzinny patchwork – dopust boży czy szansa?

Fot. MoMo Productions/Getty Images
Fot. MoMo Productions/Getty Images
Rodzinny patchwork to niezwykle skomplikowane uniwersum o niezliczonej liczbie uwarunkowań i wariantów. Jak żyć w patchworkowej rodzinie i się nie pogubić? Jak ją zbudować, by nikt nie został bez swojego miejsca?

Fragment książki „Patchworkowe rodziny”, Alina Gutek i Wojciech Eichelberger, wyd. Zwierciadło

Alina Gutek: Rodzinny patchwork to duże wyzwanie.

Wojciech Eichelberger: Oj tak. Wyzwanie dla systemów rodzinnych, które tworzą ten patchwork i dla każdego członka. Wiem coś na ten temat, bo sam byłem częścią takiej rodziny. Mam dwóch dorosłych synów z poprzedniego małżeństwa, a moja była partnerka jest mamą córki i syna. Mogę więc powiedzieć, że jestem doświadczonym patchworkowym ojcem i ojczymem. Ale mam też sporo w tej materii doświadczeń zawodowych, bo wielu ludzi przychodzących do mnie po psychologiczną pomoc to osoby z takich rodzin.

Mamy więc trochę inne doświadczenia, bo ja jestem w jednym związku od 44 lat. To może dobrze, że wnosimy do wspólnej książki dwie różne optyki.

No nie do końca różne. Ja też byłem w moim drugim związku ponad 30 lat.

Chcesz powiedzieć, że wszystko przede mną? Powiedzmy jasno: nie zamierzamy w tej książce propagować rodzin patchworkowych, bo takie zarzuty już słyszę.

Absolutnie nie. Za moim udziałem w tworzeniu tej książki nie stoi intencja zachwalania patchworkowej wersji rodziny. Uważam, że trzeba robić wszystko, żeby rodzina klasyczna przetrwała, pracować nad nią, pielęgnować ją, chronić i wzmacniać.

Fakty są jednak brutalne. Jak podaje GUS, w 2023 roku rozwiodło się 56892 tysiące małżeństw na 146 tysięcy zawartych. W latach 1980-2023 liczba rozwodów w Polsce wzrosła z 39833 do tych prawie 57 tysięcy. W ostatnich latach widoczna jest stabilizacja, zapewne dlatego, że maleje liczba zawartych małżeństw. Bo statystyki nie obejmują ludzi z niesformalizowanych związków, a oni też się przecież rozstają.

Czytaj także: „Odchodzę!” – jak się dobrze przygotować do tej decyzji? Rozmowa z Katarzyną Miller

To ogromny społeczny problem. Te prawie 57 tysięcy (plus niesformalizowani) wchodzi w kolejne związki na ogół z partnerami z tzw. matrymonialnego rynku wtórnego i tworzy czasem wielopiętrowe patchworkowe systemy. Z moich zawodowych doświadczeń wiem, że ci ludzie czują się zagubieni, winni, nie wiedzą, jak żyć i jak układać relacje w patchworkowym systemie. Jeżeli mamy stawiać sobie na wstępie tej książki jakiś cel, to jest nim pomoc tym osobom, by mogły lepiej odnaleźć się w nowej trudnej sytuacji.

To pokuśmy się o sformułowanie tych trudności. Pierwsza, jaka sama się nasuwa: patchworkowi partnerzy budują na gruzach, wchodzą w nowe związki z niezagojonymi ranami...

…dobrze jest je najpierw zaleczyć, zanim wejdziemy w kolejne bliskie relacje. To ważne dla sukcesu kolejnej rodziny.

Druga trudność: w powstałych systemach pojawia się wielu uczestników, a każdy z nich jest równie ważny.

Porównałbym spotkanie tych systemów do kolizji dwóch transatlantyków. Na każdym z nich jest system rodzinny, który już się zorganizował, ukonstytuował, który ma za sobą wiele doświadczeń, zwyczajów, rytuałów i płynie w jakimś kierunku. Transatlantyki się mijają i nagle, na przykład, zamężna matka stojąca na burcie jednego z nich widzi na drugim mężczyznę, o którym zawsze marzyła, ale pech chciał, że jest on żonatym ojcem. Nawiązują kontakt, zakochują się i decydują, żeby być razem. Ale już nigdy nie będą mogli popłynąć na swoim własnym statku, tam gdzie chcą, bo każde z nich ciągnie za sobą wszystkich pasażerów transatlantyku, na którym dotychczas podróżowali. Powstaje ogromne zamieszanie, ludzie nie wiedzą, na którym ze statków mają płynąć dalej, jaki obrać kurs, część chce winnych katastrofy wsadzić do szalupy ratunkowej i zostawić na oceanie, ale wtedy nie wiadomo, co zrobić z ich dziećmi, z byłymi partnerami, teściami i resztą krewnych. W końcu nie ma innego wyjścia, jak tylko związać oba statki linami, przerzucić między burtami trapy i uzgodnić jakiś kompromisowy kurs.

Część nie chce płynąć dalej na takich połączonych statkach. Mimo to trzeba jakoś razem funkcjonować. W tak zwanych rodzinach pierwszych (przed rozwodem) też są trudności, ale ich skala jest nieporównanie mniejsza.

Dodajmy dla porządku, że rodziny patchworkowe tworzą się tylko wtedy, kiedy przynajmniej w jednym pierwszym związku są dzieci. Bo gdy rozstają się dorosłe osoby bez dzieci, to jeśli zechcą, mogą rozejść się na zawsze. A jeśli jedna z nich zwiąże się z kimś, kto też nie ma dzieci, to spokojnie mogą odpłynąć w dal na swojej łodzi. Nie ma wtedy potrzeby żmudnego zszywania patchworku. Dzieci są elementem, który decyduje o powstaniu patchworkowej rodziny, bo mama i tata zawsze będą ich rodzicami, niezależnie od tego, jak się zachowają po rozstaniu i gdzie los ich poniesie. Dlatego rozstający się rodzice małych, jeszcze niesamodzielnych dzieci powinni podejmować wysiłek dalszego ich wychowywania i troski o nie mimo wszystkich trudności i komplikacji, jakie niesie ze sobą patchworkowy system. Na szczęście rodzice na ogół nie zaniedbują swoich pierworodnych dzieci, jakby zdawali sobie sprawę lub przeczuwali, że właśnie im najwięcej się należy.

Czytaj także: Całe życie razem? Co sprawia, że miłość w długoletnim związku nie blaknie?

Radzenie sobie z uczuciami i emocjami to kolejna trudność. Potrzeba czasu, żeby je okiełznać?

Tak, czas na ogół leczy rany. Ale jak ktoś się uprze, to nawet upływ czasu mu nie pomoże. Każdy z nas ma przestrzeń wyboru – albo otwieramy się na tę zmianę i czerpiemy z niej to, co możliwe, albo żyjemy w wiecznym resentymencie i czepiamy się przeszłości. Ci ostatni to ludzie, którzy nie chcą, żeby czas zabliźnił ich rany i wiecznie je sobie rozdrapują, powodując mnóstwo niepotrzebnego zamieszania i cierpienia w całej rodzinie.

Ludzie decydujący się na patchwork powinni sobie uświadomić, w co wchodzą, na co się decydują.

I w jakim momencie życia. Bo na podjęcie decyzji o dalszym życiu w patchworku istnieją lepsze i gorsze okresy oraz lepsze i gorsze sposoby rozpoczynania karkołomnej patchworkowej drogi. Bardzo złym sposobem przechodzenia z pierwszej, klasycznej rodziny do patchworkowej jest budowanie w trakcie trwania pierwszego związku drugiego równoległego, zakonspirowanego. Czyli przechodzenie z jednej relacji w następną „na zakładkę”. Z pewnością mniej kłopotów i komplikacji emocjonalnych mają ci kaskaderzy, którzy między jednym związkiem a drugim robią sobie przestrzeń na samotność i refleksję. Wtedy można mieć większą pewność, że ta trudna i odpowiedzialna decyzja została gruntownie przemyślana.

Autopromocja
Patchworkowe rodziny
Autopromocja

Patchworkowe rodziny

Wojciech Eichelberger, Alina Gutek Kup książkę w cenie promocyjnej!

Trudności w patchworkach jest mnóstwo, ale równie dużo możemy sobie zafundować, zostając w toksycznym związku w imię ratowania rodziny. Lepiej odejść z chorego układu niż w nim tkwić?

To ważny problem moralny i etyczny. Niełatwo w takiej sytuacji rozstrzygnąć, które rozwiązanie jest mniejszym złem albo większą cnotą: podtrzymywanie toksycznego związku czy odejście? Tym bardziej, że nasza tradycja i przekaz religijny za wartość uznają niesienie krzyża do końca w każdej sytuacji.

O czym przypomina przysięga małżeńska: że cię nie opuszczę aż do śmierci.

Ale jak się przyjrzymy bliżej ludziom, którzy trwają w takich związkach, to widać, że wielu pozostaje w nich nie dlatego, że przejęli się religijnym postulatem, lecz z bezsilności, uzależnienia, uwikłania lub z lęku przed konfrontacją z nieznanym. Konserwowanie swoich lęków i ograniczeń trudno nazwać cnotą. W tej sytuacji jest nią raczej odwaga. Tylko ludzie, którzy wybierają walkę o stary związek świadomie i z poczuciem, że stać ich na odejście, mają szansę przejść przez kryzys i przekształcić go w jakąś lepszą wersję.

Tymczasem przed patchworkami otwierają się też szanse. Bo ci ludzie na ogół robią wszystko, żeby nie powielać błędów, które popełnili w poprzednich małżeństwach.

Czasami są mądrzy po szkodzie i bardziej się starają. Ale urządzanie sobie życia od nowa to skrajnie trudne wyzwanie i szybka ścieżka dojrzewania. Bo trzeba obudzić w sobie mediatora, ogromną cierpliwość, takt, superinteligencję emocjonalną, empatię, umiejętność komunikowania się – by wymienić tylko te najważniejsze cechy. Budowanie związków w rodzinach patchworkowych można porównać do zaocznych studiów psychologicznych na poziomie uniwersyteckim.

Pytamy w tytule, czy patchwork to dopust boży, czy szansa. Według mnie szansą może być na przykład to, że bezdzietny partner wzbogaca się o dzieci drugiego, które czasami są jego jedynymi dziećmi.

To prawda, ale wiele zależy od tego, czy drugi rodzic tych dzieci żyje, czy jest w związku, czy nie, czy ma nowe dzieci itd. Rodzinny patchwork to niezwykle skomplikowane uniwersum o niezliczonej liczbie uwarunkowań i wariantów. Ale jeśli zdobędziemy się na wszystko, na co nas stać, to mamy ogromną szansę na szybkie dojrzewanie. Ta szansa otwiera się zresztą przed wszystkimi członkami patchworku.

Przyszywani rodzice są na ogół bardziej obiektywni, wyluzowani. Nie napinają się tak jak biologiczni.

To prawda. Bo być patchworkowym rodzicem to trochę tak, jak być na miejscu dziadka, który kocha te dzieci, ale nie bierze pełnej odpowiedzialności za ich wychowanie, nie potrzebuje, by realizowały jego ambicje czy zaspokajały potrzeby. Dzięki temu relacja z ojczymem bywa dla przyszywanych dzieci, dla ich dalszego rozwoju, bardzo pożyteczna.

W takim tyglu, jak rodziny patchworkowe, zawsze coś się dzieje – ktoś ma problem, ktoś sukces. Intensywne życie mamy jak w banku.

Oj tak, otwiera się ogromna scena, czasem dramatyczna, czasem komediowa. Jeśli uda nam się ułożyć relacje między wszystkimi podmiotami: byłymi partnerami, rodzinami, dziećmi, to wszyscy możemy wzajemnie wnosić do wspólnego życia wiele wspaniałych przeżyć, emocji, możemy z tego czerpać pełnymi garściami.

Takie rodziny nazywa się zrekonstruowanymi, posklejanymi, nowymi, po przejściach, wielopiętrowymi. Mnie najbardziej podoba się ta nazwa: rodzina patchworkowa.

Mnie też. Metafora patchworku trafnie oddaje zasadnicze cechy tego systemu. No bo patchwork to najczęściej narzuta albo poszewka uszyta z bardzo wielu fragmentów pochodzących z różnych części niepotrzebnej już odzieży, zasłon, kołder itp. Każdy z tych fragmentów ma swoją silną indywidualność, autonomię i historię, ale w procesie powstawania patchworku stają się częścią pięknej, harmonijnej całości.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze