1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Wywiady
  4. >
  5. „Dotarło do mnie, że jestem pieprzoną wojowniczką!” Rozmowa z Natalią Niemen

„Dotarło do mnie, że jestem pieprzoną wojowniczką!” Rozmowa z Natalią Niemen

(Fot. Maciej Zienkiewicz Photography dla Wydawnictwa Lira)
(Fot. Maciej Zienkiewicz Photography dla Wydawnictwa Lira)
„Jestem wojowniczką w zbroi. Niekiedy rzucają we mnie kamieniami, czasem ktoś strzela z procy w moją stronę. Albo widzę ogniste strzały. Przy tych mocniejszych upadam, ale podnoszę się i idę dalej. Wreszcie siebie polubiłam i zaakceptowałam” — mówi w książce „Wojowniczki” Natalia Niemen, wokalistka, malarka, artystka wszechstronna.

Wywiad jest fragmentem książki „Wojowniczki. Jak czule zawalczyć o siebie?” Magdaleny Kuszewskiej (Wydawnictwo Lira). Wszystkie skróty pochodzą od redakcji.

Od kiedy czujesz się Wojowniczką?

Natalia Niemen: Podam ci nawet rok tego doniosłego w moim życiu wydarzenia. Otóż od 2012 roku. To wtedy bowiem zaczęły się bardzo solidne zmiany w moim myśleniu i działaniu. Nie miałam wcześniej wcale tak znowu łatwo w życiu, jak sądzą inni; doświadczyłam wielu przykrych wydarzeń, które łamały. Nie o wszystkim mogę mówić pu­blicznie. Jakimś cudem jestem tutaj, gdzie jestem, i dziwię się, że przetrwałam. I że jednak ta Natalusia nie jest taka słabiutka i grubiutka, i biedna…

Zaraz, zaraz. Jak to: grubiutka? Zawsze podziwiałam twoją figurę.

Tyle że ja czułam się niepiękna i za duża…

Hmm. Dostrzegam zmianę. Kiedy robiłam z tobą wywiad przed laty, nie emanowałaś tak wewnętrzną mocą i kobie­cością. No i mniej się uśmiechałaś.

Sama widzisz. Z tego powodu między innymi ostatnio biję sobie często brawo, chwalę siebie. Tego kiedyś nie robiłam zupełnie. No bo jak to? Nie wypada się chwalić! A teraz powtarzam z przyjemnością i premedytacją, że jestem bar­dzo fajna i że daję radę. To także zasługa moich terapeutów, rozmaitych „wspieraczy”, którzy mnie latami prowadzili. Powtarzam wszem wobec, że warto skorzystać z tej for­my wspaniałej pomocy. Jestem po dwunastu latach terapii, z przerwami na trzecie dziecko. Wróciłam niedawno znowu do terapii i bardzo sobie to chwalę i cenię.

Wartość tej pomocy jest nie do przecenienia. Terapeuta to ktoś, kto może nas popychać i wzmacniać delikatnie, od kogo możemy się odbijać i potem sami nad tym, co potrzeba, pracować… Więc skoro latami siebie nie doceniałam, nie troszczyłam się o siebie, spychałam na ostatnie miejsce, to teraz staram się mówić prawie codziennie: „Natalia, jesteś świetna”. I próbuję nazywać wszystkie cechy, które mi po­magają w życiu.

Ta najważniejsza to…?

„Natalia, jesteś dzielna!”.

I piękna?

Bingo. Zawsze miałam sporych rozmiarów kompleksy, jeśli chodzi o urodę, bo cóż… Ja byłam dzieckiem niepięknym. Miałam podkrążone oczy, nos inny niż wszystkie dziew­czyny. Cechowało mnie duże poczucie niepewności. Ale zajęłam się i tym na terapii. Staram się sobie podobać i chyba mi to coraz lepiej wychodzi. Natomiast nos to była moja pięta achillesowa, bo wiesz… Ty też masz taki piękny nos, inny niż wszyscy. Teraz kocham swój nos, ale latami go nienawidziłam.

Pewnie to, że twoja mama była jedną z najpiękniejszych modelek i nadal jest piękną kobietą, o klasycznej urodzie, nie pomagało w samoakceptacji?

Wygląd to była dla mnie sfera bardzo ważna, nie kryję tego. Nawet teraz czasami się łapię na przekonaniu, że nie jestem jakaś taka za ładna. I ponownie się biczuję… Prowadzę ze sobą dialog. Mówię: „Wiesz, Natalia, jesteś taka silna, jesteś dzielna i jesteś piękna. No popatrz, kto jeszcze ma taki nos jak ty?”. Ale argumenty, które do siebie kieruję, stanowią dla mnie novum. Dopiero niedawno, na szczęście jeszcze przed skończeniem pięćdziesiątki, zaczęłam je aktywnie stosować. Choć oczywiście praktykowanie tego chwalenia i doceniania siebie samej bywa trudne, idę do przodu. Bo to jest jednak praktyka.

Trening czyni mistrza. Praktyka dobrego mówienia o so­bie i do siebie jest na początku wyzwaniem, jak choćby joga, a potem staje się coraz łatwiejsza.

Jak jesteś „empatą”, ludzie do ciebie lgną. Umiesz kochać innych, ale czy siebie?… Mówię sobie: „Tylko popatrz, ile się nauczyłaś przez te lata. W przeszłości byłaś melancholijna, cicha, pozamykana. Teraz jesteś ekstrawertyczna. Odważyłaś się wyjść do świata!”. Staram się nazywać tę swoją moc na co dzień.

I nawet w ostatnim tygodniu dotarło do mnie, że jestem pieprzoną wojowniczką!

Fot. materiały prasowe Wydawnictwa Lira Fot. materiały prasowe Wydawnictwa Lira

Byłaś nią także wiosną, gdy opublikowałaś słynny już post na Facebooku. O tym, że szukasz pracy, choćby w roli sprzątaczki. Dla mnie to jest symbol walki o siebie, o dzie­ci, o zarobek. Pewnie nie spodziewałaś się, że z jednego posta powstanie takie zamieszanie i że w sumie wszystko wyjdzie na dobre?

(śmiech) Bardzo dobre!

Odrzuciłaś wstyd. Wzięłaś sprawy w swoje ręce. Artystka, córka „tego Niemena”, która chce się podjąć sprzątania? To było rewolucyjne i w dobry sposób bezwstydne.

Jestem ostatnio zakochana w takiej postawie, jaką jest au­tentyczność. Przez całe życie byłam zasklepiona. Bałam się wszystkiego. Bałam się, co ludzie o mnie pomyślą, co po­wiedzą, jak skomentują to czy tamto… Wygląd, zachowanie, śpiew.

Nic dziwnego. Przez lata byłaś też porównywana do ojca. To się niedawno skończyło.

W pewnym momencie mojego życia, pewnie około trzy­dziestki, okazało się, że ja potrafię zrobić coś niespodzie­wanego, zaskakującego nawet mnie samą. O takich zacho­waniach ludzie mówią krótko: „Ale obciach!”.

(…) Robię rzeczy, o których ludzie potem plotkują albo pytają: „Ale po co ty tak zrobiłaś?”. Tak samo było z tym słynnym postem na Facebooku, który w skrócie nazywam „postem sprzątaczki”. (uśmiech)

Moi bliscy byli zdumieni, że opublikowałam taką odezwę. „Coś ty narobiła?!”, słyszałam. To było oczywiście wypo­wiadane ze zdziwieniem, ale i z troską o mnie. Szczególnie jak tabloidy i portale zaczęły o tym pisać w tonie sensacji.

Ale spokojnie tłumaczyłam bliskim, że przecież ja nie wysłałam mojego apelu o pracę do redakcji gazet i portali, tylko do znajomych na Facebooku. Przecież ludzie piszą różne ogłoszenia, wrzucają pytania typu „gdzie kupić naj­lepszą poduszkę ortopedyczną”.

Co złego jest w tym, że ja potrafię sprzątać i proponuję swoje usługi w tej dziedzinie?

No właśnie. Co?

Zauważyłam, że ludzie mają w sobie sporo strachu. Nie kochają siebie, boją się odrzucenia. Ja też się boję, ale od kilku lat odczuwam olbrzymie pragnienie, aby iść pod prąd.

W tej autentyczności. I coraz bardziej w to brnę! Oczywi­ście wszystko odbywa się w pewnych granicach, bo ja prze­cież nie chcę nikogo krzywdzić. Chcę nadal iść pod prąd, w dobrych sprawach. Większość ludzi nie rozumie moich różnych decyzji czy ruchów.

Na przykład jakich?

Odejścia od Kościoła, rozprawiania o stawianiu na siebie, na niezależność. O tym, że korzystam z terapii.

Odczuwam pewnego rodzaju ostracyzm. Jasne, zawsze istnieje pokusa, aby wtopić się w szary tłum, z niczym nie walczyć, ale wtedy mój wewnętrzy głos protestuje: „Natalia, ty taka nie jesteś, dziewczyno!”.

Nawet jeśli jest tylko garstka kobiet, którym to, co ro­bię, wydaje się istotne i przełomowe, to warto. Bo wiesz, szczególnie właśnie kobiety inspirują się moimi przemyśle­niami, tekstami czy próbami poetyckimi, które publikuję w social mediach. Kobiety to moi główni odbiorcy. Nie chodzi o to, aby każdy był zadowolony czy zachwycony tym, co robię czy piszę, ale czuję, że dla części osób to jest naprawdę istotne. Zajmuję się muzyką, ale też tworzę poezję i obrazy.

I teraz, gdybyś mnie zapytała jako plastyczkę, jak ja siebie widzę, to…

Jak siebie widzisz?

Jestem wojowniczką w zbroi. Czasem rzucają we mnie ka­mieniami, czasem ktoś strzela z procy w moją stronę. Albo widzę ogniste strzały. Przy tych mocniejszych upadam, ale podnoszę się i idę dalej.

Pogadajmy o mądrym wojowaniu. Jakie obejmuje w two­im przypadku obszary?

Piszą do mnie często kobiety w moim wieku, czyli po czter­dziestce, przed pięćdziesiątką. I one nagle chwytają przeko­nanie, niemal na zasadzie „Eureka!”, że „jestem dla siebie ważna”. Ja nie chcę pozwolić, żeby robiono mi krzywdę, żeby nie szanowano mojej wrażliwości, emocjonalności. Mężczyźni lubią o nas mówić: emocjonalna lub bez emo­cji. A przecież wszyscy jesteśmy emocjonalni. Mniej lub bardziej.

Teraz mała prywata ode mnie. Niedawno zmarł mój oj­ciec — po czterdziestce jeszcze częściej dostrzegam, że obowiązuje nas wszystkich przemijanie. Kiedyś komplet­nie o tym nie myślałam.

(cisza) Nie wiem, o co tutaj chodzi, ale dzisiaj, wracając z koncertu z Krakowa, miałam podobną refleksję. Stałam na dworcu i nagle poczułam, że robi mi się słabo, spada mi ciśnienie. Nie wiem, czy to Kraków tak melancholijnie na mnie działa? Toczę się po tym dworcu i myślę: „Jestem stara i bardzo zmęczona”… No tak, cytuję samą siebie z go­dziny 11. I to też jest walka, bo z jednej strony masz siłę i dużo energii do pracy, do wychowania dzieci, życia w ogóle, a z drugiej — świadomość daje znak: „puk, puk”. Musisz to odganiać…

Rzeczywiście, kobiety z naszego pokolenia były nauczone, że ich matki i babki oddawały się rodzinie w podobnym schemacie. To było szeroko pojęte rezygnowanie z siebie. Miłość po części na tym polega, wiadomo. Jednak one nie wiedziały, a ja zrozumiałam to późno, że aby prowadzić dom, zajmować się dziećmi, samej trzeba mieć naładowane baterie. Nie harować do ostatniej czerwonej kreski. Nie mam się co dziwić, że się irytuję na moje dziecko, skoro jestem wyczerpana, przepracowana, niewyspana. Mam wrażenie, że kobietki po czterdziestce coraz częściej czują podobnie jak ja, czyli dały z siebie wszystko, zaopiekowały się domowym ogniskiem, matkowały wszystkim, a teraz wreszcie chcą się zająć sobą.

(Fot. Maciej Zienkiewicz Photography dla Wydawnictwa Lira) (Fot. Maciej Zienkiewicz Photography dla Wydawnictwa Lira)

Wróćmy do wojowania. O co, twoim zdaniem, najbardziej walczą współczesne Polki?

O równość. Obserwuję, jak wciąż obecny jest duch patriar­chatu. On cały czas paruje, a my nim oddychamy. I przez to wciąż istnieje, choć w zależności od geografii czy grupy społecznej pozostaje albo mniej widoczny, albo bardziej jaskrawy. Zobacz, jaki to jest absurd. Patriarchat nie lubi feminizmu, z założenia dręczy feministki, ale sprawia, że kobiety muszą się stawać bardziej „męskie” w takim tradycyjnym ujęciu. Błędne koło!

Jak to wygląda w praktyce?

Patriarchalni mężczyźni (a mówię w dużym skrócie, bo zdarzają się wyjątki) są wyręczani przez matki. Kiedy taki mężczyzna potem sobie znajduje kobietę, która nie sprząta i nie gotuje, zaczyna się jego zawłaszczanie part­nerki dla siebie. Najczęściej poprzez kontrolę. Kobieta się odsuwa, bo źle się z tym czuje. I często z czasem zaczyna walczyć.

Z domu rodzinnego wyniosłam przekonanie, że mężczy­zna ma chronić kobietę. Mój ojciec chronił moją matkę. Był też od niej dużo starszy, to wychodziło im naturalnie. On stawał się dla niej takim mądrym podestem, fundamentem. A ona się czuła bezpieczna. Nie ma w tym niezdrowej kon­troli czy chęci manipulacji. I wtedy właśnie moim zdaniem role są na swoich miejscach.

Lecz jeśli kobieta latami nie otrzymuje wsparcia emo­cjonalnego od mężczyzny, w pewnym momencie musi stać się samowystarczalna i silna. Zmienia się w wojowniczkę.

Czy istnieje jeszcze obszar, o który chcesz zawalczyć dla siebie?

„Im bardziej sobie dowalisz, tym lepiej”. „Jak jesteś chory i tego raka dostałeś, to ponosisz karę, cierpisz, bo tak trze­ba”. Z takich przekonań biorą się choroby. Martyrologia w Polsce rządzi. Im bardziej Polak jest zmęczony, zarobiony, zestresowany, tym więcej „gwiazdek” dostanie.

A wszystko zaczyna się od niekochania siebie. Wiem, co mówię. Ja obecnie bardzo się cieszę z punktu, w jakim jestem. Z tego, że siebie poznaję, że siebie hołubię, noszę na lektyce. I że daję sobie dużo łaski, życzliwości. Oddycham pełną piersią.

Natalia Niemen - wokalistka, wszechstronnie uzdolniona muzyczka, plastyczka, malarka. Była wokalistką zespołu New Life M., wydała albumy „Dla Ciebie i dla mnie”, „Szukam domu”. Śpiewała w chórze Trzecia Godzina Dnia, który nagrał kilka płyt, m.in.: „Hosanna”, „Uratowani”. Z formacją Gospel Joy wydała płytę „Napełniaj”. Od wielu lat promuje muzykę ojca Czesława Niemena na koncertach, m.in. „Niemen inaczej”, „Niemen mniej znany”. Prywatnie mama dwóch synów i córki.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze