Rodzice nauczyli mnie tego, że nie należy lamentować, histeryzować, zapadać się w sobie i trwać w bezruchu. Wręcz przeciwnie – trzeba działać, próbować ogarnąć wszystko, co do nas przychodzi. W życiu warto dawać sobie radę. To zasada, którą wyniosłam z domu. A jeśli stres nas przygniata, to właściwym działaniem jest zwrócenie się o pomoc do specjalisty. To nie słabość, lecz wyraz mocy – mówi w rozmowie z Karoliną Morelowską-Siluk Dorota Wellman.
Umówiłyśmy się, że porozmawiamy o tym, jak radzisz sobie ze stresem. I tak się złożyło, że możemy zacząć rozmowę od sytuacji dosłownie sprzed chwili. Jesteś tuż przed urlopem, właśnie dowiedziałaś się, że twój lot został przełożony – nie lecisz na wakacje jutro, tylko dziś, za kilka godzin, a jak mi wspomniałaś – nie jesteś nawet spakowana. Jak radzisz sobie z takimi sytuacjami?
Jestem człowiekiem zmiany, więc dla mnie to, że gwałtownie zmienia się sytuacja, oznacza, że mam się natychmiast do niej przystosować. I być gotową na taką zmianę zawsze.
Rzeczywiście, nawet nie odwołałaś naszej rozmowy, tylko ją odrobinę przesunęłaś… Myślę, a właściwie jestem pewna, że wiele osób na twoim miejscu z nerwów rwałoby sobie włosy z głowy.
Po prostu spakowałam się szybciej, niż miałam to zaplanowane. Zawsze mam dużo wcześniej przygotowaną listę rzeczy na wszystkie wyjazdy, żeby o niczym nie zapomnieć.
Czyli nie jest tak, że się w takich momentach „zapalasz” i najpierw musisz się „wywściekać”?
Nie, nie wściekam się, nie mam na tę sytuację żadnego wpływu. Szkoda moich nerwów, szkoda zdrowia na wściekanie się. Po prostu przestawiam się na tryb „działanie”. Nie muszę być z powodu takich odgórnych zmian szczęśliwa, ale muszę zareagować, zrobić wszystko, żeby być gotową. Moja praca mnie tego uczy, że nic nie jest na stałe, nic nie jest pewne. W programie na żywo wszystko może się zmienić, a ja mam być człowiekiem, który jest zawsze gotowy, żeby na to zareagować.
Mówisz, że praca „przećwiczyła” cię w tej kwestii, ale może miałaś ten rodzaj elastyczności w sobie zawsze, a zawód tylko ją w tobie wzmocnił?
Myślę, że mam tę cechę od zawsze, a praca to tylko wyostrzyła. Potrafię nie dać się sprowokować rzeczywistości do jakichś nerwowych reakcji.
Jeśli na nerwową sytuację zareagujesz działaniem i szybko się z nią uporasz, to sama ze sobą czujesz się dobrze i utwierdzasz się w przekonaniu, że zawsze sobie poradzisz.
Obserwowałaś tę cenną życiową umiejętność w domu rodzinnym i ją przejęłaś?
Tak, moi rodzice, oboje, byli ludźmi, którzy potrafili szybko zareagować, przestawić się, dostosować się do nowej sytuacji, nowych okoliczności. Nauczyli mnie tego, że nie należy lamentować, histeryzować, zapadać się w sobie i trwać w bezruchu. Wręcz przeciwnie, trzeba działać, próbować ogarnąć wszystko, co do nas przychodzi. W życiu warto dawać sobie radę. To zasada moich rodziców.
Potem byłam harcerką – przez całe dzieciństwo i młodość, do pierwszych lat studiów – to też jest wspaniała szkoła życia. Uczysz się szybkich reakcji na zmieniającą się wciąż sytuację, żeby np. uratować obóz przed burzą. Nie można czekać, nie można się długo zastanawiać, trze ba po prostu działać. Kiedy byłam już osobą, która pro wadziła drużyny, a potem większe jednostki harcerskie, musiałam być zdecydowana i pokazać to zdecydowanie innym. Musiałam wydawać komendy – jasne, czytelne i oczywiste dla wszystkich. To pozwalało uniknąć popa dania w panikę. Harcerstwo nauczyło mnie bardzo dużo.
Ale to nie oznacza, że jesteś człowiekiem wolnym od stresu?
Pewnie, że nie! Myślę, że wiele lat pracy w zawodzie dziennikarza to był i jest nieustanny stres i trzeba umieć się z nim „obchodzić”, jeśli chce się w tej pracy przetrwać, a już z pewnością, kiedy chce się wykonywać ją dobrze, utrzymać się na rynku. Dziennikarze są poddawani bardzo intensywnemu stresowi.
I ten stres odcisnął piętno na moim organizmie. Miałam kłopoty z sercem, z pewnością jest to wynik pracy właśnie. Ale dzielnie walczę, mam już na stres wypracowane różne swoje sposoby.
Podzielisz się nimi?
Zdecydowanie na pierwszym miejscu jest ruch fizyczny – czy to praca w ogrodzie, którą uwielbiam, czy to praca ze szmatą w domu, żeby go posprzątać i móc dobrze się w nim poczuć. Ruch fizyczny pozwala mi stres z siebie wyrzucić, a co za tym idzie – pozwala mi nie wyżywać się na swoich bliskich.
Właśnie, bo to jest coś, co bardzo często łączy się ze stresem, niestety.
Tak, nie radząc sobie ze stresem, przerzucamy swój zły nastrój, swoją agresję na osoby nam bliskie, a ja bardzo chciałabym tego unikać. Dlatego uważam, że każda „działalność fizyczna” jest bardzo ważna. Chociaż wiem, że na nią nie wyglądam, to jednak ją lubię i od młodości jestem do niej przyzwyczajona. To dla mnie główne remedium na stres.
Bardzo dobrze działa na mnie także czas dla siebie, który jest moim zdaniem niezbędnie konieczny. Taki czas, w którym robię, co chcę, gdzie chcę i jak chcę. Moi bliscy nauczyli się, że trzeba szanować momenty, kiedy potrzebuję odosobnienia. Ja jestem nieustannie otoczona ludźmi, nieustannie bombardowana informacjami, nieustannie muszę te informacje zbierać i przetwarzać, muszę być ciągle aktywna, więc przychodzi taki moment, kiedy trzeba pobyć samemu ze sobą. Włączam wtedy muzykę klasyczną, jazz albo muzykę rozrywkową, w zależności od nastroju. Albo czytam. Bardzo dużo czytam.
Realizowanie pasji powoduje, że czuję się lepiej, jestem w stanie skutecznie walczyć ze stresem.
Ale myślę też, że ja po prostu jestem twardzielem. Twardzielem z urodzenia, odpornym na stresy, odpornym na ciosy. One oczywiście mnie dotykają, ale potrafię dosyć szybko przekłuć je w coś dobrego.
Psychologowie bardzo często powtarzają tę zasadę – nie dać się wyprowadzić z równowagi rzeczom, sytuacjom, na które nie mamy żadnego wpływu. Jednak to nie jest łatwe, wielu z nas to robi…
Ostatnio byłam świadkiem sytuacji, którą obserwowałam z dużym zainteresowaniem. Byliśmy na lotnisku i samolot się spóźnił. Ludzie dostawali kota, a dla mnie to jest zupełnie niepotrzebny wydatek energetyczny. Bo po pierwsze, nie mamy na to żadnego wpływu. Po drugie, jeśli tak się zdarza, to na pewno jest ważny powód, np. jakaś techniczna usterka samolotu, która może zagrażać naszemu życiu…
Wiem, że czasem się gdzieś spieszymy, mamy kolejne ważne plany, ale bieganie po lotnisku, krzyczenie, wyżywanie się na innych niczego nie przyspieszy, a za to przysporzy dodatkowych nerwów i nieprzyjemnych emocji kolejnym osobom.
Co ty robisz w tym czasie, kiedy inni szaleją?
Obserwuję na przykład samoloty na flight radarze [Flight radar24.com – przyp. red.], więc widzę, kiedy ten, na który czekamy, wystartował, i już wiem, że za godzinę czy dwie będzie na miejscu. Po prostu zachowuję spokój, myślę o tym, że wolę się spóźnić, gdzieś nie zdążyć niż nie dolecieć w ogóle, bo samolot poleciał z usterką…
Wydaje mi się, że swoim spokojem wpływam też dobrze na innych. Dla mnie wyżywanie się na kimś jest jedno znaczne z pokazywaniem swojej ważności i wyższości. To przemoc, a ja naprawdę nie chcę stosować przemocy.
I zawsze to ci się udaje?
Musi być bardzo poważny powód, żebym się na kimś wyżyła. Ale to, że spóźnił się samolot, czy to, że ktoś kombinuje w kolejce do banku? To naprawdę nie są rzeczy, które powinny nas tak poruszać. Warto czasem się zatrzymać, spojrzeć na siebie z boku i zobaczyć, jak reagujemy, jak się zachowujemy. Myślę, że autoanaliza to jest coś niezwykle istotnego.
A jak reagujesz, kiedy to ty jesteś ewidentnie ofiarą czyjegoś odreagowania?
W pierwszym momencie zawsze reaguję spokojem, ale zauważyłam, że mój spokój działa wtedy na dwa sposoby – albo wycisza tę drugą osobę, albo staje się ona jeszcze bardziej agresywna. Wówczas potrafię ukrócić to szybką i ostrą odpowiedzią. Postawę spokoju i nieagresji zachowuję do czasu…
Powiedziałaś o kilku swoich sposobach radzenia sobie ze stresem oraz o swojej naturze, która ci w tym pomaga, a czy kiedykolwiek doszkalałaś się w tej dziedzinie?
Korzystałaś np. z jakichś warsztatów, czy czytałaś o tym? Tak, mam w pracy, czyli w TVN-ie, różnego typu webinary, które pozwalają nam uczyć się, jak walczyć ze stresem. Ale przeczytałam też wiele książek, które dotyczą tego tematu. To mnie interesowało, bo uważam, że pracując w dużej grupie ludzi, mając bardzo różnych gości w swoim programie, muszę umieć znaleźć się w każdej stresującej sytuacji, z każdej trudnej sytuacji wybrnąć. A więc mam za sobą i warsztaty, i kilka przeczytanych mądrych lektur.
I polecasz każdemu dokształcanie się w tym temacie?
Zdecydowanie. Stres jest dziś wszechobecny, dotyczy wszystkich bez wyjątku, sytuacja na świecie to potęguje. Jak nie pomoże nam to, co przeczytamy, z czego możemy skorzystać np. w miejscu pracy, i czujemy, że ze stresem, z agresją, która często jest jego pochodną, sobie nie radzimy, to powinniśmy udać się do specjalisty, terapeuty.
Wspomniałaś o sytuacji na świecie, to, co się dzieje dookoła, odbiera spokój, odbiera sen. Jak z tym sobie radzisz? Sprawdzasz, oglądasz wiadomości, czy starasz się dopuszczać do siebie jak najmniej newsów?
Muszę wiedzieć, zbierać informacje, tego wymaga ode mnie też mój zawód. Ale pamiętam, że nie mam na to, co się dzieje, wielkiego wpływu, więc czekam na rozwój wydarzeń. Z przekonaniem, że świat nie jest na tyle głupi, żeby już kompletnie oszaleć.
No nie wiem…
Wierzę, że będzie dobrze, a gdyby dobrze nie było, jestem przygotowana na różne sytuacje kryzysowe. Mam np. zapasy, bo wystarczy blekaut w Polsce, żebyśmy przepadli. Mam omówione ze swoimi bliskimi, co zrobimy, kiedy zdarzy się sytuacja krytyczna. Wiemy, jak się zachować, wiemy, co zrobić z pieniędzmi.
Jesteśmy przygotowani na bardzo różne scenariusze, ale nie wałkujemy ich, nie międlimy, nie mówimy o nich wielokrotnie, bo to tylko stres napędza. Słuchamy ludzi mądrych i staramy się ich rady wcielać w życie, w swój „plan ratunkowy”. Choć oczywiście nie sposób przygotować się na wszystko, ale na pewno na różne trudne sytuacje jesteśmy gotowi bardziej niż inni.
I ten plan jest gdzieś w głowie, daje poczucie spokoju, ale – tak jak mówisz – nie rozmawiacie o tym bez końca.
Jasne, że przejmujemy się jako ludzie każdą złą informacją, np. tymi, które płyną z frontu walki w Ukrainie. Jeśli giną dzieci w szpitalu, to trudno być obojętnym, ale też muszę zrozumieć, że mogę pomagać, mogę robić różne rzeczy, ale nie mam wpływu na to, żeby ta wojna się skończyła... Liczę na to, że ci inni mądrzejsi działa ją w ciszy i doprowadzą do tego, że ta straszna wojna w środku Europy się skończy.
Mamy w naszej rodzinie zasadę omawiania ważnych spraw. I wojna była jedną ze spraw, które omówiliśmy. Co będzie z nami, co może się wydarzyć, przygotowaliśmy się na miarę naszych możliwości. Mamy też omówioną sytuację, kiedy umrę. Ustalone jest, co się ma wydarzyć potem, jakie są moje decyzje. Podjęłam je świadomie i chciałam, żeby moi bliscy je znali. Tę rozmowę prze prowadziliśmy kilkakrotnie. Nikt się jej nie bał, nikt nie jęczał, że trzeba to zrobić. Uważam, że to ważne.
W wielu rodzinach takich rozmów nie ma, bo się ich boimy, a tak naprawdę – to chyba nieuciekanie od nich minimalizuje stres, prawda?
Zdecydowanie jestem tego zdania. Mój syn doskonale wie, że życzę sobie, żeby moje organy, te sprawne, zostały przekazane innym ludziom, którzy walczą o życie, żeby nie stosowano wobec mnie uporczywej terapii, jeśli będę w stanie beznadziejnym. Kuba wie, jakie są decyzje dotyczące naszego domu, jak chcę, żeby wyglądał mój pogrzeb. Mamy te wszystkie sprawy omówione i mamy je zamknięte.
Podobnie jak mamy omówioną sytuację kryzysową na świecie, w Europie czy w naszym kraju, wiemy, co mamy robić. Uświadomiliśmy sobie, że mogą np. zostać wyłączone telefony komórkowe, na taką sytuację też jest przygotowany plan. I myślę, że to nam wszystkim pozwala zachować spokój.
I naprawdę nigdy, w żadnej sytuacji, nie ulegasz panice?
Było jedno zdarzenie, które w pierwszej chwili mnie rozbroiło. Chodziło o zdrowie naszego syna, Kuba był mały. Wtedy na moment rzeczywiście spanikowałam, ale już chwilę później zaczęłam działać, szukać rozwiązania, dobrego miejsca, w którym otrzyma pomoc, specjalisty, który będzie go operował. I zawsze w takich trudnych sytuacjach innych też namawiam do działania. Kiedy się rozpadamy, zaczynamy histeryzować, rozum się wyłącza. Zawsze gdy jestem świadkiem trudnej, krytycznej sytuacji, natychmiast reaguję i mówię: „Słuchajcie, trzeba zrobić to, to i to”. Czasem potrzebny jest człowiek, który nada kierunek. Jestem taką osobą.
Dwa słowa – świadomość i działanie – to są chyba twoje recepty na stres, prawda?
Tak, świadomość i działanie, przede wszystkim działanie. Istotne jest też szukanie wsparcia, po pierwsze, w fachowcach, specjalistach, a po drugie, w ludziach nam życzliwych. Moją grupą wsparcia przede wszystkim jest rodzina, ale są to także ludzie, z którymi pracuję i z którymi jestem związana. To bardzo pomaga przejść trudne chwile. Ale cały czas podkreślam, że jeśli ktoś sobie nie radzi, czuje, widzi, że stres go pokonuje, powinien udać się do specjalisty. To żaden wstyd, żadna słabość. Moim zdaniem to jest wyraz mocy, że wiemy, że coś niedobrego się z nami dzieje i poprosiliśmy o pomoc.
Dorota Wellman, dziennikarka, prezenterka, producentka programów telewizyjnych i radiowych