Jesteś kobietą z rodzaju „do rany przyłóż”? Poczciwą, skromną, gotową rzucić wszystko, by ratować przyjaciół i rodzinę? Choć w teorii cechy te stawiane są za wzór –w praktyce życiowej nie zawsze się sprawdzają. Badania psychologiczne sugerują wręcz, że tak zwane „dobre dusze” częściej doznają frustracji, stanów lękowych i wypalenia emocjonalnego. To robi z nami nadmierna troska o innych i zadowalanie ich swoim kosztem. Podpowiadamy, jak zerwać z tym szkodliwym przyzwyczajeniem.
Mówi się, że jeśli masz miękkie serce, to musisz mieć grubą skórę. Trudno o trafniejszą diagnozę. Choć dobroć, łagodność i bezinteresowność są bez wątpienia cnotami, w zbyt dużej dawce potrafią szkodzić. Przekonał się o tym każdy, kto został kiedyś wykorzystany przez bliższą lub dalszą osobę. Nieustanne poczucie, że daję z siebie wszystko, a ktoś czerpie z tego profity nie dając nic w zamian, z biegiem lat przekształca się w żal i frustrację. Nawet, jeśli udajemy, że wszystko jest w porządku.
– Badania wskazują, że osoby, które osiągają wysoki wskaźnik ugodowości, często mają trudności z wyznaczaniem granic, artykułowaniem swoich potrzeb i asertywnością. Z czasem może to prowadzić do odczuwania lęku, wypalenia i tłumionej urazy – tłumaczy amerykański psycholog Jeffrey Bernstein.
Terapeuta często w gabinecie spotyka się z osobami, które cierpią przez swoją tendencję do zadowalania innych (people pleasing). Mówi się, że cierpią oni na „syndrom grzecznej osoby”. Pacjenci ci czują się zbici z tropu – nie rozumieją, dlaczego mimo bycia serdecznymi i ugodowymi, spotyka ich tak dużo zła ze strony innych. Jak można tłumaczyć ten mechanizm?
Ludzie oceniani jako dobrzy i mili często charakteryzują się wysoką ugodowością (ang. agreeableness). Oznacza to, że są uprzejmi, wyrozumiali, pomocni, skłonni do kompromisu i unikają konfliktów. Cechy te skutkują jednak tym, że często mają trudności z wyznaczaniem i egzekwowaniem granic osobistych, a także mówieniem „nie”. Są przez to bardziej podatni na manipulację emocjonalną, szantaż moralny i wykorzystywanie przez osoby o cechach narcystycznych lub psychopatycznych. Dla takich jednostek „dobrzy ludzie” są łatwym celem: nie stawiają oporu, łatwiej wzbudzić w nich poczucie winy i kontrolować ich poprzez emocje.
Niestety, z syndromem grzecznej osoby trudno walczyć, bo zwykle jest w nas głęboko zakorzeniony na skutek szkodliwego warunkowania w dzieciństwie. „Dobrzy ludzie” starają się zaspokajać potrzeby innych kosztem własnych, bo zostali wychowani w przekonaniu, że wartość człowieka zależy od tego, czy jest lubiany i akceptowany. Rodzice wpoili im ponadto, że odrzucenie lub konflikt to coś złego, więc za wszelką cenę dążą do jego unikania. Z tego wynikają problemy z asertywnością i nadmierna uległość. Sytuację komplikuje fakt, że osoby wychowane na dobrych i miłych ludzi często mają niską samoocenę, więc poprzez zadowalanie innych próbują „zasłużyć” na ich sympatię i pochwały.
Terapeuta Jeffrey Bernstein podsuwa trzy praktyczne ćwiczenia, które mogą pomóc ci w zmianie swojego stosunku do innych: ze zbyt łagodnego i uległego w bardziej asertywny i pewny siebie. Spróbuj małymi kroczkami wprowadzać je do swojej codziennej rutyny.
1. Zacznij inicjować mikrokonflikty
Jeśli od zawsze bałaś się przeciwstawiać innym w obawie przed wywołaniem kłótni, musisz to zmienić. Ciągłe ukrywanie negatywnych odczuć zatruwa nas od środka – nie tylko psychicznie, ale i fizycznie, manifestując się np. w postaci bezsenności czy bóli głowy. Dlatego powinnaś nauczyć swój system nerwowy tolerancji na sytuacje konfliktowe. W tym celu zacznij od wyrażania swojej opinii w drobnych sprawach – np. odmów mężowi zrobienia obiadu, bo masz dziś inne plany. Nie zgódź się z przyjaciółką w sprawie wyboru kawiarni, w której macie się spotkać itp. Tak bezboleśnie „wytrenujesz” swój organizm do tego, by umiał radzić sobie z dyskomfortem i napięciem.
2. Komplementuj, ale stawiając wyraźne granice
Zbyt wylewne komplementowanie innych, jak również ochocze przystawanie na każdą ich propozycję, to kolejne szkodliwe zachowania, z którymi powinnaś walczyć. Nie musisz przy tym wcale rezygnować z bycia miłą. Wystarczy, że odmawiając komuś, zapewnisz go o swojej sympatii i gotowości do pomocy – ale jednocześnie uwzględnisz swoją perspektywę i zasygnalizujesz, że to twoje potrzeby są obecnie priorytetem. Przykład? „Naprawdę bardzo chciałabym ci w tym pomóc, ale dziś nie znajdę czasu, bo muszę zająć się swoimi sprawami”. Stanowczy, a zarazem kulturalny komunikat.
3. Zadaj sobie pytanie: kto zyskuje na tym, że milczę lub na wszystko się zgadzam?
Za każdym razem, gdy z automatu będziesz chciała komuś ulec – ugryź się w język i pomyśl w duchu: robię to dla siebie, czy dla niej/niego? Czy naprawdę tego chcę? Komu jest na rękę mój strach przed wyrażeniem własnego zdania? W większości przypadków okaże się, że robiąc komuś przysługę albo powstrzymując się przed odmową, sama nic na tym nie zyskasz, a wręcz stracisz. W takiej sytuacji masz pełne prawo do tego, by powiedzieć „nie” i na pierwszym miejscu postawić siebie.
Zacznij ćwiczyć zdrowe stawianie granic już dziś i pod żadnym pozorem nie zrażaj się tym, że twoi bliscy z początku mogą reagować na te zmiany nerwowo. Im także daj czas na to, by przyzwyczaili się do radzenia sobie samemu. Powodzenia!
Artykuł opracowany na podstawie: J. Bernstein, „Why Your „Nice” Personality Might Be Ruining Your Life”, psychologytoday.com [dostęp: 25.06.2025].