O powodach, dla których warto wiedzieć, że można mieć osobowość poliamoryczną, mówi seksuolog Michał Sawicki.
Wywiad pochodzi z miesięcznika „Zwierciadło” 9/2025.
Beata Pawłowicz: W książce „Miłosne mono/poli. Jak dobrze grać w relacje”, której jesteś współautorem, poliamoria jest definiowana jako zdolność do budowania romantycznej relacji z więcej niż jedną osobą. Wynika z tego, że nie chodzi o seks, tylko o miłość?
Michał Sawicki: Tak, bo poliamoria to „wielomiłość”, czyli obdarzanie tym uczuciem nie tylko jednej osoby. Relacja, w której niekoniecznie chodzi o seks, ale zawsze o uczucia. Od lat 70. XX wieku w seksuologii dzielimy pociąg, jaki możemy odczuwać, na romantyczny i seksualny. Te dwie siły nie muszą iść w związku w parze, choć zazwyczaj idą i tego też oczekujemy. Dzięki temu jednak, że mówimy o pociągu seksualnym i romantycznym, możemy odróżnić związki otwarte, które nastawione są na seks, i właśnie związki poliamoryczne, w których chodzi o miłość. Może nam być to trudno zrozumieć, ponieważ żyjemy w schematach, ale są osoby, które kochają romantycznie kilka osób.
A jednak w naszej kulturze miłość to spojrzenie w oczy jednej osobie, a nie dwóm.
„Wielomiłość”, choć oficjalnie nieuznawana, jest obecna w relacjach od zawsze, bo też zawsze były osoby, które obdarzały miłością więcej niż jednego człowieka. Z raportu Gedeon Richter Polska z tego roku wynika, że w Polsce relacje monogamiczne to około 68 procent. A pozostałe? Nie wiemy też, ile par mono ma relacje na wyłączność, czy dochodzi w nich do zdrad. I czy te relacje są ich wyborem i dają im to, czego poszukują.
Pozytywna seksuologia, której jestem reprezentantem, nie skupia się tylko na tym, na czym skupia się polska seksuologia kliniczna, czyli na wyleczeniu zaburzeń. Dążymy dalej do tego, aby ludzie mieli z seksu i relacji jak najwięcej satysfakcji, żeby mogli realizować się według własnych potrzeb i by te potrzeby normalizować.
Czytaj także: Kiedy randkowanie zmienia się w uzależnienie? Rozmowa z psychoterapeutą Robertem Rutkowskim
Czy do ich zaspokojenia nie wystarczy druga połowa, musi być, jak piszecie w „Mono/poli”, druga ćwiartka?
Myślenie o drugiej połówce ma więcej wspólnego z romantycznymi filmami niż z pracą terapeutyczną. Każda relacja to wybór – decyzja, a nie zapisane w gwiazdach przeznaczenie. A skoro każdy może dokonać wyboru, to dopuszczamy, że są osoby, które mają inne potrzeby niż te do zaspokojenia w parze. Wiemy z badań i doświadczeń terapeutycznych, że istnieją osoby poliamoryczne, czyli takie, które do spełnienia potrzebują więcej partnerów. Te osoby, kiedy się kimś trzecim zauroczą, nie poprzestają na tym. Chcą to zauroczenie zrealizować w relacji, nie rozstając się z tym, z kim już łączy ich miłość. Chcą więc być w relacji romantycznej, a często także seksualnej, z kilkoma obiektami uczuć.
To, że czegoś „chcę”, wystarczy?
Jeśli dorosłe osoby wyrażają zgodę na poliamorię, to czemu mają z niej zrezygnować? Na terapię zgłaszają się często ci, którzy odkrywają, że nie czują się dobrze w relacjach mono. Jako seksuolodzy możemy im pomóc odkryć prawdziwe potrzeby, pomóc stworzyć w wyobraźni idealny świat, w którym byliby szczęśliwi na swoich warunkach. I kiedy ich pytamy, co by się musiało stać, żeby było im dobrze, jaki byłby warunek ich szczęścia, to słyszymy, że relacja poliamoryczna.
Czy to, co jest fajne jako fantazja, może stać się traumą, kiedy zostanie zrealizowane?
Może, dlatego rozmawiamy także o ewentualnych konsekwencjach realizacji tych pragnień. Pytamy klienta m.in. o odczucia, gdyby partner czy partnerka poszli z kimś innym na kolację. Czy gdyby czuł się z tym źle, to byłby w stanie to zakomunikować?
Nie pomagamy więc klientom odkryć fantazji, nie wspieramy na ślepo w ich realizacji! Pomagamy ustalić ich prawdziwe potrzeby, sprawdzając, czy relacja poliamoryczna rzeczywiście jest dla nich. Pisząc wraz z Michałem Tęczą i Magdaleną Kuszewską „Miłosne mono/poli”, niejednokrotnie podkreślaliśmy, że relacje poli nie są dla wszystkich. Są alternatywą dla poszukujących spełnienia.
Czytaj także: Cztery sygnały, że czas się rozstać. Kiedy związek traci sens? Rozmowa z psychoterapeutką Katarzyną Miller
Znam dwie pary, które nudziły się albo kłóciły i dlatego spróbowały poliamorii. Zapłaciły za to cierpieniem, także swoich dzieci.
Zwracamy uwagę czytelników i pacjentów w gabinecie, że poliamoria to nie jest supernowy trend do popróbowania. Nie jest to też lek na problemy w parze. Nie każdy chce i potrzebuje skupiać się miłośnie na kilku osobach. Jeśli jednak takie są czyjeś prawdziwe potrzeby, to w polirelacji będzie czuł się dobrze. Mam w terapii kilka relacji poliamorycznych, które trwają już wiele lat i są udane. A to dlatego, że były odpowiedzią na prawdziwe potrzeby tych osób, a nie próbą poradzenia sobie z nudą w relacji czy choćby lękiem przed bliskością.
Czy chodzi tylko o to, żeby było nam dobrze? Czy życie to tylko poszukiwanie rozkoszy? A co z realizacją ważnych dla nas wartości?
W tradycyjnym modelu relacji często zatracamy swoje wartości, tam przecież pojawiają się zdrada, nieuczciwość, kombinowanie. My proponujemy bycie transparentnym, szczerym, życie w prawdzie. Poliamoria jest tak naprawdę drogą do szukania własnej tożsamości. Mówieniem w relacji prawdy o tym, czego potrzebuję, co mogę ci dać i jak się z tym czuję, kiedy daję ci to, czego potrzebujesz. W związkach wartością jest właśnie otwartość: jestem z tobą mimo rzeczy, które mi nie odpowiadają, bo z kolei inne sprawy i moje uczucie do ciebie są istotniejsze. Jednak to nie jest częsta postawa.
W związku mono wiemy, jakie obowiązują zasady, choć są łamane. W związku poli zasady trzeba ustalić.
W związkach mono także warto to zrobić, bo tylko nam się wydaje, że są one oczywiste dla obojga. Już bycie razem można różnie rozumieć. Zazwyczaj dopiero kiedy dojdzie do przekroczenia naszych wyobrażeń, rozmawiamy o tym, jak rozumiemy na przykład zdradę. Mogę uznać za nią to, że oglądasz pornografię ale tobie do głowy by nie przyszło, że tak pomyślę! Dla mnie z kolei mówienie intymnych rzeczy trzeciej osobie bez mojej zgody to większa zdrada niż seks. W relacjach poli jest jeszcze mniej oczywistości, dlatego warto powiedzieć, gdzie są moje granice, usłyszeć, gdzie są twoje.
Miłość to też sprawy, które powierzamy tylko tej jednej osobie…
Relacje poliamoryczne są różne. Pierwszy model to taki, w którym jest jedna relacja kluczowa, co zapisujemy w tzw. kontrakcie. Zapisujemy w nim też, jak to sobie będziemy okazywać, że jesteśmy dla siebie ważniejsi. I dbamy o to, aby tak było. Ustalamy też, że jeśli poczujemy, że tak nie jest, mamy to powiedzieć, a wtedy dostaniemy więcej uwagi. Oczywiście w relacjach poli zazdrość też bywa problemem, bo choć osoby poliamoryczne same chcą tak żyć, to mogą odczuwać zazdrość o partnera. Każda emocja jest dobra, warto jednak nauczyć się rozumieć, co mówi.
Zazdrość nie jest miłości potrzebna. Można sobie okazywać zainteresowanie na tysiące przyjemniejszych sposobów, niż odgrywając sceny zazdrości. Można mówić: „Potrzebuję ciebie więcej, czuję się gorszy, czuję się na drugim planie”. Warto ustalić w kontrakcie, że mogę mieć takie potrzeby i razem się wtedy nad nimi pochylimy…
Można jednak przestać być kluczowym partnerem, kiedy ten ktoś trzeci okaże się bardziej atrakcyjny?
Dlatego co jakiś czas wracamy do kontraktu, bo coś może już być niezgodne z naszymi potrzebami. Ktoś może stwierdzić, że potrzebuje więcej autonomii i kiedy powie to drugiej osobie, ona może się na to zgodzić. Bo są związki poli, w których wszystkie relacje są równoważne. Tworzą go na przykład trzy osoby, które mogą mieszkać osobno i spotykać się wieczorami lub w weekendy. Po jakimś czasie jednak dochodzą do wniosku, że chcą mieć siebie więcej i decydują się na wspólne zamieszkanie.
A jeśli dwie tego chcą, a trzecia nie?
To jest sprawa do przegadania. W związku poliamorycznym jest więcej uczestników, więc może być trudniej o zgranie.
Kiedy na studiach uczyłem się o poliamorii, to słyszałem, że to relacja, w której każdy z każdym musi być tak samo miłośnie zaangażowany w pozostałe osoby. Ale z takim idealnym tworem się nie spotkałem. Najczęstsze są trójkąty, w których każdy jest zaangażowany, ale już tak nie jest, kiedy do trójki dołącza czwarta czy piąta osoba. Wtedy powstaje swoisty łańcuch lub konstelacja, co pokazuje nam, że każda relacja jest inna i każda może funkcjonować według swoich zasad.
Czytaj także: Miłości czy seksu – czego mężczyzna szuka w romansach?
Czy w pewnym momencie łańcuch poli nie pęka z trzaskiem?
W trwałości i problemach związków poli i mono nie widzę różnic. Potwierdzają te podobieństwa także badania rodzin poliamorycznych, które są prowadzone od 30 lat przez dr Elisabeth She. Trudności, jakie mają ludzie w tych relacjach, są takie same jak w relacjach tradycyjnych, a dotyczą tego, kto zrobi pranie, sprzątnie, kto zawiezie dzieci do szkoły. Różnica jest taka, że kiedy jest więcej osób, czasem łatwiej te sprawy ogarniać.
Poliamoria zachęca więc do tego, aby nie oszukiwać i nie zdradzać, ale żyć wspólnie z tymi, których kochamy?
To, co nas pchnęło do napisania książki, to zawodowe i prywatne spotkania z różnymi modelami związków. Przykładem niech będzie para, która pojawiła się w gabinecie z powodu zdrady.
Podczas sesji ustaliliśmy, że przyczyną był brak szczerych rozmów. Nie komunikowali swoich potrzeb z lęku przed reakcją drugiej osoby. A prawda była taka, że jednemu z nich serce zabiło dla kogoś trzeciego. Miałem wtedy taką fantazję, że potrzebna jest rewolucja w modelach relacji, w jakich żyjemy, bo są osoby, które mogą kochać i być nie tylko z jedną osobą.
Gdyby była akceptacja takich potrzeb, to łatwiejsza byłaby szczerość, nie byłyby konieczne kłamstwa, nieuczciwości, a w rezultacie zdrada.
Poliamoria jako sposób na niezdradzanie?
To nie jest kwestia modelu relacji, ale tego, jacy jesteśmy wobec siebie i innych, czyli czy jesteśmy uczciwi. W każdym związku – mono, poliamorycznym czy otwartym – ważne jest zaufanie i bezpieczeństwo. Jeśli ktoś nie idzie do łóżka, ale spotyka się z kimś, angażuje się i o tym nie mówi, czyli nie jest szczery i oszukuje, to można uznać jego postępowanie za zdradę i to będzie boleć. Bo zawsze boli, kiedy jesteśmy okłamywani. Jesteśmy wychowani do związków na wyłączność i z potrzebą wyłączności wchodzimy w relacje, a więc też z lękiem przed zdradą. Jeśli jednak decydujemy się przełamać schematy społeczne i iść za potrzebami, a więc zbudować relację poliamoryczną, to robimy większy wysiłek niż inni. I jeśli wówczas poczujemy się zdradzeni, to bywa bardzo bolesne. W przypadku zdrady w związkach poli pracujemy podobnie jak w mono. Szukamy, skąd zdrada się wzięła, czy partnerzy mają siłę, by budować dalej relację.
Skoro jest zdrada, to może też jest farbowane poli?
Zdrady mogą pojawić się w każdym modelu relacji. Badania mówią o skali między 10 a 80 procent. To dużo. Oczywiście można związki poli wykorzystywać do tego, aby realizować wyłącznie nie do końca zdrowe potrzeby seksualne, na przykład kompulsywne. Ale czy to wtedy nazwiemy poliamorią? Nie. Toczą się dyskusje o etycznej i nieetycznej poliamorii, ale poliamoria jest etyczna z założenia. To tak samo jak zastanawianie się, czy monogamia jest etyczna.
Kiedy dołączyć trzecią osobę?
Badacze mówią, żeby najpierw skupić się na jednej relacji i jednej osobie, i realizować się w tym związku. Dopiero potem, jak pojawią się dodatkowe potrzeby i emocje, dołączyć do relacji kogoś jeszcze i wejść w fazę poliamoryczną. Są jednak osoby, które w jednym czasie angażują się w dwie znajomości i obie te relacje mogą pozytywnie przejść próbę czasu. Można mieć już doświadczenia ze związków mono i wiedzieć, że to nie do końca dla nas dobrze.
Znam kobiety, które dopiero po miesiącach relacji z mężczyzną dowiadywały się, że on jest w małżeństwie i że jego żona wie i chce je poznać. Poczuły się oszukane.
Nie dziwię się, tu mówimy rzeczywiście o oszustwie. Nie o budowaniu transparentnej relacji.
Czym zatem jest miłość w tym ujęciu?
Wielu myśli, że kiedy mają motyle w brzuchu, na pewno czują miłość. Ale to odczucie przecież mija. Ja nazwałem miłością relację, w której miałem zaufanie do drugiej osoby. Nie stuprocentowe, bo to nierealne, wiedziałem jednak, czego mogę się spodziewać, kiedy po kilku trudnych rozmowach, pokonaniu kilku poważnych konfliktów sprawdziliśmy się jako para. I to nie tylko na wakacjach, ale także w nieprzyjemnych sytuacjach. Wtedy zacząłem sobie uświadamiać, że to może być miłość. Zakochanie mogę porównać do patrzenia przez różowe okulary, natomiast miłość zakłada mi na nos okulary korekcyjne.
A co to jest zaufanie?
Poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że nie muszę kontrolować, mogę pozwolić na bezsilność, smutek, radość, podniecenie.
A w kontekście potrzeb seksualnych i romantycznych – wiem, że jeśli jakiś punkt naszego kontraktu przestanie ci odpowiadać, to dowiem się jako pierwszy, nie jako ostatni.
Michał Sawicki, psycholog, seksuolog, terapeuta par, wykładowca akademicki. Autor książki „Seks bez presji” oraz współautor (wraz z Michałem Tęczą i Magdaleną Kuszewską) książki „Miłosne mono/poli. Jak dobrze grać w relacje”.
Założona przez Anję Rubik Fundacja SEXEDPL jest multimedialną platformą, która zapewnia edukację w zakresie praw człowieka, seksualności, równości płci, związków i reprodukcji. Przekazuje rzetelną wiedzę, współpracując z czołowymi ekspertami i ekspertkami. Prowadzi telefon zaufania, Antyprzemocową Linię Pomocy (720 720 020, czynna codziennie od 12.00 do 20.00).