1. Zwierciadlo.pl
  2. >
  3. Spotkania
  4. >
  5. Dorota Wellman: „Fajnie czuje się człowiek, który głośno mówi to, co myśli. Brak lęku – cudowne uczucie”

Dorota Wellman: „Fajnie czuje się człowiek, który głośno mówi to, co myśli. Brak lęku – cudowne uczucie”

Dorota Wellman (Fot. Piotr Kamionka/Reporter/East News)
Dorota Wellman (Fot. Piotr Kamionka/Reporter/East News)

Jaki masz stosunek do swojego wieku?
Mam go w dupie. Wiek nie ma dla mnie żadnego znaczenia. W ogóle się tym nie zajmuję. Nie stresuję. Niespecjalnie się też w to zagłębiam. Wiek jest w głowie. A ja w głowie mam bardzo dużo młodości.

Masz jej dzisiaj więcej niż wtedy, kiedy byłaś młoda?
Myślę, że nie. W młodości byłam mocno szalona, dziś szalona jestem trochę mniej, ale wciąż ciekawa jestem świata, ludzi, nowości, jestem otwarta na zmiany. To są cechy ludzi młodych.

Ludzie starzy wspominają tylko jak było kiedyś i mówią o chorobach. A jak ludzie zaczynają przy mnie mówić o chorobach, to ja natychmiast jestem chora

i już chcę się wycofać z życia. Nie znoszę takich rozmów i uważam, że one po prostu nam bardzo szkodzą. Więc spotkanie staruszków, którzy wspominają co ich boli i na co mieli operację jest absolutnie nie dla mnie. Choć oczywiście mnie też coś boli czasami. Boli mnie kręgosłup, boli mnie głowa, ale to nie są rzeczy, na których będę się na co dzień skupiać.

Czyli jak trafiasz w towarzystwo, które snuje takie debaty, wychodzisz?
Najczęściej wychodzę. Czasem staram się przekonać, że to nie jest temat, na którym należy się skupiać. Taka jest kolej rzeczy, że ta, powiedzmy druga część życia, to czas, kiedy czujemy się gorzej, ale jeżeli będziemy się na tym koncentrować, o tym tylko myśleć, to moim zdaniem te ostatnie dekady życia w ogóle tracą sens. Trzeba patrzeć tylko do przodu i zastanawiać się co jest przed nami. Co jeszcze możemy zrobić? Czego jeszcze możemy się nauczyć?

Dokąd możemy pojechać? Myślę, że to dużo lepiej działa na psychikę niż myślenie o tym, że mnie boli nóżka albo, że jestem stara i skóra się pomarszczyła. Jak się pomarszczyło, to sobie można wyprasować.

Ty nie prasujesz.
Nie prasuję, mam zmarszczki i ich nie ukrywam, bo są zgodne z moim wiekiem. Ale chcę powiedzieć to bardzo wyraźnie, że jeśli ktoś lubi poprawiać sobie urodę, odmładzać się, to jest jego prywatna sprawa, byle nie stał się satyryczny, bo niektórzy naprawdę są trudni do poznania i wtedy mam problem jak ich przedstawić.

Ale każdy robi ze swoim życiem i ze swoją zmarszczką, co sobie życzy i co mu się podoba. Ja sobie nie odbiorę mojego wieku. Nie będę udawała, że jestem młodsza niż jestem. Nie będę zabierać mimicznych zmarszczek, które w moim wypadku najczęściej od śmiechu robią się wokół oczu.

Dbam o siebie, dbam o swoją skórę, staram się być dla niej dobra, ale nie będę jej sztucznie w żaden sposób zmieniać. Nie naciągnę się i nie zrobię sobie supełka z tyłu głowy, bo uważam po prostu, że to będzie dla mnie niedobre.

Nie zmienię sobie mimiki, nie usztywnię mięśni twarzy, bo ja muszę się śmiać, muszę płakać, muszę mieć różne miny, z których znają mnie widzowie. Chcę, żeby wiedzieli, że ja to ja.

Miewałaś na jakimkolwiek etapie życia gorsze momenty, pytam o kondycję psychiczną?
Nie zdarzyło mi się. Choć nie jestem oczywiście z żelaza i mam – jak Shrek – miękki środek. Jak się zdejmie warstwy cebuli, w środku jest jeden miękki punkt, na pewno go mam, natomiast myślę, że jestem jednocześnie bardzo silną osobą, więc te drobne kryzysy, które miałam w życiu pokonywałam, pokonuję sama.

Ale gdybym miała kryzys poważniejszy, gdybym czuła, że sobie nie radzę, natychmiast udałabym się do człowieka, który się tym zawodowo zajmuje, do specjalisty. I nie widzę w tym niczego złego, nie widzę żadnego powodu do wstydu. Natomiast jak dotąd radzę sobie sama, i chyba wychodzi mi to nieźle, choć – jak każdy z nas – mam czasami gorsze dni. Pokonuję je siłą woli.

Czyli jak? Jak to robisz?
Mam świadomość, że każdy dzień może być moim dniem ostatnim, więc myślę o tym, jak go dobrze wykorzystać. Dużo rzeczy planuję, w związku z tym nie mam czasu na nudę i myślenie o tym, że dzisiaj jest mi gorzej.

Staram się codziennie rano wstawać z dobrym nastawieniem – do świata i do ludzi. Bez męki pod tytułem: „O, Boże, znowu muszę wstać i iść do pracy.”. Praca mnie w dalszym ciągu bardzo kręci, myślę, że ona też jest motorem moich działań. Wierzę, że są takie mechanizmy samonakręcające i ja po prostu jestem takim organizmem, który sam się nakręca do działania. Nawet jak nie mam danego dnia zbyt wielu rzeczy do zrobienia, to je sobie powymyślam po prostu, żeby być aktywną. To jest mój sposób na gorsze czasy.

Planuję sobie różne rzeczy i staram się je realizować. To jest fajna ścieżka – zdejmowanie kolejnych żółtych kartek, na których mam zapisane jakieś zadanie. Lubię ten moment, lubię to samopoczucie – znowu coś zrobiłam.

A czy to znaczy, że nie ma w Twoim życiu miejsca na ciszę?
Mam chwile ciszy i rozmowy z samą sobą. Od czasu do czasu spotykam się ze sobą. Potrzebuję samotności i potrzebuję skupienia na tym, co mam w głowie, co mnie niepokoi, co powinnam poprawić. Bardzo często wykorzystuję do tego wakacje, żeby oddać się czemuś w rodzaju medytacji, chociaż nie chcę tak tego określać – po prostu porządkuję swoje sprawy, to co we mnie siedzi. Robię sobie podsumowanie, rachunek sumienia, co jakiś czas, żeby mieć świadomość co zrobiłam dobrze, co źle, co należy naprawić, komu należy powiedzieć dobre słowo, a nie powiedziałam, bo zapomniałam.

Świetnie działa na mnie natura i taki rodzaj odjazdu, który mam, kiedy patrzę na przykład na morze.

Ludzie Cię nakręcają?
Najbardziej nakręcają mnie ludzie, każde spotkanie – małe i duże. Ja bez przerwy z ludźmi rozmawiam. Teraz byłam na Wyspach Kanaryjskich i po drodze poznałam fantastycznych Ślązaków, z którymi się nagadałam, prosiłam, żeby do mnie gadali po śląsku, bo chciałam posłuchać tego języka w jego naturalnym wydaniu, a nie tym kabaretowo udawanym. Chciałam zobaczyć, kim są ci ludzi, jakie mają historie. Zresztą gadam ze wszystkimi, z facetem na plaży, z człowiekiem w pociągu, z osobą, która zaczepiła mnie na ulicy, z moimi gośćmi, których przecież mamy bardzo dużo w programie. Ludzie są najciekawsi, po prostu ludzie i ich historie są najbardziej fascynujące, dużo bardziej niż Netflix i parę innych platform, które opowiadają nam historie, ale najczęściej zmyślone…

Zaczepiasz czasem ludzi, żeby pogadać?
Nawet nie czasem, bardzo często. Myślę zresztą, że dużo ciekawych rzeczy, które zrobiłam zawodowo powstało właśnie z tego powodu, że kogoś zaczepiłam, kogoś o coś zapytałam, albo ktoś mi coś po drodze opowiedział. Tak często powstawały na przykład moje reportaże – bo weszłam do przydrożnego sklepu i zapytałam o kogoś w okolicy, kto jest fascynujący i warto by było o nim opowiedzieć, albo siedziałam na przystanku, ktoś się dosiadł a ja go zagadałam.

Ja w ogóle uważam, że do ludzi należy zagadywać, uśmiechać się, nawet jeśli mają ponure miny, bo my jesteśmy jednak narodem ponuraków. I czasem człowiek uśmiechnięty może irytować, ale czasem może rozładowywać napięcie i spowodować, że się otwieramy. Więc ja tak działam i dużo bardzo fajnych rzeczy z tego wyniknęło. Także dla mnie prywatnie.

A jak się spotykasz ze ścianą, spotykasz człowieka, którego ewidentnie Twój uśmiech i otwartość drażnią, to co robisz?
To nie napieram, nie obrażam się, nie robię nic na siłę, ale to się nie zdarza często. Zwykle udaje mi się przełamać tę barierę. Jestem, człowiekiem, który się uśmiecha do ludzi, służy pomocą jeśli widzę, że jej potrzebują, zwracam uwagę na ludzi, a nie udaję, że ich nie widzę. Doceniam ich.

Tak, potwierdzam. Przez jakiś czas pracowałyśmy razem, pamiętam na przykład, jak pewnego dnia przyszłaś do redakcji z kwiatami dla wszystkich…
Mam takie odpały, to prawda. I bardzo w sobie lubię te odpały. Lubię swoich współpracowników, lubię ich zaskakiwać, lubię ich karmić dobrymi rzeczami. Lubię sprawiać niespodzianki, lubię dawać. Dużo bardziej wolę dawać niż brać. Sprawia mi radość mówienie dobrych rzeczy ludziom, chwalenie osób, które zrobiły coś fajnego. Staram się to zauważać i o tym mówić, bo uważam, że tego mamy wszyscy w życiu bardzo mało, za mało. Szefowie powinni mieć szkolenia z tego, jak doceniać pracowników, chwalić ich, mówić im dobre rzeczy. Taka specjalna lekcja dla prezesów, dyrektorów i wszystkich innych, którzy pełnią jakieś ważne funkcje – warsztaty „widzę, doceniam, szanuję, chcę ci to powiedzieć”. Słowo czyni cuda i wiemy doskonale, że czasami jest dużo ważniejsze od nagrody finansowej.

Masz takie doświadczenia, kiedy słowa skierowane do Ciebie uczyniły cuda?
Wielokrotnie mnie to spotkało. Słowo jest jak masło. Smaruje duszę. Ogromną radość, satysfakcję odczuwam, kiedy podchodzą do mnie w różnych miejscach kobiety – młode dziewczyny albo te starsze – i mówią, że robię dobrą robotę. Bo staję po stronie kobiet, otwarcie, bez lęku, bez ogródek. Wiem, że ja swoim zawodem i miejscem, w którym jestem, świata nie przewrócę do góry nogami, rewolucji nie zrobię, ale mogę małymi krokami, kilkoma słowami sprawiać, że coś się trochę zmienia w ludzkich głowach, mogę zasiać jakąś wątpliwość. To jest dla mnie bardzo istotne.

Mówisz, że wolisz dawać niż brać, a w ogóle umiesz brać?
Umiem brać, tak, chociaż największą przyjemność sprawia mi jednak to, żeby komuś coś dać. I nie mówię tu o rzeczach materialnych, ale o zaskoczeniach, o przyjemnościach, o uwadze, a raczej uważności, to jest lepsze, właściwe słowo. Ja lubię być na ludzi uważna. To są często drobiazgi, o których zapominamy.

Zapominamy jak nasi współpracownicy mają na imię, jaką mają sytuację rodzinną, nie zapytamy co u nich słychać, traktujemy naszą życiową fabrykę jak fabrykę anonimów. Ja tego nie trawię. Ja pytam drugiego człowieka, jak się ma, jak się czuje, w jakiej jest sytuacji, czy mogę pomóc. To są w tej chwili unikatowe rzeczy i powinniśmy wrócić do stanu, w którym drugi człowiek jest dla nas ważny. A nie jest tylko anonimową osobą, która siedzi przy biurku obok. Więc tę uważność w sobie kultywuję.

Kto Cię tego wszystkiego, o czym teraz mówisz, nauczył?
Moja mama była człowiekiem, który uczył mnie wszystkiego, co we mnie jest dobre. I wszystko, co we mnie jest dobre, jej zawdzięczam. Rodzicom. Odziedziczyłam dużo wrażliwości i empatii. To jest takie dziedzictwo, które od nich dostałam. Nie mam żadnych innych rzeczy, nie mam ziemi, dworu, działek nad jeziorem, domku w górach i dolarów na koncie, natomiast na pewno odziedziczyłam wrażliwość na drugiego człowieka i myślę, że to jest bardzo dobre dziedzictwo. Mam nadzieję, że mój syn je również odziedziczy po mnie.

Wspomniałaś o lęku, o tym, że kobiety dziękują Ci, że o wielu rzeczach mówisz otwarcie, bez lęku właśnie. A czego Ty się boisz?
Tylko dwóch rzeczy. Boję się własnej niepełnosprawności, no bo jestem już w wieku, kiedy świecę w ciemności, a bardzo nie chcę być zależna od drugiego człowieka. To jest podstawa. Niezależnie od tego, czy to będzie człowiek bliski, czy człowiek obcy. Niepełnosprawność własna napawała mnie przerażeniem. I mój drugi lęk, to choroby moich bliskich, odejście moich bliskich, to jest dla mnie przerażająca myśl.

Jak sobie z tym radzisz? Odpędzasz od siebie takie myśli?
Nie. Niemyślenie o tym nie jest żadnym sposobem. Sposobem jest zawsze działanie. Staram się nie stwarzać swoją osobą nikomu kłopotów. Staram się o siebie dbać, żeby nie było ze mną problemów w przeszłości. I staram się opiekować swoimi bliskimi, żeby byli zabezpieczeni, zdrowi, zwracali uwagę na to, jak funkcjonują w życiu, jak wygląda także ich kondycja psychiczna. O to się najbardziej troszczę. Naprawdę w dupie mam te wszystkie rzeczy materialne, bo one nie są ważne w obliczu takich spraw jak choroba, czy śmierć.

A takich przyziemnych rzeczy, jak na przykład to, że któregoś dnia zostaniesz wyrzucona z pracy, się nie boisz?
Jak zostanę wyrzucona z pracy, to sobie wymyślę nową pracę, potrafię robić różne rzeczy. Jest teraz wiele możliwości, nie tylko dla osób młodych, ale także dla osób starszych. Stworzę sobie miejsce pracy w internecie, potrafię pisać, potrafię mówić, potrafię nagrywać, potrafię robić materiały filmowe, nie tylko w telewizji. Poradzę sobie. Może to potrwa chwilę, bo na pewno zawsze jest jakiś rodzaj żałoby po utracie pracy. Jak nie znajdzie się dla mnie miejsce w internecie, to założę firmę sprzątającą u ludzi w domach, robiłam to już w młodości. A jak nie, to może założę przychodnię, która będzie miała dobrych, wybranych lekarzy i będę miała kontrolę nad tym, w jaki sposób zwracają się do pacjenta. Więc naprawdę jest jeszcze tysiąc zadań, zanim ziemia mnie pochłonie i zanim nie będzie mi się chciało nic robić, a mi się ciągle chce. Jak mnie wyrzucą z pracy, to pomyślę, że to świetna okazja, żeby spróbować czegoś nowego.

Ktoś mógłby pomyśleć, że ciągle działasz, pędzisz, bo przed czymś, od czegoś uciekasz…
Nie, ja po prostu lubię aktywność wszelką. Nie ma od czego uciekać. Mam dobry, miły, serdeczny, ciepły dom, świetne relacje ze swoimi bliskimi. Ja po prostu kocham płodozmian. Kocham, żeby się coś działo, żeby wyznaczać sobie nowe rzeczy i się w nich próbować realizować. Myślę, że bardzo bym się nudziła w życiu nic nie robiąc. Nie wiem, czy w ogóle bym to psychicznie zniosła.

Nasze krótkie, jednorazowe moim zdaniem życie, bez możliwości powrotu w formie biedronki, naprawdę wymaga od nas aktywności. Jakakolwiek by ona nie była i cokolwiek nie robimy. Życie aktywne jest życiem potrzebnym innym. To jest paliwo, napęd.

Mam też już ten komfort, że jestem mamą dorosłego dziecka. Mam więcej czasu niż ludzie, którzy mają na przykład dzieci w wieku szkolnym, nastolatki. Z nimi jest więcej zajęć. Często też więcej kłopotów. Ja już mam samodzielnego, dorosłego człowieka w swoim otoczeniu, który żyje swoim życiem. Więc

tę lukę, która po nim została, wypełniłam działalnością. I znowu – jak z tym rozmawianiem o chorobach – myślę, że to jest lepsze niż przeżywanie syndromu pustego gniazda.

Chociaż jesteś za swoim synem bardzo związana. Bardzo go kochasz. Często mówisz, że jest to najważniejszy człowiek w Twoim życiu, ale to nie znaczy, że usiadłaś w kącie i zaczęłaś płakać, kiedy on poszedł swoją drogą.
Absolutnie nie. Zawsze go z mężem wspieraliśmy w decyzjach o samodzielności, bo uważamy, że tak powinno być. To jest naturalna kolej rzeczy.

Pomyślałam, że teraz mam czas, którego nie miałam wcześniej. Po prostu. Mam czas i nie zamierzam leżeć na leżaku w ogrodzie. To w ogóle nie wchodzi w grę. Myślę, że dopóki będę mogła i starczy mi siły, będę chodzić na własnych nogach, będę działać, czyli żyć!

Z pewnością Twój sposób życia umożliwiają Ci pieniądze. Nie zdarza Ci się słyszeć, że łatwo być wciąż uśmiechniętym, kiedy ma się pieniądze, materialne poczucie bezpieczeństwa?
Pieniądze mi na pewno na to pozwalają. Bez dwóch zdań. Ale ja te pieniądze zarabiam ciężką pracą. Wykładami, różnymi rodzajami dziennikarskiej aktywności. Nie jedną pracą w telewizji. Lubię pieniądze mieć, ale lubię zarobić je uczciwą pracą. Nikt mi niczego nigdy w życiu nie dał. Wszystko, co mam, zdobyłam sama ciężką pracą.

Lubisz pieniądze wydawać?
Lubię pieniądze rozdawać.

A wydawać na siebie?
Niespecjalnie. To wydaje mi się najmniej potrzebne. Moją przyjemnością największą i słabością jednocześnie są książki, które kupuję w ilości hurtowej i mieszkam w księgarni, właściwie w bibliotece gminnej już mieszkam w tej chwili. Tyle mam książek, że mnie zasypują i chętnie oddaję je do mojej małej wiejskiej biblioteki w Mysiadle.

Natomiast nie mam potrzeby posiadania, nie wiem, na przykład rzeczy bardzo drogich – torebek za 10 tysięcy albo unikatowych butów za 12 tysięcy. To nie jest moja bajka. Lubię wydawać pieniądze na podróże. Małe i duże. I uważam, że w tym przypadku wydatek ma sens.

Mówisz, że bardzo ważnymi osobami w Twoim życiu byli rodzice. Najważniejszy jest syn. A czy są inne ważne osoby, których, poznanie, spotkanie miało wpływ na Ciebie?
Nie mogę nie wymienić Marcina. (red. Prokopa). Bo nasze spotkanie na drodze zawodowej, bez wątpienia, zmieniło nasze życia. I myślę, że wzajemnie sobie bardzo dużo zawdzięczamy. Nie bylibyśmy w tym miejscu, gdyby nie to, że kiedyś się poznaliśmy. Wspieramy się, wzajemnie się inspirujemy, popychamy do różnych działań. Istniejemy na rynku bardzo długo. W wiernej przyjaźni bez żadnych konfliktów. Myślę, że to jest ogromne szczęście, które mi się trafiło.

Nie mogę pominąć ludzi, z którymi przyjaźnię się długie lata. I nie mówimy tutaj o trzech, czterech czy nawet dziesięciu latach, tylko na przykład o trzydziestu! Mam takich przyjaciół w swoim gronie, spoza świata dziennikarskiego i świata show-biznesu. To są ludzie, którzy na pewno nauczyli mnie bardzo wielu rzeczy.

Wierność w przyjaźni, oddanie w przyjaźni jest dla mnie bardzo istotne. I nie chodzi tylko o obecność, ale też o wspólne działanie. To mi się wydaje niezwykle cenne. Niezwykle ważną osobą w moim życiu był też Jacek Kuroń, jego sposób myślenia o życiu społecznym, o społecznikostwie. Jest mi najbliższą ideologicznie osobą i wpłynął na wiele moich działań, wiele moich życiowych decyzji.

Co cię najbardziej irytuje, wkurza? Z czym się nie godzisz?
Wkurza mnie polityka. Potwornie. Kiedyś miałam wielką chęć uczestniczenia w niej aktywnie, dziś nie mogę nawet o niej myśleć spokojnie. Ale najbardziej na świecie wkurza mnie to, że się wzajemnie nienawidzimy. Jesteśmy w stanie, z nienawiści, z zazdrości, ze złości, robić, pisać rzeczy, które po prostu nie są godne człowieka.

Wiesz to, bo sama tego doświadczasz…
Doświadczam, ale wiesz co? Ode mnie się to odbija. Jestem człowiekiem gruboskórym, ale myślę, że od wielu osób ten jad się jednak nie odbija. I te osoby, ciężko ranione nienawiścią, niechęcią, brakiem tolerancji, niezrozumieniem, robią ze sobą, sobie różne straszne rzeczy. Nie potrafią się podnieść. Nie umiem zrozumieć tej ilości niegodziwości. I zawsze kiedy jestem jej świadkiem, reaguję. Ostro reaguję. I lepiej na mnie nie trafić.

Zawsze jesteś sobą, zawsze mówisz, co myślisz?
Staram się, jak mogę. Nie zawsze mam z tego powodu same przyjemności, ale życie nie składa się tylko z takich chwil, które mają być dla nas czekoladką. Czasami po prostu lepiej powiedzieć prawdę, niż nie móc na siebie patrzeć. Ja wolę powiedzieć prawdę. I jakoś wielkie i straszne konsekwencje tego, że mówię prawdę mnie jednak nie spotkały. Więc też nie przesadzajmy, że odwaga jest czymś wyjątkowym, że jest dla wybranych. Chociaż mnie zawsze wszyscy wypychają: „Idź, ty powiedz”.

A Ty idziesz.
Tak, bo fajnie czuje się człowiek, który głośno mówi to, co myśli. Brak lęku – cudowne uczucie.

Share on Facebook Send on Messenger Share by email
Autopromocja
Autopromocja

ZAMÓW

WYDANIE DRUKOWANE E-WYDANIE
  • Polecane
  • Popularne
  • Najnowsze