1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Psychologia
  4. >
  5. Jak zaakceptować zmianę, stratę, rozstanie? To trudne dopóki nie wiemy, że to krok ku szczęściu.

Jak zaakceptować zmianę, stratę, rozstanie? To trudne dopóki nie wiemy, że to krok ku szczęściu.

(Fot. Klaus Vedfelt/Getty Images)
(Fot. Klaus Vedfelt/Getty Images)
Dlaczego nie akceptujemy zmiany: rozstania, zwolnienia z pracy, choroby itp.? I dlaczego to właśnie akceptacja jest rozwiązaniem? Czym jest aktywna akceptacja i czym różni się od walki czy rezygnacji – wyjaśnia psychoterapeutka Renata Pająkowska-Rożen.

Beata Pawłowicz: Czy akceptacja to rezygnacja, przegrana, bierne poddanie się losowi?

Renata Pająkowska-Rożen: Bynajmniej! To podejście do rzeczywistości polegające na pogodzeniu się z tym, że pewne jej aspekty nie zależą od nas. Przekonania takie jak „Możesz wszystko”, czy „Postaraj się bardziej, to ci się uda!” nie ułatwiają akceptacji. Wierzymy w nie, jednak w rzeczywistości nie wszystko zależy od tego, jak mocno się postaramy i jak wiele szkoleń zaliczymy. Obiecuje się nam także, że jest droga, która zapewni dobre życie. Nazywana bywa „ruchomymi schodami”, bo przekonuje się nas, że wystarczy na nią wejść: odpowiednia szkoła, języki obce, uczelnia, praca w korporacji i będziemy szczęśliwi. Tymczasem nigdy nie ma takiej pewności. Odejście bliskiej osoby, utrata pracy, pieniędzy, czy choroba zawsze mogą się wydarzyć. To bolesne doświadczenia, które trzeba zaakceptować. Takie jest życie.

Jak zaakceptować zmianę, której nie chcemy?

Potrzebny bywa nam przewodnik w świecie po zmianie. Nie zawsze może to być ktoś bliski. Przyjaciółka nawet wtedy, gdy nie prawi komplementów, nie powie całej prawdy. Nie dlatego że nie chce, tylko że jej nie widzi. Owszem, wspiera nas i pomaga, ale to nie wszystko czego wtedy potrzebujemy. Tu lepszym przewodnikiem może być psychoterapeuta, bo również da wsparcie bez oceniania, ale jednocześnie nie będzie udawał że jest dobrze, kiedy nie jest. Zada też trudne, ale konieczne pytania, choćby podstawowe: „nie akceptuje pani tego co się stało. Ale jak teraz ma wyglądać pani życie? Musi się pani nad tym zastanowić”. To kluczowe, bo my często tego właśnie nie wiemy. Ale też nie zastanowimy się nad tym, co dalej, dopóki nie zaakceptujemy tego, że coś się skończyło. Nie akceptując zmian tak naprawdę tracimy wpływ na swoje życie.

Akceptacja jest kluczem do poradzenia sobie ze stratą i innymi zmianami?

Tak. I choć zdarzają się klienci, którzy przychodzą i mówią: „proszę mi pomóc w pogodzeniu się z tym, co się stało”, to zasadnicza większość na samo słowo „pogodzić się” reaguje zdziwieniem, a czasem nawet histerią. „Ja nie mogę się z tym pogodzić, ja muszę walczyć” – często słyszę w gabinecie. Taka postawa dodatkowo pogłębia cierpienie, zatrzymuje w miejscu i pozbawia możliwości dokonania świadomego wyboru, jak chcą dalej żyć. Bo zmiana to czas, aby zastanowić się nad sobą. Skoro nie jestem już żoną, czy partnerką w kancelarii, to kim jestem? Co mnie definiuje, jako człowieka? Czego pragnę? Jak mam mojemu życiu nadać sens?

W książce „Solo” Peter McGraw, badacz i praktyk tego stylu życia, cytuje kobietę która po rozstaniu odkryła, że chce więcej dawać niż brać. Zaczęła pracę w organizacji, która pomaga rozwiązywać konflikty w różnych częściach świata. Odkryła dzięki temu, że dusiła się w roli żony i kogoś, kto ma do pracy dwa przystanki metrem.

Akceptacja to nie jest synonim przegranej i przeciwieństwo walki. Tymczasem tak myślimy. Często też słyszymy od innych: „walcz o swoje, walcz o siebie”. Rozwiązaniem nie jest walka, ale rozpoznanie: jak wygląda dzisiaj moja sytuacja? Co muszę zaakceptować, z czym się pogodzić? Pogodzenie się z rzeczywistością, zaakceptowanie jej taką, jaka jest to pierwszy krok. To nie jest poddanie się. To początek nauki życia inaczej. Aktywna akceptacja, którą proponuję klientom, polega na tym, żeby po zaakceptowaniu tego, na co wpływu nie mamy, skupić się na tym, na co wpływ mamy, co nadal możemy kontrolować.

Na co ma wpływ osoba, która straciła rodzinę, albo której firma zbankrutowała?

Każda z tych osób ma wpływ na to, jak będzie wyglądało jej dalsze życie. Może zacząć dbać o siebie i bliskich bardziej niż dotychczas. Może poszukać głębokiego sensu swojego życia, odkryć, to co jest dla niej czy dla niego warte aktywności. Wizja poprzedniego życia runęła, jednak nie jest to koniec świata - zawsze można mieć nową.

Akceptacja to droga do odzyskania wpływu na swoje życie?

Właśnie! Akceptacja daje ulgę, uwalnia od przeszłości i otwiera na możliwość pracy nad zmianami, zgodnymi z tym, kim jestem i czego pragnę. Ludzie często błędnie rozumieją akceptację, jako poddanie się i zamrożenie. Tymczasem to właśnie brak akceptacji zatrzymuje nas w miejscu, skazuje na przegraną w walce z wiatrakami.

Jedna z moich pacjentek, której mąż pewnego dnia po prostu powiedział, że odchodzi, pozornie zaakceptowała tę stratę. Patrząc na nią, można było ulec złudzeniu, że powoli odnajduje siebie, zaczynając robić te rzeczy, na które mąż jej nie pozwalał, a więc że odkrywa sens swojego życia.

To były tylko pozorny?

Wystarczające na zdjęcie na Instagramie! Tymczasem w moim gabinecie, każdą sesję terapeutyczną zaczynała od słów: „jak on mógł mi to zrobić?!”. To jest charakterystyczne, że chcemy zrozumieć, dlaczego to coś się wydarzyło? Chcemy wiedzieć: gdzie popełniliśmy błąd? Wydaje się nam, że jak zrozumiemy, to zaakceptujemy. Oczywiście dobrze jest wyciągać wnioski z tego, co się stało. Ale często racjonalność jest tylko pozorem, sposobem na to, by nie pozwolić temu etapowi życia zamknąć się.

Czasem też nie sposób powiedzieć, dlaczego coś się stało, ustalić, co poszło nie tak, bo nic takiego nie było. Mąż jednej z moich pacjentek powiedział: „jesteś cudowną kobietą, wspaniale mi się z tobą żyje, jesteś atrakcyjna i świetna w łóżku. Ale ja odchodzę, bo szukam czego innego”. Jak to zrozumieć? Jak to zaakceptować? Ta kobieta nie była w stanie. Zwłaszcza, że wierzyła w to, że może wszystko i była gotowa zmienić siebie, by dostarczyć mu nowych wrażeń. Inny kolor włosów, fryzura, waga, styl ubierania i upodobania. Dzięki temu miał mieć, to czego pragnął, czyli coś nowego, pozostając w relacji z nią.

To się może udać? Potraktować siebie, jak postać z gry komputerowej? A co z tym, kim ona była, czego chciała?

Ta kobieta nie miała relacji z samą sobą i nie wiedziała, kim jest i jak chce żyć. A więc nie wiedziała, kiedy lepiej dla niej będzie pogodzić się z tym, co się stało i przyjąć postawę pogodnej akceptacji. Każdy sam musi ustalić, do którego momentu chce walczyć o to, co było. Warunkiem rozpoznania granicy, jest bycie w dobrej relacji ze sobą. Wtedy wiem, co jest dla mnie ważne, a to z kolei wyznacza granice możliwych ustępstw. Jeśli ją przekroczę, grozi mi najbardziej straszne i bolesne porzucenie – porzucenie samej siebie.

To strata, której nie wolno akceptować?

Czasem z całych sił staramy się to zrobić, bo wydaje się nam ważniejsze, by być z kimś niż być sobą! Kobieta, która chciała udawać kogoś, kim nie jest, zapłaciła wysoką cenę, gdyż partner i tak odszedł. Sens ma robienie tylko tego, co jest zgodne ze prawdziwą mną. Jeśli dla kogoś innego rezygnuję z samej siebie, a on i tak znika z mojego życia, jestem w bardzo trudnej sytuacji, bo nie mam wtedy już zupełnie nic. Akceptacja to zgoda na to, że coś jest takie, jakie jest. I że ja jestem taka, jaka jestem.

To nie jest proste, oddać marzenia i plany.

Nie jest, ale nie zawsze zmiana to oznacza. Pochopnie oceniamy to, jak zmiana wpłynie na nas w perspektywie czasu. Rozstanie z toksycznym partnerem, czy utrata pracy, która była nad siły, bywa początkiem drogi do czegoś lepszego. Warunek jest tylko jeden: zaakceptować to, co się stało. Pierwsza część terapii pomaga właśnie w nazwaniu tego, jak jest. Pacjentka mówi, co jej zdaniem się stało, jak ona tę sytuację widzi, a ja zadaję jej pytania, które pomagają w poszerzaniu świadomości tej sytuacji. Nie zawsze to co uważamy za tragedię nią jest, czasem to tylko uwolnienie od opresji, którą uważaliśmy za powinność.

Drugi etap, to aktywna akceptacja sytuacji, w której się klientka znalazła, a także emocji, jakie przeżywa. To bywa najtrudniejsze. Emocji nie warto oceniać, tylko przyjąć takie jakie są. Jeśli czujemy smutek, możemy pobyć w nim, „przytulić go”. Dzięki temu zaczynamy akceptować same siebie. Same sobie dawać wsparcie i zrozumienie. Potem przychodzi czas na to, by zastanowić się, pomyśleć, jak chcemy dalej żyć. Nie nad tym jak zastąpić to co straciliśmy, czymś podobnym - jednego partnera drugim, jedną pracę inną - ale jak naprawdę chcemy dalej żyć? Wtedy akceptacja staje się drogą do nowego, pełniejszego sensu i wolności życia, które kształtujemy świadomie, zgodnie z naszymi potrzebami i wartościami.

Czemu to takie trudne akceptować zmiany, skoro to otwiera przed nami drzwi do samych siebie i do wolności?

Kiedy coś się radykalnie zmienia, nie myślimy o tym, że może to nam pomóc, odnaleźć głęboki sens, czy spokój. Przytłacza nas świadomość, że musimy włożyć wysiłek i energię w to, żeby wpisać się w nowe okoliczności. Opracować i wdrożyć się w nowy rytm dnia, przystosować do nowych warunków bytowych. Buntujemy się więc przeciwko zmianie, bo rutyna umożliwiała nam tak na co dzień wygodne niemyślenie i niezużywanie energii.

Renata Pająkowska-Rożen: kulturoznawczyni, psycholożka i certyfikowana psychoterapeutka. Prowadzi terapię indywidualną, par i rodzin. Wspiera klientów w procesie wychowywania dzieci. Pracuje w prywatnym gabinecie Psychoterapia Zmiany.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze