Po latach wróciła na wybiegi. Z siwymi włosami i nowym spojrzeniem na życie i świat mody. Doceniła i zauważyła samą siebie. Bogna Sworowska jest w procesie zmian i generalnych porządków, chętniej ryzykuje, dużo się śmieje, czasem płacze. I mówi, że to właśnie teraz jest jej najlepszy czas.
Umawiałyśmy się na wywiad, kiedy właśnie wylądowałaś – wracałaś z pokazów – i walczyłaś z jetlagiem. Wczoraj, kiedy napisałam z pytaniem, o której się widzimy, nagrałaś mi wiadomość: „Skończyłam spotkanie, zaraz lecę na następne, jak skończę, to się odezwę”. A przecież teoretycznie byłaś jeszcze na urlopie.
Dużo się dzieje. Jest wiele rzeczy, które ciągnę, i nowych, które chcę rozwijać. Mam mnóstwo planów. Jest część piarowo-marketingowa, którą na chwilę zawiesiłam, żeby ją przeobrazić w coś lepszego, ale z niej nie rezygnuję. Nie wrócę już do organizowania eventów, chcę skupić się raczej na konsultacjach, analizach, doradztwie. No i jest znowu modeling. Od dwóch lat, ale od zeszłego roku coraz szybciej się to toczy i przybiera coraz ciekawsze formy. Pomyślałam: let’s go with the flow, girl, idę za tym, co życie proponuje. Jeśli jest zainteresowanie, jeśli są ciekawe projekty, będę się w tym realizować i czerpać z tego przyjemność.
Ale jak to było – dostałaś propozycję powrotu na wybieg i entuzjastycznie się zgodziłaś? Bez cienia wahania?
Na początku był tylko entuzjazm. Ale rzeczywistość już na samym początku ten optymizm ostudziła. Wszystko dlatego, że miałam inne wyobrażenie samej siebie. Bo jak patrzymy w lustro, to niby siebie widzimy, ale nie jest to cała prawda o nas. W młodości pracowałam w modelingu, to siłą rzeczy jest związane z wyglądem, choć nie mogę powiedzieć, żebym się akurat na tym specjalnie skupiała. Potem przez lata miałam zawód, w którym to zupełnie nie było istotne i, prawdę mówiąc, bardzo się z tego powodu cieszyłam. Tworzyłam wizerunek innych i to, czy sama jestem bardziej szczupła czy mniej, czy mam wory po oczami, czy nie – nie miało znaczenia. Wróciłam do modelingu w wieku znacznie dojrzalszym. A dojrzałość wpływa na nas i fantastycznie, i mniej fantastycznie. Choć teraz jestem bardzo szczęśliwa, to jednak nie idealizuję tego okresu w życiu. Bywa trudno. Musimy przejść przez menopauzę, przez różne rozstania, straty, musimy często odbudowywać na nowo nasze życie w wieku 50 czy 60 lat, a to przecież nie zawsze jest proste. (O swoim doświadczeniu menopauzy Bogna Sworowska opowiedziała nam w wywiadzie „Przejęłam kontrolę nad menopauzą”, przyp.red.)
Gdy przyjaciele i jednocześnie właściciele mojej agencji Selective, Marcin i Mateusz, złożyli mi propozycję powrotu, przyjęłam to trochę z przerażeniem, bo trochę byłam w szoku, ale i z entuzjazmem, radością. Ale kiedy zrobiłam pierwszą sesję, kiedy zobaczyłam mocno dojrzałą kobietę, dojrzałą Bognę, to choć wiedziałam, że klienci takiej Bogny chcą – efekt i tak mnie przeraził. I na chwilę cofnął. Musiałam to przerobić i przetrawić, jak wszystko w życiu. Ten pierwszy moment był szokujący, bo ja tej Bogny – jakby to powiedzieć – chyba nie byłam świadoma.
Inną miałaś w głowie?
Inną. Była więc praca do zrobienia, zawsze byłam wobec siebie bardzo krytyczna (takie wychowanie). Wykonałam ją sama, ale też koledzy mnie kołczowali. Przekonały mnie różne względy, również te finansowe. Słyszałam od nich: „Chyba nienormalna jesteś, chcą ci płacić kupę kasy za to, że jesteś dojrzała i masz siwe włosy, a ty się wahasz? Pomyśl nad tym i wejdź w nowe buty, przestań porównywać te dwie Bogny, nie rób tego, nie tędy droga”. I ja powoli, krok po kroku, rzeczywiście przestałam to robić. Poza tym teraz jestem znacznie silniejsza, dojrzałość powoduje ewolucję, pożądaną ewolucję – zyskujemy umiejętność wychodzenia z ciężkich sytuacji, potrafimy lepiej zająć się sobą. To jest czas niezwykle ważny dla nas, kobiet, chcę o tym głośno mówić: nie możemy czuć, że jesteśmy gorsze, że czegoś nam brakuje, że coś minęło. Nie, mamy doświadczenia całego życia, które pozwalają wychodzić szybko z kryzysów, rozstań, utrat. A to ten wiek, w którym z utratami się borykamy. Jesteśmy emocjonalne, przerabiamy, mielimy różne rzeczy zamiast zawinąć w papierek, wyrzucić i iść dalej. Cały czas się tego uczę, coraz szybciej do tego dochodzę i szybciej dokonuję zmian. Teraz dzięki chłopakom przeszłam ten kryzys, i luz. Jestem im wdzięczna, że z tego nie zrezygnowałam.
Bogna Sworowska (Fot. Aleksandra Zaborowska)
Pamiętam, jak starsze znajome kiedyś mnie przygotowywały do tego wieku, mówiły, że będę pod każdym względem mało istotna, że będę „za mało” – za mało ładna, za mało młoda, że wiele rzeczy się kończy, ciągle to słyszałam. Więc my się tego boimy, spinamy i w efekcie gorzej przechodzimy menopauzę, gorzej się czujemy. I gorzej myślimy o sobie.
Obejrzyj także: Bogna Sworowska, zza kulis sesji okładkowej kwietniowego „Zwierciadła”
Rozumiem, że patrzyłaś na Bognę na zdjęciach i byłaś zdziwiona i niezbyt zachwycona tym, co widzisz. Czy tylko to cię zatrzymało? Czy była tam też domieszka wstydu? Mam poczucie, że nas, kobiety, świat ciągle dyscyplinuje, każe nam się wpasowywać w różne ramy, a jak nam z tych ram wystaje noga czy czubek głowy, to się nas zawstydza. Jak to, w tym wieku? Nie wypada, nie uchodzi, tak się nie robi…
Tak byłyśmy wychowywane.
Czułaś coś takiego?
Nie, nie czułam wstydu, raczej byłam zaskoczona surowością dojrzałości, stała się bardzo namacalna, odczuwalna. To nie chodziło o innych, nie o to, że ludzie mnie taką dojrzałą zobaczą. Ja sama musiałam się przyzwyczaić do innej siebie. Starzejemy się czy dojrzewamy i nie widzimy tego, czasem się zdarza, że nagle zerknę na siebie w lustrze: o kurde, piersi jeszcze niżej…
W lustrze widzimy się statycznie, w określonej nieruchomej pozie, z wyciągniętą szyją, nie widzimy się w ruchu, w mimice, w rozmowie, w śmiechu…
…w życiu! No jasne. Jak się nie pilnujesz, jesteś w domu i ktoś ci robi zdjęcie – mój syn uwielbia strzelać i kolekcjonować takie, jak je nazywam, „ohydki” – to szkoda gadać, tu worki pod oczami, tu trzy podbródki. Ale ja poczułam tylko zaskoczenie, prawdę, do której musiałam się przyzwyczaić i uwierzyć, że tę autentyczną Bognę ludzie chcą oglądać i że ja ją bardzo polubię.
Bogna Sworowska (Fot. Aleksandra Zaborowska)
Pojawia się ta słynna niewidzialność – co o niej myślisz?
Dzięki nowej pracy i nowemu nastawieniu w ogóle tego nie brałam pod uwagę. Zresztą ani przez chwilę nie czułam się niewidzialna, dostrzegam czasem, że interesują się mną faceci, także ci młodsi… Ale przede wszystkim dobrze się ze sobą czuję i czułam.
A jak ci było z młodymi dziewczynami na backstage’u, przebieracie się, jesteście, powiedzmy, niekompletnie ubrane…
W gaciorach biegamy, czasami bez staników! Na korytarzu pięć dziewczyn, ja coś przymierzam, tyłek wypięty i nikt na to nie patrzył, choć 20 osób dookoła się kręciło. Czułam się wspaniale. One są ciekawe, jak wygląda ciało takiej 60-letniej kobiety. I mnie są ciekawe. Myślałam, że będę wykluczona, że będzie mi smutno, ale nic podobnego się nie wydarzyło. Chcą, żebym opowiadała im o moim życiu – i dziewczyny w Polsce, i za granicą, na fashion weeku w zeszłym roku, pytały: „A ty modelowałaś w latach 80., 90.?”. „Tak”. „O, super, pokaż zdjęcia, pokaż Instagram, pokaż, co robisz”. Nie odstępują mnie na krok. Byłam w szoku, tak fajne znajomości mam po tamtym fashion weeku. No i miód na serce, kiedy zobaczyłam, jak piękne są teraz castingi do pokazu, jak różnorodni są ludzie, którzy biorą w nich udział.
Jest inaczej?
Zupełnie! Jest inkluzywność, moda wreszcie pokazuje, że nie jest tylko dla wybranych, pięknych i zgrabnych, że jeśli marki chcą osiągnąć sukces i zarobić pieniądze, muszą odnaleźć drogę do wszystkich. I te pokazy to była totalna inkluzywność, ludzie o każdym kolorze skóry, różnej figurze, płci, osoby z niepełnosprawnościami. Mieliśmy superczas, wspieraliśmy się nawzajem. Bałam się bariery, a niczego takiego nie było. Teraz przede mną kolejny fashion week, nie mogę się doczekać. Najpierw przyszła radość z tego, co robię, a potem zobaczyłam, że jest w tym w dodatku ważna misja.
Mówisz o misji, którą niesie dziś moda?
Tak, ale też o mojej prywatnej misji. Ja bym chciała kobietom w moim wieku i starszym pokazać, jak przejść przez ten czas w życiu szczęśliwie, jak odnaleźć radość, jak pokochać siebie. Bo zaczęłam od siebie – od porządkowania swojego życia. Cały czas to robię, jestem na etapie zmian. Pracuję, pokazuję na Instagramie i TikToku, jak się ubierać, jak o siebie zadbać, pomyśleć o sobie, znaleźć czas i przestrzeń, jak poszaleć, mówię: ubierajcie się, kobiety, jak lubicie, jak chcecie, ale nie bójcie się, nie myślcie, co wypada, co nie. Kochasz swoje nogi, pokaż je, pokazuj to, co masz najlepsze. Namawiam: próbujcie, róbcie zdjęcia, popatrzcie, w czym wam lepiej i w tym kierunku idźcie, to fajna zabawa, a przy tym poznajecie siebie na nowo.
Dokoła nas cała masa sytuacji i ludzi, którzy podcinają nam nogi, ktoś uważa, że jesteśmy za stare do pracy, za stare do mini, do zabawy, do szaleństwa, do seksu. Nie można tak myśleć. Ta moja misja to też podzielenie się doświadczeniem, coraz więcej o tym mówię na spotkaniach z kobietami, które są ciekawe, jak ja to robię, jak pracuję, jak żyję. Okej, czasem też sobie popłaczę, czasem mi przykro, ale nie ma niczego bez silnego doświadczenia i przepracowania. Masz wobec siebie wątpliwości, zastanów się, dlaczego, co możesz zmienić, ulepszyć. W tej pracy cię nie chcą, idź do innej. Przysięgam, że gdybym nie mogła zarobić ani w modelingu, ani w PR, jeździłabym taksówką, uczyłabym języków obcych, milion rzeczy bym robiła, wymyślałabym zawody, których nie ma. No i czasem trzeba się pewnych rzeczy pozbyć w życiu, żeby nowe przyszło, dlatego te porządki teraz robię.
Jest inaczej?
Zupełnie! Jest inkluzywność, moda wreszcie pokazuje, że nie jest tylko dla wybranych, pięknych i zgrabnych, że jeśli marki chcą osiągnąć sukces i zarobić pieniądze, muszą odnaleźć drogę do wszystkich. I te pokazy to była totalna inkluzywność, ludzie o każdym kolorze skóry, różnej figurze, płci, osoby z niepełnosprawnościami. Mieliśmy superczas, wspieraliśmy się nawzajem. Bałam się bariery, a niczego takiego nie było. Teraz przede mną kolejny fashion week, nie mogę się doczekać. Najpierw przyszła radość z tego, co robię, a potem zobaczyłam, że jest w tym w dodatku ważna misja.
Mówisz o misji, którą niesie dziś moda?
Tak, ale też o mojej prywatnej misji. Ja bym chciała kobietom w moim wieku i starszym pokazać, jak przejść przez ten czas w życiu szczęśliwie, jak odnaleźć radość, jak pokochać siebie. Bo zaczęłam od siebie – od porządkowania swojego życia. Cały czas to robię, jestem na etapie zmian. Pracuję, pokazuję na Instagramie i TikToku, jak się ubierać, jak o siebie zadbać, pomyśleć o sobie, znaleźć czas i przestrzeń, jak poszaleć, mówię: ubierajcie się, kobiety, jak lubicie, jak chcecie, ale nie bójcie się, nie myślcie, co wypada, co nie. Kochasz swoje nogi, pokaż je, pokazuj to, co masz najlepsze. Namawiam: próbujcie, róbcie zdjęcia, popatrzcie, w czym wam lepiej i w tym kierunku idźcie, to fajna zabawa, a przy tym poznajecie siebie na nowo.
Dokoła nas cała masa sytuacji i ludzi, którzy podcinają nam nogi, ktoś uważa, że jesteśmy za stare do pracy, za stare do mini, do zabawy, do szaleństwa, do seksu. Nie można tak myśleć. Ta moja misja to też podzielenie się doświadczeniem, coraz więcej o tym mówię na spotkaniach z kobietami, które są ciekawe, jak ja to robię, jak pracuję, jak żyję. Okej, czasem też sobie popłaczę, czasem mi przykro, ale nie ma niczego bez silnego doświadczenia i przepracowania. Masz wobec siebie wątpliwości, zastanów się, dlaczego, co możesz zmienić, ulepszyć. W tej pracy cię nie chcą, idź do innej. Przysięgam, że gdybym nie mogła zarobić ani w modelingu, ani w PR, jeździłabym taksówką, uczyłabym języków obcych, milion rzeczy bym robiła, wymyślałabym zawody, których nie ma. No i czasem trzeba się pewnych rzeczy pozbyć w życiu, żeby nowe przyszło, dlatego te porządki teraz robię.
Bogna Sworowska (Fot. Aleksandra Zaborowska)
A co było zapalnikiem do rozpoczęcia procesu zmian, o którym mówisz?
Tak naprawdę te dwa ostatnie lata, i nie mam tu na myśli tylko modelingu, ale też zmiany w życiu zawodowym i prywatnym, wiele mocnych rozczarowań. Teraz wiem, że one mnie wzmocniły, pobudziły, nadały nowy kierunek. Ale modeling oczywiście też miał w tym udział. Wychodzenie z moich stref komfortu. Pewne rzeczy były zasiedziałe, pewne relacje, praca. Widziałam, że już słabo funkcjonują, ale się ich trzymałam, bo zawsze jest w nas strach przed nowym i nieznanym. Okazało się, że to błąd. Przestałam się wielu rzeczy bać, bo jak zrobisz jeden krok, to łatwiej zrobić drugi i trzeci. I to nie dotyczy tylko pracy, po prostu kiedy inaczej siebie postrzegasz, zaczynasz ewoluować. Weszłam głębiej w część emocjonalną, w sprawy astrologiczne, numerologiczne. Chodzę do osteopaty, dużo ćwiczę. Choć teraz na dwa miesiące zrobiłam sobie wolne, bo tego potrzebowałam, byłam wykończona – i dałam sobie na to przyzwolenie. Chodziłam na spacery – sama, z mamą, z przyjaciółkami, miałam czas dla siebie. Bo przez całe lata funkcjonowałam wyłącznie w trybie zadań, obowiązków. Bałam się powiedzieć: biorę dzień wolny. No nie, przecież nie mogę, wszystko się zawali. Jechałam na wakacje i przez pierwsze trzy dni nie wiedziałam, co z sobą zrobić, nie umiałam odpoczywać. Już umiem, do bólu dobrze. Do wszystkiego trzeba dojść i teraz bez strachu zaczęłam analizować różne elementy w życiu: aha, to już nie funkcjonuje, to albo naprawię, albo żegnam.
Czym są te elementy?
Praca, życie osobiste, znajomi, przyjaciele, ja sama – mój stosunek do mnie, czy ja siebie lubię, szanuję.
I jak sobie odpowiedziałaś na te pytania?
Zaczęłam się bardzo cenić i lubić! Wcześniej nigdy nie miałam czasu ani pomysłu, żeby się nad tym zastanawiać. Nie zadawałam sobie ważnych pytań. Czy ja się szanuję? Czy chcę dbać o zdrowie? Czy chcę długo żyć? A chcę. Chcę pomóc synowi skończyć studia, zobaczyć, jakim będzie człowiekiem, ale też realizować własne plany. Pracować, dopóki będę mogła. Kochać! A co to może zburzyć? Zdrowie. Jak nie zaczniemy o siebie dbać, może być różnie. Młode pokolenie jest mądre, mądrzejsze od nas. Mam młodą współpracownicę, widzę, jak ważny jest dla niej balans praca – życie. Ale też jak potrafi stawiać granice. Ja się tego od niej uczę.
Masz dobry czas?
Najlepszy czas mojego życia. Potrzebowałam czegoś, co mnie pobudzi do działania, do analizy, do zmiany. „Czego się boisz, szalona kobieto – myślałam – co możesz stracić? No przecież nic”. Nie musimy czuć się młodo, żeby czuć się świetnie. Polubiłam siwe włosy. Wiesz, ile dziewczyn do mnie teraz pisze: „Pani Bogno, mąż mówi: »A mnie to wisi, czy się będziesz farbować, czy nie, kocham cię i tak«, a ja się przecież dla niego farbowałam”?!
Czytaj także: Siwe włosy na życzenie. Czy da się uniknąć odrostów? Rozmowa z Jagą Hupało, fryzjerką i stylistką
Sygnałów, że zmiana się dokonuje, może być wiele, tylko często jesteśmy tak zmęczone, że ich nie zauważamy, nie widzimy okazji – a teraz widzę każdą. I jak paryska agencja mówi: „Klient płaci za przelot, hotel, nie wiadomo, co z tego wyniknie, ale jeśli się uda, to będzie ogromny krok naprzód”, ja odpowiadam bez namysłu: „Dobra, to kiedy mam być na lotnisku?”. Właśnie tak zdobyłam Balenciagę. Mogłam przegrać, choć to tak naprawdę nie byłaby przegrana, miałabym swój czas w Paryżu, poszłabym z Marceliną [prawa ręka Bogny, szefowa jej biura – przyp. red.] na dobrą kolację i przeżyła ciekawy casting. A był nadzwyczajny!
Bogna Sworowska (Fot. Aleksandra Zaborowska)
Łapiesz chwile – zawsze tak miałaś?
Nie, ale teraz się tego nauczyłam. I widzę, jak ulotne jest zdrowie, jak wielu moich znajomych ciężko choruje, jak wiele osób straciłam z powodu pandemii. Poza tym dużo czytałam, uczyłam się, bo menopauza to temat złożony i albo się teraz obudzimy, dziewczyny, i zadbamy o siebie, albo nie. Ja się badam, już się nie boję. Ludzie mówią: zaczniesz się badać, to zobaczysz, zawsze ci coś znajdą. Właśnie po to idę, wolę, żeby mi znaleźli, niż przegapić coś poważnego. Chodzę do lekarzy, ćwiczę, gotuję swoje jedzenie, wiem, co powinnam jeść, co mi służy. Nie żałuję, że dopiero teraz, bo ja niczego nie żałuję. Ale zmądrzałam, z różnych powodów, zauważyłam siebie, bo zawsze byłam ostatnia w tym ogonku, teraz jestem pierwsza. Powiedziałam to mojemu synowi, a on na to: „Mama, nareszcie, jak ja się cieszę!”. Nasze otoczenie będzie nas szanowało, jak zobaczy, że my się szanujemy i lubimy.
Tobie z tobą jest fajniej, więc i światu też.
Chyba na ogół tak się dzieje. Zawsze lubiłam ludzi, ktoś musi mnie naprawdę mocno zranić, żebym straciła do niego sympatię, jestem ufna i nie chcę się zmienić. Przykre doświadczenia się zdarzają, niedawno miałam taką czarną serię, widać tak miało być. Popłaczę sobie, będzie mi smutno, ale na koniec okazuje się, że to wszystko czemuś służyło. Zresztą wiesz co? Czasem lubię sobie popłakać.
Rozmawiam z wieloma dziewczynami w naszym wieku i wszystkie mówimy to samo: wreszcie jest fajnie.
Bo zmądrzałyśmy. I zaczęłyśmy lepiej o sobie myśleć. Nie idealizuję. Wiem, że jest wiele kobiet, które mają inaczej. Piszą do mnie, że czują się niewidzialne, są zaniedbane przez siebie, samotne, w rozpaczy. Chciałabym je przekonać, że czasem nie trzeba wiele. A na pewno trzeba zacząć od tego, żeby lepiej o sobie myśleć. Mąż zdradza? Jak pootwierają właściwe szufladki, to pomyślą: a spadaj, mężu! I robią to. Wyjeżdżają z małych miejscowości, próbują nowych rzeczy, przestają się przejmować tym, co ludzie powiedzą. Tylko trzeba się odważyć zrobić pierwszy krok. Samemu się uzdrowić. Boisz się, że nie masz czasu, że jest za późno? Ale ja myślę, że nie ma za późno. Czasem wystarczy drobna decyzja: obetniesz włosy, zrobisz kurs, poszukasz innej pracy, nowych znajomych – i nagle widzisz w lustrze superlaskę.
Przestałam się zastanawiać, co inni powiedzą, nie chcesz, nie słuchaj, nie chcesz, nie oglądaj.
Spotykasz się z hejtem?
Wiadomo, zdarza się. Blokuję. Natychmiast. Ktoś może mi napisać: „Pani Bogno, jednak w farbowanych włosach było pani ładniej” – odpowiem. Ale jak widzę: „stara ruro, wyglądasz okropnie”, bam i nie ma, koniec, po co mi to?
Bogna Sworowska (Fot. Aleksandra Zaborowska)
A nie masz poczucia, że jesteś trochę uprzywilejowana?
Ale niby w czym?
Jesteś piękna, rozpoznawalna, nawet gdyby teraz coś w twoich planach nie wypaliło, masz na czym budować.
Okej, ale ja pracuję od 15. roku życia, nic nie spadło mi z nieba. Na początku było mi naprawdę ciężko. W szkole często łykałam wstyd, bo wyglądałam słabo. Potem, kiedy już pracowałam, Lidka Popiel nauczyła mnie szyć, od mamy dostawałam kupon tkaniny i coś z tego robiłam. Zapłaciłam sporą cenę za to, że jestem, kim jestem. Zapłaciłam samotnością, niepewnością, poczuciem, że ryzykuję, wyjdzie albo nie. Nie bałam się podejmować decyzji, ale nie mogę powiedzieć, że one mnie nic nie kosztowały.
Życie mnie doświadczyło bardzo boleśnie, miałam w zeszłym roku 30-lecie różnych trudnych wydarzeń [śmierć partnera – przyp. red.], dopiero potem zrozumiałam, że to miało też dla mnie dobre skutki. Bardziej doceniam życie, ludzi. Błahe rzeczy przestały być istotne, koncentruję się na tym, co ważne.
Uroda – okej, dostałam taki prezent od losu, choć na początku kariery nie bardzo byłam przekonana, że rzeczywiście ją mam. Postawa, wzrost – to widziałam. Ale zobacz, jak wspaniale jest teraz – nie ma kanonu urody, w pokazach chodzą dziewczyny z bardzo oryginalnymi rysami twarzy, jest różnorodność, patrzę na castingach na cudne spore pupy, na osoby przerysowane, kiedyś uważalibyśmy je za dziwne, dziś za piękne. Dziś wszyscy są piękni. Każdy może robić oszałamiające wrażenie, byle miał na siebie pomysł.
Siostrzeństwo to hasło, które często słyszymy. Czym ono dla ciebie jest?
Myślę, że byciem otwartą i pomocną. Ja szczerze lubię i szanuję inne kobiety. Nie jestem zazdrosna. I nigdy nie byłam, nawet w tak konkurencyjnym zawodzie jak mój. Mieszkałam z modelkami i przysięgam, nie było między nami zawiści: ona coś zdobyła, ja nie, trudno, następnym razem będzie odwrotnie. Teraz mam radar, szybko jestem w stanie wyniuchać, czy ktoś jest szczery, to też błogosławieństwo dojrzałości – czujemy cudzą energię. A radość drugiej kobiety z tego, że ma wsparcie innych kobiet, jest bezcenna.
Jak nie mamy przyjaciółek, to jesteśmy z pewnymi rzeczami same. Kobieta to skomplikowana maszyneria, mężczyzna tego nie ogarnie. Ja jestem bogata, bo mam psiapsie od 30, 40 lat. Móc zadzwonić, spotkać się z kobietą, do której ma się zaufanie, jest bezcenne. Oczywiście nie ma cudów, to zaufanie się budowało latami, sprawdzało w ogniu, lubimy się, szanujemy, dmuchamy sobie nawzajem w skrzydła. Zawsze powtarzam, że mam piękniejsze, mądrzejsze, lepiej od siebie wykształcone przyjaciółki, podziwiam je i kocham. Dajemy sobie nawzajem czas, jesteśmy ze sobą szczere, dbamy o siebie. A poza tym mamy dziecięcą radość z bycia razem.
Mówisz o bliskich sobie kobietach. Ale siostrzeństwo to też, a może przede wszystkim, solidarność z tymi nieznanymi. Jak to widzisz?
Instagram prowadzę dla tych nieznanych. Myślę, że mogę komuś pomóc, mój optymizm może kogoś zarazić. Bo jestem autentyczna. Mówimy, że Instagram fałszuje rzeczywistość, że to zawsze manipulacja. A ja uważam, że ludzie wyczuwają prawdę i wyczuwają sztuczność. Ja zawsze będę siostrą innych kobiet, zawsze będę kobietą innych kobiet.
Pokazuję, im jak się ubrać, jak o siebie zadbać, ale w tym jest coś więcej. Taką w każdym razie mam nadzieję. Mówię o zabawie modą. Jak się odważą, zobaczą, jak fajnie w czymś wyglądają, to się polubią i może za tym pójdą dalsze zmiany?
Tak jak u mnie. Otworzyłam magiczną szafkę zmian i teraz otwierają się w niej jedna za drugą kolejne szufladki. Nie chciałabym tego przerwać, nie móc realizować, mam tyle pomysłów – i sport, ćwiczenia, które stworzyliśmy z Danielem Qczajem, tu też dopiero się rozkręcam. Przyjdzie czas, że będziemy jeździli z nimi w Polskę, z prelekcjami, propagowali zdrowie i dbanie o siebie.
Bogna Sworowska (Fot. Aleksandra Zaborowska)
Kiedy zaczęłaś pracować jako modelka, ciało to było twoje narzędzie pracy. A jaką teraz masz z nim relację? Jak się w nim czujesz? Jak się czułaś kiedyś?
Na początku były kompleksy. Potem przyszła praca i pokazała, że jednak to ciało jest fajne. Trzeba było o nie dbać, zawsze zresztą trzeba, a przyznam, że nie zawsze mi się chciało. Kiedy byłam w ciąży – późnej, miałam 37 lat – powiedziałam sobie: no, to teraz wreszcie nacieszę się jedzeniem, które zawsze kochałam, uwielbiałam jeść, gotować. W efekcie przytyłam… 33 kilogramy. Nie było łatwo w wieku 38 lat zrzucić to wszystko, ale zawsze miałam tak, że lubiłam siebie szczupłą. A to ma konsekwencje – jeśli chcę być szczupła, muszę odpowiednio jeść i ćwiczyć.
W weekendy pozwalam sobie na czekoladę z orzechami, na co dzień nie. No dobrze, dziś też zrobiłam wyjątek, Kasia Butowtt mnie zaprosiła, więc zjadłam z nią dwie florentynki, nie mogłam i nie chciałam im się oprzeć. A teraz jeszcze ty i ja zjemy lody z zielonej herbaty. Ale takiej rozpusty nie uskuteczniam codziennie. Ćwiczę regularnie, nie tylko zresztą ze względu na utrzymanie mojej ulubionej wagi. Jestem pacjentką kardiologiczną i dzięki właściwym ćwiczeniom wzmocniłam sobie serce – powinno być z wiekiem słabsze, a jest silniejsze! Na pewno ten czas, postmenopauzalny, wnosi dużo zmian, ale nie tylko on. Nie mówi się o tym głośno, ale przecież ciąża dewastuje nasze ciało. Karmiłam piersią 13 miesięcy i nie ma cudów, biust już nigdy nie będzie wyglądał tak jak wcześniej. I albo to zaakceptujemy, albo nie. Nawet jeśli kobiety zdecydują, że chcą być krągłe, muszą się badać, dlatego stworzyliśmy z Danielem nasze „Fitnessy dla Dojrzewających”, bo w internecie filmików z ćwiczeniami mnóstwo, ale trzeba mieć wiedzę, żeby je dobrać, bo łatwo można po prostu zrobić sobie krzywdę. Zwłaszcza jeśli się latami nie ruszało.
Czytaj także: Najlepszy trening dla kobiet po czterdziestce. Buduj siłę! – zachęca Kasia Bigos trenerka fitness
Nigdy nie szalałam za swoim ciałem, ale w jakimś momencie uznałam, że jest okej. Najlepiej było około trzydziestki, najbardziej się wtedy akceptowałam. Wcześniej ciągle chciałam wyglądać inaczej, potem przez chwilę było fajnie, ale zaraz przyszła pięćdziesiątka, więc tego czasu na nacieszenie się nie miałam dużo. A potem i hormony, i grawitacja powodowały różne cyrki. Mam otwarty stosunek do medycyny estetycznej i chirurgii plastycznej, uważam, że jeśli czegoś nie mogę wyćwiczyć, a bardzo mi to przeszkadza, to trzeba skorzystać z chirurgii – i tyle.
No właśnie, w twojej pracy piarowej zdobywałaś ogromną wiedzę i w tej dziedzinie, robiłaś różne zabiegi i nie ukrywałaś tego.
Dbam o siebie, ale już trochę inaczej. Robię to, co uważam za potrzebne, mam swoich genialnych specjalistów, ufam ich sugestiom (i często polecam na IG). Jak coś mi będzie mocno przeszkadzać, zmienię to. Ale nie z myślą, że wtedy nagle stanę się szczęśliwsza. To nie jest właściwa motywacja do takich ruchów.
Kiedyś się mówiło o anti-ageingu, potem o slow ageingu, a teraz mamy pro-ageing. To ogromna zmiana.
Kalendarza nie zmienimy, czasu nie cofniemy, wspierajmy więc wchodzenie w dojrzały wiek.
Celebrujmy ten czas! Tak, żeby się lepiej czuć we własnym ciele. Możemy stosować coraz skuteczniejsze kremy, suplementy, bo nie ma cudów, wszystkiego w jedzeniu sobie nie dostarczymy. Jestem za pro-ageingiem, za uprzyjemnianiem sobie dojrzałości.
Czyli nawet operacja plastyczna może być częścią pro-ageingu, jeśli robisz ją dla siebie, dla swojego komfortu, nie dla innych?
Oczywiście, tylko i przede wszystkim dla siebie. A zmarszczki? Mamy je i mieć będziemy – tak pracuje nasza mimika, kiedy się śmiejemy, kiedy płaczemy. Jeśli twarz jest martwa, nieruchoma, to nie będzie zmarszczek, ale czy na pewno tego chcemy?
Bogna Sworowska (Fot. Aleksandra Zaborowska)
Co byś chciała przekazać innym kobietom?
Żeby zobaczyły siebie. Największe szczęście przyszło do mnie, jak odnalazłam siebie w swoim życiu. Zobaczyłam, że to jest przestrzeń dla mnie, w której mogę czytać, pójść na spacer, posłuchać mojej muzyki, spojrzeć na siebie inaczej. Wcale nie muszę robić czegoś, co nie jest zgodne ze mną.
Spróbować znaleźć choć małą część siebie – od tego warto zacząć. Pomyśleć, czy to, co mam, jest dla mnie okej. Czy jestem szczęśliwa, bezpieczna? Co z moją seksualnością? Ten temat się omija, a mnie to irytuje. Seks jest niezwykle przyjemny i ważny, to przecież część naszej kobiecości. A wiele dziewczyn się wstydzi rozebrać, krępuje się swojego ciała, obawia przyznać, że nie ma przyjemności, nie wie, że może być inaczej. Okej, może inaczej wyglądamy, ale nadal jesteśmy piękne.
Jak to było wejść na wybieg po tak długiej przerwie?
W Londynie na granicy omdlenia…
Ale rytm złapałaś od razu?
Miałam okropną tremę przed pierwszym pokazem, to był duży pokaz Helen Anthony, serce biło mi tak, że je w mózgu czułam. Ale kiedy od babki, która wypuszcza dziewczyny, usłyszałam: „Go!”, wszystko minęło. A w dodatku dostałam takie brawa, jak żadna z dziewczyn przede mną. Szłam i czułam się uskrzydlona, dosłownie. Byłam jedyną siwą babką na wybiegu, styliści wyeksponowali tę siwiznę, aby była wyraźnie widoczna. Szłam z taką dumą! Szłam dla siebie i dla wszystkich kobiet: patrzcie, możemy!
I wy możecie mieć swój wybieg (to oczywiście przenośnia). Możecie zmienić pracę, zadbać o siebie, zacząć życie od nowa. To jest zasadnicza decyzja, którą musimy podjąć – żeby żyć swoim życiem. I polubić siebie! Dziewczyno, nie oglądaj się na innych, nie porównuj, jesteś jedyna, niepowtarzalna, wyjątkowa. Na TWOJE ŻYCIE nigdy nie jest za późno.
Bogna Sworowska, ur. w 1967 roku w Warszawie, modelka i przedsiębiorczyni. Jako 15-latka pozowała do zdjęć Lidii Popiel i Markowi Czudowskiemu. Potem współpracowała z Modą Polską, chodziła na wybiegach w Mediolanie, Paryżu, Stanach Zjednoczonych. W 1998 roku wróciła do Polski i założyła firmę PR. Od dwóch lat łączy to – ponownie – z pracą modelki. Ma syna Ivana.