1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. Miła? Wolę prawdziwa. Rozmowa z Marianną Zydek, znaną z filmu „Simona Kossak”

Miła? Wolę prawdziwa. Rozmowa z Marianną Zydek, znaną z filmu „Simona Kossak”

Marianna Zydek (Fot. Aleksandra Modrzejewska)
Marianna Zydek (Fot. Aleksandra Modrzejewska)
Jak mówi Marianna Zydek, każda rola otwiera w aktorce nowe przestrzenie. Nawet tak niewielka, ale wymagająca, jak siostra tytułowej „Simony Kossak”. Przyznaje, że od jej zagrania zaczęła coraz intensywniej drążyć temat tego, co to znaczy być silną, mówiącą własnym głosem osobą, która zna swoje granice.

Wystąpiłaś w kilkudziesięciu filmach i serialach, ale nie przypominam sobie, żebyś zagrała tak jednoznacznie negatywną postać jak Gloria Kossak. Jak to doświadczenie na ciebie wpłynęło? Mam na myśli też odbiór widzów, którzy mają czasem tendencję do utożsamiania bohaterów z aktorami, którzy ich grają.
To jest temat, który za mną ostatnio chodzi. Wyobrażenia, jakie ludzie mają na temat osób rozpoznawalnych, oglądanych przez nich na ekranie. Bardzo się cieszę, że zagrałam tak niesympatyczną postać, bo może to wpłynie na zmianę mojego wizerunku, który jakoś zafunkcjonował w konsekwencji ról, jakie do tej pory zagrałam. Czasem mam wrażenie, że my, aktorzy i aktorki, nie do końca jesteśmy postrzegani jako ludzie, tylko właśnie jako wypadkowa postaci, w które się wcielamy. I kiedy ktoś nas spotyka prywatnie, to oczekuje, że nadal będziemy odgrywać swoją rolę. Ostatnio znajomy – na zasadzie żartu – podesłał mi komentarz na mój temat. Ktoś napisał, że w realu jestem bardzo niesympatyczna, nie uśmiecham się, nie odpowiadam na „dzień dobry”. Czyli ten ktoś oczekuje ode mnie, że nie będę normalną osobą? Kimś, kto może mieć gorszy dzień czy nastrój albo się zamyślić, nie zauważyć kogoś lub nie usłyszeć? Że będę kimś, kto jest na wiecznej premierze, czyli się uśmiecha, przybiera pozy i jest stale dla innych?

Wkurzył cię ten komentarz?
Na początku zrobiło mi się przykro. Nie przypominam sobie takiej sytuacji, choć muszę przyznać, że kiedy słyszę „dzień dobry” od obcej osoby na ulicy, zakładam, że te słowa są skierowane do kogoś innego. Ale potem zaczęłam się nad tym komentarzem zastanawiać i pomyślałam: czy to nie jest tak, że ludzie zakładają, że skoro my mamy takie wspaniałe życie, to nie mamy prawa na nie narzekać, być niezadowoleni, przybici czy w złym humorze? Tylko gdyby dalej iść tym tropem: skoro jest tak wspaniale, to jak wyjaśnić tak wielką liczbę depresji i uzależnień w tej branży? Myślę, że nie ma czegoś takiego jak obiektywnie łatwe i przyjemne życie.

A może niektórzy uważają, że bycie osobą rozpoznawalną jest czymś w rodzaju służby? Że w jakiś sposób powinniście za tę popularność zapłacić? Skoro idą „na ciebie” do kina, jesteś im coś winna.
Tak, też uważam, że ten zawód jest służbą. Jako aktorka opowiadam daną historię w czyimś imieniu. Ale mam prawo być też „po służbie”, czyli całkowicie prywatnie, w sytuacji niezwiązanej z moją pracą. Żeby nie zwariować, muszę oddzielać te dwa obszary. Nie mówiąc już o tym, że gdybym była tak oderwana od prawdziwego życia, to jak miałabym je potem oddać na ekranie?

Wychowywano mnie w obowiązku bycia miłą dla innych, a zwłaszcza dla starszych. Dlatego nawet się cieszę, kiedy uda mi się zapanować nad tym odruchem. Nie mam tu na myśli oczywiście jakiejś opryskliwości czy nieuprzejmości, tylko zwykłe stawianie granic, reagowanie w zgodzie ze sobą.

Nie chcę, żeby to zabrzmiało tak, że ja się teraz skarżę na to, że jestem popularna, po prostu zastanawiam się, czym ta popularność właściwie jest. Czy nie jest jednak jakimś społecznym szantażem?

Wiem, że po pierwszych pokazach „Simony Kossak” ludzie podchodzili do ciebie i gratulowali ci tej roli, choć jak sama powiedziałaś, gdyby policzyć, jesteś na ekranie łącznie kilka minut. Może – skoro tak się ludziom jako Gloria podobasz – przestaną oczekiwać, byś zawsze była miła?
Każda rola otwiera w nas nowe przestrzenie, więc i z tej wyciągnęłam parę rzeczy, które z powodzeniem wprowadzam teraz w życie. Na przykład pewną twardość, która wcześniej była mi obca, a która bardzo się przydaje. Myślę, że Gloria nauczyła mnie po prostu asertywności. I tu jest chyba klucz do tego, o czym mówimy.

Wywodzę się z pokolenia, które nie było uczone stawiania granic, niezależności, uporu, ale raczej posłuszeństwa i podporządkowywania się. Na szczęście przy okazji wpojono mi także dużo empatii i wiele innych wartościowych rzeczy. Niemniej cieszę się, gdy widzę, że teraz to się już zmienia – że wielu młodym ludziom naturalnie przychodzi coś, czego ja musiałam się nauczyć.

Moje pokolenie było z kolei tym, które „miało wszystko”, więc ciągle słyszeliśmy, że nie powinniśmy narzekać czy strzelać fochów, bo nasi rodzice mogli o tym jedynie pomarzyć.
Właśnie! Masz to, czego ja nie mam, więc bądź wdzięczna. Ale czy naprawdę na tym polega wdzięczność? O pokoleniu Z mówi się, że są roszczeniowi, czyli wpadli w kolejną skrajność – może dobrze byłoby poszukać jakiegoś złotego środka? Bycie w zgodzie ze sobą oznacza, że jesteś i silna, i słaba, i radosna, i smutna, i wdzięczna, i niewdzięczna. Stosownie do sytuacji. Powinniśmy już dawno skończyć z tym przyklejaniem sobie uśmiechu do twarzy, kiedy mamy zły dzień czy zły okres w życiu. Mamy prawo być niezadowoleni, smutni, źli, zagniewani.

Miałam największą depresję w wieku 25 lat. I mało kto o tym wiedział. Odcięłam się od bliskich, nie dawałam niczego po sobie poznać. Więc kiedy słyszę, że mam być za coś wdzięczna, wiecznie radosna i pozytywna – czuję głęboki sprzeciw. Nie wiem, kto pierwszy to powiedział, ale bardzo lubię tę radę, by nigdy nie oceniać drugiej osoby, bo nie wiemy, jaką wojnę w sobie toczy.

Jaką wojnę ty wtedy toczyłaś?
To był czas, kiedy zaczęłam odnosić pierwsze zawodowe sukcesy, pojawiła się rozpoznawalność. Powinnam wtedy skakać do góry z radości, prawda? A ja czułam, że to wszystko wcale nie gwarantuje mi szczęścia. Że ja też żyję jakimś wyobrażeniem na temat tego, czym jest sukces i co powinien przynosić. W dodatku wydawało mi się, że muszę to udźwignąć, bo przecież jestem tą, której się udało.

Dopiero teraz zaczynamy mówić o tym, że popularność jest jednym wielkim oszustwem – nie daje tego, co wszystkim nam się wydaje, że powinna.

A jednocześnie młodzi chcą dziś zostawać influencerami, czyli ludźmi, którzy są znani z tego, że są znani. Według badań takie zajęcie jest najbardziej atrakcyjne dla prawie 50 procent nastolatków.
Badania wskazują też, że wzrasta liczba samobójstw, depresji i innych problemów psychicznych wśród młodych ludzi. Myślę, że te dwie rzeczy są ze sobą połączone.

Pamiętam moje zderzenie z rzeczywistością tuż po festiwalu w Gdyni, podczas którego „Kamerdyner” zdobył Srebrne Lwy. Można powiedzieć, że spadłam wtedy z wysokiego konia i nieźle się potłukłam. Ogarnął mnie nieprzenikniony mrok. Była chwila euforii, zachwytu krytyków i widzów, ale potem wróciłam do swojego życia i nie chodzi nawet o to, że właściwie nic się nie zmieniło, tylko że parę rzeczy zmieniło się na gorsze. Niektórzy zaczęli na mnie inaczej patrzeć, z jakimś takim większym napięciem i oczekiwaniem, ale też sukces filmu zweryfikował bardzo wiele rzeczy, choćby przyjaźnie.

Mówisz, że popularność jest oszustwem, moim zdaniem podobną pułapką jest właśnie przykaz bycia miłą. Nikt nie jest w stanie być miły zawsze, a jeśli mu się to udaje, to zwykle bardzo wysokim kosztem.
Ja, zdaje się, dopiero z tej pułapki wychodzę.

Może więc ten komentarz o tym, że jesteś niesympatyczna, powinnaś przyjąć jak komplement? Bo znaczy, że jesteś osobna, odrębna, że masz swoje zdanie i swoje humory.
[śmiech] Masz rację, powinnam tak na to spojrzeć. Kolejna rzecz, jaką z zaskoczeniem odkryłam, będąc już dorosłą – to, że nie każdy starszy jest autorytetem i nie mam obowiązku powstrzymywać się od naturalnej reakcji ze względu na czyjś wiek. A zdarza mi się, że zaczepia mnie ktoś na ulicy, żeby powiedzieć coś niepochlebnego, za coś skrytykować – często bez powodu.

Jak reagujesz?
Albo nic wtedy nie odpowiadam, albo sugeruję, by ta osoba zajęła się swoimi sprawami. Może to brzmi kontrowersyjnie, ale moim zdaniem ageizm działa też w drugą stronę: starsze osoby czasem mają poczucie, że mogą strofować młodszych czy zwracać im uwagę tylko dlatego, że właśnie są od nich młodsi. To co, powinniśmy mieć szacunek dla starszych, a dla młodszych już nie?

Nie zliczę, ile razy byłam besztana publicznie przez starszą kobietę, na przykład za to, że jej zdaniem źle siedzę w tramwaju. Zawsze mnie to dotykało jako coś w rodzaju braku solidarności i przyznaję, nie byłam wtedy zbyt miła. I nie miałam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia.
No właśnie, to produkuje tylko negatywną energię i do niczego nie prowadzi. Rozumiem, że starsze osoby mogą mieć w sobie pewną gorycz czy pretensję, ale mogą ją wyrażać na inne sposoby.

Nakaz bycia miłą zabija nasz charakter. Masz być miła, podczas gdy powinnaś po prostu być sobą. I to dotyczy tak samo mężczyzn, moi bracia też byli wychowywani w takim przykazie. Myślę, że nie rozwiniemy się jako społeczeństwo, dopóki będziemy dla siebie mili, bo napuchniemy od wewnętrznej irytacji. Bądźmy dla siebie uprzejmi, bądźmy na siebie uważni, traktujmy siebie z szacunkiem, ale nie bądźmy na siłę mili.

Skoro mówimy o autentyczności, bardzo celnie dotyka tego tematu film „Prawdziwy ból” Jessego Eisenberga. Jeden z dwóch głównych bohaterów – Benji, grany przez Kierana Culkina – nie jest miły, jest właśnie autentyczny. Jego kuzyn David ciągle za niego przeprasza, ale to Benjiemu pod koniec wycieczki wszyscy dziękują za to, jak wiele wniósł do ich życia.
I właśnie o to chodzi! Boimy się autentyczności, podczas gdy tylko ona daje nam szansę na życie na własnych warunkach. Ja zawsze wolę usłyszeć krytyczny głos, jeśli jest konstruktywny, niż żeby ktoś się do mnie sztucznie uśmiechał i mówił, że nic się nie stało. Wolę się pokłócić, ale dojść do źródła problemu, niż ślizgać po powierzchni. Już tak dużo mamy wokół nas iluzji, po co jej sobie dokładać?

Czyli co, zaczynamy być niemiłe, a naszą patronką staje się filmowa Gloria Kossak?
Na początku naszej rozmowy nazwałaś Glorię jednoznacznie negatywną postacią i myślę, że miałaś rację. To była osoba, w której towarzystwie pewnie nikt nie czułby się szczególnie swobodnie. Zagranie jej było wyzwaniem. Wiele osób sugerowało wręcz, że była na tyle ciekawą postacią, że można by jej poświęcić odrębny film. Bardzo się cieszę, że mogłam poprzez nią wyrzucić swoje frustracje, sięgające jeszcze czasów, kiedy jako ubrana odświętnie grzeczna dziewczynka występowałam na rodzinnych imprezach. Ale nie brałabym z niej życiowego przykładu. Wyrządziła wiele krzywdy swoim bliskim, pewnie dlatego, że sama też miała w życiu niełatwo. Mimo że dała mi hardość i cięty język, to wcale do niej nie tęsknię. Natomiast na pewno kwestia stawania się silnym, mówiącym własnym głosem i znającym swoje granice człowiekiem zaczęła mocno ze mną rezonować przy okazji spotkania z tą bohaterką.

Mam poczucie, że wiele z nas albo już przez podobną przemianę przeszło albo dopiero przejdzie.
Myślę, że z czasem nauczymy się, że o trudnych rzeczach możemy rozmawiać neutralnie, krytykę przekazywać konstruktywnie i odmawiać bez poczucia winy. Najczęściej godzimy się na rzeczy, których nie chcemy, bo kogoś lubimy albo boimy się, by źle o nas nie pomyślał. Ja też godziłam się na wiele sesji czy projektów, w których nie do końca czułam się komfortowo, by nie robić afery. Nie chciałam, by myślano: „Marianna jest trudna” albo: „Gwiazda się znalazła”. I co? Myślę, że takie podejście wyprowadziło mnie na manowce. Czasem dlatego, że niemówienie „nie” powodowało sytuacje, które mnie krzywdziły, a czasem dlatego, że to po prostu nie byłam ja, tylko czyjeś wyobrażenie o mnie. Teraz bardzo się cieszę z miejsca, w którym jestem. Nawet bywam z siebie dumna. Ale gdy patrzę wstecz, widzę, jak wiele musiałam się nauczyć.

Mam świadomość, że wykonywanie takiego zawodu jak mój jest ogromnym przywilejem, bo daje mnóstwo wolności twórczej. Także możliwości odkrywania samej siebie. Cieszę się, że mogę grać, a jednocześnie eksplorować inne pasje, że nie muszę codziennie o tej samej porze wstawać i jechać w to samo miejsce, by wykonywać powtarzalną, ciężką pracę – niezwykle sobie to cenię. Ale czuję, że i w tej kwestii wiele się zmienia, że to praca dostosowuje się do ludzi, a nie ludzie do pracy.

Ty na przykład otworzyłaś właśnie bar i kawiarnię w jednym.
Zawsze myślałam, że kiedy będę miała 50, 60 lat, wyprowadzę się do Włoch i będę tam miała swoją małą kawiarnię, w której będę serwowała espresso, i będą do mnie przychodzili okoliczni mieszkańcy, by posiedzieć w słońcu, wypić kawę i przeczytać gazetę. Ale rzeczywistość mnie zaskoczyła, wydarzyło się to szybciej i trochę na inną skalę, co jest bardzo ekscytujące.

Powiedziałaś kiedyś, że zdarza się, że coś sobie wymyślisz i zaplanujesz, a potem to się naprawdę dzieje, tak jakbyś sama sobie przepowiadała przyszłość.
Wydaje mi się, że jestem dużo bardziej przyziemna, niż kiedy mówiłam te słowa. Nasze myśli kreują rzeczywistość – co do tego nie mam wątpliwości. I im bardziej jesteśmy precyzyjni w tym, co chcemy osiągnąć, tym bardziej konkretne kroki podejmujemy. Chyba nie jest tak, że wszystkie fajne rzeczy przychodzą znienacka. Ten pomysł pojawił się dość spontanicznie, ale zrodził się też z potrzeby spędzania czasu z ludźmi, z tego, że lubię przyjmować gości, sprawiać, żeby się dobrze czuli.

Ja mam nawet taką teorię, że kawiarnie i bary takie jak twój uratują świat. Kiedy po szkole filmowej przeprowadziłam się z Łodzi do Warszawy, nie miałam tu zbyt wielu znajomych i czułam się bardzo samotna. Lubiłam wychodzić do różnych miejsc i w ten sposób poznawać ludzi, dużo mi to wtedy dało. Mam spory sentyment do barów i kawiarni, więc tak, zdecydowanie się zgadzam. Takie miejsca mogą uratować świat.

Marianna Zydek rocznik 1993, gdańszczanka. Znana z ról w filmach „Kamerdyner”, „Soyer”, „Skołowani”, „Figurant”, a także krótkiego metrażu „Czwartek”. Wystąpiła w serialach „Warszawianka”, „Grzechy sąsiadów”, „Ludzie i bogowie”. Za rolę Glorii Kossak podczas festiwalu w Gdyni dostała nagrodę Chopard Loves Cinema.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze