Internet, a w szczególności media społecznościowe, wyhodowały nowy gatunek osób: cyfrowych egocentryków przekonanych o własnej ważności i nieomylności. To prawdziwa plaga na TikToku, Instagramie czy Facebooku. Można rozpoznać ich po komentarzach w stylu: „A co z ludźmi, którzy...” (w domyśle: „A co ze mną?”), “A co jeśli ze mną jest inaczej?” lub “A ja tak nie mam i jestem oburzona, że ktoś może tak mieć”. Zjawisko to doczekało się nawet swojej nazwy: „What About Me Effect”. Sprawdź, czy nie dotyczy ciebie.
O „What About Me Effect” (efekt „A co ze mną?”) zrobiło się głośno w 2023 roku. Wtedy właśnie tiktokerka o nicku @vibingranolamom opublikowała viralowe wideo z przepisem na zupę dla kobiet zmagających się z anemią. Zupa bazowała głównie na fasoli – i ten fakt mocno oburzył część jej odbiorczyń. Pod słynnym tiktokiem zaroiło się od komentarzy poirytowanych dziewczyn: „A co, jeśli nie jem strączków?”, „Nie mogę jeść strączków, daj przepis na zupę bez fasoli”, „Dlaczego podajesz przepis na zupę z fasolą, wiele ludzi nie może jeść fasoli”. I tak dalej, i tak dalej...
Wysyp absurdalnych pytań i pretensji pod filmikiem tiktokerki unaocznił problem, który w internecie występuje od lat: traktowania wszystkiego, co napotykamy w sieci, jako komunikatu kierowanego wprost do nas – i oburzania się, jeśli komunikat ten nie wpisuje się w nasze poglądy, gusta, doświadczenia czy zwyczaje.
Badacze efektu „A co ze mną?” upatrują jego źródeł w sposobie działania algorytmów, które decydują o tym, na jakie treści natrafiamy w sieci. Przez to, że algorytmy mediów społecznościowych „uczą się”, co lubimy oglądać, a co nas nie interesuje, otrzymujemy od nich tylko wyselekcjonwane komunikaty zgodne z naszym gustem i oglądem świata. Gdy sięgamy po telefon i uruchamiamy aplikację typu Instagram – dostajemy bardzo okrojony wycinek publikowanych tam treści, który ma nam pasować, a jego konsumpcja sprawiać przyjemność. Taka strategia doboru treści zwiększa nasze zaangażowanie i czas spędzany na scrollowaniu – a to dla koncernów technologicznych parametr cenniejszy niż złoto. Skutek jest taki, że wpadamy w informacyjną bańkę, przez którą rzadko kiedy przebijają się opinie i zjawiska spoza naszego ciasnego uniwersum dopuszczalnych postaw czy poglądów. Dlatego, gdy natrafiamy na treści, z którymi się nie zgadzamy, czujemy irytację i przymus zademonstrowania swojej perspektywy. Mechanizm ten nie tylko napędza internetowy hejt, ale także stanowi zalążek wojen kulturowych i konfliktów na tle politycznym, które obserwujemy w mediach społecznościowych. I nie tylko tam, bo działanie algorytmów przekłada się także na prawdziwe relacje międzyludzkie w rodzinie, wśród znajomych oraz w społeczeństwie.
Poruszanie się w zamkniętej bance algorytmów sprawia, że tracimy coś bardzo cennego: dystans do siebie, otwartość na odmienne poglądy i świadomość, że nie wszystko, z czym stykamy się w sieci, jest kierowane do nas.
Według przewidywań ekspertów, „What About Me Effect” będzie tylko przybierać na sile, jako że modele językowe sztucznej inteligencji (np. ChatGPT) mają tendencję do utwierdzania nas w swoich przekonaniach i schlebiania nam w odpowiedzi na nasze pytania i problemy.
Czytaj także: Terapia Chatem GPT – 3 największe zagrożenia, z którymi musisz się liczyć
Współczesny internet robi z nas wirtualnych narcyzów – przyzwyczaja nas do komunikatów zgodnych z naszą wizją świata, przez co „pompuje” nasze ego oraz daje fałszywe poczucie, że jesteśmy mądrzejsi niż inni lub wręcz nieomylni (bo skoro każdy komunikat, na który natrafiasz, jest zgodny z tym, co myślisz - wychodzisz założenia, że cały świat funkcjonuje dokładnie tak, jak ty to sobie wyobrażasz). Gdy stykamy się więc z osobami o zupełnie innych poglądach i preferencjach, czujemy gniew, złość i często reagujemy agresywnie. To naturalny odruch – sygnał, że mózg odczuwa napięcie związane z dysonansem poznawczym, czyli sprzecznością docierających do niego sygnałów.
Jakie jeszcze oznaki wskazują na to, że jesteś wirtualnym narcyzem? Oto najważniejsze sygnały, że mogłeś/-aś paść ofiarą syndromu „What About Me”. Niektórych możesz na pierwszy rzut oka nie dostrzegać – ich zauważenie wymaga świadomej autorefleksji nad naturą swoich zachowań w internecie.
- Treści, które nie dotyczą cię bezpośrednio, ale stoją w sprzeczności z twoimi poglądami czy doświadczeniami, wywołują u ciebie silne reakcje emocjonalne – łatwo „odpalasz” się, gdy widzisz np. artykuł o drogich ubraniach – i choć dla ciebie jest nieprzydatny, czujesz przymus skrytykowania go (“Po co pisać artykuły na ten temat, skoro nikogo nie stać na te rzeczy” – tymczasem są ludzie, których stać).
- Odczuwasz FOMO (Fear of Missing Out) – gdy natrafiasz na wpis, który wywołuje silną emocjonalną reakcję u innych, odczuwasz niepokój, że nie jesteś częścią tego doświadczenia. Starasz się więc wtrącić swoje trzy grosze, nawet jeśli temat cię nie dotyczy („A ja mam inaczej”, „A ja nie rozumiem, dlaczego...”, „Dla mnie to niepojęte”, „Jak można w ten sposób myśleć” itd.).
- Nakręcają cię wirtualne awantury – za każdym razem, gdy otrzymujesz powiadomienie o odpowiedzi na swój komentarz w kłótni pod artykułem czy filmikiem, dostajesz zastrzyk dopaminy. Czujesz się ważny/-a i zauważony/-a – tym bardziej, gdy na co dzień brakuje ci zainteresowania ze strony otoczenia. Możesz nawet celowo prowokować innych, zamieszczając w sieci kontrowersyjne opinie. To oznaka, że kieruje tobą głód uwagi i uznania.
- Czyjeś wyznanie czy podzielenie się swoją opinią traktujesz jako pretekst do autoprezentacji – zamiast odnieść się do tematu, przesuwasz akcent na siebie:„Ja też to przeżyłam…”, „U mnie było jeszcze gorzej…” itp.
- Często licytujesz się, kto ma lepiej bądź gorzej – nie umiesz uciec od porównywania się do innych i wydaje ci się, że twoje przeżycia są bardziej intensywne lub unikalne. Umniejszasz więc wagę czyichś doświadczeń, a jednocześnie eksponujesz własne („Na co ty narzekasz? Ja to dopiero mam problemy”). Swoimi komentarzami chcesz „przebić” drugą osobę i tym samym pokazać się jako ktoś ważniejszy, bardziej doświadczony.
Zanim skomentujesz post, zadaj sobie proste pytanie: czy naprawdę chcę wnieść do dyskusji coś wartościowego – czy tylko zaznaczyć swój punkt widzenia, dowartościować się, otrzymać lajki bądź grad odpowiedzi? Moment refleksji często wystarczy, by powstrzymać impuls autoprezentacji i pozwolić, by cudze słowa po prostu wybrzmiały. Odkąd o tym, co widzimy w sieci decydują algorytmy, wielu z nas ma problem ze zrozumieniem, że w internecie jest miejsce dla ludzi o różnych poglądach i preferencjach. Ostatecznie po to właśnie stworzono tę technologię - aby zdemokratyzować obieg informacji i każdemu z nas dać możliwość uczestniczenia w publicznej debacie.
Istnieją też mechanizmy psychologiczne stojące za efektem „What About Me”. Źródłem tego syndromu może być brak poczucia bycia wysłuchanym w realnym świecie. Jeśli czujesz, że w sieci kompensujesz sobie brak uwagi, spróbuj znaleźć miejsce, gdzie możesz mówić o sobie w sposób bardziej autentyczny – rozmowę, terapię, dziennik, grupę wsparcia.
Nie zapominajmy też, że syndrom „A co ze mną?” często bierze się z nieświadomego przekonania, że „istnieję, dopóki mnie widać”. Warto więc przypomnieć sobie prawdę, która wraz z ekspansją mediów społecznościowych przestała do nas docierać: twoja obecność nie musi być publiczna, żeby była prawdziwa. Nie musisz krzyczeć, żeby zostać wysłuchanym i zauważonym. Nie wszystko, z czym stykasz się w internecie, jest o tobie i dla ciebie. Czasem najlepiej po prostu zachować milczenie – albo przemyśleć jakąś kwestię w zaciszu własnego „ja”.