Kiedy najczęściej nas dopada i co możemy zrobić, by wyjść z niego silniejsi? Pytamy psycholożkę Justynę Żukowską-Gołębiowską, ekspertkę projektu „MŁODE GŁOWY” Fundacji UNAWEZA.
Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 10/2025.
Izabela Nowakowska-Teofilak: Bazując na doświadczeniu własnym oraz najbliższych znajomych, byłam pewna, że pierwsze kryzysy psychiczne pojawiają się w naszym życiu zazwyczaj po trzydziestce, najczęściej w ciągu pierwszego roku po urodzeniu dziecka. Kiedy jednak omawiałyśmy ten temat na redakcyjnym kolegium, okazało się, że zdaniem jednej koleżanki najbardziej kryzysowym czasem są wakacje, a według innej ostatni rok studiów. Kto ma rację? Kiedy najczęściej pojawiają się pierwsze epizody kryzysowe?
Myślę, że rozbieżności, o których wspominasz, wynikają z tego, że każdy z nas bardzo subiektywnie myśli o kryzysie psychicznym, inaczej go postrzega, definiuje i może go doświadczać na różnych etapach życia. Przede wszystkim pierwsze załamania psychiczne rzadko nazywamy kryzysami. Zazwyczaj mówimy o apatii, chwilowym wycofaniu, o stresie lub zmęczeniu, bo pierwszy kryzys nie przybiera jakiejś dramatycznej formy, jak na przykład baby blues po urodzeniu dziecka czy depresja poporodowa. Zaczyna się często bardzo cicho i objawia na przykład spadkiem energii, poczuciem zagubienia, wypaleniem, izolacją, obawą o to, co będzie w przyszłości.
Z danych WHO wynika, że około 75 procent kryzysów psychicznych rozpoczyna się przed 24. rokiem życia, czyli zanim człowiek zdąży jeszcze na przykład skończyć studia magisterskie i wejść w kolejny etap dorosłości. Najczęściej są to zaburzenia lękowe, depresyjne, adaptacyjne, zaburzenia odżywiania, ale również w tym okresie mogą się pojawiać pierwsze objawy zaburzeń ze spektrum schizofrenii. Najbardziej newralgiczny jest okres między 18. i 25., a nawet – jak podają nowe źródła – 30. rokiem życia, kiedy nasz mózg ciągle jeszcze się przebudowuje i nie mamy pełnej integracji wszystkich jego obszarów, m.in. tych odpowiedzialnych na przykład za planowanie czy łączenie życiowych kropek, przez co faktycznie nie jesteśmy w stanie do końca przewidywać skutków naszych działań i integrować informacji, które do nas docierają. Tymczasem właśnie w tym okresie oczekuje się od ludzi podjęcia najważniejszych decyzji, czyli wyboru studiów, zawodu, partnera, zaplanowania swojej przyszłości. Można to więc porównać do próby uruchomienia nowej wersji systemu operacyjnego na przeciążonym komputerze. To właśnie wtedy najczęściej powstają pierwsze zalążki kryzysu psychicznego.
Tylko czy każda apatia lub zmiana w zachowaniu młodego człowieka to już kryzys psychiczny?
Kryzys przebiega najczęściej tak, jakby cały wewnętrzny świat młodej osoby nagle zmienił grawitację, a jej wewnętrzny kompas emocjonalny kompletnie się rozregulował. Rzeczy które wcześniej cieszyły lub napędzały, po prostu tracą sens.
Nie oczekujmy jednak, że taki człowiek powie otwarcie, że doświadcza kryzysu, bo on sam nie ma pojęcia, co się z nim dzieje. Czuje dyskomfort związany z codziennym funkcjonowaniem, ale nie potrafi go nazwać, a poza tym zazwyczaj ma głęboko zakorzenione przekonanie, że na tym etapie życia musi już sobie ze wszystkim radzić sam, a życie wtedy jest po prostu trudne. Wynika to ze wspomnianej już przeze mnie presji społecznej i konieczności podejmowania ważnych, życiowych decyzji w tym czasie, ale też z przekazów wyniesionych z domu.
Czytaj także: Życie w kryzysie psychicznym. Rozmowa z Agnieszką Jucewicz, autorką książki „Czasem czuję mocniej”
Młodzi ludzie często słyszą od najbliższych: „Zobaczysz, jak skończysz 18 lat, to mamusia nie będzie cię już niańczyć, będziesz musiał sam o wszystkim decydować i ponosić konsekwencje swoich wyborów”. Kiedy zaczynają się problemy, nie interpretują więc tego przeciążenia jako kryzysu psychicznego, tylko jako efekt bycia dorosłym. A trudno przyjść do rodziców i przyznać, że ta dorosłość, z której tak drwiłam jako 15-latka, jednak mnie pokonała.
W efekcie najbliżsi dostrzegają problem dopiero wtedy, kiedy młody człowiek przestaje wychodzić z łóżka, zaczyna się samookaleczać lub podejmuje próbę samobójczą. Jak nie przegapić pierwszych symptomów kryzysu psychicznego i w jaki sposób na nie reagować?
Zaczęłabym nie od tego, co robić, tylko od tego, czego lepiej nie robić. Bo choć większość z nas wie, jak zatamować krwawienie z nosa czy ułożyć kogoś w pozycji bocznej, to Pierwsza Pomoc Przedpsychologiczna wciąż jest dla wielu rodziców terra incognita. Nic dziwnego, że kiedy dziecko przeżywa coś trudnego, rodzic – szczególnie mama – odruchowo wchodzi w tryb „naprawiam, ratuję, załatwiam”. Tyle że to nie zawsze pomaga. Bo w kryzysie nasze dorosłe dziecko nie potrzebuje, żeby ktoś za nie wszystko rozwiązał. Ono potrzebuje, żeby ktoś z nim pobył, zobaczył, co się dzieje, usłyszał to, co niewypowiedziane, i wytrzymał ten stan, zanim pojawi się jakiekolwiek działanie. Dlatego kiedy zamiast pobyć i posłuchać, od razu przechodzimy do działania, młody człowiek może się wycofać.
Boi się, że nasze interwencje będą odpowiedzią na nasz niepokój, a nie na jego potrzeby. Poza tym nawet jeśli mamy dobrą relację z dorastającym dzieckiem, musimy mieć świadomość, że w sytuacji kryzysowej nie będziemy dla niego pierwszym kontaktem. Być może zgłosi się do nas, kiedy inne koła ratunkowe nie zadziałają, a wtedy najważniejsze jest to, by nie popełnić klasycznych błędów. Młody człowiek w pierwszym kryzysie psychicznym przypomina puzzle, do których nie ma obrazka. Niby wszystkie elementy do siebie pasują: ma bliskich, wartości, jakieś marzenia, plany, ale nie wie, co ma z tego tak naprawdę powstać, bo brakuje mu wzoru. Nie chodzi jednak o to, by mu go dawać, bo nawet gdybyśmy pokazali mu swój idealny obrazek, jego puzzle nie będą do niego pasować, ponieważ jego świat jest inny, panują w nim inne wartości i wyzwania niż te, z którymi musiał się mierzyć rodzic w swojej młodości. A więc mówienie: „Ja w twoim wieku już dawno miałem rodzinę, trójkę dzieci, pracę na trzy zmiany i musiałem to ogarniać” naprawdę nie ma sensu i w niczym nie pomaga.
Pamiętajmy, że kryzys naszego dziecka może uruchamiać w nas własne trudne doświadczenia – szczególnie te, których w sobie nie akceptujemy. W takich momentach łatwo o mechanizm projekcji – zamiast mierzyć się z własną bezradnością czy złością na siebie, że nie potrafimy pomóc, przenosimy te emocje na dziecko. W efekcie kiedy dorosły już syn na przykład z bezradności płacze, myślimy: „No nie, co to w ogóle znaczy, żeby taki duży chłop wył z powodu utraty pracy?” i mówimy: „Trzeba się ogarnąć, wziąć życie za bary, a nie ryczeć”. To nie jest wspierające.
Jak w takim razie wspierać skutecznie?
Kiedy rodzic zaczyna dostrzegać, że coś się dzieje – dziecko nie tylko się oddala (co bywa naturalną fazą rozwojową), ale także wyraźnie gorzej funkcjonuje, codzienność go przerasta, a my przeczuwamy, że to może być kryzys – warto się zatrzymać i sięgnąć po Pierwszą Pomoc dla Zdrowia Psychicznego i zasadę 3×P: Popatrz, Posłuchaj, Połącz. Ja dorzuciłabym jeszcze czwarte P – Przyjmij. Bo często to, co widzimy, jest tak trudne, że wolelibyśmy tego nie widzieć. I zaczynamy zaprzeczać, racjonalizować, umniejszać. A to pierwszy krok do tego, żeby coś przegapić. Jeśli twoje dziecko zmienia się nagle i radykalnie – było radosne, a teraz jest apatyczne, zamknięte w pokoju, nie rozmawia, nie wychodzi do ludzi, patrzy w podłogę – to jest sygnał alarmowy. Tak samo w drugą stronę – jeśli ktoś zawsze był introwertywny, nie lubił ryzyka, a nagle zaczyna szukać adrenaliny, przebywać z ludźmi, którzy nie są wzorem do naśladowania, to nie jest „fajna zmiana” Tylko że pytanie „Czy wszystko okej?” nie działa. Odpowiedź zazwyczaj będzie taka sama: „Tak”. Dlatego lepiej powiedzieć to, co widzisz (Popatrz). Opisać konkretne zachowania, bez oceniania i bez pretensji: „Zauważyłam, że od jakiegoś czasu zamykasz się w pokoju, nie rozmawiasz z nami, nie spotykasz się ze znajomymi, jakbyś był nieobecny. Martwi mnie to”. Ważne, żeby to była prawdziwa troska, nie kontrola ani rozliczanie. I trzeba się przygotować, że w pierwszym odruchu usłyszysz: „Przesadzasz”, „Daj mi spokój”, „To nie twoja sprawa”. Ale nie daj się zbyć. Powiedz: „Jeśli w twoim życiu dzieje się coś trudnego albo strasznego, chcę, żebyś wiedział, że jestem obok. Kocham cię niezależnie od wszystkiego. I razem sobie poradzimy. Nie będę cię oceniać, nie będę gderać ani krytykować, będę starać się zrozumieć i wspierać”. To moment, w którym warto nazwać to, czego młody człowiek może się bać. I zapewnić go, że jesteśmy po jego stronie, nie przeciwko niemu. A kiedy już – może nie dziś, może za tydzień, może za miesiąc – zdecyduje się powiedzieć, co się dzieje, przechodzimy do drugiego P – Posłuchaj. I tu najważniejsze: nie komentuj, nie strasz, nie moralizuj. Głęboki wdech. Nie pytamy: „Co ty masz w głowie, dzieciaku?”. Zamiast tego parafrazujemy, czyli własnymi słowami powtarzamy to, co usłyszeliśmy, żeby pokazać, że rozumiemy. I dopiero wtedy pytamy: „Jak mogę ci pomóc?”, „Czego teraz potrzebujesz?”. To daje młodemu człowiekowi coś bezcennego: poczucie sprawczości, które w kryzysie jest zwykle mocno nadszarpnięte. I wreszcie trzecie P – Połącz. To moment, kiedy widzisz, że to nie jest chwilowy spadek formy, tylko coś poważniejszego. Jeśli młoda osoba mówi, że wszystko jest bez sensu, że nic jej nie cieszy, że najchętniej położyłaby się i nie wstawała – to nie jest moment na pytania. To jest moment, żeby powiedzieć: „To brzmi poważnie. Nie mogę cię z tym zostawić samego, samej. Uważam, że to czas na pomoc specjalisty”.
Jeśli stan jest poważny i zagraża życiu – dzwonisz po lekarza. Jeśli młody człowiek zgadza się na pomoc w poszukiwaniu specjalisty, możesz przekazać mu numer do sprawdzonego psychologa ub psychoterapeuty. A jeśli pojawiają się myśli samobójcze – nie czekasz, tylko działasz natychmiast. Nawet jeśli przez najbliższe miesiące twoje dziecko się do ciebie nie odezwie. Bo w takiej sytuacji trzeba sobie zadać jedno pytanie: co jest ważniejsze – relacja czy życie? Ale trzecie P – Połącz to nie tylko połączenie z pomocą psychologiczną czy psychiatryczną. To też konkretne wsparcie w codzienności: pomoc w wypełnieniu formularzy, wzięciu zasiłku, zarejestrowaniu się w urzędzie pracy, w opracowaniu planu spłaty długów itp. Czasem pokazanie, że są zewnętrzne zasoby, z których można skorzystać, to pierwszy krok do wyjścia z kryzysu.
Czytaj także: Wyjść z kryzysu psychicznego. Jak wrócić do normalności i przeciwdziałać nawrotom choroby?
Często słyszę od rodziców nastolatków i młodych dorosłych: „Jakie kruche są te nasze dzieci”. Ale czy my tak naprawdę jesteśmy twardsi psychicznie? Większość moich rówieśników była lub jest w trakcie terapii, a nikt nie korzysta z niej bez powodu.
Słuszne spostrzeżenie. Wcześniejsze pokolenia dorastały w przekonaniu, że jak się ma 15 lat, to trzeba już być dwudziestoparolatkiem. Doświadczaliśmy parentyfikacji, przyśpieszano nasze dojrzewanie, zbyt wcześnie wprowadzano nam poczucie odpowiedzialności i obowiązkowości. Zanim dojrzała nasza kora przedczołowa, powoływano nas do zadań i odpowiedzialności typowych dla dorosłych ludzi. W wieku ośmiu lat opiekowaliśmy się dwuletnim rodzeństwem, a w wieku 15 chodziliśmy zbierać truskawki, żeby zarobić na książki lub nowe buty. Czy mieliśmy do tego wszystkiego uposażenie? Absolutnie nie. Czy było to megaobciążające? Owszem. Czy uczyło nas kompetencji, opiekowania się innymi, brania odpowiedzialności za innych?
Oczywiście, co nas teraz dobija, bo jako 40-, 50-latkowie nie umiemy odpuszczać, ciągle stawiamy sobie poprzeczkę wysoko i nieustannie staramy się do niej doskoczyć. Bierzemy odpowiedzialność za cały świat i wszechświat, nie czujemy, gdzie kończą się nasze kompetencje, nie wiemy, kiedy przestać. Dlatego wielu ludzi z naszego pokolenia, w tym i ja, musiało pójść na terapię, żeby sobie z tym poradzić, ale też lepiej rozumieć swoje dzieci i pozwolić im dorastać w odpowiednim dla nich tempie. A dopóki ich kora przedczołowa i mózg nie dojrzeją w pełni, mają prawo mieć problem z regulacją emocjonalną, z radzeniem sobie z presją, przewidywaniem skutków swoich zachowań, działań czy z podejmowaniem decyzji – to jest normatywne dla ich wieku.
Człowiek w swojej drodze do dojrzałości ma prawo być kruchy, ma prawo popełniać błędy, by później mieć kompetencje i umiejętności radzenia sobie w różnych kryzysach życiowych. Teoretycznie to wiemy, a co w praktyce robimy? Albo, podobnie jak nasi rodzice, parentyfikujemy młodych, rzucamy ich od razu na głęboką wodę i tresujemy na ludzi sukcesu. Albo uruchamia się nasza wyuczona nadopiekuńczość, czyli taka forma przemocy psychicznej, w której rodzic uniemożliwia normatywne doświadczanie i rozwój autonomii dziecka.
Usuwamy młodym ludziom z drogi najdrobniejsze kamyczki, a później w dorosłości potykają się o ziarenko piasku. Dziwimy się, że są tacy wrażliwi, że każde niepowodzenie kończy się dla nich kryzysem, a sami przez lata nie dawaliśmy im szansy na doświadczenie porażki, rozczarowania, porzucenia czy innych trudnych emocji po to, by mogli zdobyć kompetencje radzenia sobie z nimi w dorosłości, kiedy uzyskają typową dla tego okresu autonomię. Przerzucamy na nich swoje potrzeby z okresu dzieciństwa, chcemy dać im to, czego sami nie mieliśmy, zapominając, że oni nie posiadają takich deficytów czy braków jak my. Dopełniamy więc swoje dzieci czymś, czego mają pod dostatkiem, kiedy one potrzebują zupełnie innych zasobów i oddziaływań rodzicielskich. To tak, jakbyśmy przygotowywali rybę do chodzenia po drzewie.
Czytaj także: Pokolenie płatków śniegu – na pozór przekonane o swojej wyjątkowości
Jeszcze nie tak dawno mówiło się o tym, że małe dzieci nie przeżywają kryzysów psychicznych, a ja pamiętam na przykład, że w dzieciństwie bardzo bałam się śmierci. W tamtych czasach nikt jednak nad takimi lękami specjalnie się nie pochylał, a może to było już zalążkiem moich obecnych problemów? W jakim wieku najwcześniej może pojawić się kryzys psychiczny?
Mój najmłodszy pacjent doświadczający depresji i kryzysu suicydalnego miał sześć lat, ale już jako pięciolatek przejawiał zachowania mogące świadczyć o tym, że przeżywa kryzys psychiczny. Natomiast dzieci nie definiują tego w ten sposób, ponieważ nie mają jeszcze myślenia abstrakcyjnego. Przez to nie rozumieją też do końca, czym jest życie, a czym jest śmierć, i może im się wydawać, że samobójstwo jest odwracalne. Dlatego kryzysy psychiczne na tak wczesnym etapie życia są bardzo niebezpieczne. Tymczasem wciąż jeszcze bagatelizujemy nieco ten okres życia, jeśli chodzi o problemy psychiczne. Poddajemy się błędnej narracji, mówiącej, że współcześnie żyjemy w świecie permanentnego kryzysu psychicznego od urodzenia niemalże do śmierci, a kiedyś tego nie było. Guzik prawda, było, tylko nikt tego nie diagnozował. Kiedy rozmawiam z ludźmi, których dzieciństwo przypadło na lata 70. i 80., okazuje się, że niemal w każdej wiosce, w każdym miasteczku był ktoś, kto odebrał sobie życie. Nie zrobił tego bez powodu. Z niewyjaśnionych przyczyn nagle umierały również dzieci, nastolatki, bo doświadczały przemocy czy zaniedbania, miały nierozpoznane choroby, a także kryzysy psychiczne.
Twój strach przed śmiercią mógł być normatywnym lękiem, bo jest taki etap rozwojowy, w którym dzieci boją się śmierci i to jest całkiem okej. Jeśli jednak ten moment lęku rozwojowego, który się pojawia, jest unieważniony, dziecko jest obśmiane, zawstydzone, to zaczyna się patologizacja normatywnego procesu. W efekcie lęk pozostawia ślad i z biegiem lat może się nasilać, wywołując w końcu stany, które mogą być kryzysem psychicznym.
Czy te pierwsze kryzysy zawsze są preludium do przyszłych zaburzeń psychicznych?
Badania mówią, że jednym z poważniejszych czynników ryzyka wystąpienia zaburzeń psychicznych faktycznie jest wcześniejszy kryzys. Nawet jeśli miał miejsce w dzieciństwie albo w okresie nastoletnim i był krótkotrwały, to i tak zwiększa ryzyko mniejszej wyporności psychicznej w przyszłości. Natomiast czynników ryzyka mamy też wiele czynników ochronnych, a jednym z najistotniejszych są wspierające relacje. Jeśli więc doświadczyliśmy kryzysu psychicznego, ale jednocześnie zostaliśmy prawidłowo i dobrze zaopiekowani, ktoś udzielił nam pomocy i wsparcia, sprawił, że poczuliśmy się bezpiecznie – to możemy wyjść z tej sytuacji bogatsi o nowe zasoby, które będą naszą siłą w przyszłości. Rozbudowana sieć społeczna, świadomość, że są obok ludzie, którzy nas wspierają, trzymają za nas kciuki – to czynniki, które chronią przed kryzysem psychicznym.
Współcześnie jednak ludzie są bardzo osamotnieni, tworzą pozorne relacje online’owe. W mediach społecznościowych mają tysiące znajomych i ani jednej osoby, której mogliby opowiedzieć o swoich problemach. Tymczasem nawet miliony followersów nie stanowią czynnika ochronnego, czasami wręcz przeciwnie – stają się czynnikiem podnoszącym ryzyko (hejt, presja, ocena). Do tego potrzebna jest prawdziwa, bliska relacja z drugim człowiekiem. Dziś jednak bardzo trudno ją zbudować. Izolacja społeczna i poczucie osamotnienia są także głównymi przyczynami kryzysów psychicznych u osób starszych.
Dobrze, że o tym wspomniałaś, bo dużo mówiłyśmy o nastolatkach i młodych dorosłych, ale czasem pierwszy kryzys, jak u mnie, przychodzi w środku życia. I wiem z autopsji, że jego przeżywanie nie jest łatwe, bo człowiek zderza się z niedowierzaniem. Jak to? Dorosła kobieta, całe życie sobie radziła, a teraz nagle jest w rozsypce? Nie ma przyzwolenia na kryzysy w tym wieku, a w związku z tym nie ma też często wsparcia.
Mówisz o zjawisku, które obserwuję od jakiegoś czasu. Myślę, że wynika to z tego, że brakuje nam rytuałów przejścia pomiędzy adolescencją i dorosłością. Rodzice bardzo by chcieli, żeby ich dzieci, wchodząc w dorosłość, od razu odnosiły sukcesy, młody człowiek nie ma więc czasu na adaptację, na pożegnanie się z tym czasem, w którym był „pod ochroną”, i wzięcie powoli odpowiedzialności za swoje życie. Brakuje nam poczucia, że nie jesteśmy w tej dorosłości pozostawieni sami sobie, że są ludzie, którzy będą nas wspierać, a kiedy trzeba, także w tym etapie życia towarzyszyć. Podobnie jak wtedy, kiedy kończy się rodzinny obiad czy impreza i odprowadzamy gości do drzwi. Nie mówimy im przecież: „Jesteście dorośli, więc sami znajdziecie wyjście”, tylko wstajemy od stołu, żegnamy się z nimi, czasami wychodzimy na klatkę czy do samochodu. A jakoś nie mamy zwyczaju odprowadzania młodego pokolenia w dorosłość. Ten moment przejścia wygląda raczej tak, że wrzucamy tych ludzi do samochodu, bez prawa jazdy i bez mapy dalszej podróży, po czym oczekujemy, że w pięknym stylu dojadą do wymarzonego przez nas celu. Efekt jest taki, że młody człowiek rusza tym szalonym driftem przez życie, czasem udaje mu się nawet przejechać spory kawałek bez większych perturbacji, ale kiedy nagle w wieku 30 czy 40 lat orientuje się, że ten świat, mimo jego usilnych starań, ciągle nie jest taki wspaniały, jak mu go malowano w rodzinnych przekazach, że ludzie, miejsca i różne sytuacje czasami rozczarowują – dochodzi do pierwszego tąpnięcia. A kiedy na to wszystko nakłada się życie, jakieś choroby w rodzinie, problemy finansowe, zwolnienia z pracy, to łatwo o kryzys, bo choć rodzimy się z pewną rezyliencją, czyli odpornością psychiczną, do normalnego funkcjonowania i życia potrzebujemy też rezylientnego środowiska.
Samotne drzewo ma mniejsze szanse przetrwać wichurę niż to rosnące w gęstym lesie. A, niestety, we współczesnym świecie tych społecznych lasów jest coraz mniej, dlatego jesteśmy tacy krusi.
Justyna Żukowska-Gołębiowska, psycholożka, psychotraumatolożoka, współautorka Programu Profilaktycznego Godzina dla MŁODYCH GŁÓW, reprezentanka Fundacji UNAWEZA w Zespole ds. współpracy z organizacjami pozarządowymi tworzonym przez Ministerstwo Edukacji Narodowej.
Pierwsza Pomoc dla Zdrowia Psychicznego (ang. Psychological First Aid) to uznany na świecie, rekomendowany przez Światową Organizację Zdrowia sposób postępowania w sytuacjach kryzysu emocjonalnego.
Składa się z 3 prostych kroków (PPP):
- Popatrz (ang. Look)
Oceń sytuację, zauważ oznaki kryzysu, zapewnij bezpieczeństwo sobie i osobie, której udzielasz pomocy.
- Posłuchaj (ang. Listen)
Okaż empatię, zadaj otwarte pytania o sytuację i samopoczucie osoby, uznaj wszystkie jej emocje, nie oceniaj, nie udzielaj rad.
- Połącz (ang. Link)
Zaproponuj konkretną pomoc w znalezieniu odpowiedniego wsparcia (np. pomocy psychologicznej), przypominaj o zasobach (np. mocnych stronach osoby, jej możliwościach, ludziach gotowych pomóc).Takiej pomocy może udzielić każdy człowiek. Nie musi być specjalistą. Wystarczy, że okaże empatię i przeznaczy chwilę swojego czasu drugiej osobie. Pierwsza Pomoc dla Zdrowia Psychicznego może realnie uratować czyjeś życie. To sposób, by pokazać osobie w kryzysie, że jest ważna, że ktoś zauważa jej cierpienie i je akceptuje, że ma wsparcie – nie musi sama zmagać się z problemem, może dostać skuteczną pomoc, jeśli tylko się na to zgodzi.
„MŁODE GŁOWY. Otwarcie o zdrowiu psychicznym” to projekt edukacyjny Fundacji UNAWEZA Martyny Wojciechowskiej. Skierowany jest do młodych osób, ich rodziców i nauczycieli. Bezpłatny program profilaktyczny realizowany w ramach projektu obejmuje już ponad milion osób w całej Polsce. Obecnie działania koncentrują się na edukacji w zakresie Pierwszej Pomocy dla Zdrowia Psychicznego. Więcej informacji: helppp.pl oraz mlodeglowy.pl