Dziesięć lat temu przekonywała Polaków, że znoszone buty lepiej wyczyścić niż wyrzucić, ale wtedy mało kto słyszał o filozofii less waste. Dziś ma 33 lata i jest ekspertką do spraw zrównoważonego rozwoju w Europejskim Banku Inwestycyjnym. Ma misję, ale daleko jej do radykalnej aktywistki. Prowadzi firmę, ale nie chce wyłącznie zarabiać. O jakiej zmianie marzy Martyna Zastawna?
Jesteś ambitna?
Aż za bardzo.
Dlaczego za bardzo?
Ciągle mi mało. Kiedy osiągnę jeden cel, sięgam po kolejny. I te cele, które komuś mogą wydawać się imponujące, dla mnie są po prostu kolejnymi schodkami w drodze na szczyt. Wiem, że zrobiłam naprawdę dużo, mimo to miejsce, w którym dziś jestem, wydaje mi się dopiero początkiem drogi.
W 2023 roku amerykański Departament Stanu zaprosił cię jako jedną z 15 kobiet na świecie do udziału w prestiżowym programie mentoringowym Fortune Most Powerful Women. W tym roku dołączyłaś do specjalnie powołanej przez Europejski Bank Inwestycyjny grupy ekspertek z zakresu zrównoważonego rozwoju. Ta cała żmudna praca, którą wykonywałaś przez ostatnie 10 lat, wreszcie została doceniona. Czujesz, że to przełomowy moment?
Postawiłam na swój rozwój. Nie kosztem firmy, którą prowadzę, bo dalej jestem bardzo zaangażowana w działalność woshwosh. Przesunęłam jednak punkt ciężkości, gdy zdałam sobie sprawę, ile poświęcenia i stresu kosztuje mnie prowadzenie biznesu. Zapomniałam o sobie. A gdy zaczęłam inwestować w siebie i swój rozwój, wydarzyły się niesamowite rzeczy. Kiedy jechałam dziś rano na siłownię, dostałam z Nowego Jorku wywiad do akceptacji. Przecież ja nawet nie marzyłam, że będę udzielać wywiadów zagranicznym mediom i brać udział w konferencjach w Stanach Zjednoczonych.
Martyna Zastawna (Fot. Aga Bilska)
To ambicja zaprowadziła cię w to miejsce, w którym dziś jesteś?
Misja. Gdybym nie miała w sobie poczucia misji, mogłabym realizować ambicje zawodowe w zupełnie inny sposób. Tym, co mnie napędza, jest wizja zmiany świata. Świadomość, że mogę mieć realny wpływ na otaczającą nas rzeczywistość i sprawić, aby była ona lepsza. Wiem, że w Polsce dużo już zmieniłam, ale też jestem pewna, że mogę zmienić jeszcze więcej, zwłaszcza że wciąż jestem całkiem młoda, a już zdążyłam wyrobić sobie międzynarodowe kontakty, co z kolei daje mi więcej możliwości wpływu. Zamierzam z nich korzystać. Nie dla siebie. To, co robię, przynosi mi mnóstwo osobistej satysfakcji, choć bywa, że w wirze pracy zapominam, że trzeba celebrować sukcesy. Ważniejsze od uznania jest jednak dla mnie to, że moje działania coś znaczą, wpływają na to, jak działa biznes i jak rośnie wiedza ludzi na temat zrównoważonego rozwoju – a więc w efekcie mam wpływ na jakość naszego życia na co dzień.
Spotykamy się na kilka tygodni przed twoim wyjazdem do Nowego Jorku na Climate Week. Co tam będziesz robić?
Uczyć się [śmiech]. Każde z takich wydarzeń to świetna okazja do wymiany doświadczeń i perspektyw, więc z każdego wracam bogatsza o nową wiedzę. W Nowym Jorku będę brała udział m.in. w zamkniętych spotkaniach dla liderów i liderek z trzech obszarów: polityki, biznesu i aktywizmu. Zostałam również zaproszona jako panelistka na jedyne wydarzenie wokół zrównoważonej mody i technologii podczas NYC Climate Week, a także by moderować dyskusję wokół wystawy VR, która podejmuje temat odpadów tekstylnych i odpowiedzialnej konsumpcji. Wystawa i rozmowa ma być zderzeniem trzech perspektyw: europejskiej, amerykańskiej i azjatyckiej. Jestem ciekawa zwłaszcza stanowiska Stanów Zjednoczonych, które są w tym momencie niewystarczająco zaangażowane w kwestie klimatyczne, a ich zaangażowanie może wiele zmienić.
Europa jest liderem zmian?
Na pewno jesteśmy inspiracją dla reszty świata jako lider klimatycznej legislacji. Wyznaczamy trendy. W USA obszar regulacji prawnych jest zaniedbany, ale już świadomość społeczna jest pod wieloma względami dużo wyższa. Wyzwaniem są rynki azjatyckie. To tam produkuje się najwięcej ubrań, które finalnie stają się śmieciami w Europie i Stanach Zjednoczonych, a na końcu trafiają do Afryki. Wiemy, że przepisy wprowadzane w Europie czy USA przekładają się na to, jak żyje się ludziom w innych częściach świata. Nasze położenie jest uprzywilejowane. Możemy skupić się na budowaniu świadomości. Zachęcać ludzi, żeby mniej kupowali i zamiast wyrzucać ubrania czy buty, naprawiali je. To oczywiście jest bardzo ważne i potrzebne, ale pamiętajmy, że są miejsca na świecie, gdzie toksyczna produkcja ubrań odbija się na codziennym komforcie mieszkańców. Kiedy idę na spacer do lasu, to nie wita mnie tam wysypisko ciuchów, a rzeki nie są zielone od chemikaliów stosowanych do farbowania tkanin. A o takich obrazkach opowiadała mi znajoma aktywistka klimatyczna z Indonezji. To uwrażliwia.
W swoich mediach społecznościowych ostatnio donosisz o dodatkowych opłatach, które Unia Europejska chce nałożyć na marki ultra fast fashion jak Shein czy Temu, czy o upadłości Avonu, który stracił wypłacalność po licznych procesach sądowych dotyczących szkodliwości ich kosmetyków. I robisz to zawsze z uśmiechem na twarzy. Cieszą cię porażki korporacji?
Cieszą mnie porażki złych korporacji. Takich, które ewidentnie szkodzą środowisku. Jestem jednak daleka od radykalnego aktywistycznego poglądu, by z dnia na dzień zamknąć wszystkie wielkie firmy, które mają na sumieniu szkodliwe działania. To najgorsze, co można zrobić. Takie rozwiązanie doprowadziłoby do zapaści rynku, a zapaść rynku miałaby gigantyczny wpływ na nasze życie. My też byśmy się zapadli – w dużym skrócie. Za to korporacje trzeba i można zmieniać. Karać za błędy, ale też wspierać ich transformację. Wiem, że to niepopularne podejście. Ostatnio usłyszałam od jednej z aktywistek nastawionych mocno antybiznesowo, że nie będzie ze mną dyskutować, bo ja wspieram korporacje. Wspieram, ale tylko takie, które rozumieją, że zmiana jest konieczna, i chcą ją wprowadzać, a nie takie, które mają gdzieś przepisy prawa i sprzedają ludziom toksyczne ubrania czy kosmetyki.
Spowszedniały ci już ataki ze strony środowiska aktywistycznego, które wypomina ci sojusze ze światem biznesu?
Kiedyś bardzo się nimi przejmowałam, było mi przykro. Dziś radzę sobie z tymi opiniami lepiej, ale na pewno mi nie spowszedniały. Bolą, bo przecież przez te 10 lat zrobiłam naprawdę dużo pożytecznych rzeczy. Moja otwartość na współpracę z biznesem wynika z wielu lat doświadczenia. Kiedy otwierałam woshwosh, idea zero waste była w Polsce tak nieznana, że ludzie uważali za absurd firmę, które ma się specjalizować w ekologicznym czyszczeniu butów. Byłam jedną z pierwszych osób, które mówiły o zrównoważonym rozwoju. Dziś moja przewaga polega na tym, że łączę różne perspektywy i naprawdę wiem, jak działa rynek. Mam doświadczenie biznesowe – jako przedsiębiorczyni, która regularnie współpracuje z korporacjami. Mam perspektywę instytucjonalną – dzięki współpracy z instytucjami Unii Europejskiej. I mam też perspektywę społeczną, bo przecież woshwosh od ponad 10 lat trafia ze swoimi usługami do ludzi.
Przekonanie, że biznes i aktywizm to światy, które powinny być nastawione do siebie wrogo, jest przestarzałe?
Zdecydowanie. Musimy się dogadać. Piętnować złe praktyki, ale też wspierać te dobre. Przed igrzyskami olimpijskimi w Paryżu pisałam w swoich mediach społecznościowych, że organizatorzy wydarzenia postawili sobie za jeden z głównych celów dekarbonizację i że w związku z tym tegoroczna olimpiada będzie pierwszym eventem sportowym o tej skali, który pozostawi po sobie jak najmniejszy ślad węglowy. Od razu podniosły się głosy, że jak ja mogę popierać olimpiadę, skoro sponsorem igrzysk jest Coca-Cola, wiodący globalny producent plastiku. To jest trudne pytanie. Czy mamy cieszyć się, że największa impreza sportowa wprowadza szereg zielonych rozwiązań i daje potencjalnie dobry przykład organizatorom innych tego typu wydarzeń? A może powinniśmy narzekać, że robi to za pieniądze Coca-Coli?
Masz odpowiedź?
Szukam jej. Tak, organizatorzy mogliby wybrać sobie lepszego sponsora, ale może gdyby nie podjęli tej konkretnej współpracy, nie mieliby budżetu, by wprowadzić zrównoważone rozwiązania. Czy takie działanie jest jednoznacznie złe? Nie, jednoznacznie źle jest zmuszać pracowników fabryki do pracy przez 75 godzin tygodniowo, a to robi Shein.
Martyna Zastawna (Fot. Aga Bilska)
Podkreślasz wagę legislacji, która może skutecznie wymusić zmianę na przedsiębiorstwach przemocowych wobec pracowników i planety. Zmiana jednak kosztuje i tu może się przydać systemowe wsparcie i zielone finansowanie, czyli to, co chce robić Europejski Bank Inwestycyjny. Na czym polega twoja praca w EBI?
Europejski Bank Inwestycyjny chce być pierwszym na świecie w pełni zielonym bankiem, a więc wspierać zrównoważone inicjatywy, technologie czy firmy. To najbardziej stresujący kawałek mojej pracy. Rozmawiamy o budżetach opiewających na miliardy euro. Mimo że sama o niczym nie decyduję, a jedynie dzielę się doświadczeniem i biorę udział w tworzeniu rekomendacji dla banku, to i tak potrafię obudzić się w środku nocy z myślą, czy może nie powinnam zaproponować czegoś innego. Mój perfekcjonizm wjeżdża tu na ostro. Czuję dużą odpowiedzialność.
To nie przypadek, że ciało doradcze EBI tworzą wyłącznie kobiety, ekspertki z różnych krajów Europy. Aktywizm klimatyczny jest zdominowany przez kobiety, bo to w nas katastrofa uderza najbardziej?
Pewnie jakieś 80 procent wszystkich osób zaangażowanych w działania na rzecz klimatu to kobiety. Być może to kwestia większej empatii, choć nie chcę wzmacniać stereotypu, że tylko kobiety są empatyczne. I znowu moje położenie – Europejki, która żyje w 24. najbogatszej gospodarce świata – jest uprzywilejowane, bo ja na co dzień nie odczuwam tak dotkliwie zmian klimatu jak kobiety w innych częściach świata. Kobieta z Zambii boryka się z zupełnie innymi problemami. Coraz więcej mówi się o tym, że afrykańskie kobiety padają ofiarą przemocy domowej, co jest pośrednią konsekwencją zmian klimatu. Uprawy nie idą, bo przedłuża się susza, mąż traci pieniądze albo pracę, więc wyładowuje frustrację na żonie. I takich przykładów potwierdzających, że zmiany klimatu są bardziej okrutne wobec kobiet, jest więcej.
Na przykład taki, że kobiety i dziewczynki, zmuszone do migracji z powodów klimatycznych, mierzą się z wyższym ryzykiem przemocy fizycznej i seksualnej w ośrodkach dla osób uchodźczych.
I tych kobiet będzie więcej, bo migracji będzie więcej. Predykcje mówią, że w ciągu najbliższych 25 lat ponad 3,5 miliarda osób będzie migrować z południa na północ. Już teraz powinniśmy wprowadzać politykę migracyjną i odpowiednią edukację. Fajnie, że mówimy o zmniejszaniu emisji CO2, ale migracje klimatyczne to równie ważny wątek w tej rozmowie, bo będzie dotyczył każdego i każdej z nas. Nie tylko osób zmuszonych do opuszczenia swojego miejsca zamieszkania, ale też tych, które powinny podzielić się swoją przestrzenią, pieniędzmi, stylem życia.
Martyna Zastawna (Fot. Aga Bilska)
Taka troska o przyszłość jest wpisana w idee aktywistyczne, ale współgra z celami biznesowymi. Empatia nie przeszkadza w biznesie?
Nie, ale dopiero zaczynamy o niej mówić. Presja na osiąganie zysków finansowych sprawia, że zatraca się empatię wobec ludzi, z którymi pracujesz. Mnie też zdarzały się sytuacje, kiedy mówiłam moim inwestorom, że jestem zmęczona i nie dam rady, ale nikt tego nie rozumiał, bo jak mogę być zmęczona, kiedy trzeba dowieźć. Zmianę przynoszą jednak ludzie, którzy właśnie wchodzą do biznesu albo są w nim od niedawna, od pięciu czy 10 lat. Sposób zarządzania zmienia się, bo zmienia się świat. Coraz mniej osób jest nastawionych na maksymalną konsumpcję. Nie podziwiamy już tych bohaterów amerykańskiego snu, którzy pracują na Wall Street po 70 godzin tygodniowo, żeby jeździć najlepszymi samochodami. Chcemy innego życia. Balansu. Weekendów w lesie. Ta zmiana pokoleniowa będzie postępowała i empatii w biznesie będzie coraz więcej. To dobrze, bo ona nie tylko pozwala lepiej zrozumieć ludzi blisko nas, ale też uznać wagę celów środowiskowych. Zrównoważony rozwój staje się więc priorytetem w sposób naturalny. Zobacz, jak ewoluuje branża mody. Moda wcale nie zajmuje kluczowego miejsca w dyskusjach o zrównoważonej gospodarce, bo traktuje się ją jako coś trywialnego. Tymczasem przemysł tekstylny jest jednym z największych emitentów zanieczyszczeń, więc trzeba naprawdę serio podejść do przepisów regulujących działanie mody, ale też docenić odpowiedzialne marki. Upcykling, czyli taka forma przerabiania zużytych, starych ubrań czy odpadów tekstylnych, która nadaje im nową, wyższą wartość, jest dziś jedną z dominujących tendencji, a jeszcze kilka lat temu mało kto o tym słyszał.
Kiedy w sierpniu jechałam do Kopenhagi na Fashion Week – najbardziej zrównoważony ze wszystkich Tygodni Mody na świecie – zabrałam ze sobą wyłącznie ubrania polskich marek, które działają z troską o środowisko. Naprawdę mamy w czym wybierać. Przepiękna i bogata jest też zrównoważona moda z Ukrainy.
Wierzysz, że pełna transformacja branży mody jest możliwa i nawet duże firmy zrozumieją, że bezrefleksyjna nadprodukcja jest bez sensu?
Niedawno zapytano mnie, o jakiej zmianie w branży mody marzę. Chciałabym, żebym w 2050 roku mogła powiedzieć, że moda jest gospodarką cyrkularną, działa w obiegu zamkniętym, a ubrania są poddawane recyklingowi. Musimy zacząć w pełni wykorzystywać gigantyczny potencjał tych ton rzeczy, które już zostały wyprodukowane. Oczywiście dziś taniej jest uszyć nowy T-shirt niż stary przerobić na przykład na serwetkę, ale jednym z problemów, nad którymi pochylamy się w Europejskim Banku Inwestycyjnym, jest właśnie koszt technologii. Intensywnie pracujemy nad rozwiązaniami, które sprawią, że odzysk starych rzeczy będzie kosztował tyle samo, ile wyprodukowanie zupełnie nowych. Trzeba czasu, ale to jest możliwe