„Wiek to tylko liczba”, „Menopauza to nie pauza”. „Ja się dopiero rozkręcam”, „Uwielbiam się starzeć”… Znacie te hasła? Można im wierzyć, można je kontestować. Co sądzi o nich Ania Oka, twórczyni jednego z najbardziej znanych profili dla dojrzałych kobiet?
Aniu, hit czy kit?
No to po kolei: Wiek to nie jest tylko liczba – mówię o tym od lat. W zasadzie odkąd stworzyłam Projekt dojrzałość staram się przekonywać, że wiek to coś najbardziej osobistego i intymnego, podobnie jak nasze ciało. Data twoich urodzin, to ile masz lat, to nie tylko liczba. To twój zasób. Warto z niego korzystać, a nie kopać się z koniem i udawać, że nic się nie zmieniło.
Menopauza to nie pauza?
I tak i nie.
Zacznijmy od „nie”.
Menopauza nie oznacza kresu, zatrzymania naszych życiowych aktywności. W tym kontekście to hasło do mnie przemawia. Ale! menopauza to jest pauza i to w najlepszym tego słowa znaczeniu. To wyjątkowa okazja, aby zwolnić bieg życia i zastanowić się, czy aby na pewno idziemy w dobrym kierunku. To czas, kiedy możemy zrewidować swoje poglądy, sprawdzić, czego aktualnie potrzebujemy, czego teraz pragniemy.
Zaryzykuję stwierdzenie, że kobiety żyją dłużej, bo mają tę szansę, której nie dostają mężczyźni. Dzięki menopauzie wcześniej niż oni orientujemy się, że trzeba zmienić nawyki, styl życia, a nawet trochę zwolnić.
Zwolnić, choć nie zatrzymać.
Powiem więcej – czasami ta pauza w życiu jest nam potrzebna po to, aby w pewnych sprawach odpuścić, a w innych docisnąć. Ja na przykład docisnęłam z pieniędzmi. Zarabiam teraz więcej, nie dlatego, że jestem taka mądra. Po prostu, kiedy wraz ze spadkiem estrogenów dostałam od życia baty, przekierowałam swoją energię w inną stronę. W naszym życiu nie ma pustki.
Można zatem powiedzieć, że się dopiero rozkręcasz?
Znowu: I tak i nie.
Idealnie byłoby żyć na pełnych obrotach na każdym etapie życia, ale umówmy się, to jest teoria. W praktyce rzeczywistość wygląda nieco inaczej. Nasze pokolenia, kobiet 45-50 plus, a tym bardziej pokolenia naszych mam i babć, były wychowane do określonego stylu życia, raczej do umartwiania się i rezygnowania ze swoich spraw na rzecz domu i rodziny, niż do dbania o siebie, swój rozwój zawodowy i osobisty, nie mówiąc już o przyjemnościach. Z tego względu hasło: Ja się dopiero rozkręcam jest trafnym przesłaniem dla naszego pokolenia.
Wreszcie pora na nas?
Wraz z menopauzą przychodzi czas, kiedy możesz skierować uwagę na siebie. Są dwa rodzaje starzenia się: wycofanie lub aktywacja. Od nas zależy, którą drogą pójdziemy: albo wycofujesz się i gorzkniejesz, albo aktywizujesz się w różnych dziedzinach życia i idziesz do przodu. Żyjemy dłużej w lepszej formie, mamy więcej możliwości niż kiedyś, trudno z tej szansy nie skorzystać.
Co tak naprawdę rozumiesz poprzez hasło ja się dopiero rozkręcam?
Każda z nas czuje i przeżywa to inaczej. Czy ty się będziesz rozkręcać, jedząc ciasto na tarasie, czy skacząc ze spadochronu, to jest twoja sprawa.
Rozkręcam się czyli żyję na pełnej mocy, z energią, którą do tej pory zużywałam na codzienne zadania i zajmowanie się innymi.
Tyle tylko, że wielu kobietom w okresie transformacji menopauzalnej tej mocy brakuje.
Teoretycznie wraz ze spadkiem estrogenu i innymi procesami zachodzącymi w tym czasie w organizmie spada nasza moc życiowa. Ja to widzę nieco inaczej: jasne, możesz czuć się zmęczona. I masz dwie drogi: poddać się temu zmęczeniu albo zacząć sięgać po swoje. Ta pauza, o której mówiłyśmy wcześniej, to właśnie najlepszy moment na to, aby sprawdzić, jakich zasobów ci brakuje. Pierwsza rzecz: czy masz siłę fizyczną? Czy jesteś wyspana, odżywiona, nawodniona? Druga: czy masz dla siebie czas? Po 50. powinnaś mieć go więcej niż kiedyś. Trzecia: czy masz zasoby mentalne? Kobiety często cierpią na przemęczenie decyzyjne, wynikające z odpowiedzialności za całą rodzinę. Pora wreszcie zrobić miejsce w głowie na własne sprawy.
Zmęczenie, brak sił i napędu to oznaka, że twoje zasoby się wyczerpały. Możesz się temu poddać, albo zacząć działać, by je odbudować, odzyskać siły i się rozkręcić. Co to znaczy? To znaczy, że jesteś szczęśliwa, uśmiechnięta, żyjesz z lekkością. To, w jaki sposób to osiągasz – podróżując, spędzając czas w ogródku czy u boku młodszego partnera – to sprawa bardzo indywidualna. Każda z nas jest inna i czego innego potrzebuje. Jedno jest pewne: menopauza to jest ten moment w życiu, kiedy musisz mentalnie rozebrać się do naga, stanąć przed lustrem i opowiedzieć sobie uczciwie na to pytanie, czego tak naprawdę chcesz, czego pragniesz.
Tak jak Emma Thompson w filmie „Powodzenia Leo Grande”?
Dokładnie tak, bardzo fajny film. Mało jest dobrych filmów o dojrzałych kobietach, a ten jest naprawdę dobry.
Dochodzimy chyba do ostatniego modnego ostatnio hasła, czyli uwielbiam się starzeć. Czy to jest w ogóle możliwe?
Myślę, że mężczyznom jest pod tym względem łatwiej, choć oczywiście nie zawsze, bo w ich wypadku starzenie może kojarzyć się ze spadkiem wydolności: seksualnej i finansowej. Jednak, gdy słyszymy, jak kobieta mówi, że uwielbia się starzeć, od razu myślimy, że to kłamstwo, a w najlepszym razie dobra mina do złej gry. Dlaczego? Ponieważ, starzenie się jest odbierane jako porażka. I to się raczej szybko nie zmieni, co byśmy oddolnie nie robiły, propagując pozytywne podejście do dojrzałości.
Starzejesz się – przegrywasz.
W naszej kulturze i w naszych czasach tak to jest postrzegane, choć przecież nie zawsze tak było.
I nie wszędzie tak jest. Są kultury, gdzie dojrzałość i starość nadal kojarzą się z doświadczeniem i mądrością.
My jednak patrzymy na proces starzenia się przede wszystkim przez pryzmat zmian wizualnych. Nie mogę powiedzieć, że są mi obojętne, nie są, ale ja naprawdę z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że uwielbiam się starzeć. Daje mi to niesamowitą wolność. Niebywale wzrosła moja świadomość, jest mi też dużo wygodniej w życiu.
Pytanie, na co stawiasz, co jest dla ciebie ważne.
Stosunek do starzenia się w dużej mierze zależy od tego, jak wyglądały poprzednie etapy twojego życia. Jeżeli miałaś mega udane dzieciństwo, super młodość, dostałaś mieszkanie, samochód, nigdy nie musiałaś zastanawiać się nad tym, czy starczy ci na obiad, być może nie docenisz tego, co masz teraz. Jeśli nie miałaś wcześniej kłopotów zdrowotnych, to gdy zacznie ci coś szwankować, będziesz zdziwiona i trudno będzie ci się z tym dyskomfortem pogodzić. Być może wtedy twoim głównym problemem będą zewnętrzne oznaki starzenia. I ja absolutnie nie umniejszam wagi tego problemu.
Chcę jednak podkreślić, że my lubimy nadmiernie romantyzować czas naszej młodości, a on nie zawsze był przecież taki wspaniały i beztroski. Wybieranie drogi życiowej, drogi zawodowej, praca, wychowywanie dzieci, dorabianie się… to są bardzo ciężkie zadania. Mało która z nas chciałaby do tego etapu wrócić. Ja na przykład za żadne skarby! Pamiętam taką sytuację, gdy na 40. urodziny dostałam od mojej najlepszej przyjaciółki koszulkę z napisem: „40. to nowa 20.”. Okropnie się wtedy oburzyłam: „Nawet mowy nie ma, nigdy w życiu dwudziestu lat. Nawet trzydziestu. Małe dziecko, staranie się o drugą ciążę, praca na etacie w korpo po kilkanaście godzin dziennie, dojazdy, kłopoty z chorym tatą. Nigdy w życiu.
Czyżby z dojrzałości mogły się cieszyć tylko te osoby, które miały trudne dzieciństwo i kiepską młodość?
Nie do końca. Chodzi jednak o to, aby nie romantyzować poprzednich etapów. Zamiast tego zauważyć, że nasze życie to tak naprawdę sinusoida, ma lepsze i gorsze momenty.
Mnie się wydaje, że tak naprawdę w starzeniu się i w kryzysie wieku średniego, chodzi o to, że zdajemy sobie sprawę, że mamy coraz mniej czasu, również na wszelkie życiowe zmiany i wolty.
Tak i dlatego, kiedy zdajesz sobie, że masz już coraz mniej czasu, najlepsze, co możesz zrobić, to wziąć odpowiedzialność za swoje życie.
Ania Oka, twórczyni @ania.oka_w.pewnym.wieku (Fot. archiwum prywatne)
W jednym z Twoich postów na Instagramie pisałaś o tym, jak ważne jest to, aby zaprojektować swoją dojrzałość pod siebie. Co tak naprawdę masz na myśli?
Projekt dojrzałość powstał, kiedy byłam małą dziewczynką, tylko wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam. Mieszkałam wówczas w domu wielopokoleniowym, zresztą do dziś taki dom prowadzę. W jednej części domu mieszkaliśmy my z rodzicami, w drugiej mieszkali moi dziadkowie. Byli już wówczas w wieku emerytalnym, choć nadal prowadzili biznes. Zawsze wspólnie jadali posiłki, dziadek często grywał na harmonii, babcia śpiewała. Obserwując życie moich zabieganych rodziców, zajętych pracą, budową domu, wychowywaniem nas, i uporządkowane spokojne życie dziadków, doszłam do wniosku, że starość to najfajniejszy etap życia – prawie jak dzieciństwo, tylko nie musisz się słuchać dorosłych.
Potem jednak – w szkole, na studiach, w pracy – zaczęłam zderzać się z inną narracją, którą można zawrzeć w znanym porzekadle: starość się panu Bogu nie udała. Odkryłam, że nie wszyscy są fascynatami starości tak jak ja, przekonałam się o tym dobitnie, pracując jako dziennikarka pisząca na zlecenie do różnych pism kobiecych. Kiedy ponad dekadę temu wysyłam propozycje tematów dotyczących procesu starzenia, nikt nie chciał ich publikować. Mówiono mi wprost, że starość gazety nie sprzeda. Postanowiłam zatem pisać nie o starzeniu, ale o dojrzałości i wszystko było dobrze do momentu, kiedy pojawiało się słowo na m, czyli menopauza.
Dziesięć lat temu to było tabu.
Nikt nie chciał drukować tekstów o menopauzie. Tylko jak tu pisać o dojrzałych kobietach pomijając menopauzę? Trzynaście lat temu założyłam bloga „W pewnym wieku” i tam mogłam już pisać, to co chciałam i uznawałam za ważne. Byłam pionierką w tym temacie, nikt jeszcze nie pisał o dojrzałości. Nie było tak, jak teraz, że co drugie konto na Instagramie ma hasztag 40 plus, czy 50 plus, bo dojrzałość zrobiła się modna.
Jeszcze pięć lat temu, gdy napisałam, że dobrze jest wyglądać na swój wiek, ludzie zarzucali mnie hejtem.
Już tak nie jest?
Zmiana jest ogromna, zwłaszcza na moim profilu, choć nie wszędzie jest różowo. Czasem wchodzę w komentarze na fejsbuku pod tekstami o kobietach 40 plus. I widzę, że nadal jest źle.
Mnie uderzają zwłaszcza kolaże, gdzie ludzie zestawiają zdjęcia znanych kobiet sprzed dwudziestu, trzydziestu lat ze zdjęciem aktualnym, zazwyczaj niekorzystnym dobranym tendencyjnie, aby pokazać, jak się „fatalnie zestarzała”.
Na tym właśnie polega krwiożerczość mediów, a zwłaszcza social mediów. Dobrze, że można już tu znaleźć również edukacyjne wartościowe treści, co nie było takie ewidentne jeszcze jakieś trzy lata temu. Kiedy wrzucałam na Instagram pierwsze materiały o dojrzałości, np. live’y o menopauzie, one znikały. Były po prostu zdejmowane. Ciągle ryzykowałam, że administratorzy zablokują mi konto.
Dlaczego akurat ten temat wywoływał taką reakcję?
Najwyraźniej nie pasował do medium w którym królowały pieski, kotki i piękne wnętrza. Od pewnego czasu to się zmieniło, bo wzrosło zainteresowanie tematem dojrzałych kobiet.
A to przekłada się na algorytmy.
Otóż to, zwłaszcza, że wraz ze wzrostem popularności kwestii dojrzałości, tematyka menopauzy została spieniężona. I nie mówię tego z pretensją, każdy trend w pewnym momencie zostaje zmonetyzowany, zwłaszcza jeśli dotyczy rosnącej grupy społecznej, a taką właśnie w starzejącym się społeczeństwie są kobiety dojrzałe. Ważne jednak, aby mieć tego świadomość i wykazywać się czujnością i zdrowym rozsądkiem.
Co masz na myśli?
Chociażby to, aby w kwestiach zdrowotnych nie opierać się na wiedzy z Instagrama czy innych mediów, ale mieć swojego lekarza i z nim konsultować ewentualne problemy i wątpliwości.
Ania Oka, twórczyni @ania.oka_w.pewnym.wieku (Fot. archiwum prywatne)
Temat dojrzałości dotarł do mainstreamu, to ważny moment, bo tworzy się nowa narracja. Na co Twoim zdaniem warto zwrócić uwagę?
Nadal w sposobie, w jakim o tym mówimy, pokutuje bardzo dużo stereotypów i kodów językowych. Weźmy taki przykład: ktoś chce ci sprawić komplement i mówi: „Wow, masz 50 lat, zupełnie nie wyglądasz na swój wiek. Wyglądasz dużo młodziej”. Tak jakby młodziej oznaczało od razu lepiej. Nie wystarczyłoby powiedzieć: „Masz ładną skórę, błyszczące oczy, fajną fryzurę. Świetnie wyglądasz.”? Dlaczego to takie ważne? Ponieważ język kształtuje świadomość.
Inny przykład: moje czytelniczki często piszą: „Mam 55 lat, to najlepszy moment mojego życia. Czuję się jak 18-latka”. No nie! Czujesz się jak 50-latka albo 60-latka, która ma fajne życie, i tyle.
Przestańmy traktować młodość jak komplement, a starość jak obelgę.
A ty Małgosiu lubisz się starzeć?
I tak i nie. Smutno mi, że już nie mam rodziców, ale cieszę się, że pojawiły wnuki. Żałuję, że nie mogę chodzić na spinning, za to z radością odkrywam zumbę i pilates. Wiem już, że nie zostanę tłumaczką, o czym marzyłam, ale niedawno zaczęłam studia na superciekawym kierunku.
Otóż to, życie jest pasmem strat i zysków. Jeśli spojrzymy na nie z lotu ptaka, dostrzeżemy, że na każdym etapie były rzeczy trudne i rzeczy łatwiejsze. Coś musi się skończyć, aby było miejsce na nowe.
Domyślam się, że prowadząc konta w mediach społecznościowych, dostajesz od swoich obserwatorek wiele pytań. Jakiej wiedzy potrzebują twoje czytelniczki?
Na pewno ważną kwestią są relacje i związki, generalnie atrakcyjności kobiet w kontekście w relacjach damsko-męskich.
Dziewczyny martwią się też menopauzalną oponką i zmieniającą się wraz z wiekiem sylwetką.
Staram się prowadzić profil tak jak gazetę, czyli publikować różnorodne treści. Nie zawężam tematyki do menopauzy, bo to tylko jeden aspekt związany z kobiecą dojrzałością. Wyobraź sobie, że spotykasz się z koleżankami w swoim wieku – jedna kocha psy, druga interesuje się modą, trzecia właśnie rzuciła męża, a czwarta wybiera się w podróż dookoła świata. I miałybyśmy rozmawiać tylko o menopauzie? No nie wyobrażam sobie tego.
Czy da się pisać o dojrzałości z lekkością?
To jest mój cel i tegoroczny temat przewodni na moim profilu. Dziewczyny śmiały się, że chodzi o spadek wagi. I częściowo tak jest, bo to ważna sprawa, zwłaszcza jeżeli komuś ten problem ciąży. Ja jednak mam na myśli coś więcej. Chciałabym przekonać moje czytelniczki, że warto żyć z lekkością. Zrzucić z siebie mentalne kilogramy.
Łatwo powiedzieć, trudno zrobić.
Pozornie. Aby żyć z lekkością, nie trzeba znać mieć wyjątkowych kompetencji. Na początek trzeba sobie uświadomić, co ci ciąży, a potem stopniowo te obciążenia z siebie zdejmować. Czy to są obciążenia życiowe? Czy to są obciążenia stereotypami? Czy to są twoje wyobrażenia o tobie? A może są to twoje marzenia?
Marzenia mogą ciążyć?
Pewnie. Są marzenia, które nosisz w sobie i ciągle się martwisz, że ich jeszcze nie spełniłaś. Ja na przykład, kiedy byłam małą dziewczynką, marzyłam o tym, że żyć z pisania: będę prowadzić największą gazetę w Polsce i napiszę książkę. Dziś żyję z pisania, prowadziłam największą gazetę w Polsce, ale nie napisałam żadnej książki. Ciążyło mi to, zwłaszcza, że wszyscy wokół piszą książki, a ja nie mam na to czasu. I tak się z tym mocowałam, aż wreszcie usiadłam i rozmówiłam się sama ze sobą: - Dobra. Pora coś z tym zrobić. Albo piszę tę swoją wymarzoną książką, bo całe życie marzyłam o tym, żeby pisać książki, albo po prostu mówię: „nie napiszę w tym życiu książki, ani żadnej innej. Koniec”. Musiałam to marzenie z dzieciństwa zweryfikować, zastanowić się, czy ono jest nadal aktualne. Mam się pod nim ugiąć, czy się z niego wyzwolić? Odpuściłam to marzenie i kilka innych rzeczy, bo okazało się, że z tego wyrosłam. I na tym właśnie polega odzyskiwanie lekkości.
Podobnie chyba wygląda kwestia oczekiwań wobec siebie i wyobrażeń na swój temat.
Często myślimy o tym, jak nas widzą inni ludzie, jakie mają wobec nas oczekiwania. A może najpierw zobaczmy, czego my od siebie oczekujemy, jakie mamy wyobrażenie na swój temat. Weźmy taki przykład: kobieta była przez lata super zgrabna, teraz się zaokrągliła, nadal jednak oczekuje od siebie idealnej sylwetki. Inni raczej nie powiedzą jej: „Ej, przytyłaś 10 kg, weź się ogarnij”. To ona sobie mówi: „Ej, przytyłaś 10 kg, wyglądasz grubo”.
Same to sobie robimy.
Zazwyczaj tak. Chcąc odzyskać lekkość, warto zrobić sobie audyt życia, spisać, zwizualizować wręcz to, co chce się z siebie zrzucić.
Dziewczyny często do mnie piszą, że tak naprawdę nie wiedzą, czego chcą. A ja im wtedy mówię: „Nie musisz jeszcze tego wiedzieć. Weź kartkę i napisz, czego już na pewno nie chcesz”.
Zrobiłam to w życiu kilka razy, między innymi w okolicach czterdziestki, kiedy rzuciłam pracę w mediach. Miałam wówczas poczucie, że spełniłam wszystkie swoje marzenia: cudowny mąż, dwoje dzieci, praca na stanowisku, dobra pensja…, ale ja tak naprawdę nie byłam szczęśliwa. Zrealizowałam jakieś wyobrażenie o sobie, swoje, rodziny, nauczycieli, narracji społecznej, która tak widzi kobiety. Tymczasem czułam, że to nie był mój kierunek, nie ten styl życia, o którym tak naprawdę marzę. Spisałam sobie to wszystko i się przeraziłam.
Czasem trzeba się przerazić.
Albo po prostu się z tym zmierzyć. Zrób to, niezależnie od tego czy masz czterdzieści, pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat, spisz co ci ciąży, a potem spójrz na tę kartkę i zakreśl to, co trzeba zmienić, aby żyło ci się lepiej. Już sam ten proces uruchomi wiele zmian, bo zaczyna torować drogę ku lekkości w życiu.
Nie odbierajmy sobie sprawczości. To my decydujemy o tym, czy dojrzałość będzie smutnym czasem czy największą przygodą życia.