1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Kultura
  4. >
  5. „Głos potwora” Agnieszki Smoczyńskiej to emocjonalny nokaut. Premiera spektaklu na Malcie w Poznaniu poruszyła widzów do łez

„Głos potwora” Agnieszki Smoczyńskiej to emocjonalny nokaut. Premiera spektaklu na Malcie w Poznaniu poruszyła widzów do łez

„Głos potwora” (Fot. materiały prasowe)
„Głos potwora” (Fot. materiały prasowe)
Odbyła się jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tegorocznego festiwalu Malta w Poznaniu. To nowa zaskakująca opera w reżyserii Agnieszki Smoczyńskiej.

Na ten operowy spektakl z niecierpliwością w Poznaniu czekano, snując najróżniejsze domysły. Bo chociaż jeszcze przed prapremierą, która miała miejsce 27 czerwca (ósmego dnia trwania poznańskiej Malty) pojawiały się w mediach liczne zapowiedzi „Głosu potwora”, a także kilka wywiadów z pracującą nad spektaklem Agnieszką Smoczyńską, więcej było tu niewiadomych niż pewników. Zastanawiano się, jak jedna z najciekawszych polskich reżyserek filmowych („Córki dancingu”, „Fuga”, „Silent Twins”) podejdzie do tematu. Do jakiego stopnia zainspiruje się w swojej inscenizacji operowej pierwowzorem, czyli prawdziwymi losami Salomona Perela, żydowskiego chłopca, który w czasie II wojny światowej, udając volksdeutscha, ukrywał się w szeregach Hitlerjugend? I czy to, że „Głos potwora” jest hołdem dla dzieła Agnieszki Holland, słynnego, nakręconego w 1990 roku obrazu „Europa, Europa” – opowiadającego o losach Perela – oznacza, że opera będzie bezpośrednio nawiązywać do scen z tego filmu? A wreszcie, jak to możliwe, że w obsadzie jest tylko jeden solista, jak tak pełną zwrotów akcji historię zamknąć w inscenizacji, która z opisu wydaje się być monodramem?

„Głos potwora” (Fot. materiały prasowe) „Głos potwora” (Fot. materiały prasowe)

Zanim o samym spektaklu, warto uściślić, że „Głos potwora” jest oczywiście dziełem nie tylko Smoczyńskiej. W przypadku oper zwykle jako pierwsze wymienia się nazwisko kompozytora – to Alek Nowak, znany festiwalowej publiczności z poprzednich edycji Malty, choćby z „Ja, Şeküre”: opery opartej na motywach głośnej powieści Orhana Pamuka „Nazywam się Czerwień”. Z kolei autorem libretta jest dramaturg Robert Bolesto, który współpracował z Agnieszką Smoczyńską nie raz, i nie tylko w kinie. Do dwóch innych osób, które nadały „Głosowi potwora” kształt i charakter, jeszcze nawiąże, tymczasem przyjrzyjmy się samemu tytułowi, tak różnemu od tytułu filmowego pierwowzoru. Oto pośrodku sceny rzeczywiście widzimy potwora. A właściwie to, co z niego zostało – krwawe fragmenty olbrzymiego cielska, trudno patrzeć na nie bez poczucia grozy. Zresztą na scenie pojawi się jeszcze kilka innych nie mniej przerażających eksponatów, wszystkie wystawione w muzeum: występujące tu postacie wyglądają jak muzealni pracownicy – magazynierzy, kuratorzy. I jak publiczność zwiedzająca wystawę upamiętniającą przerażający rozdział historii. W „Europie, Europie” Agnieszki Holland oglądaliśmy czasy Trzeciej Rzeszy i zagładę Żydów, z kolei w operowej inscenizacji mamy mityczne odniesienia: świat, gdzie armia Hadesu planuje, po czym konsekwentnie realizuje plan zagłady rodu Meduz. Boska nieśmiertelność nie ma tu znaczenia – jak w greckim micie, sposobem, żeby pozbawić Meduzę życia, jest odcięcie jej głowy. W jednej ze scen oglądamy więc deszcz odciętych meduzich głów. Całość spaja postać głównego bohatera, który ukrywa swoją prawdziwą tożsamość i trafia do bardzo przypominającej Hitlerjugend szkoły dla młodych Erynii, wiernych siłom Hadesu.
Mimo mitycznego anturażu, kilka momentów spektaklu zostało zaczerpniętych dosłownie z dialogów filmu Holland. No właśnie: dialogów. Jak na operowy monodram na scenie jest zdecydowanie za dużo osób. Kwestie wielu różnych postaci wykonuje chór (poza jedną arią w duecie). Są i tancerze. No i wreszcie główna postać – kontratenor Jan Jakub Monowid śpiewa urzekająco, już choćby dla samej barwy jego głosu warto wybrać się na „Głos potwora”.

„Głos potwora” (Fot. materiały prasowe) „Głos potwora” (Fot. materiały prasowe)




Na koniec dodam jeszcze ciekawostkę, zakulisową scenkę podpatrzoną podczas prapremiery w Poznaniu, w holu tamtejszej Auli Auris. W tłumie oczekujących na rozpoczęcie spektaklu stały dwie dziewczyny. „Słuchaj”, zagadnęła w pewnym momencie jedna z nich, „Czy Smoczyńska to w końcu pseudonim czy prawdziwe nazwisko?”. I choć w pierwszym odruchu, zaskoczona, a jednocześnie śmiejąc się w duchu, miałam ochotę odpowiedzieć, że jednak nazwisko, w odruchu drugim doszłam do wniosku, że to pytanie jak najbardziej uzasadnione i genialne w swoim założeniu. Bo przecież smok – w zależności od punktu widzenia albo przerażający potwór, albo pełne godności tajemnicze stworzenie – jest doskonałym symbolem tego, co Agnieszkę Smoczyńską interesuje zarówno w kinie, jak i, sądząc po najnowszej operowej premierze, na scenie.

„Głos potwora” (Fot. materiały prasowe) „Głos potwora” (Fot. materiały prasowe)



Swoją drogą, w „Głosie potwora” są elementy kina zupełnie dosłowne: na scenie pojawia się biały ekran, a na nim wyświetlany jest niemy film, coś w rodzaju kroniki filmowej, tyle że niezwykle mrocznej i w swoim mroku stylowej. Byłam absolutnie pewna, że autorką kroniki jest Agnieszka Smoczyńska, tak bardzo pasowało mi to do jej filmowej wyobraźni i wrażliwości, a jednak się myliłam – za wszystkimi projekcjami wizualnymi stoi młody artysta Natan Berkowicz, którego reżyserka zaprosiła do współpracy. Decyzja w punkt, bo ten filmowy element to jedna z najbardziej poruszających scen całego spektaklu.

„Głos potwora” (Fot. materiały prasowe) „Głos potwora” (Fot. materiały prasowe)



„Głos potwora” swoje festiwalowe życie rozpoczął na poznańskiej Malcie, a teraz rusza dalej. Najbliższą okazją, żeby zobaczyć tę koprodukcję festiwalu Malta z Operą Bałtycką w Gdańsku oraz Narodowym Centrum Kultury jest Baltic Opera Festival, który potrwa od 10 do 16 lipca w Sopocie i Gdańsku.

„Głos potwora” (Fot. materiały prasowe) „Głos potwora” (Fot. materiały prasowe)

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze