1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Zdrowie
  4. >
  5. „Nie jesteśmy tam brudne!”. Aga Szuścik o szkodliwych mitach związanych z higieną intymną

„Nie jesteśmy tam brudne!”. Aga Szuścik o szkodliwych mitach związanych z higieną intymną

Aga Szuścik (Fot. archiwum prywatne)
Aga Szuścik (Fot. archiwum prywatne)
Wydaje się, że nie mamy z tym problemu. Tymczasem w codziennych czynnościach higienicznych znaleźć można nasze kompleksy i stare jak świat przesądy. Jak się od nich uwolnić, wyjaśnia Aga Szuścik, edukatorka zdrowotna, specjalistka od patient experience (doświadczenie pacjenckie).

Tekst pochodzi z magazynu „Zwierciadło” 4/2025

Higiena intymna wydaje się czymś oczywistym. Okazuje się jednak, że nawet zwykłe tematy z nią związane, które porusza pani na swoich vlogach, jak choćby wkładki – wcale takie nie są. Zacznijmy więc od tego, co jest złego we wkładkach higienicznych, tych cieniutkich, małych podpaskach. Nosi je przecież wiele kobiet.

Wkładki same w sobie nie są złe – to świetny produkt na ostatnie dni miesiączki lub inne sytuacje, przy których pozostałe artykuły menstruacyjne to za dużo. Problemem jest to, że zmanipulowane reklamami i różnymi mijającymi się z prawdą przekonaniami na temat higieny, często nosimy je na co dzień. Niektóre kobiety zakładają je nawet na noc!

Po co nosić wkładki na co dzień?

Z genitaliów – zarówno żeńskich, jak i męskich – każdego dnia wypływa trochę wydzieliny, ale po to zmieniamy majtki – ten niewielki znaczek schodzi przy zwykłym praniu. Niestety, dałyśmy sobie wmówić, że bieliznę należy przed tą wydzieliną zabezpieczać, że to coś obrzydliwego. Tymczasem jeśli pochwa, macica i srom są zdrowe, wydzieliny, poza miesiączką i owulacją, nie wydobywa się tyle, by trzeba było nosić coś w bieliźnie, no i zapach nie jest nieprzyjemny. Przecież nie przyklejamy sobie wkładek do czoła, żeby zbierały sebum, pod pachy, by tam trafiał pot, do nosa, uszu i oczu, a wszędzie tam coś się wydziela. Trzeba to głośno powiedzieć: w pochwie nie ma żadnych toksyn, nie jesteśmy tam brudne!

Ktoś jeszcze tak dziś myśli, że jesteśmy tam brudne?!

Oczywiście oficjalnie nie, choć to, że pochwa jest źródłem niebezpiecznych toksyn, medycyna oficjalnie przestała twierdzić dopiero około 100 lat temu. I dziś nadal ze wszystkich wydzielin ciała ta z pochwy jest najmniej kulturowo oswojona, owiana największą tajemnicą. To tabu, wstydzimy się tego ogromnie. Oczywiście nie proponuję, byśmy dumnie kładły zużyte majtki na stole, kompletnie nie o to chodzi. Po prostu mieszanka wstydu i niewiedzy, z jaką mamy do czynienia, stresuje wiele z nas i realnie zagraża zdrowiu. Ginekologia nie ma wątpliwości: żeby cieszyć się zdrowiem, musimy tam być wilgotne, nie mamy tam pachnieć kwiatami, nasze wargi sromowe wewnętrzne nie muszą chować się pod zewnętrznymi jak u lalki Barbie. Jeśli ktoś, czytając ten wywiad, pomyśli, że to wydumane problemy – wspomnę, że wśród tysięcy wiadomości, jakie dostaję od kobiet, była też ta od mamy, której ośmioletnia córeczka uskarżała się, że jako jedyna dziewczynka w klasie nie nosi wkładek na co dzień.

W przypadku dzieci to naprawdę trudne do pojęcia! Ale może jednak są kobiety, które mają tak wiele wydzieliny, że muszą nosić wkładki cały miesiąc?

Jeśli tak jest, opcje są dwie. Pierwsza jest taka, że masz mnóstwo wydzieliny właśnie przez to, że nosisz wkładki. Jak to możliwe? Po pierwsze, pod wkładką jest cieplej i wilgotniej niż bez niej – nawet jeśli wkładka jest reklamowana jako „oddychająca”. Zresztą, proszę spróbować pooddychać przez wkładkę. A więc kiedy nosimy wkładkę na co dzień, bakterie i grzyby się tam mnożą, a wydzieliny jest więcej. Po drugie, majtki bez wkładki szybko schną, natomiast wkładki wiążą wilgoć w tak zwanej warstwie chłonnej, wydzielina tam zostaje. Po trzecie, wkładka zawsze bardziej dotyka sromu niż majtki, genitalia reagują większą ilością śluzu. Dodatkowo wkładki tworzą wilgotną powierzchnię, po której do sromu migrować mogą bakterie z okolic odbytu. Podsumowując: wkładki zwiększają ilość wydzieliny, także jeśli wymienia się je często.

Przekonująco to brzmi!

A to nie wszystko! Druga opcja to duża ilość wydzieliny z powodu jakiegoś problemu zdrowotnego, mniej lub bardziej poważnego. Ja nigdy nie nosiłam wkładek na co dzień, ale u mnie duża ilość wydzieliny okazała się objawem raka szyjki macicy.

Jeśli jednak nosi się wkładki i ma się sporo wydzieliny, to wtedy nie wiadomo, czy to przez wkładki, przez infekcję czy przez chorobę, którą warto zacząć leczyć jak najszybciej.

Z wkładkami ciężej też nauczyć się obserwować swój cykl, swoje ciało, a to jest potrzebne, by dostrzegać alarmujące zmiany. Wiele kobiet pisze w wiadomościach i komentarzach: „Przekonałaś mnie, ale jak mam zrezygnować z wkładek, skoro musiałabym wiele razy dziennie zmieniać majtki?”. Radzę im, żeby przetrzymały te tygodnie, bo z doświadczenia innych kobiet wiem, że po jakimś czasie sytuacja się normalizuje. Jeśli nie, właściwym kierunkiem jest gabinet ginekologiczny.

Codzienne wkładki to jak nowoczesna wersja polowania na czarownice. A co z sytuacją, kiedy kobieta się podnieca? Czy też chce być wtedy tam sucha?

Wydzielina z pochwy jest odbierana ambiwalentnie: kobieta podniecona, mokra jest super, ale taka, która po całym dniu zdejmuje majtki ze śladem wydzieliny, już nie. To bardzo przykre. Proszę, szukajmy wiarygodnej wiedzy, sprawdzajmy informacje, nie bądźmy podatne na reklamy oraz treści przekazywane z ust do ust. Niestety, piszą do mnie nawet osoby młode, które już z Internetu wiedzą, że noszenie wkładek jest niedobre, ale ich mamy mówią: „Absolutnie musisz nosić wkładki, żeby być higieniczna, żeby nic nie było na majtkach, żeby mąż tam nic nie widział”.

Mężczyznom, przynajmniej heteroseksualnym, fizjologia kobiet nie przeszkadza, skoro choćby w Japonii za używane przez kobietę majtki są gotowi płacić.

Mężczyźni też codziennie dają swoje majtki do prania, bo z penisa również wydobywa się wydzielina, to naturalne. Przez kilka lat prowadzenia mojej działalności dostałam od kobiet kilka wiadomości o mężczyznach zaskoczonych codziennym noszeniem przez ich partnerki wkładek: „Czemu to zakładasz, przecież nie masz miesiączki”. Nikt nigdy nie zgłosił mi, że partner oczekuje noszenia wkładek. A jeśli partner lub partnerka ma problem z fizjologią naszego ciała, to jest to problem do przepracowania.

Czyli same terroryzujemy się wyobrażeniami, które są oderwane od fizjologii, a także od seksualności?

Ze smutkiem muszę przyznać, że tak. Dlatego powtórzę: nasze miejsca intymne mają swoje wydzieliny i swój naturalny zapach. Kiedy jesteśmy zdrowe, pachniemy tam jak jogurt naturalny czy maślanka. Dzieje się to za sprawą bakterii kwasu mlekowego, dzięki którym pH pochwy jest kwaśne (nie tak kwaśne jak cytryna, ale jak pomidor lub wiśnia) i niegościnne dla chorobotwórczych mikroorganizmów. Warto zaakceptować swój zapach, a nie próbować zmieniać go na, dajmy na to, kwiatowy. Jeśli zapach jest nieprzyjemny, czas na wizytę ginekologiczną – to może być sygnał zaburzenia mikrobiomu lub infekcji. Jeżeli jednak jesteś zdrowa, ale po prostu nie lubisz swojego zapachu, polecam popracować nad akceptacją własnego ciała.

Próby usunięcia naturalnego zapachu przynoszą odwrotny skutek. Agresywna higiena, irygacje, mgiełki zapachowe i inne tego typu pomysły mogą prowadzić do zaburzenia mikrobiomu. Zapach robi się wtedy mniej przyjemny i najgorsze, co można zrobić, to stosować te zabiegi z jeszcze większą częstotliwością, a wiele z nas właśnie tak działa. Wagina nie ma być sucha – o problemach wynikających z suchości pochwy wie wiele z nas, choćby tych w transformacji menopauzalnej. Sucha pochwa to dyskomfort podczas seksu, podatność na mikrouszkodzenia i infekcje. Suchość pochwy się leczy.

Higiena to nie jest droga do tego, by pochwa była sucha i pachnąca kwiatkami?

Jest drogą do tego, aby pachniała zdrowo i była odpowiednio wilgotna. Dobrze jest z uwagą obserwować swoje ciało, wiedzieć, ile wydzieliny ma się w konkretnych fazach cyklu miesiączkowego. Uczmy się siebie i pracujmy nad akceptacją tego, jak wyglądają nie tylko nasze twarze czy brzuchy, ale i sromy.

Operacje, jeśli nie ma wskazań zdrowotnych, nie są potrzebne?

Wszelkie zabiegi i leki to coś, co powinien zalecać profesjonalista. Jeśli myślisz o zabiegu z zakresu ginekologii estetycznej, idź do kogoś, kto zna się na rzeczy, i wspólnie ustalcie, czy tego potrzebujesz. Podobny stosunek chyba warto mieć do intymnych kosmetyków, tych nie higienicznych, ale pielęgnacyjnych. Żaden balsam czy krem kategorycznie nie powinien być wprowadzany między wargi sromowe wewnętrzne. Natomiast jeśli na przykład golisz srom i chcesz zadbać o skórę warg zewnętrznych i wzgórka łonowego, możesz smarować ociupiną kosmetyku o bezpiecznym składzie.

Przestrzeń między wargami sromowymi, z racji mikrobiomu, to jednak absolutnie nie jest pole do pielęgnacyjnych eksperymentów. Nic tam nie trzeba osuszać, przywracać, oczyszczać, zakwaszać – a dostaję takie pytania.

Co jest jeszcze ważne w dobrej i zdrowej higienie intymnej?

Porozmawiajmy o myciu. Srom należy myć raz dziennie, po prostu w ramach codziennego prysznica. Nie róbmy do tego wielkiego rozkroku, nie kierujmy strumienia wody bezpośrednio na srom, by nie wypłukać zapewniającej nam zdrowe pH wydzieliny z ujścia pochwy. Wiele kobiet kupuje specjalne żele lub pianki. Opinie na ten temat są podzielone i nie możemy nieuważnie przyznać racji tylko jednej ze stron. Jeśli ktoś jest przeciwny, to OK, niech używa samej wody, to bezpieczne dla mikrobiomu, natomiast czy domyje tłustawą wydzielinę gruczołów apokrynowych warg zewnętrznych, oto jest pytanie. Jeśli ktoś używa takich kosmetyków, to też OK, natomiast niech to będzie środek sprawdzony, bez dodatków zapachowych, bardzo niewielka ilość, no i omijajmy przestrzeń między wargami. Pewne kanadyjskie badania pokazały, że takie płyny mogą zwiększać ryzyko infekcji, ale z pewnością zależy to od tego, jak i których się używa.

Podsumowując: niech sobie każdy robi, jak uważa, jeśli cieszy się zdrowiem. Warto tylko unikać szarego mydła, gdyż jego pH jest dalekie od tego, które ma wagina. Ale znowu: jeśli komuś służy, nie będę się wtrącać!

Dodam jeszcze, że najlepsze majtki to bawełniane, przewiewne, nie za ciasne. Stringi, jeśli w ogóle, nośmy na specjalne okazje, ponieważ dotykają jednocześnie sromu i okolic odbytu, bakterie mogą po tym pasku migrować. No i śpijmy bez majtek, w spodniach od piżamy, w koszuli lub nago.

A seks i higiena? Jakie są dobre zasady?

Po seksie dobrze jest umyć srom i zrobić siku, dzięki czemu strumień moczu wypłucze bakterie z okolic cewki moczowej, jak woda na zjeżdżalni w aquaparku. Wybierajmy gadżety erotyczne wykonane z bezpiecznych materiałów i skonstruowane tak, by można było dbać o ich czystość. Kupując gadżet, zwracajmy więc uwagę na to, czy można go łatwo utrzymać w czystości, czy nie ma problematycznych zakamarków. Najlepiej, gdy przyciski są jak nadrukowane, to znaczy całe urządzenie ma równą powierzchnię.

A jak je czyścić?

Wiele osób zabiera je ze sobą pod prysznic i myje tak jak siebie. Są też specjalne środki, ale nie każdy nada się do wszystkich gadżetów. Czytajmy informacje na opakowaniu.

Gadżety soniczne i inne masażery łechtaczki nierzadko mają membrany, których nie można myć, ale wypucować okolice patyczkiem higienicznym nikt nie broni. Ach, przypominam też o prezerwatywach, to skuteczna ochrona przed chorobami i infekcjami!

Czy zajmowanie się tą tematyką pomogło pani także polubić swoją kobiecość?

Cóż, przed diagnozą traktowałam swoje ciało jak wspólnika, z którym prowadzę firmę i który tylko mnie wkurza. Za każdym razem, kiedy ciało pokazywało mi, że jest coś nie tak, choćby upławami, chciałam pozbyć się samego objawu.

Po diagnozie raka szyjki macicy zaczęłam zadawać sobie pytania. Dlaczego nie wiedziałam nic o moim ciele, o jego wydzielinach? Dlaczego nie robiłam regularnie cytologii? Stworzyłam o mojej chorobie projekt fotograficzny, który stał się bardzo popularny. Kobiety zaczęły do mnie pisać i tak to się zaczęło.

Dziś zajmuję się edukacją na temat zdrowia, głównie w zakresach ginekologii i szeroko pojętej profilaktyki, zawsze na podstawie dowodów naukowych, współpracując z ochroną zdrowia. Moją misją jest, abyśmy poznawały nasze ciała i dbały o nie. Rak w trzecim stadium pokazał mi, że ciało jest moim przyjacielem, że robi wszystko, żebym przeżyła. Dlatego wysyła sygnały, że coś jest nie tak, a ja mogę coś z tym zrobić: orientować się, chodzić na wizyty, pamiętając o prawie do intymności i godności, trzymać się zaleceń, podejmować zdrowsze decyzje. Tylko we własnym ciele możemy spełniać nasze marzenia i spędzać czas z najbliższymi, więc im to ciało jest zdrowsze – także srom, pochwa, macica, jajniki, jajowody i mięśnie dna miednicy – tym lepiej.

Fot. materiały prasowe Fot. materiały prasowe

Aga Szuścik, wykładowczyni patient experience, autorka książki „GinekoLOGICZNIE”. Od 2018 żyje z rakiem szyjki macicy i wspiera kobiety w zakresie zdrowia ginekologicznego oraz profilaktyki. Edukatorka zdrowotna, prelegentka TEDx, jedna ze 100 osób wspierających edukację seksualną w Polsce według „Forbes Women”, absolwentka programu Open World.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze