Każda zmiana stylu życia wymaga czasu, cierpliwości i wyrozumiałości wobec samego siebie. Nie chodzi o perfekcję, ale o to, by ciągle się starać być najlepszą wersją siebie. Krok po kroku, dzień po dniu – to klucz do prawdziwych i trwałych zmian.
Wywiad pochodzi z książki „Kobiety, które pragną zmiany” (wyd. REBIS).
Katarzyna Troszczyńska: Zmiana stylu życia zaczyna się…
Sylwia Sitkowska: Od wielkiego entuzjazmu. Ale pierwszy impuls mija i ta zmiana staje się prawdziwym wyzwaniem.
„Chcę schudnąć do wakacji” – myśli wiele kobiet. Tak może wyglądać początek tej zmiany?
Motywacja zewnętrzna, jak chęć schudnięcia, by lepiej wyglądać na wakacjach, działa tylko przez krótki czas. Po powrocie z wakacji ta motywacja znika, bo cel został osiągnięty. Inaczej jest w przypadku motywacji wewnętrznej.
Czyli?
Motywacja wewnętrzna to jest coś, co ma dla nas naprawdę znaczenie. Na przykład zdrowie, lepsze samopoczucie, więcej energii na co dzień. Dobrze jest zadać sobie pytania: Dlaczego chcę zmienić styl życia? Co mi to da na co dzień? Zrozumienie, że robimy to dla siebie – nie dla kogoś innego, nie dla okazji – pomoże nam utrzymać trwałe zmiany.
Drugim ważnym mechanizmem jest praca z nawykami. Nasz mózg kocha rutynę – dzięki niej oszczędza energię. Dlatego nie chodzi o to, żeby nagle zrobić totalną rewolucję i zacząć ćwiczyć codziennie po dwie godziny albo całkowicie zmienić dietę. Wystarczy, że wprowadzimy małe zmiany, które stopniowo przekształcą się w nawyki. Zamiast postanowienia „będę codziennie biegać” zacznijmy od „wyjdę trzy razy w tygodniu na 10-minutowy spacer”. Te małe kroki, kiedy stają się częścią naszej codzienności, tworzą podstawę do większych zmian.
Bardzo pomocne jest też ustawienie sobie konkretnych, realistycznych celów. To, co często podcina skrzydła, to stawianie sobie nierealistycznych wymagań – np. „zrzucę 10 kg w miesiąc”. Gdy ten cel nie zostaje osiągnięty, czujemy frustrację i porzucamy wszystko. Lepiej postawić sobie mniejszy, realistyczny cel, który będzie możliwy do osiągnięcia, i cieszyć się z każdego postępu. Celebracja małych sukcesów, takich jak regularna aktywność przez tydzień, daje nam poczucie osiągnięcia i motywuje do tego, żeby kontynuować zmianę.
Istotna jest też zmiana sposobu myślenia o sobie samym. Bardzo często nasze wcześniejsze próby zmiany stylu życia kończyły się na tym, że wracałyśmy do starych nawyków. Za tym szło myślenie: „Nie nadaję się do tego”, „Nigdy nie dam rady”. Taki wewnętrzny krytyk potrafi skutecznie zniszczyć nasze wysiłki. Ważne jest, aby nauczyć się samoakceptacji i patrzeć na siebie z łagodnością – jeśli zdarzy się dzień, w którym nie trzymasz diety albo nie wyjdziesz na spacer, to nie oznacza, że wszystko przepadło. Liczy się to, co robimy na dłuższą metę, a nie pojedyncze potknięcia.
Pomocne mogą być również konkretne rytuały. Może to być coś prostego, jak wypicie szklanki wody zaraz po wstaniu z łóżka albo rozciąganie przez pięć minut przed snem. Kiedy te rytuały stają się częścią naszej codzienności, tworzą fundament, na którym łatwiej budować zdrowsze nawyki.
Każda zmiana stylu życia wymaga czasu, cierpliwości i wyrozumiałości wobec samego siebie. Nie chodzi o perfekcję, ale o to, by ciągle się starać być najlepszą wersją siebie. Krok po kroku, dzień po dniu – to klucz do prawdziwych i trwałych zmian.
Dlaczego niektórym osobom tak trudno utrzymać zdrowe nawyki na dłużej? Czy to kwestia motywacji, czy może czegoś głębszego, jak nasza emocjonalna relacja z jedzeniem, o czym mówi się coraz więcej?
Wielu z nas wydaje się, że brak motywacji to główny powód, dla którego nie potrafimy trzymać się zdrowych nawyków. „Gdyby tylko bardziej mi się chciało – myślimy – wszystko wyglądałoby inaczej”. Ale gdy zagłębimy się w ten temat, okazuje się, że brak motywacji to tylko powierzchnia. Prawdziwa odpowiedź tkwi głębiej, w naszych emocjach, przekonaniach i doświadczeniach związanych z jedzeniem i ruchem.
Często wracamy do nawyków, które już dawno chcieliśmy zostawić za sobą, bo kojarzą nam się z poczuciem bezpieczeństwa czy ukojenia. Przykładowo jedzenie nie zawsze jest tylko jedzeniem – czasem to jedyny moment wytchnienia w ciągu dnia, czasem coś, co łagodzi napięcia emocjonalne.
To trochę jak spotkanie ze starym przyjacielem, które choć nie zawsze wychodzi nam na dobre, to daje chwilowe poczucie komfortu.
Podobnie jest z ruchem. Być może w dzieciństwie ktoś nas wyśmiewał podczas zajęć sportowych, a może nie czuliśmy się dość dobrzy, by angażować się w aktywność fizyczną. Te wspomnienia zostają gdzieś głęboko i blokują nas, nawet gdy chcemy uprawiać sport, i w takim wypadku trudno jest czerpać z niego przyjemność. Dlatego każda próba wprowadzenia zdrowych nawyków staje się batalią nie tyle z lenistwem, ile z całym bagażem przekonań i emocji.
Motywacja jest ważna w dokonywaniu zmian, ale jeszcze ważniejsza jest dyscyplina i zrozumienie, dlaczego tak trudno mi ją zachować. Dlaczego po raz kolejny próbuję coś zmienić i mi nie wychodzi? Tutaj możemy się spotkać z różnymi trudnymi emocjami, kt.re stoją za porzucaniem celu – strachem, potrzebą bezpieczeństwa, niepewnością. Jednocześnie sama motywacja bez dyscypliny nie poniesie nas dalej.
Bo?
Wyobraź sobie motywację jako zapłon, ten jednorazowy impuls, który uruchamia silnik. Gdy wsiadamy do samochodu, przekręcamy kluczyk, zapłon działa – w tym momencie pojawia się potężna iskra, która daje początek ruchowi. Tak samo działa motywacja: to ona nas „odpala”, sprawia, że wyruszamy w drogę z pełną energią i entuzjazmem.
Jednak sama iskra zapłonu nie wystarczy, aby przejechać długą trasę. Potrzebne jest coś więcej, co będzie zasilało silnik przez całą drogę. I tu pojawia się dyscyplina, która działa jak paliwo. Bez niej szybko stanęlibyśmy na poboczu, wyczerpani i gotowi zrezygnować z dalszej podróży. Dyscyplina,
tak jak paliwo, nie jest jednorazowym impulsem; to stałe, wciąż dostarczane paliwo, które pozwala silnikowi działać bez przerwy, kilometr za kilometrem, niezależnie od tego, czy widzimy cel, czy są dni, kiedy chwilowo tracimy zapał.
Kiedy mamy pełen bak – wystarczającą dawkę dyscypliny – to nawet jeśli motywacja osłabnie, nie zatrzymamy się. Możemy kontynuować jazdę, stopniowo zbliżając się do celu. Dyscyplina sprawia, że napęd działa, utrzymując nas w ruchu, pomagając pokonywać przeszkody, które spotykamy po drodze. W tym sensie dyscyplina jest tym, co naprawdę zapewnia wytrwałość i długoterminową skuteczność. Nie polega na intensywnych wybuchach energii, jak motywacja, ale na stałym, równomiernym dostarczaniu siły, która umożliwia przejechanie całej trasy.
Mój mąż – to jest dopiero dyscyplina. Patrzę na niego i nie mogę wyjść z podziwu. Od lat niemal codziennie idzie na trening BJJ (brazylijskie jiu-jitsu). Bez względu na to, czy pada, czy jest zmęczony, czy coś go boli, wstaje, pakuje torbę i rusza. Nie ma mowy o tym, że mu się nie chce – on się nad tym nawet nie zastanawia. Podjął decyzję, że chce być w formie, że ten sport jest dla niego ważny, i to realizuje.
Zastanawiam się czasem, skąd bierze się u niego taka siła i konsekwencja. U mnie pojawia się czasem myśl: „Dzisiaj mi się nie chce”, „A może odpuszczę sobie?”. A on po prostu działa – krok po kroku, dzień po dniu. Dla niego dyscyplina to nie jest przymus, tylko naturalna część życia.
Ta wewnętrzna spójność, z jaką traktuje swoje wybory, jego postawa uświadamiają mi, że dyscyplina wcale nie musi być twardą walką z samym sobą. Patrzę na niego i wiem, że ta spokojna, stała siła, z jaką podchodzi do treningów, to coś, czego warto się uczyć, bo zmiany w życiu wprowadzamy dzisiaj. Nie wczoraj, nie jutro, tylko dzisiaj.